Minirecenzja
"Spisek przeciwko rasie ludzkiej" to niezwykle ciężka, pod względem budowanego przez nią nastroju, książka, która naprawdę budzi człowieka do refleksji. Już sam wstęp zaczyna się "z grubej rury" i zaostrza apetyt na czytanie. Mamy tu analizę "zapffeańskich" metod oddalania od swojego umysłu świadomości bezwartościowości i bezużyteczności życia jako takiego. Mamy nawiązania do schopenhauerowskiej woli życia i do mainlanderowskiej woli śmierci. Mamy studium Nietzschego, mamy omówienie buddyzmu i tzw. "oświecenia". Mamy przywołanie lovecraftowskiej grozy nadprzyrodzonej, oraz niezliczone odnoszenie się do innych pisarzy grozy, filozofów, czy filmów. Wszystko jest pięknie, aż do czasu... Od pewnego momentu czytelnika dopada okrutne znużenie, bo Ligotti zaczyna się strasznie powtarzać i zaczynać wywody najzwyczajniej w świecie głupie, jak np. ten o złych amerykanach wywłaszczających Indian z ziemi, która de facto do nich nie należała, bo nic z nią nie robili.
Książkę warto przeczytać dla poszerzenia horyzontów, ale nie jest to pozycja priorytetowa. Co więcej - ateistę może ona na serio złamać, więc zaleca się ostrożność i dystans do przyswajanych treści. Osoba wierząca lub po prostu ktoś z jakimś metafizycznym poczuciem porządku, tj. ktoś pogodzony z istnieniem, może wykorzystać tę pozycję do umocnienia swojego trwania. Lub to poczucie porządku utracić...