Dodany: 08.02.2017 18:37|Autor: dot59
Kontrmotylki dla _niki_
Konkursowe motylki wcale niełatwo wyłapać, ale za to w międzyczasie parę złowiłam we własnej biblioteczce. Oto one:
1.
Podskakiwała do większych bukietów bzu, strząsając z pachnących pióropuszów kroplisty deszcz na swe lśniące włosy. W świetle słonecznych jaśni głowa jej migotała niby w srebrzystej rosie.
Z więzią kwiatów wyszła z parku do ogrodu owocowego i tu krzyknęła z zachwytem. Wspaniale przystrojone kwieciem drzewa stały uroczyste. Jabłonie, w różowych pękach, miały wygląd młody, pieszczący wzrok. Wiśnie stały osypane bielą kwiatów, niby szeregi dziewcząt idących do ślubu w białych welonach.
Zapach płynął duszący, gałęzie sypały potoki woni. Słońce malowało złotem kwiaty, wiatr niósł szumy, brzęczały pszczoły. Czasem, oderwany z drzewa, biały motyl unosił się w górę jak strząśnięty kwiat.
S., upojona zapachem, odłamała parę gałązek wiśniowych, przypinając je do włosów, do paska, i tak ukwiecona, szła wąską uliczką, wysadzoną krzewami porzeczek.
2.
Tego dnia S. miała na sobie różową sukienkę, a na włosach wianuszek, upleciony przez M. z prawdziwych pączków róży. Uczyła się nowego, nader pięknego tańca, więc biegała i fruwała po całym pokoju niby różowy motylek, a radość i ruch zabarwiły jasnym i pogodnym rumieńcem jej twarzyczkę. Wleciawszy w kilku moty¬lich podrygach do pokoju - ujrzała B., siedzącą w fotelu i biały jej czepek przewieszający się przez poręcz.
3.
Nasz muzyczny mentor pozostawał poza tym w stanie wiecznego upojenia, a gdy akurat ani nie był w stanie upojenia, ani nie komponował, zbierał motyle. Pasje te lubił kumulować: często widywałem go w sali muzycznej o szóstej po południu, w pogodnym nastroju, na rauszu - butelka z winem stała zawsze, o każdej godzinie dnia w pobliżu, przy nodze fortepianu -jak uduchowiony i marzycielsko uśmiechnięty słucha swego utworu Przybycie statku w wykonaniu któregoś z uczniów i w ręce trzyma pod światło lampy gazowej jakiegoś rzadkiego, świeżo zdobytego motyla, bo chętnie przyjmował od uczniów w prezencie te kolorowe stworzenia. Był duszą umiejącą się rozkoszować życiem, pogodnym filozofem. Któregoś dnia zachorował, w mieście plotkowano, że „zapaliła się w nim palinka" - odwiedziłem mego chorego nauczyciela w jego mieszkaniu. Leżał w łóżku umierający, a na kołdrze, na krześle obok
łóżka i wszędzie dookoła walały się oszklone pudełka z jego rzadkimi motylami.