Dodany: 31.01.2017 21:29|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

2 osoby polecają ten tekst.

Czytatka-remanentka I 17


Trochę styczniowych lektur:

Trzy po 33 (Bralczyk Jerzy, Markowski Andrzej, Miodek Jan) (5)
Kolejna porcja językowych pogwarek trzech speców od polszczyzny, którzy tym razem biorą na warsztat różne popularne słowa. Jak zwykle wnikliwie, erudycyjnie i dowcipnie.

Dobre maniery w przedwojennej Polsce: Savoir-vivre - Zasady - Gafy (Barbasiewicz Maria) (3,5)
Zapowiadało się pięknie, bo nie dość, że mój ulubiony okres historyczny i temat ciekawy, ale też książka – jak cała seria - ładnie wydana i bogato ilustrowana. Ostateczne wrażenie okazało się jednak poniżej oczekiwań. Przyczyną rozczarowania nie było to, że na większości reprodukcji, maleńkich i czarno-białych, mało co widać, bo trudno się więcej spodziewać po zdjęciach sprzed blisko stu lat. Strona techniczna publikacji ma dwa mankamenty. Jeden: pierwsze słowo każdego akapitu wyróżniono nie dość, że kapitalikami, to jeszcze podkreśleniem, a to wbrew pozorom dekoncentruje czytelnika, przyzwyczajonego, że podkreśla się rzecz wyjątkową, szczególnie ważną dla czytanej partii tekstu. Drugi: brak przypisów bibliograficznych; co prawda w części przypadków autorka podaje źródło cytatu, ale nie wszędzie. Jednak gdyby to było wszystko, oceniłabym tę pozycję równie wysoko, jak drugą, wcześniej poznaną książkę autorki. Ale ta znacznie ustępuje tamtej pod względem kompozycji. Chwilami miałam wrażenie, że autorka nie bardzo potrafi zdecydować, czy chce pisać o zagadnieniu tytułowym, czy w ogóle o życiu i obyczajach w dwudziestoleciu międzywojennym, przy czym ani jeden temat, ani drugi nie jest w stanie w pełni się zmieścić w przewidzianej, mniej więcej stałej objętości rozdziałów. W cytatach więcej jest ogólników, niż konkretnych przykładów obowiązujących w tamtych czasach prawideł savoir-vivre’u. Niemniej jednak może to być dobra pozycja wprowadzająca dla kogoś, kto dopiero zabiera się za poznawanie realiów epoki, a czytelnik już bardziej w tym zadaniu zaawansowany ma na pociechę sporo namiarów na ciekawe teksty źródłowe.

Cień (Stelar Marek (właśc. Biernawski Maciej)) (4)
Trzeci i ostatni, bo przecież nikt nie powiedział, że cykl musi liczyć kilkanaście części, odcinek zawodowych perypetii Krugłego (teraz już nie komisarza, lecz prywatnego detektywa) i Michalczyka (nadal prokuratora, ale już nie tam, gdzie przedtem) – równie absorbujący, choć sam wątek kryminalny wydaje się odrobinkę przesadzony. Za to wątki socjologiczno-obyczajowe satysfakcjonujące.

Cztery siostry: Utracony świat ostatnich księżniczek z rodu Romanowów (Rappaport Helen) (5)
Solidna, a przy tym barwna opowieść o ostatniej panującej w Rosji rodzinie – od poznania się księżniczki heskiej i przyszłego cara aż po ich ostatnie chwile. Głównymi obiektami zainteresowania autorki, a przez to i czytelnika, pozostają – jak wskazuje tytuł – cztery córki Aleksandry i Mikołaja Romanowów: Olga, Tatiana, Maria i Anastazja. Czytamy o ich dzieciństwie pod okiem kochających rodziców, o życiu w złotej klatce, jaką był carski dwór, o pierwszych miłościach, a potem o raptownej utracie wszystkich nadziei, kiedy wraz z resztą rodziny znalazły się w areszcie domowym pod nadzorem agresywnych i prymitywnych pachołków rewolucji. I wiedziały już, że ich życie się skończyło, zanim się jeszcze na dobre zaczęło…
Żywa, wyrazista narracja, masa cytatów, fantastyczna bibliografia – aż się chce szukać i coraz więcej czytać.

Anastazja (Kurth Peter) (4)
Siłą rozpędu po przeczytaniu “Czterech sióstr” sięgnęłam po zalegającą od dawna na pożyczkowej półce “Anastazję”, chociaż przyznam, że z małym zapałem – irytował mnie tytuł, bo kimkolwiek była tytułowa bohaterka, na pewno nie była TĄ Anastazją. Było o niej swego czasu dość głośno, a ja nigdy nie wierzyłam, że jest tą osobą, za którą się podaje; bez cudów, jeśli bolszewicy chcieli kogoś zabić, to zabijali skutecznie. Książka Kurtha powstała (w czym zorientowałam się dopiero po dłuższym czytaniu) sporo lat przed ostatecznym rozstrzygnięciem sprawy dzięki badaniom genetycznym szczątków znalezionych w lesie pod Jekaterynburgiem, a autor zdawał się z każdym krokiem głębiej przekonany, że pisząc ją, pomaga prawdziwej następczyni rosyjskiego tronu. Niestety brakło mu takiej lekkości pióra, jaką miała pisząca o carskich córkach Rappaport, więc dość ciężko się to czyta, a mozolne zbieranie materiałów i tak niczego nie rozwiązało. Dzisiaj nadal nie wiemy: kim była ta kobieta (poza tym, że nie Anastazją Romanową), skąd znała tyle szczegółów dotyczących carskiej rodziny, czy jej mistyfikacja była tylko skutkiem zaburzeń psychicznych, czy wyrafinowanego (czyjegoś?) działania i dlaczego zdania osób, które znały prawdziwą carównę, różniły się do tego stopnia, że doprowadziły do trwałego skłócenia wielu krewnych i znajomych.

Emil ze Smalandii (Lindgren Astrid) (5)
Skąd tu się wzięła taka lektura? Bo dobra książka jest dobrą książką, niezależnie od tego, czy jest dla dzieci, czy nie, i czy ją czyta tak zwana grupa docelowa, czy ktoś, kto przedstawicielem takiej grupy był mnóstwo lat temu. A jest urocza, zabawna i bezpretensjonalna, i jedyne, co mam jej do zarzucenia, to że opowiadań o Emilu jest cztery, a nie czternaście albo czterdzieści. No, dobrze, są, ale w innych tomach, a jak tu teraz pójść do biblioteki dla dzieci?...

O kotach (Lessing Doris) (powtórka po angielsku)
Na jakiś czas odpuściłam sobie noblistów, a jak już z powrotem po jednego (a raczej jedną) z nich sięgnęłam, to zamiast wziąć jakiś nieznany utwór, zrobiłam sobie powtórkę. Czemu? Bo dostałam w prezencie (jeszcze raz dziękuję!!!). Bo czytanie po angielsku czegoś, co się już czytało po polsku, jest jednak trochę jak czytanie od nowa. No i – last but not least – bo KOTY SĄ MIŁE (za to jedno zdanie pewien rodak autorki powinien był dostać tę samą nagrodę, co ona ).

Ostatni, który umrze (Gerritsen Tess) (3,5)
Historie z cyklu powieściowego Rizzoli & Isles coraz bardziej grawitują w stronę sensacyjną, nie medyczną; w „Ostatnim, który umrze” Maura w zasadzie nie wykonuje na planie swojego zawodu, zamiast tego spełniając rolę kogoś w rodzaju… wychowawcy i równocześnie bawiąc się w detektywa-amatora, wspomagającego w śledztwie Jane i jej policyjnego partnera. A sprawa jest niezwykle zawikłana: trójka dzieci, które już raz przeżyły niewyobrażalny dramat, jakim jest śmierć rodziców, teraz traci rodziców zastępczych. W żadnym z tych przypadków nie ma wątpliwości, że i za pierwszym, i za drugim razem było to wyjątkowo okrutne morderstwo z premedytacją. Że sprawa ma drugie dno, informuje autorka dość wcześnie, wplatając w narrację skrawki monologu nieznanej postaci, opowiadającej o tajemniczym zdarzeniu sprzed lat. Ale kto w tej retrospekcji jest kim i kto dybie na trójkę nieszczęśliwych, zszokowanych nastolatków – o, to wyjdzie na jaw dosłownie na ostatnich stronach!
Teoretycznie powinien to być kawał doskonałej rozrywki z dreszczykiem, ale jest tylko kawałek, bo:
- bardzo przeszkadza przy lekturze nieznajomość kilku wcześniejszych tomów cyklu, do których treści pojawiają się nieustanne odwołania;
- wstawki z życia prywatnego bohaterek są wątłe i nieprzekonujące (zwłaszcza zauroczenie Maury niejakim Sansone’em, osobnikiem, z którym raczej nie powinno jej być po drodze);
- jeszcze mniej przekonujący jest pomysł umieszczenia trójki szczególnie zagrożonych dzieci w szkole z internatem, która, po pierwsze, mieści się w ponurym zamku, a WSZYSCY jej rezydenci, zarówno uczniowie, jak i nauczyciele, stracili co najmniej jedną osobę z rodziny w wyniku morderstwa, po drugie, jest kompletnie izolowana od cywilizacji i gdyby ktoś chciał pensjonariuszy zlikwidować, bez trudu zdążyłby to zrobić na długo przed przyjazdem policji;
- a już zupełnie mało – wyjaśnienie całej sprawy, zawierające co najmniej kilka niedopowiedzeń i tyleż nieprawdopodobieństw.

Wiedźmikołaj (Pratchett Terry) (4)
Tak niewiele mi już zostało do przeczytania tych najprawdziwszych Pratchettów (czyli pełnowymiarowych powieści), że ociągałam się programowo, żeby jak najbardziej oddalić moment, kiedy w zapasie nie będzie już nic. Ale w końcu głód zwyciężył. Czy został w pełni nasycony, to inna sprawa. Bo Śmierć, jak zwykle, jest wspaniały. Susan też. Baśniowe nawiązania – świetne. Ale pan Herbatka jest tak odpychający, że najchętniej opuściłabym wszystkie fragmenty z jego udziałem, Audytorzy jacyś… mętni, a fragmenty z HEX-em w większości przyciężkawe.

Jak uczy się mózg (Spitzer Manfred) (4,5)
Podsumowanie wszystkich faktów i hipotez dotyczących mechanizmów nabywania wiedzy przez nasze szare komórki. Duża wartość poznawcza, chociaż jak na mój gust za dużo dygresji – a to filozoficzne rozważania, a to coś na kształt opowiadania SF.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 711
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: