Autor: Jakub Małecki
Tytuł: Dygot
Wydawnictwo: Sine qua non
Liczba stron: 320
Przeczytana przeze mnie: marzec 2017
Oceniona przeze mnie na: 5,5.
Dygot (
Małecki Jakub [pisarz])
Właśnie zamknęłam „Dygot”, dodałam ocenę i… Czuję się tak, jakby ktoś wyrwał mi pół serca. Takie uczucia mam chyba tylko i wyłącznie przy Axelsson. To coś takiego, co trudno opisać, trudno o tym mówić, a najtrudniej zabrać się za czytanie czegoś nowego…
Niemka przeklina Jana Łabędowicza, a jakiś czas później rodzi się jego syn Wiktor. Chłopiec o skórze białej jak śnieg, który jest widowiskiem dla wiejskiej społeczności, bo nie znają oni pojęcia albinizmu.
Klątwa cyganki dogania córkę Bronka Geldy, która zostaje poparzona, co także nie przysparza jej przyjaciół.
Jak zetkną się losy obu rodzin? Czy Emilia i Wiktor będą mogli normalnie żyć? Czy już zawsze odbierani będą przez pryzmat swojej „inności”?
Kiepskie to streszczenie całej akcji. W książce bowiem znacznie więcej symbolizmu, ukazania przekroju życia ludzi w czasach przedwojennych, wojennych, PRL, ale też kapitalizmu. Obawiałam się jednego, że gdy wezmę „Dygot” do rąk, zetknę się jedynie ze stereotypami. Obawiałam się tego, że odnajdę w niej tylko i wyłącznie to, jakie ciężkie było życie Emilii i Wiktora.
Jak dobrze, że tak pozytywnie się zaskoczyłam.
Dla jednych powieść będzie zapewne balladą, która snuje się przez 320 stron, poprzez przemiany społeczne, która starzeje się wraz z bohaterami, naszpikowana jest symbolizmem i boleśnie pokazuje czytelnikowi, że przeznaczenie prędzej, czy później go dopadnie.
Dla innych będzie to obyczajówka, krążąca wokół tematu zbrodni, ale także nacechowana przemocą wobec zwierząt i ludzi.
Czym więc „Dygot” był dla mnie? Na pewno z realistycznego punktu widzenia doskonałym studium psychologicznym człowieka. Nie tylko dwójki bohaterów, ale także ich rodziców, dziadków. Każdy bohater ma tu wyrzuty sumienia, każdy posiada marzenia, pragnie je spełnić, każdego coś w życiu boli i uwiera.
Z uczuciowego punktu widzenia „Dygot” to dla mnie opowieść o przeznaczeniu, o historii, która czasami zaskakuje, ale często zatacza koło. O tym, że w życiu liczą się stare prawdy, że człowiek może istnieć tylko wtedy, kiedy ma przy sobie drugiego człowieka, że nie jesteśmy samotną wyspą, a nasze życie musi mieć jakiś rytm, bo tak łatwo z niego wypaść i wszystko stracić. Przede wszystkim jednak musimy uczyć się na własnych błędach, żyć tak, jak sami chcemy, żeby potem móc powiedzieć sobie, że czas na zmiany.
„Dygot”, to życie każdego z nas. Przecież wszyscy biegniemy za czymś, szukamy, odnajdujemy bądź nie. Chcemy być szczęśliwi, wierzymy albo nie wierzymy w przeznaczenie i układamy to nasze życie jak mozaikę.
Nie wiem, co mogę jeszcze napisać. Chyba tylko tyle, że naprawdę warto. Pisałam wyżej, że jest tu przemoc, ale ona być po prostu musi. Bez niej tak dogłębnie nie zrozumie się istoty tej powieści.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.