Dodany: 29.04.2010 20:27|Autor: in_dependent

Książka: Belcanto
Patchett Ann

Ucieleśnienie syndromu limskiego


Wytwór artystyczny o wysokich walorach estetycznych, czyli "dzieło", w języku włoskim określa powszechnie znane i zupełnie inaczej kojarzone słowo: "opera". A któż nie słyszał chociaż raz w życiu o tym niezwykłym, bardzo bogatym i rozbudowanym gatunku muzycznym stanowiącym kompilację wokalno-instrumentalno-sceniczną?

Twórcami opery byli członkowie Cameraty florenckiej, która kładła szczególny nacisk na prymat słowa nad melodią we wszystkich dziełach muzycznych. Włosi, będąc ojcami opery, zostali także twórcami przeciwstawnego poglądom Cameraty florenckiej terminu "bel canto", określającego nurt w muzyce kładący nacisk na estetykę, piękno głosu oraz wirtuozerię śpiewaków, a znaczącego nie co innego, jak "piękny śpiew".

W powieści "Belcanto" Ann Patchett tytułowy piękny śpiew wydobywa się z ust jednej z najlepszych sopranistek świata - Roxane Coss, której recital ma być ukoronowaniem urodzin japońskiego biznesmena. Przyjęcie z okazji jubileuszu pana Hosokawy wydaje na jego cześć władza małego kraju w Ameryce Południowej, w nadziei, że bogaty Japończyk chętnie zainwestuje swoje pieniądze w tym regionie. Tak naprawdę pana Hosokawy nie ściągają jednak na bankiet do willi wiceprezydenta tego niewielkiego kraju interesy, ale chęć posłuchania na żywo ulubionej śpiewaczki - podobnie zresztą jak innych gości, którzy na co dzień wcale niezainteresowani losami kraju, stawiają się licznie na raucie. Chyba wszyscy goście chcą, aby ten wieczór, ten koncert trwał jak najdłużej, jednakże w końcu Roxane Coss milknie. W tym samym momencie do rezydencji wpadają terroryści.

Zwykle w takich niebezpiecznych sytuacjach terroryści stawiają warunki, które są spełniane lub bagatelizowane i dochodzi do szybkiego rozwiązania sprawy - ugodowo bądź siłowo. Ale w tym przypadku przetrzymywanie zakładników przeciąga się. Mijają godziny, dni, w końcu tygodnie i miesiące. Pomiędzy terrorystami a zakładnikami powoli zaczyna tworzyć się nić sympatii, która szybko przeradza się w głębsze i silniejsze więzi emocjonalne.

Pięćdziesięciu siedmiu mężczyzn i jedna kobieta w zamknięciu nawiązują przyjaźnie, odkrywają swoje dotąd nieupubliczniane pasje przed wszystkimi i próbują jakoś przeżyć ten czas. Jednak stopniowo przestają myśleć o swoim poprzednim, zwyczajnym życiu i pragną, by ten stan uwięzienia nigdy się nie skończył. Uważają, że nikt nie powinien cierpieć, co w przypadku przekazania bądź odbicia zakładników mogłoby nastąpić.

W czterdziestoosobowej grupie zakładników wszyscy powoli przyzwyczajają się do tego, że wiceprezydent Ruben Iglesias opiekuje się domem, sprząta, pierze i prasuje, kandydat na ambasadora Francji Simon Thibault doskonale zna się na gotowaniu i wciąż myśli o swojej ukochanej żonie, Rosjanie, w tym Wiktor Fiodorow, grają nieustannie w karty, ojciec Arquedas, który został z nimi z własnej woli, odprawia niedzielne msze święte i co sobotę spowiada, Japończyk Gen jest geniuszem lingwistycznym i non stop pracuje, umożliwiając rozmowy zakładnikom czy służąc terrorystom jako tłumacz, a Messner, który jest wysłannikiem Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, odwiedza ich codziennie, przynosząc zapasy i próbując negocjować. Pracodawca Gena - pan Hosokawa nie odstępuje na krok śpiewaczki, którą ubóstwia, a panna Roxane Coss cieszy się wśród wszystkich niesłabnącą popularnością i jest traktowana w szczególny sposób, na szczególnych warunkach.

Z czasem jednak okazuje się, że terroryści też mają ludzkie oblicza. Generał Benjamin uwielbia grę w szachy, a genialny Ismael gry w szachy uczy się w błyskawicznym tempie, oglądając pojedynki swego generała. Cesar ma niesamowity głos i pragnie nauczyć się śpiewu. Generałowie Hector i Alfredo uwielbiają lokalną telenowelę. A wśród tej grupy wojskowych, doskonale zamaskowane, nagle ujawniają się dwie urocze dziewczyny - nieco naiwna, ale pragnąca poprawy swego życia Beatriz oraz piękna, szalenie inteligentna i chcąca się kształcić Carmen.

Z czasem trudno nawet rozpoznać, kto w tej rezydencji przetrzymuje, a kto jest przetrzymywany.

Obserwowanie narodzin relacji pomiędzy terrorystami a zakładnikami jest niezwykłe i fascynujące. Być może ma to jakiś związek ze znanym psychologii syndromem sztokholmskim, który objawia się solidarnością ofiar porwania z osobami je przetrzymującymi, ale Patchett ukazuje, iż taki stan emocjonalny jest naturalnym następstwem pewności, iż terroryści nikogo nie skrzywdzą i co więcej - że walczyli w słusznej sprawie, chcieli polepszenia swego bytu, więc dlaczego mają być za to ukarani? W dodatku terroryści okazują współczucie ofiarom porwania, pozwalając im na coraz to więcej swobody, zaprzyjaźniając się z nimi, spoufalając.

Dopiero zakończenie tej sytuacji wszystkich sprowadza na ziemię - przede wszystkim zaś zaczarowanego tą historią Czytelnika, który nie może uwierzyć, że to już. Że to ostatnia strona.

Gdy pomyślimy, że historia opisana w powieści mogła naprawdę mieć miejsce, do fascynacji i zauroczenia dochodzi zaskoczenie, dreszczyk emocji i krótka myśl wyśpiewująca arię głęboko w naszej głowie - że to my mogliśmy tam być.

Powieść Patchett oparta jest jednak dosyć luźno na faktach. A fakty są takie: w 1996 roku obchody urodzin cesarza Japonii, zorganizowane w ambasadzie japońskiej w stolicy Peru - Limie, przerwał atak terrorystów z radykalnej peruwiańskiej organizacji. Terroryści pomimo wielu gróźb zabicia zakładników tego nie uczynili, co więcej, wypuszczali kolejne grupy przetrzymywanych, a siedemdziesięciu dwóch przetrzymywali ponad pół roku. W końcu jednak służby rządowe podjęły próbę odbicia zakładników - osiem miesięcy po porwaniu wkroczyły do ambasady. Co ciekawe, podczas okupacji rezydencji terroryści, szczególnie najmłodsi, powoli zaczynali łagodnieć, tracili morale i żałowali bardzo zakładników, traktując ich jak najlepiej. Syndrom ten został później określony jako odwrotność syndromu sztokholmskiego - tzw. syndrom limski.

Cieszę się ogromnie, że mogłam zapoznać się z tą niezwykłą powieścią. Każdemu ją gorąco polecam i sama przymierzam się do kolejnych książek laureatki Orange Prize - Ann Patchett.



[Tekst opublikowałam wcześniej na swoim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2895
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: