Przedstawiam KONKURS nr 205, który przygotowała
_nika_.
MOTYLE W LITERATURZE – KONKURS NR 205
Za oknem zima, a ja proponuję Wam spotkanie z motylami. Te małe istotki zawsze mnie fascynowały i zadziwiały swoim pięknem. Motyle, które spotkacie w tym konkursie, będą bardzo różne. Możecie spodziewać się prawdziwych owadów, jak również motyli o zupełnie innym znaczeniu. Zapraszam do świata moich motyli.
Formalności:
1.Punktacja tradycyjna, czyli
1 punkt za autora i
1 punkt za tytuł książki/utworu, łącznie można zdobyć
42 punkty. W przypadku wierszy proszę podać tytuł utworu, nie tomiku.
2. Odpowiedzi proszę wysyłać na adres:
[...]
3. Odpowiedzi wysyłamy do
13 lutego 2017 r. włącznie (czyli do
23:59).
4. W temacie maila proszę wpisać
Motyle oraz swój
stały nick i numer kolejnego maila.
5. Na życzenie w pierwszym mailu informuję, jakie dusiołki i autorów znacie.
6. Pod literami: X, Y ukrywają się prawdziwe imiona i nazwiska postaci bądź nazwy miejscowości. Inne skróty literowe to prawdziwe inicjały imion lub nazwisk oraz prawdziwe pierwsze litery nazw miejscowości.
Powodzenia!
1.
Pewnego ranka siostry rysowały na brzegu W. W., w odległym krańcu jeziora. Y przeszła w bród na piaszczystą łachę, usiadła tam w pozie Buddy i wpatrzyła się w rośliny wodne, które, nabrzmiałe sokiem, wyrastały z przybrzeżnego mułu. Widziała tylko muł, miękki, oślizgły, wilgotny muł. Z jego zgniłego chłodu wyrastały rośliny grube, zimne i mięsiste, bardzo proste i nadęte, o liściach sterczących pod właściwym kątem, o ciemnych, ponurych barwach, ciemnozielonych, z plamami brązowymi i fioletowymi. Czuła ich spęczniałe, mięsiste tkanki jak w zmysłowym śnie, wiedziała, jak wyrastają z mułu, wiedziała, jak wytryskują same z siebie i sterczą w powietrzu sztywne i soczyste.
X przyglądała się motylom. Mnóstwo ich unosiło się nad wodą, małe, niebieskie rozbłyskiwały nagle z nicości jak klejnoty; wielki, czerwono-czarny przysiadł na kielichu kwiatu i miękkimi skrzydłami wdychał aż do upojenia czysty, eteryczny blask słońca; dwa białe zmagały się z sobą nisko przy ziemi; otaczała je aureola; kiedy znalazły się bliżej, zobaczyła pomarańczowe obrzeżenia ich skrzydeł - to one właśnie tworzyły aureolę. X wstała i odeszła na bok, tak samo bezmyślna jak motyle.
X, przejęta lękiem, jaki budziły w niej wyłaniające się z mułu rośliny, siedziała na łasze skulona i rysowała; przez dłuższą chwilę nie podnosiła głowy, po czym bezwiednie, półprzytomnie wpatrywała się w sztywne, nagie, spęczniałe sokiem łodygi. Była boso, kapelusz zostawiła na brzegu. Z transu wyrwał ją plusk wioseł. Rozejrzała się. Zbliżała się łódka, na której widać było wielobarwny, japoński parasol; biało ubrany mężczyzna wiosłował. Był to G, a pod parasolem siedziała H. Poznała ich natychmiast.
2.
Prześliczny biały motyl usiadł na listku lilii, aby się lepiej przyjrzeć maleńkiej dziewczynce. Słońce świeciło ślicznie, woda błyszczała jak srebro, wszystko jej się podobało. Zdjęła swój pasek i przywiązała nim motyla do listeczka. Teraz popłynęła jeszcze prędzej. Wtem — och, jak się przelękła! Chrabąszcz ogromny porwał ją z listka i uniósł het, wysoko, na drzewo.
3.
Pokaż mi wody ogromne i wody ciche,
rozmowy gwiazd na gałęziach pozwól mi słyszeć zielonych,
dużo motyli mi pokaż, serca motyli przybliż i przytul,
myśli spokojne ponad wodami pochyl miłością.
4.
[...] Motyl ten miał ponoć posiadać niezwykły system obronny. D twierdził, że pył na jego skrzydłach zawiera nieznaną truciznę, która błyskawicznie paraliżuje układ oddechowy. Pył osypuje się podczas lotu, a każdy ptak czy drapieżnik, który znajdzie się wystarczająco blisko, by wciągnąć go do płuc, natychmiast pada martwy. W przypadku większych stworzeń, takich jak ludzie, trwa to odrobinę dłużej, ale tak czy inaczej, efekt jest ten sam. List D został wtedy wyśmiany, powszechnie uważano, że takie stworzenie nie może istnieć. Najwyraźniej niesłusznie. Wypuszczenie Damarinusa w zamkniętym, niezbyt wielkim pomieszczeniu, takim jak kajuta statku czy zamkowa komnata, to niemal pewna śmierć dla wszystkich tam zebranych. Zwłaszcza że ludzie nie uciekają przecież na widok pięknego, kolorowego motyla. Każdy w pierwszej chwili podchodzi, by przyjrzeć mu się z bliska. A nim ktoś pojmie, co się dzieje, jest już za późno.
5.
Przez wpółotwarte okno do pokoju tego naleciało mnóstwo białych nadniemeńskich motylków, wzbijało się pod sufit, krążyło dokoła lampy i z rozpiętymi, krepowymi skrzydłami padało na okrywające biurko księgi i papiery. X usiadł przed biurkiem i wpatrzył się w te śnieżne, skrzydlate stworzonka. Coś mu one przypominały: jakiś moment bardzo odległy, lecz niezmiernie ważny, jakiś w życiu jego punkt zwrotny… Niegdyś, dawno temu, był wieczór bardzo do tego podobny, równie ciężki i ponury. Te motylki, tak samo jak teraz, kręciły się koło lampy i na rachunkowe książki padały… On coś wtedy postanawiał, i postanowienia nie dokonał, coś miał uczynić, i nie uczynił… Co to było? Brat… syn… A! Brat!
6.
Uniósł brwi, widząc jej nagłą fascynację zegarem słonecznym, i podał jej siatkę na motyle.
- Jeżeli zobaczy pani brązowego motyla z pomarańczowymi lub czerwonymi końcami dolnych skrzydeł, to będzie
Vanessa atalanta, lepiej znany jako rusałka admirał. Jestem pewny, że rozpozna pani też pomarańczowo-czarnego.
Cynthia cardui. Rusałka osetnik. X się uśmiechnęła.
- Pewnie, że poznam. W wolnych chwilach nie robię nic innego, tylko spaceruję po łąkach i powtarzam sobie pod nosem łacińskie nazwy motyli. Spojrzała w kierunku cienia rzucanego przez gnomon, biorąc poprawkę na nieco późniejszą porę. Na szczęście pamiętała kolejne trzy linijki wiersza:
Podążaj śmiało za linią promienia,
Aż wejdziesz do domu bez ścian i bez cienia,
Kędy wody kaskada. Wygrasz bez wątpienia.
X podniosła siatkę.
- Spróbuję tutaj.
Poszła w stronę wskazywaną przez gnomon, lecz właśnie wtedy H. zaczął kolejny wykład. Jak każda dama czuła się w obowiązku przystanąć i posłuchać, chociaż bardzo ją korciło, by sprawdzić, dokąd doprowadzi ją niedawno rozszyfrowana wskazówka.
- Czy gdzieś się pani spieszy?
- Nie. Chciałabym tylko jak najprędzej złapać motyla. To wszystko. - Machnęła siatką na motyle jak kijem golfowym.
- Proszę spojrzeć - powiedział H. - To rusałka osetnik. - Podniósł słoik do słońca.
Naprawdę nie miała teraz ochoty wysłuchiwać kolejnego wykładu o motylach, lecz jednocześnie wpatrywała się w H. jak zahipnotyzowana, nie mogąc oderwać wzroku od jego dłoni. Delikatnie obracał słoik, przyglądając się motylowi poruszającemu skrzydłami. Nagle wyobraziła sobie, że to nie słoik, lecz ona w pięknej balowej sukni poddaje się jego ruchom.
7.
Patrzaj, ów motyl, strojny barwionymi szaty,
Był jakiś królik albo pan bogaty,
I wielkim skrzydeł roztworem
Zaciemiał miasta, powiaty.
Ten drugi, mniejszy, czarny i pękaty
Był książek głupim cenzorem
I przelatując sztuk nadobne kwiaty,
Oczerniał każdą piękność, którą tylko zoczył,
Każdą słodkość zatrutym wysysał ozorem
Albo przebijał do ziemi środka,
I nauk ziarno z samego zarodka
Gadziny zębem roztoczył…
Ci znowu, w licznym snujący się gwarze,
Są dumnych pochlebnisie, czernideł pisarze.
8.
Poprzedzał mnie ponury jawajski służący w starszym wieku, ubrany w swoistego rodzaju liberię złożoną z białej kurtki i żółtego sarongu; otworzył drzwi, zawołał zniżonym głosem: „O panie!”, i usunąwszy się na bok, znikł w tajemniczy sposób, jak duch, który się zmaterializował tylko na chwilę dla wykonania tej jednej usługi. S odwrócił się z krzesłem i w tej samej chwili okulary podjechały mu wysoko na czoło, jakby je kto posunął. Powitał mnie swoim spokojnym i żartobliwym głosem. Tylko jeden róg obszernego pokoju, róg, w którym stało biurko, był silnie oświetlony lampą stojącą o ciemnym kloszu, a reszta rozległego gabinetu gubiła się w niewyraźnym mroku, niby jaskinia. Wąskie półki, zastawione ciemnymi skrzynkami jednostajnego kształtu i barwy, biegły naokoło ścian na kształt ciemnego pasa szerokości jakich czterech stóp - katakumby chrząszczów.
Drewniane tabliczki wisiały nad nim w nieregularnych odstępach. Światło sięgało jednej z tabliczek i słowo Coleoptera, wypisane złotymi literami, błyszczało tajemniczo wśród rozległej, mrocznej przestrzeni. Szklane gablotki zawierające zbiór motyli stały trzema długimi rzędami na małych cienkonogich stoliczkach. Jedna z tych gablotek, usunięta ze zwykłego miejsca, znajdowała się na biurku wśród podłużnych pasków papieru pokrytych drobniutkim pismem.
Więc tak mnie pan widzi - tak - powiedział S. Jego ręka zwisała nad gablotą, gdzie wspaniały motyl rozpościerał samotnie ciemnobrązowe skrzydła o średnicy siedmiu cali albo więcej, z przedziwnymi białymi żyłkami i pysznym obramowaniem z żółtych plam. - Tylko jeden taki okaz mają w waszym Londynie - i to wszystko. Ten zbiór memu rodzinnemu miasteczku zapiszę. To coś ze mnie. Najlepsze.
9.
[...]W ten sposób pan X nie tylko wjeżdża po poręczy, ale może również unosić się swobodnie w górę, gdzie i kiedy zechce, a zwłaszcza wtedy, gdy udaje się na połów motyli. Motyle stanowią nieodzowną część pożywienia pana X, a na drugie śniadanie nie jada nic innego [...]
[...] ale podniebienie mam bardzo wybredne i lubię różne smaczne rzeczy. Dlatego też jadam tylko to, co jest kolorowe, a więc motyle, kwiaty, różne kolorowe szkiełka oraz potrawy, które sam sobie pomaluję na jakiś smaczny kolor.
Zauważyłem jednak, że jedząc motyle pan X wypluwa pestki takie same, jakie są w czereśniach lub wiśniach.
Zgadując moje myśli pan X mi wyjaśnił, że jada tylko specjalny gatunek motyli, które mają wewnątrz pestki i które można sadzić na grządkach jak fasolę.
10.
Jak król motylów, z wiosny powrotem,
Na skrzydłach jasnych purpurą i złotem
Znad szmaragdowej Kaszemiru błoni
Wzlatuje, dzieci wabiąc do pogoni,
I z ziół na zioła i z kwiatów na kwiaty
Ciągnie myśliwców, i myli ich czaty,
Wreście uleci i niknąc w obłoku
Zostawia żałość w sercu i łzy w oku:
Podobnie piękność wabi starsze dzieci,
Tak bystro lata i tak wdzięcznie świeci,
To łowców trwoży, to nadzieją mami,
Gonią wesoło — łowy kończą łzami.
Lecz jeśli w ręce myśliwemu wpada,
I motylowi i piękności biada!
Chcąc uciec darmo skrzydełka natęża,
Igraszka dziecka lub ofiara męża.
Cacko, za którym żądza chciwie goni,
Straciło urok, gdy je mamy w dłoni —
A gdy wdzięk barwy i świeżość przeminie,
Rzucim, niech leci — lub samotnie ginie.
Gdy skrzydła zranisz, gdy serce zakrwawisz,
Czyli ofiarom swobodę zostawisz?
Motyl odartym skrzydełkiem czyż może
Latać jak dawniej z fijołków na roże?
Z pięknością, w jednej uwiędłą godzinie,
Czyż razem pokój na wieki nie zginie?
Zgraja motylów, co pod niebem lata,
Nie szuka w dole zranionego brata.
11.
W tej chwili żółtawy, za wczesny motyl przeleciał mu nad głową w stronę miasta.
„Ciekawym, skąd on się wziął? — myślał X. — Natura miewa kaprysy i — analogie — dodał. — Motyle istnieją także w rodzaju ludzkim: piękna barwa, latanie nad powierzchnią życia, karmienie się słodyczami, bez których giną — oto ich zajęcie. A ty, robaku, nurtuj ziemię i przerabiaj ją na grunt zdolny do siewu. Oni bawią się, ty pracuj; dla nich istnieje wolna przestrzeń i światło, a ty ciesz się jednym tylko przywilejem: zrastania się, jeżeli cię rozdepcze ktoś nieuważny.
I tobież to wzdychać do motyla, głupi?... I dziwić się, że ma wstręt do ciebie?... Jakiż łącznik może istnieć między mną i nią?...
No, gąsienica jest także podobna do robaka, póki nie zostanie motylem. Ach więc to ty masz zostać motylem, kupcze galanteryjny? Dlaczegóż by nie? Ciągłe doskonalenie się jest prawem świata, a ileż to kupieckich rodów w Y zostało lordowskimi mościami?
12.
Czemu, o dziecię, nie hasasz na kijku, nie bawisz się lalką, much nie mordujesz, nie wbijasz na pal motyli, nie tarzasz się po trawnikach, nie kradniesz łakoci, nie oblewasz łzami wszystkich liter od A do Z? – Królu much i motyli, przyjacielu poliszynela, czarcie maleńki, czemuś tak podobny do aniołka? – Co znaczą twoje błękitne oczy, pochylone, choć żywe, pełne wspomnień, choć ledwo kilka wiosen przeszło ci nad głową? – Skąd czoło opierasz na rączkach białych i zdajesz się marzyć, a jako kwiat obarczony rosą, tak skronia twoje obarczone myślami?
13.
Uśmiechnęłam się przepraszająco do gangstera.
Przepraszam, ja... Znowu dźwięk dzwonka. Wściekła, odebrałam.
Słuchaj, zapomniałam ci powiedzieć. Nigdy byś nie zgadła, kto się u mnie zjawił.
- No?
- Zgadnij!
- Święty Mikołaj? - zapytałam zjadliwie. - Słuchaj, ja nie mam teraz czasu...
- Biuściasta blondyna z wytatuowanym na dłoni motylem! - usłyszałam triumfalny głos.
- Jacek ją do mnie przysłał! To musi być ta jego kochanka! Nazywa się Aneta Zaleska!
- Słucham!? - Gwałtowny skurcz sparaliżował mi pół twarzy. - I chciała kupić moje krasnale! Wyobrażasz sobie, jaki tupet!? Oczywiście odpowiednio ją potraktowałam. Potem mi powiedziała, że ja nic nie rozumiem i żebym skontaktowała ją z tobą. - Ze mną? - A już wydawało mi się, że nic mnie bardziej nie może zdziwić. Gangster Konstanty, czekając cierpliwie, aż skończę, bezustannie wpatrywał się w mój biust. Jezu, ile czasu facet może jednorazowo gapić się kobiecie w dekolt!? - Tak! - produkowała się podekscytowana Julia. - Błagała, żebyś do niej zadzwoniła, to ona ci wszystko wyjaśni. Co ona mi może wyjaśnić!? Że cierpi na miłosną kleptomanię? - Wypytywała, czy nie zostawiłaś mi żadnego krasnala na przechowanie. I muszę ci powiedzieć, że... nawet żal mi się jej zrobiło. - Że co proszę!? - wycedziłam, z trudem utrzymując równowagę. Odniosłam wrażenie, że gangster ćwiczy rozpinanie mojego biustonosza siłą umysłu. - Żal!!? - Wiesz, strasznie wyglądała. Taka jakaś była... zastraszona. W każdym razie przyślę ci esemesa z jej numerem. - Dzięki. - Skończyłam rozmowę, a gangster nareszcie spojrzał mi w oczy. - Proszę do mnie zadzwonić. Będę czekał. - Tylko, że ja... Dzwonek. Do cholery jasnej! - Zapomniałam ci powiedzieć, że zawsze możesz na mnie liczyć. I pamiętaj, jak zacznie ci się wydawać, że jesteś królewną Śnieżką, to daj mi znać. Znam dobrego psychiatrę. Bardzo dyskretny.
14.
X
Przyszłam na chwilę,
gdzie ta chata rozśpiewana,
przybiegłam jak ćmy, jak motyle,
co biegną — gdzie zapalona
lampa — ale odejdę w pokorze
do dom
i będę sobie wyobrażać pana
z daleka,
a jak będę zakochana,
przyszlę panu list i klucz.
15.
— Drogi A.! — odrzekł R. — Domyśliłem się, że lubisz kwiaty i drzewa, i dlatego też zaprowadziłem cię do miejsca, gdzie są najwspanialsze ogrody. Zwiedzimy zaraz te ogrody, a gdy wrócisz do domu, opowiesz biednej M., ileś ogrodów zwiedził i jak każdy z nich wyglądał.
Weszli do pierwszego ogrodu, gdzie ptaki o purpurowych dziobach zrywały z klombów rozmaite kwiaty, układały je w bukiety i chowały te bukiety do swoich obszernych złocistych gniazd.
W drugim ogrodzie białe i żółte motyle bawiły się w kotka i myszkę. Jeden z nich uciekał, a inne goniły go, fruwając w powietrzu.
W trzecim ogrodzie rogate i nieruchawe ślimaki jeździły po alejach w małych powozikach z muszli tęczowych, zaprzężonych w sześć złotych bąków. Bąki, hucząc i bzykając, ciągnęły tęczowe powoziki, a leniwe ślimaki poganiały je swymi różkami.
Było dużo jeszcze innych wspaniałych ogrodów.
16.
Lekko, motylu! Ogień to szkodliwy!
Strzeż się tej świece i tej jasnej twarzy,
W której się skrycie śmierć ozdobna żarzy,
I nie bądź swego męczeństwa tak chciwy.
Sam się w grób kwapisz i w pogrzeb zdradliwy,
Sam leziesz w trunnę i tak ci się marzy,
Że cię to zbawi, co cię na śmierć sparzy -
Ach! Jużeś poległ, gachu nieszczęśliwy!
17.
Ach, gdyby ona była jak nasze szlachcianki
Silna i zdrowa! gdyby ucieczki, pogoni
Nie zlękła się i mogła słuchać szczęku broni!…
Lecz ona biedna! tak ją rodzice pieścili,
Słaba, lękliwa! był to robaczek motyli,
Wiosenna gąsiennica! i tak ją zagrabić,
Dotknąć ją zbrojną ręką, byłoby ją zabić;
Nie mogłem, nie.
18.
Prawdą jest: kochamy życie nie dlatego, żeśmy do życia, lecz żeśmy do kochania przywykli.
Nieco obłąkania jest zawsze w miłości, lecz i w obłąkaniu jest zawsze nieco rozsądku.
I mnie, com przychylny życiu, wydaje się, że motylki, bańki mydlane oraz ludzie podobnego gatunku najwięcej wiedzą o szczęściu.
Widok tych lekkich, głupiutkich, łagodnych a ruchliwych duszyczek, bujających w powietrzu — doprowadza Z. aż do łez i do pieśni.
Wierzyłbym tylko w boga, który by tańczyć potrafił.
Gdym szatana swego ujrzał, był on poważny, ponury i głęboki: był to duch ciężkości, — przezeń wszystko ginie.
19.
[…] Ale ty byłeś równie niemądry jak ja. Spróbuj być szczęśliwy. Pozostaw spokojnie tę planetę. Nie chcę ciebie więcej.
- Ależ... przeciągi...
- Nie jestem już tak bardzo zakatarzona. Chłodne powietrze nocy dobrze mi zrobi. Jestem kwiatem..
- Ale dzikie bestie...
- Muszę poznać dwie lub trzy gąsienice, jeśli chcę zawrzeć znajomość z motylem. To podobno takie rozkoszne. Bo któż by mnie potem odwiedzał, gdy będziesz daleko... A jeśli chodzi o dzikie bestie, nie boję się nikogo. Mam kolce. - I naiwnie pokazała cztery kolce. Po chwili dorzuciła: - Nie zwlekaj, to tak drażni. Zdecydowałeś się odjechać. Idź już!
Nie chciała, aby widział, że płacze. Była przecież tak dumna.
20.
[...] – Cóż za przepiękny naszyjnik – powiedziała kobieta. – Dziękuję. X uniosła dłoń i dotknęła niebieskich kamieni secesyjnego naszyjnika w kształcie motyla, który należał niegdyś do jej matki. Zakładała go tylko na rocznice i śluby, więc X, tak jak ona, wkładała go wyłącznie na specjalne okazje. Ale ponieważ w kalendarzu nie figurowały żadne oficjalne imprezy, a ona uwielbiała ten naszyjnik, któregoś dnia w ubiegłym miesiącu założyła go do pary jeansów i koszulki. Pasował idealnie. Lubiła go też dlatego, że przypominał jej o motylach. Pamiętała, jak miała sześć albo siedem lat i płakała nad losem motyli w ogródku, po tym jak dowiedziała się, że żyją zaledwie kilka dni. Jej matka pocieszała ją i powiedziała, żeby nie smuciła się z ich powodu, ponieważ to, że ich życie było krótkie, nie oznaczało, że było tragiczne. Przyglądając się motylom latającym w ciepłym słońcu pośród stokrotek w ich ogrodzie, matka powiedziała jej: Widzisz, mają cudowne życie. X lubiła wracać do tego pamięcią. Wysiadły na drugim piętrze i poszły długim, pokrytym dywanami korytarzem, przechodząc przez szereg nieoznakowanych dwuskrzydłowych drzwi. Kobieta wskazała na te, które zamknęły się za nimi automatycznie. – Oddział Specjalnej Opieki nad Chorymi na Alzheimera jest zamknięty, co oznacza, że nie można przejść przez te drzwi bez podania kodu.
21.
Nadeszły zimna, deszcze, ani sposób pokazać się w letniej sukni. Na szczęście motyl dostał się przypadkiem do ciepłego pokoju, gdzie było jak w lecie. — Tutaj żyć można!
Rozprostował skrzydła i podleciał w górę, prosto do okna. Żyć przecież niepodobna w kącie, trzeba mieć trochę światła i swobody, a przy tym choć mały kwiatek.
Ale dzieci pochwyciły go natychmiast, obejrzały go na wszystkie strony z podziwem i uznaniem, a następnie przekłuły szpilką i umieściły w pudełku, między innymi okazami.
— No, teraz siedzę jak kwiat na łodyżce — rzekł do siebie. Nie jest to bardzo przyjemnie, ale mi przypomina stan małżeński. Kto się ożeni, musi także osiąść na jednym miejscu.
===========
Dodane 14 lutego 2017:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu