Dodany: 17.02.2017 19:28|Autor: nureczka

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Wojna Winstona
Dobbs Michael (ur. 1948)

1 osoba poleca ten tekst.

Wojna to nie tylko bitwy


„Wojna Winstona” trafiła do mojej biblioteczki już jakiś czas temu, jednak chwilkę potrwało, zanim w końcu zabrałam się za pisanie opinii. Dlaczego? Bo książkę trzeba najpierw przeczytać (choć wiem, że trafiają się tacy recenzenci od siedmiu boleści, którzy wcale nie uważają tego etapu za konieczny), a powieść Dobbsa nie jest pozycją lekką. Ponad 500 stron (dość drobnym drukiem) tekstu ciekawego, ale zdecydowanie ciężkiego. Tej pozycji nie da się czytać szybko, należy jej poświęcić sporo czasu; na szczęście nie jest to czas stracony.

Akcja toczy się między 1 października 1938 a 10 maja 1940. Główna linia fabularna osnuta jest wokół konfliktu i walki o przywództwo między premierem Nevillem Chamberlainem a Winstonem Churchillem. Z mojego punktu widzenia trudno o ciekawszy temat. W historii zawsze dużo bardziej od działań militarnych interesowało mnie to, co je poprzedzało – konflikty, negocjacje, traktaty. Od tego, co się stało znacznie ciekawsze wydaje mi się, dlaczego stało się tak, a nie inaczej. Zdecydowanie bardziej od przebiegu bitwy interesuje mnie, dlaczego do niej w ogóle doszło. A czy myśleliście kiedyś o bitwach, które się nie odbyły albo o wojnach, które nie wybuchły? „Wojna Winstona” o tym właśnie opowiada. O wielkiej dyplomacji i jej kulisach, o negocjacjach i przepychankach, o układach i zależnościach z pozoru drobnych, a jednak wpływających na losy całych narodów, o tym, że w polityce czyjś sukces jest jednocześnie czyjąś klęską. Takie ukryte rozgrywki zawsze mnie intrygowały. Nic więc dziwnego, że książka wciągnęła mnie od samego początku.

„Wojna Winstona” to kawał rzetelnej, dobrze osadzonej w realiach historycznych prozy. Autor oparł się na ogólnie znanych faktach i zweryfikowanych informacjach. Nie szczędzi nam przy tym mocno rozbudowanych detali, co z pewnością jest dużą zaletą z poznawczego punktu widzenia. Oczywiście, powieść to nie podręcznik, ale dobrze jest, gdy zawiera rzetelną wiedzę. Pod tym względem Michael Dobbs spisał się świetnie, aż chce się powiedzieć, że za dobrze, bo trochę brakowało mi anegdot i ploteczek. Niechby nawet odrobinę naciąganych – wszak literatura piękna ma służyć nie tylko nauce, ale i rozrywce.

I tak oto dochodzimy do małego kłopociku, z którym borykają się autorzy powieści historycznych. Trudno jest zaskoczyć czymś czytelnika i jednocześnie zachować wierność faktom. Szczególnie gdy pisze się o ludziach i wydarzeniach powszechnie znanych. Czym niby miał mnie Dobbs zadziwić? Z góry wiedziałam, że Hitler zajmie Czechosłowację. Atak na Polskę też nie był niespodzianką. Ani wojna zimowa. Nawet pociąg Churchilla do alkoholu nie wzbudził mojego zdumienia.

Cóż ma począć biedny pisarz w takiej sytuacji? Albo złożyć ofiarę z prawdy na ołtarzu atrakcyjności, albo wprowadzić postaci fikcyjne. Autor „Wojny Winstona” poszedł tą drugą drogą. Zgrabnie żongluje fikcją i faktami. Wydarzenia historyczne przeplata opowieścią powstałą w jego wyobraźni. Co ciekawe, proporcje zmieniają się. Raz przeważa fantazja, raz prawda. Wpływa to istotnie na tempo akcji. Tam, gdzie autor ma wolną rękę, wydarzenia toczą się wartko; gdy na scenę wkracza prawdziwa historia, tempo wyraźnie spada. Rezultatem tego zabiegu jest przyjemna mieszanka. Powstała historia wielowątkowa. Opowieść o ludziach i wydarzeniach pozornie ze sobą niepowiązanych, których historie jednak w końcu ładnie się łączą.

A jaki jest główny bohater? Jaki jest Churchill? Właściwie trudno powiedzieć, bo choć to niewątpliwie postać centralna – paradoksalnie, dość rzadko widzimy go na kartach książki. Znacznie częściej spotykamy Chamberlaina, Burgessa czy licznych bohaterów drugoplanowych. Winston jest tym, o którym wszyscy mówią (lub piszą), lecz sam nieczęsto pojawia się na scenie. Trochę mi go tu brakuje. Szczerze mówiąc, wolałabym więcej Churchilla w Churchillu.

Chociaż może tak jest lepiej? Mam wrażenie, że postaci historyczne wyszły Dobbsowi gorzej niż fikcyjne. Zarówno Chamberlain, jak i Churchill są nieco schematyczni. Możliwe, że autor bał się zaryzykować i wyjść poza utarte schematy albo po prostu sympatie polityczne przeważyły nad duchem twórczym. Tak czy siak, choć powieść traktuje o Churchillu, moją ulubioną postacią stał się bohater drugoplanowy (aczkolwiek ważny), Mac – fryzjer męski. Ciekawe, kogo polubią inni czytelnicy!


[Recenzję opublikowałam także na portaludladziewczyn.pl]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1307
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: