Dodany: 03.05.2010 02:55|Autor: 5w4

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Martwa natura z wędzidłem
Herbert Zbigniew

2 osoby polecają ten tekst.

Autoportret z bijącym sercem


Pejzaż. Zwierciadło rzeczywistości. Urzekająca gra świateł i cieni. W kilku zdaniach niemal materialne „bistr, sepia, ciężka zieleń”[1], a tuż po nich „frywolne różowości, operetkowe złoto”[2].

Kraj, którego już nie ma. Dawne piaszczyste drogi, wodopoje, kamienne mosty, ruiny oblane „miodowym światłem”[3] żyją już tylko na obrazach. Zamiast nich schludne, wypieszczone domki tonące w zieleni, brukowane ganki, połyskujące oczka wodne. Oaza tolerancji i leniwego dobrobytu. W tym świecie samobójstwo z nędzy jest czymś kuriozalnym i nie ma takich natchnionych szaleństw, które mogłyby kogoś zaskoczyć. Dzisiejsza Holandia i jej spokojny krajobraz ze stadami krów, owiec i dzikich gęsi. I kwietniowymi polami barwnych tulipanów, które, pozbawione swojej złowrogiej potęgi, już na zawsze zostaną jedynie zachwycającą „poezją Natury”[4].

Portret. Cierpliwa, precyzyjna kreska. Figura i tło. Kontur poprowadzony pewną ręką, a wewnątrz nieskazitelna płaszczyzna. Sens bez uszczerbku, bez niepotrzebnych ozdób, bez zbędnego słowa, jak rzeźba powstała z jednej idealnej bryły kamienia. Taki jest Herbert widziany oczami pożeraczy mlecznej czekolady, ludzi wydanych na pastwę własnych niespokojnych emocji – moimi oczami. Do któregoś dnia. Do pierwszego spotkania z „Martwą naturą…”, z pamiętnikiem tej wnikliwej, czułej refleksji. Artysta z jednakową uwagą zapatrzony w innych artystów, lichwiarzy i entomologów, który czcząc swój „obojętny ideał”[5] w niezamierzony sposób czyni nas świadkami własnych transcendentnych przeżyć. „Radosne zdziwienie, wdzięczność, że zostałem obdarzony ponad miarę, strzelisty akt zachwytu”[6]. Autoportret z bijącym sercem.

Kto w podobnych słowach opisałby świat tak odległy i niedzisiejszy? Kto po siedemnastowiecznych Holendrach z tym samym pietyzmem i precyzją mógł oddać po kolei każdy szczegół „wielkiego księstwa przedmiotów”[7]? Od „armaty odlanej jakby nie z metalu, ale z ciężkiego snu”[8] po „zepsuty zegar, który stał w sieni i był siedliskiem myszy”[9], każdy z nich otrzymuje należne mu miejsce i tło. To samo dotyczy ludzi. Oszałamiająca „Martwa natura z wędzidłem” – pełna rozmachu i grozy opowieść o artyście, który wyzwał świat na pojedynek, a którego bolesny krzyk będzie odbijał się echem przez wieki. I parę stronic dalej skromne, intymne niemal, pośmiertne wspomnienie Długiego Gerrita, człowieka-dziwu natury, który z kąta izby śledził „wirujący proch ziemi”[10] i na tej samej ziemi znaleziono go pewnego ranka w kubraku „nasiąkniętym deszczem i krwią”[11]. Na kartach książki mieszają się ze sobą podziw dla van Goyena, „z resztek odtrąconych od świata tworzącego nowe światy”[12], i Terborcha, którego subtelny pędzel łączył w wizerunkach bogatych klientów „intymność i monumentalizm, swobodę i hieratyczność, odświętność i codzienność”[13]. Kto, jeśli nie autor-poeta zdołałby dostrzec i uwypuklić te wszystkie delikatne kontrasty? Kto z równie piękną egzaltacją mógł mówić o przedmiocie swej pasji, a jednocześnie swoich mieszczańskich bohaterów portretować z ciepłym, uszczypliwym humorem, niczym sprytnych szewczyków ze świata dziecięcych bajek?

Nie sposób przybliżyć tej cudownej, zachwycającej książki, nie cytując nieomal każdego jej słowa. A od pierwszych fraz urzeka swoim poetyckim wdziękiem, który ciągnie się i trwa aż po ostatnią kropkę. Są akapity i zdania, które czyta się raz – i wraca, a potem kolejny raz i znów kolejny, aż rzeczywistość zacznie domagać się należnych jej praw. Jak przejęci widzowie Goethowskiej inscenizacji żywych obrazów, mam ochotę zawołać: Tournez, s’il vous plaît. Odwróć się, objaw nam swoje wnętrze, dzieło, którego piękność jest niemal nie do zniesienia. Ale nie tylko własny sens odkryj przed patrzącymi. Ukaż nam twarz artysty odbitą w twoich nieśmiertelnych oczach, w połysku szkła, w każdej literze i zdaniu. Pozwól nam choć przez chwilę widzieć naraz twórcę i dzieło. Tych, którzy „afirmują widzialną rzeczywistość z natchnioną skrupulatnością i dziecięcą powagą”[14], i tych, co „na ostatni pojedynek wyzywają los”[15]. I tego, co patrzy na nich z odległości trzech wieków, „w nadziei przygody, w zgodzie na olśnienie”[16]. Pozwól nam zobaczyć ich wszystkich raz jeszcze, na chwilę przed tym, nim śmierć przeniesie ich do nieśmiertelności – jak idą, biegną, walczą lub stoją w milczeniu, a w oczach mają łzy bólu i wzruszenia.



---
[1] Zbigniew Herbert, "Martwa natura z wędzidłem"*, wyd. Fundacja Zeszytów Literackich, Warszawa 2003, s. 17.
[2] Tamże, s. 19.
[3] Tamże, s. 16.
[4] Tamże, s. 43.
[5] Tamże, s. 91.
[6] Tamże, s. 90.
[7] Tamże, s. 12.
[8] Tamże, s. 63.
[9] Tamże, s. 132.
[10] Tamże, s. 117.
[11] Tamże, s. 118.
[12] Tamże, s. 17.
[13] Tamże, s. 67.
[14] Tamże, s. 37.
[15] Tamże, s. 87.
[16] Tamże, s. 75.
* Część sformułowań użytych przez Autora przytaczam w recenzji niedosłownie.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4105
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: miłośniczka 07.05.2010 14:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Pejzaż. Zwierciadło rzecz... | 5w4
Świetnie, naprawdę świetnie napisane. A "Martwa natura z wędzidłem" - to rarytas, delikates w najczystszej postaci...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: