Dodany: 03.05.2010 15:47|Autor: paren

Książki i okolice> Konkursy biblionetkowe

Magdalenki dla Czajki



Czajko, pozwoliłam sobie zachować formę dusiołków z Twojego konkursu.

1.
Godzina nie tylko jest godziną, to naczynie wypełnione zapachami, dźwiękami, zamierzeniami, zmiennością aury.



Otaczał ją ogród pełen zaledwie rozkwitających drzew owocowych i młodej zieleni. [...]
— Jak to gdzie? Jesteśmy tam, gdzie byłyśmy przed chwilą. No co, ciepło ci teraz? — spytała zdejmując z siebie popielatą pelerynę ze stojącym futrzanym kołnierzem i narzucając ją na ramiona X.
— Więc to się nazywa rotunda? — zdziwiła się X. — Myślałam, że rotunda to jest zupełnie co innego. Ale mniejsza o to.
Rotunda była rozkosznie ciepła i lekka, woniejąca przy tym przedziwnie ni to różą, ni to jakimś innym, niezwykle delikatnym, ale zarazem odurzającym zapachem.
— Więc gdzie my właściwie jesteśmy, YZ, bo jakoś nie zrozumiałam?
— Przecież powiedziałam ci, moje dziecko, że jesteśmy tam, gdzie byłyśmy przed chwilą.
— Nie rozumiem.
— No, pomyśl! Gdzie byłaś przed chwilą? No, w tym momencie, gdy zaczęłyśmy rozmowę?


Wyświetleń: 14022
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 15
Użytkownik: Czajka 03.05.2010 15:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Czajko, pozwoliłam sobi... | paren
Ach! To wiem :)))
Pierwsze czy nie jest godziną błękitną siedzącą na emaliowanym zegarze? A drugie gadziną pąsową? :D
Użytkownik: paren 03.05.2010 15:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Ach! To wiem :))) Pierws... | Czajka
Tak!!! :-)))
Użytkownik: Czajka 03.05.2010 15:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Ach! To wiem :))) Pierws... | Czajka
Godziną oczywiście :)
Użytkownik: paren 03.05.2010 15:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Godziną oczywiście :) | Czajka
Oczywiście. :-)
Użytkownik: paren 03.05.2010 15:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Czajko, pozwoliłam sobi... | paren
2.
Medycyna nie zna tajemnicy wyleczenia, ale zapewnia sobie umiejętność przedłużania choroby.


Z trudem można sobie wyobrazić całe ograniczenie jej praktycznych i teoretycznych możliwości, jej zacofanie i bezradność wobec cierpienia i okrucieństwa, jakie niosły jej metody. [...]
Jednak historia życia McDowella niejednokrotnie podnosiła mnie na duchu. Zawsze wtedy widziałem go na koniu, z torbą pełną prymitywnych instrumentów przy siodle, jadącego przez pustkowia Kentucky, i słyszałem słowa mojego ojca, który był wielkim gawędziarzem i umiał w oparciu o własną wiedzę i doświadczenia tak sugestywnie opowiadać, jakby każdej minuty sam był przy tym obecny - barwnie, żywo, wesoło, by przybliżyć mi nawet te wydarzenia z życia McDowella, które nie miały świadków nawykłych do opowiadania czy pisania o nich i które można było odtworzyć jedynie dzięki dociekliwej wyobraźni opowiadającego.
Użytkownik: Czajka 03.05.2010 16:38 napisał(a):
Odpowiedź na: 2. Medycyna nie zna taje... | paren
Czy to nie jest ta medycyna drobnym druczkiem stuletnim?
Użytkownik: paren 03.05.2010 16:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy to nie jest ta medycy... | Czajka
Tak!
W tym wydaniu, które mam, druczek nie jest na szczęście taki drobny.
Świetnie! :-)))
Użytkownik: Sherlock 08.05.2010 17:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Czajko, pozwoliłam sobi... | paren
3.
Z powodu zbyt silnego bicia serca zmniejszono mi dawki kofeiny; bicie serca ustało. I zacząłem się zastanawiać, czy to nie z kofeiny po trosze był ów ucisk serca, jakiego doznawałem wówczas, kiedym się prawie poróżnił z Gilbertą, i którego każdy nawrót przypisywałem męczarniom rozstania lub obawie, żebym ujrzał Gilbertę tak samo nadąsaną. Ale jeżeli ten narkotyk był źródłem moich cierpień, fałszywie w takim razie tłumaczonych przez moją wyobraźnię (w czym nie byłoby nic niezwykłego, ile że najokrutniejsze cierpienia moralne miewają często u kochanków źródło w fizycznym przyzwyczajeniu do kobiety, z którą żyją), był on niby ów kordiał, który długo po zażyciu wciąż wiązał Tristana do Izoldy. Bo poprawa fizyczna, jaką zmniejszenie dawek kofeiny sprowadziło u mnie prawie natychmiast, nie powstrzymała rozwoju zgryzoty, którą niegdyś narkotyk, o ile jej nie wywołał, to bodaj zdołał zaostrzyć.
Ale kiedy nadeszła połowa stycznia, skoro się rozwiały nadzieje noworocznego listu i uśmierzył się ból towarzyszący ukojonemu wreszcie zawodowi, wówczas zaczęła się na nowo moja zgryzota sprzed Świąt. A najokrutniejsze było w niej może to, że ja byłem sam jej nieświadomym, samowolnym, bezlitosnym i cierpliwym twórcą. Ja sam pracowałem nad tym, aby uniemożliwić jedyną rzecz, na której mi zależało: stosunki z Gilbertą, stwarzając pomału, przedłużeniem rozłąki, obojętność nie Gilberty, ale — co miało wyjść w końcu na jedno — swoją własną. Pracowałem zaciekle nad długim i okrutnym samobójstwem tego siebie, który we mnie kochał Gilbertę; pracowałem widząc jasno nie tylko to, co robię w danej chwili, ale co stąd wyniknie na przyszłość.


(...)
W tym świecie nasza krew jest przestrzenią jedyną.
Czerwone ptaki ciągle biorą postać inną
i przy sercu, co rządzi nimi, krążą z trudem.
Oddalić się od niego nie mogą, bo giną —
bo w nas jest pustych równin okrucieństwo zimne,
gdzie się kona z pragnienia u fałszywych źródeł.
(...)

Pytanie dodatkowe:
3a) Pod koniec którego polskiego filmu jest recytowany ten wiersz?


4.
Łąki te były usiane na wpół zagrzebanymi w trawie resztkami zamku dawnych hrabiów Combray, któremu w średnich wiekach łożysko Vivonne służyło od tej strony za obronę przeciw napadom panów na Guermantes i opatów Martinville. Były to już tylko jakieś szczątki wież, wzdymające łąkę, ledwie widoczne; jakieś blanki, skąd niegdyś kusznik miotał kamienie, skąd czatownik śledził Novepont, Clairefontaine, Martinville-le-Sec, Bailleau-l'Exempt, wszystkie lenna Guermantes, którymi Combray było okolone — dziś zrównane z ziemią, opanowane przez uczniaków szkoły klasztornej, którzy przychodzili tam uczyć się lekcji lub bawić się na pauzie; przeszłość niemal skryta pod ziemią, rozciągnięta nad rzeką niby letnik zażywający chłodu, ale dająca mi wiele do myślenia; sprawiająca, iż pod nazwą Combray wyrastał dla mnie obok dzisiejszego miasteczka gród bardzo odmienny; przeszłość przykuwająca moje myśli swoją niezrozumiałą i antyczną twarzą, na wpół skrytą pod jaskrami.


Formułki — regułki — w zielnikach uschłe szypułki —
ścian bielonych zimny, stęchły cień.
Nie ujrzysz nieba,
bo wapnem zatarli szyby, i mówią, że tak trzeba.
Jak w złym, dręczącym śnie,
Czas-Tercjan dzwonkiem przekuwa, dzień w dzień, dzień w dzień,
leniwych godzin ciąg w żelazną — ciężką sztabę.
Ach, tak bym poszedł za labę... żeby tylko było gdzie!
Żeby to był na tym świecie taki raj,
jak ta łączka za Wolską rogatką — wszak wiecie?
przy linii Kraków — Bonarka (już jej dawno nie ma);
tam wieczny maj święcili zalabowniki,
tam jedli bober, dropsy, solodrągi,
i tonąc aż po uszy w jaskrach i kąkolu,
bronieni grząskim moczarem,
grywali:
w przerywanego króla, w pliszki, no i w jarę!
(nie było jeszcze footballu) —
i piekielnymi krzyki witali przelatujące pociągi...
Ach!... wyrwać się z Życia za labę!
na taką łąkę — na trawę — na wolne, wolne powietrze!
Zaszyć się, skryć się w chwastów ciżbie zwartej,
wraz z rdestem, szczawiem, łopuchem;
na wietrze
rozstrzępić myśli w siwych mietlic wiecheć
i zagrać z Losem raz, w otwarte karty:
do góry brzuchem lec wśród pachnących ziół...
i nic już nie chcieć.
I patrzeć sobie z boku, na rwące, tętniące życie,
dni — lata — miesiące —
przelatujące,
w zapamiętaniu głuchem,
skuplowane fatalnym łańcuchem
w przyczyn i skutków pociąg, długi, długi,
pędzące
w rudym obłoku, w natłoku, świście i zgrzycie,
jak rozgrzane, zmachane sznelcugi.
I wtedy...
hej! hej!... o radości!
to ci dopiro frajda!... teraz gwóźdź zabawy!
Zerwać się z trawy;
stanąć na grzmiącym, dygocącym moście;
czepić się grającego harfą drutów słupa
i machać, machać czapką, zawzięcie, siarczyście,
na pół łokcia pokazać język maszyniście,
a pasażerom krzyczeć: d...!! d...!!

Pytania dodatkowe:
4a) Jak się nazywa obecnie ulica, przy której końcu stała ta Wolska rogatka?
4b) Czy istnieje ta łączka za Wolską rogatką? Jeżeli istnieje, to jak się nazywa?
4c) Co teraz się znajduje w miejscu rozebranej linii kolejowej Kraków-Bonarka?


Uwaga: obie zagadki są dosyć trudne. Zadaję je więc nie tylko Czajce, ale i wszystkim biblionetkowiczom, którzy chcieliby Czajce pomóc :)
Użytkownik: Czajka 09.05.2010 17:11 napisał(a):
Odpowiedź na: 3. Z powodu zbyt silneg... | Sherlock
No to leżę. :))
A wiesz, Sherlocku, - zmieniła zgrabnie temat Czajka - że Proust w ankiecie wpisał jaskółkę jako ulubionego ptaka? Właśnie dzisiaj znalazłam ten fragment. :)
3. Ojeja, ojeja. Nie wiem całkiem, może Baczyński? Ładne, ale nie wiem. :)
4. Klops. Jakiś krakowski poeta, w dodatku nieco współczesny, hm, strzelę w Zagajewskiego, chociaż nie znam i trochę do niego nie pasuje.
:)
Użytkownik: Sherlock 09.05.2010 19:25 napisał(a):
Odpowiedź na: No to leżę. :)) A wiesz,... | Czajka
Też znalazłem ten fragment :)

http://jcdurbant.wordpress.com/2007/08/27/litterat​ure-notre-fameux-questionnaire-de-proust-aussi-etait-anglais-new-blow-for-the-french-prousts-questionnaire-was-also-imported-from-britain/

(ewentualne spacje trzeba usunąć).

Z "trójką" będzie ciężko. To mało znany poeta francuski, urodzony w Urugwaju. Może biblionetkowicze pomogą?
"Czwórka": nie taki on całkiem współczesny, skoro pamięta czasy, gdy jeszcze w Krakowie nie znano piłki nożnej. Najbardziej znany jest z pierwszego całościowego przekładu "Fausta".
Użytkownik: Czajka 10.05.2010 03:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Też znalazłem ten fragmen... | Sherlock
Całościowego? Hm. Paszkowski? :) Ale on to chyba z Warszawy.
Albo może Walicki?
Użytkownik: Sherlock 11.05.2010 17:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Całościowego? Hm. Paszkow... | Czajka
3.
Jules Supervielle "Nocturne en plein jour" ("Nokturn w biały dzień").
Wiersz pochodzi z tomu poezji "La Fable du monde" (rok 1938).

(...)
C’est le monde où l’espace est fait de notre sang.
Des oiseaux teints de rouge et toujours renaissants
Ont du mal à voler près du cœur qui les mène
Et ne peuvent s’en éloigner qu’en périssant
Car c’est en nous que sont les plus cruelles plaines
Où l’on périt de soif près de fausses fontaines.
(...)
3a - wiersz jest recytowany pod koniec filmu Wojciecha Jerzego Hasa "Jak być kochaną".

4.
Feliks Konopka "L'école buissonnière".
Ten eufemizm (dosłownie "krzaczasta szkoła", czyli "szkoła odbywana w krzakach") oznacza po prostu "wagary".

4a - dawna ul. Wolska to obecnie ul. Piłsudskiego.
4b - co znajduje się u wylotu tej ulicy? Błonia krakowskie.
4c - co znajduje się między Błoniami a ul. Piłsudskiego?
Aleje Trzech Wieszczów.
One właśnie powstały w miejscu linii Kraków-Bonarka.
Linia zresztą szła dalej - przez Most Dębnicki oraz tereny, na których teraz wybudowano ul. Marii Konopnickiej (znajdującą się oczywiście już za mostem, czyli po drugiej stronie Wisły).

Użytkownik: gosiaw 11.05.2010 14:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Czajko, pozwoliłam sobi... | paren
Powinno być łatwo, bo to trochę odgrzewana zupa. Ale taka ładna... ;)

5.
Niespodziewany wypadek zakłócił lato. Pewnego pięknego poranka przed hotelem M. zatrzymała się taksówka i wysiadła z niej moja wędliniarka. Udała się do mojej matki i urządziła jej wielką scenę ze łzami i szlochaniem, groziła samobójstwem i spłonięciem na stosie. Matka poczuła się niesłychanie dumna: tego właśnie ode mnie oczekiwała. Stałem się wreszcie człowiekiem światowym. Tegoż samego dnia dowiedział się o tym cały rynek B., Co się tyczy mojej wędliniarki, jej stanowisko było proste i jasne: powinienem się z nią ożenić. Żądaniu jej towarzyszył jeden z najdziwniejszych argumentów, z gatunku skarg dziewcząt porzuconych z dzieckiem, jakie kiedykolwiek zdarzyło mi się słyszeć.
- Kazał mi czytać Prousta, Tołstoja i Dostojewskiego – oświadczyło nieszczęsne dziewczę tonem rozdzierającym serce – I co ja teraz mam robić?
Muszę wyznać, że ten oczywisty dowód moich złych zamiarów zrobił na matce duże wrażenie i spojrzała na mnie wzrokiem pełnym wyrzutu. Posunąłem się niewątpliwie zbyt daleko. Sam czułem się dość zażenowany, zmusiłem bowiem Adelę do wchłonięcia jednego za drugim tomów Prousta, co dla niej było już równoznaczne z uszyciem ślubnej sukni. Niechaj Bóg mi wybaczy! Kazałem jej nauczyć się na pamięć całych ustępów z "Tako rzecze Zaratustra"; jasne było, że o wykręceniu się tanim kosztem nie mogło być mowy. Mówiąc ściślej, moje wysiłki twórcze nie przyprawiły ją o ciążę, jednakże pod wpływem tej twórczości znalazła się w stanie nieco odmiennym. (...)

Czułem, że jestem zgubiony. Po herbacie matka odwołała mnie do gabinetu.
- Kochasz ją?
- Nie. Bardzo ją lubię, ale jej nie kocham.
- Więc po coś jej obiecywał?
- Nic jej nie obiecywałem.
Matka spojrzała na mnie z wyrzutem.
- Ile tomów ma Proust?
- Posłuchaj mamo…
Potrząsnęła głową.
- To nie było ładnie – powiedziała. – Nie, to nie było ładnie.
Głos jej zaczął drżeć i nagle ku mojemu zdumieniu zobaczyłem, że płacze.
Użytkownik: Czajka 14.05.2010 03:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Powinno być łatwo, bo to ... | gosiaw
Wreszcie udało mi się wejść w wątek. :))
Majaczy mi się, ale z dużą pewnością - "Obietnica poranka"
:))
Użytkownik: gosiaw 14.05.2010 08:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Wreszcie udało mi się wej... | Czajka
Podobnie precyzyjnych majaków życzyłabym sobie w Twoim konkursie. ;) Oczywiście potwierdzam.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: