Dodany: 01.03.2017 09:10|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

2 osoby polecają ten tekst.

Czytatka-remanentka II 17


Wena recenzyjna mi w tym miesiącu dopisała, więc na czytatkę stosunkowo niewiele materiału zostało, ale jednak:

A. B. C. (Christie Agatha (pseud. Westmacott Mary)) (4)
Ta powieść jest właściwie czystym pojedynkiem intelektu Poirota z intelektem zbrodniarza, i jednocześnie zabawnym zestawieniem prostoduszności i naiwności Hastingsa z głęboką intuicją Poirota. Inne osoby odgrywają tu stosunkowo małą rolę, a zmieniają się za szybko, by mogły stanowić wdzięczne obiekty obserwacji. Jednak same dialogi są wyborne.

Bóg urojony (Dawkins Richard) (?)
Nie wiem, co właściwie o tej książce powiedzieć. Bo z jednej strony mnie też potwornie irytują próby tworzenia państw wyznaniowych, narzucania ludziom jakichś absurdalnych (dobrze, jeśli tylko absurdalnych, a nie szkodliwych lub wręcz zbrodniczych – vide przykład mordów rytualnych u ludów środkowoamerykańskich, albo współczesne akty terroryzmu) zachowań w imię czci oddawanej temu czy innemu bóstwu. Też mnie doprowadzają do szału fanatycy, według których teoria ewolucji jest herezją, antykoncepcja śmiertelnym grzechem, a wyznawcy już nawet nie innych religii, tylko innych odłamów tej samej zasługują na smażenie się w piekle, choćby w swoim postępowaniu przypominali aniołów. I jest to wszystko obmurowane logiką, podbudowane masą cytatów, płynnie i zgrabnie napisane, Ale z drugiej, zdaje mi się, że namawianie kogoś do porzucenia wiary (podobnie zresztą, jak do jej zmiany na inną) jako czegoś, co cofa go do poziomu prymitywnego analfabety i podaje w wątpliwość walory jego umysłu, nie jest zbyt sensowne. Krzewienie na siłę ateizmu nie różni się niczym od krzewienia na siłę któregokolwiek z wyznań. A człowiek powinien sam dojść do tego, czy i jakiego Boga potrzebuje.

Brzozy i wielkie piece: Dzieciństwo na Górnym Śląsku (Bienek Horst) (5)
Maluteńka (pół godziny czytania), ale napisana pięknym, refleksyjnym stylem reminiscencja z lat dzieciństwa, które autor – niemieckojęzyczny Ślązak, choć nie bez domieszki polskiej krwi, o czym zaświadcza brzmienie nazwiska – spędził w Gliwicach w przededniu drugiej wojny światowej i podczas niej. Wspomnienia o czysto dziecięcych radościach i zmartwieniach wprowadzają w klimat miejsca i czasu; nieudana próba zapoznania się z chłopcem z zamku uświadamia istnienie przepaści między niezamożnymi mieszkańcami miasta a arystokracją – może większej, niż dzieliła ich od mówiących po polsku lokatorów takich samych kamienic. Przy okazji trochę przekazanych między wierszami refleksji natury historycznej (co wiedział przeciętny śląski Niemiec na temat wojny, jej przyczyn i przebiegu? Jak się czuł, zmuszony z chwilą zakończenia działań wojennych opuścić miejsce, w którym spędził całe dotychczasowe życie?).

Dziennik: 1943-1948 (Márai Sándor) (6)
Czytany na raty od 3 miesięcy, przy tym będący po części powtórką (po jakiej części, nie umiem ocenić – trzeba by mieć to wcześniejsze skrótowe wydanie i porównywać fragment po fragmencie; niektóre, szczególnie dobrze zapamiętane, rozpoznaję, ale co do innych nie mam pojęcia – były, nie były?) – okazał się lekturą więcej niż satysfakcjonującą. I będzie nią także przy trzecim czy kolejnym czytaniu (co może okazać się nierealne, biorąc pod uwagę, że w każdej chwili mam w domu zapas książek na jakieś następne dwa lata, a przecież co roku wydawane są nowe). Przejmujący obraz ojczyzny autora w czasach wyjątkowo niełatwych: najpierw wojna, w której Węgrzy początkowo nie ucierpieli, płacąc za to poddaństwem wobec niemieckich agresorów, później sami się stali obiektem nazistowskich prześladowań, a w końcu poznali smak sowieckiej okupacji; potem zmiana ustroju, oznaczająca koniec dotychczasowej kultury, odbierająca pisarzom prawo swobodnego wyrażania swoich myśli, ba, nawet doboru tematów, o których chcieliby pisać. „Upaństwowienie myśli” jest tak nieznośne, że Máraiowie postanawiają opuścić kraj. Ostatnie stronice dokumentują początek ich długoletniej tułaczki, podczas której nie będą wprawdzie przymierać głodem, ale już nigdy nigdzie nie poczują się jak w domu… Niezwykła ostrość i przenikliwość obserwacji. Głębia myśli oplatających prozaiczne szczegóły codzienności. Rewelacyjny styl i język. Nie znam lepszych dzienników, co najwyżej kilka równie dobrych.

Dymna (Baniewicz Elżbieta) (4)
Solidna, choć nieco chaotyczna i miejscami przyciężkawa biografia doskonałej aktorki, będącej równocześnie przesympatyczną kobietą o wielkim sercu. Mam wrażenie, że gdyby sama pani Anna pisała o sobie, wyszłoby trochę bardziej na luzie, aczkolwiek może nie tak drobiazgowo.

Grecja: Gorzkie pomarańcze (Sturis Dionisios) (4,5)
Interesujące połączenie historii rodzinnej i reportażu pióra półkrwi Greka, który czuje się Polakiem. Przypomina związki pomiędzy Polską a Grecją, odkrywa dzieje swoich rodziców i dziadków, wspomina własne przeżycia z dzieciństwa i konfrontuje je z obrazem współczesnej Grecji, dotkniętej kryzysem ekonomicznym, dręczonej problemem napływu uchodźców zza morza. Dobrze oddane emocje, ładny język, może tylko narracja odrobinę chaotyczna.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 864
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: