Dodany: 20.04.2010 00:01|Autor: bogna

Książki i okolice> Konkursy biblionetkowe

KONKURS nr 101 pt. "JASKÓŁKA w LITERATURZE"


Przedstawiam KONKURS nr 101 pt. "JASKÓŁKA w LITERATURZE", który przygotował Sherlock:


Jaskółka — czarny sztylet, wydarty z piersi wiatru,
Nagła smutku kotwica z niewidzialnego jachtu.
Katedra ją złowiła w sklepienia sieć wysoką.
Jak śmierć — kamienna bryła.
Jak wyrok — naw prostokąt.

[napisał Kazimierz Szemioth; zaśpiewał Stan Borys]


   Tematem konkursu znów jest ptak — tym razem jaskółka. Może ona też występować w tekście w związku frazeologicznym (przykładowo: pierwsza jaskółka).
   Fragmentów konkursowych jest trzydzieści, lecz autorów tych fragmentów jest nieco mniej.
   Gdy już traficie autora fragmentu, to możecie oddać najwyżej cztery strzały w tytuł. Jest sześćdziesiąt punktów do zdobycia (przy każdym fragmencie jest jeden punkt za autora i jeden punkt za tytuł). Jeżeli ktoś nie życzy sobie w mailach ode mnie podpowiedzi typu "masz oceniony fragment taki to a taki, a z kolei autor tamtego fragmentu nie jest ci obcy", to niech napisze o tym w swoim pierwszym mailu. Będę bardzo wdzięczny, gdy każdy Wasz mail będzie opatrzony tematem zawierającym Wasz nick biblionetkowy oraz liczbę wskazującą, który to już jest z kolei mail.

Konkurs trwa do 30 kwietnia 2010 roku włącznie (do północy).
Odpowiedzi proszę przysyłać na adres: [...]
Inteligentne "mataczenia" na Forum są mile widziane!

Zapraszam do zabawy!


UWAGA!
Odpowiedzi nie zamieszczamy na Forum! Wysyłamy mailem!



FRAGMENTY KONKURSOWE



    1.

    Znów mam czas, więc napiszę, co się przydarzyło. Jak karmiłyśmy indyczki, ja, Iola i Katje, to wielki Jeden Indyk na nas napadł, szyję miał czerwoną i był Okropny Straszny. Najpierw napadł na Iolę a później na mnie chciał napaść, ale ja się nie bałam, bo on był i tak mniejszy i wolniejszy niż Wahadło. Zrobiłam zwód i piruet i walnęłam go dwa razy rózgą, aż Umknął. Matka [N.] nie pozwala mi tu nosić Mojego Miecza, szkoda, albowiem bym temu Indykowi pokazała, czego się nauczyłam w [K.M.]. Ja już wiem, że poprawnie Starszymi Runami należy pisać [C.a'M.] i że to znaczy Warownia Starego Morza. To pewnie dlatego tam wszędzie są Muszle i Ślimaki oraz Ryby odciśnięte w kamieniach. A [C.] poprawnie pisze się [X.]. Zaś moje imię pochodzi od Zireael, albowiem to znaczy Jaskółka, a to znaczy, że...


    2.

    [K.] czekał na niego na wysypanych sieczką deskach, którymi wyłożona była podłoga jego stajni.
    — Odjeżdża pan? — zapytał, uśmiechając się podle.
    — Tak.
    — Chyba nie przed samą burzą?
    — Wyprzedzę ją.
    — Wiatr jest szybszy od człowieka na mule. Na otwartej przestrzeni może pana zabić.
    — Chcę odebrać muła już teraz — uciął dyskusję rewolwerowiec.
    — Jasne — odparł [K.], lecz zamiast się odwrócić, stał dalej w miejscu, jakby zastanawiał się, co jeszcze powiedzieć. Usta wykrzywiał mu lizusowski, nienawistny uśmiech, oczy wpatrywały się w coś za ramieniem rewolwerowca.
    Rewolwerowiec jednocześnie odsunął się w bok i odwrócił. Trzymane przez [S.] ciężkie polano przecięło ze świstem powietrze, muskając tylko jego łokieć. Siła zamachu była tak wielka, że dziewczyna wypuściła broń z rąk i drewno stuknęło o podłogę. Wysoko, na pogrążonym w mroku strychu, zerwały się do lotu jaskółki.
    Dziewczyna utkwiła w nim krowie oczy. Pod spłowiałą po praniu koszulą sterczały majestatycznie nabrzmiałe piersi. Kciuk poszukał z senną ociężałością przystani ust.
    Rewolwerowiec odwrócił się z powrotem do [K.]. Ten uśmiechał się szeroko. Jego skóra była woskowo żółta. Oczy obracały się w oczodołach.


    3.

    Usłyszałem zgrzytanie zębów na żelaznej blasze i dugoń zniknął, ciągnąc z sobą harpun. Wkrótce jednak baryłka wypłynęła na wierzch i po kilku sekundach ukazało się cielsko zwierzęcia przewrócone na grzbiet. Łódź zbliżyła się do niego i ciągnąc za sznur, sprowadziła go do „[N.]".
    Trzeba było użyć bardzo potężnych bloków, żeby wyciągnąć dugonia na platformę. Ważył nie mniej jak sto cetnarów. Rozpłatano go na oczach Kanadyjczyka, który ciekawie śledził wszystkie szczegóły tej operacji. Tego dnia sługa okrętowy podał mi na obiad kilka zrazów z mięsa dugonia, wybornie przyprawionych przez miejscowego kucharza. Były bardzo smaczne, nawet lepsze od polędwicy najtuczniejszego wołu.
    Nazajutrz, 11 lutego, spiżarnia „[N.]" wzbogaciła się jeszcze wytworniejszą zwierzyną. Stado jaskółek morskich osiadło na „[N.]". Był to gatunek sterna nilotica, właściwy Egiptowi: dziób ma czarny, głowę szarą i kropkowaną, oczy otoczone białymi punkcikami, grzbiet, skrzydła i ogon siwawe, brzuch i piersi białe, a nogi czerwone. Schwytano także kilka tuzinów kaczek Nilu, ptaków dzikich, bardzo smacznych; szyja ich i wierzch głowy są białe z czerwonymi plamkami.
   Szybkość biegu „[N.]" znacznie się wtedy zwolniła. Posuwał się niedbale, jakby włócząc się bez celu. Zauważyłem też, że w miarę jak zbliżaliśmy się do Suezu, woda stawała się coraz mniej słona.


    4.

   Ale babka pogładziła go po głowie i zaczęła opowiadać inne bajki. Wieczorem, kiedy mały [K.] kładł się już spać, wdrapał się na krzesło przy oknie i spojrzał przez małą dziurkę; właśnie spadło parę płatków śniegu i jeden z nich, największy, zawisł na brzegu skrzynki z kwiatami; rósł coraz bardziej i bardziej i w końcu przemienił się w kobietę ubraną w najdelikatniejszą białą gazę, utkaną jakby z miliona gwiaździstych płatków. Była piękna i zgrabna, ale cała z lodu, z olśniewającego, błyszczącego lodu, a jednak żyła: oczy patrzały jak dwie jasne gwiazdy, ale nie było w nich spokoju ani wytchnienia. Skłoniła się do okna i skinęła ręką. Chłopczyk przestraszył się i zeskoczył z krzesła; a wtedy zdawało mu się, że wielki ptak przeleciał obok okna.
   Następnego dnia był silny mróz, a potem zrobiła się odwilż, a potem przyszła wiosna, słońce świeciło, ukazała się zieleń, jaskółki budowały gniazda, otworzono okna i dzieci siedziały znowu w swoim ogródku przy rynnie, wysoko ponad wszystkimi piętrami.


    5.

    Przyjdzie może dzień, że krawcowe (co by mnie wcale nie gorszyło) zaczną bywać w świecie. Siostrzenica [J.], będąc wyjątkiem, nie może jeszcze być wróżbą w tej mierze; jedna jaskółka nie stanowi wiosny. W każdym razie, jeżeli owa, tak skromna wszakże, „kariera" siostrzenicy [J.] gorszyła niejednych, nie gorszyła z pewnością [M.]. Głupota jego na niektórych punktach była taka, że nie tylko uważał tę młodą dziewczynę, tysiąc razy inteligentniejszą od niego, za „głupią" (może tylko dlatego, że go kochała), ale również miał za awanturnice, za szwaczki przebrane i udające damy bardzo dobrze sytuowane osoby, które ją gościły, a których zaproszenia przyjmowała z całą skromnością. Oczywiście to nie byli [G.] ani nawet ich znajomi; ale to były panie z „miasta", bogate, eleganckie, o poglądach na tyle szerokich, aby nie uważać za hańbę przyjaźni z krawcową, a równocześnie na tyle ciasnych, aby znajdować przyjemność w popieraniu dziewczyny, którą jego wysokość baron de [Ch.] odwiedza (w najlepszych intencjach) co dzień.
   Nic bardziej nie odpowiadało baronowi niż pomysł tego małżeństwa; w ten sposób sądził, że nie straci [M.]. Zdaje się, że siostrzenica [J.] niemal jeszcze dzieckiem popełniła „błąd". I pan de [Ch.], wychwalając ją przed [M.], rad byłby zdradzić to przyjacielowi (który byłby wściekły), aby w ten sposób zasiać niezgodę. Bo pan de [Ch.], mimo że piekielnie złośliwy, podobny był do wielu poczciwych ludzi, którzy wychwalają kogoś, aby dowieść własnej dobroci, ale strzegliby się jak ognia zbawiennych, a tak rzadko wypowiadanych słów zdolnych zapewnić pokój.


    6.

   Pewnej nocy przelatywała nad miastem jaskółeczka... Towarzyszki jej przed sześciu tygodniami odfrunęły już do Egiptu, ona jedna tylko została, zakochawszy się w prześlicznej trzcinie. Po raz pierwszy ujrzała ją była na wiosnę, uganiając się nad rzeką za dużym, żółtym motylem; zachwycona smukłością trzciny, nieruchomo zawisła w powietrzu i wszczęła rozmowę.
    — Czy wolno cię kochać? — spytała jaskółka, przyzwyczajona zmierzać zawsze wprost do celu. A trzcina głęboko się przed nią pochyliła.
   Więc jaskółeczka poczęła fruwać dokoła trzciny, skrzydełkami muskając wodę, na której tworzyły się lekkie fale. Był to rodzaj zalotów, trwających całe lato.
    — Śmieszne przywiązanie — świegotały inne jaskółki — toż ta trzcina nie ma żadnego majątku, a tak liczną rodzinę. — Bo w istocie brzegi rzeki całkiem były porosłe trzciną.
    Z nadejściem jesieni wszystkie jaskółki odleciały za morze. Wówczas jaskółeczka uczuła się bardzo osamotnioną, i miłość do trzciny poczęła ją niecierpliwić.
    — Niepodobna z nią prowadzić porządnej rozmowy — mówiła — przy tym zaczynam ją podejrzewać o brzydką kokieterię, bo wszak najwidoczniej flirtuje z wiatrem. — I istotnie, za każdym powiewem wiatru trzcina wykonywała przed nim najwdzięczniejsze dygi!
    — Przyznaję, że jest gospodarna i lubi zacisze domowe — mówił ptak — ale ja lubię podróżować, więc i moja żona musi to lubić.
    — Pójdziesz ze mną? — spytała wreszcie jaskółka. — Ale trzcina przecząco potrząsnęła głową — zbyt była przywiązana do ojczyzny.
    — Więc igrałaś mym uczuciem! — zawołała jaskółka. — Dobrze! Ja lecę teraz na piramidy. Żegnaj! — I odfrunęła.
   Niezmordowanie szybowała przez  cały dzień, a wieczorem doleciała do jakiegoś miasta.
    — Gdzie teraz zamieszkam? — mówiła do siebie. — Sądzę, że miasto poczyniło przecież odpowiednie przygotowania.
    Wtem zobaczyła pomnik na wysokim cokole.


    7.

   Podniosłem się, powitany prawie natychmiast przez nowy tuman perlącej się wody, tym razem nie przeszkadzającej memu zamiarowi, i z całą siłą i ostrożnością zacząłem wiosłować ku nieokiełzanej [H.]. Zrazu tak ciężko przychodziło mi porać się z morzem, iż niejednokrotnie zatrzymywałem się i wylewałem wodę z łódki z sercem trzepocącym jak ptak. Stopniowo jednak doszedłem do wprawy i swobodnie już prowadziłem łódkę wśród fal, jedynie niekiedy otrzymując uderzenie w dziób łódki lub kłębek piany w twarz.
   Doganiałem statek co sił. Widziałem mosiądz połyskujący na okuciach steru szamocącego się tam i z powrotem. Na pokładzie nie było żywej duszy, toteż byłem pewny, że okręt jest opuszczony, w najgorszym zaś razie znajdujący się na nim ludzie leżeli w stanie nietrzeźwym w kajucie, gdzie mogłem ich z pewnością obezwładnić i zrobić ze statkiem, co mi się żywnie podobało.
    Przez czas pewien okręt robił, co tylko mogło być dla mnie najgorszego — a mianowicie —stał w miejscu. Zmierzał mniej więcej na południe, kręcąc się oczywiście przez cały czas. Ilekroć ustawał, żagle wzdymały się nieco i niosły go przez chwilę z wiatrem. Powiedziałem, że było to dla mnie, co tylko mogło być najgorszego. Chociaż bowiem statek wydawał się tak bezradny w swym położeniu, choć żagle huczały jak armata, a krążki, reje i liny kręciły się i chybotały, to jednak widziałem, że wszystko to oddalało się ode mnie nie tylko dzięki rączości prądu, ale i wskutek całego naporu przeciwnego wiatru, niewątpliwie nader silnego.
    W końcu jednak okoliczności zaczęły mi sprzyjać. Wiatr przycichł na kilka chwil, [H.] zaś, dryfując z wolna, odwróciła się do mnie rufą. Okno kajuty, jak zauważyłem, było wciąż otwarte, a lampa na stole mimo dnia paliła się jeszcze. Grotżagiel obwisał w dół jak chorągiew. Okręt znieruchomiał unoszony tylko przez prąd.
   Jeszcze przed chwilą zostawałem coraz bardziej w tyle, teraz zaś podwajając wysiłki rozpocząłem znów pościg. Byłem niespełna o sto jardów oddalony od statku, gdy wiatr znów nagle dmuchnął, poruszył linami na bakborcie, a okręt znów popędził kołysząc i śmigając jak jaskółka.


    8.

   — [J.]! [J.], co się stało?! — krzyknął [E.] głosem, w którym brzmiał prawdziwy strach, ale dobiegał on z bardzo, bardzo daleka, niewyraźny niczym kiepskie połączenie telefoniczne aż z Bejrutem może, ale bardziej z Uranem.
[R.] chwycił go za ramię, jego dotyk jednak wydał mu się słaby, nierzeczywisty.
    — [J.]? Co się stało, skarbie? Co się... — pytała [S.], lecz i ona dostrzegła nagle to, co on zobaczył jako pierwszy.
   Umilkła. Umilkł [E.]. Dłoń [R.] zsunęła się bezwładnie z ramienia chłopca. Stali wszyscy i gapili się przed siebie... z wyjątkiem niego, bo on siedział i się gapił. Pomyślał, że kiedyś pewnie wróci mu siła w nogach i będzie mógł wstać... ale kiedy mogłoby to nastąpić, nie wiedział. Na razie były niczym rozgotowany makaron.
   Pociąg stał ponad dwadzieścia jardów przed nimi, przy peronie stacji jak dziecinny model dworca, który opuścili przed chwilą. Z dachu dworca zwieszał się napis informujący: „Topeka", a sam pociąg niczym nie różnił się od Puf-Puf: wielkiej lokomotywy ze zderzakiem z przodu. [J.] nie miał wątpliwości, że gdyby starczyło mu sił, by podejść bliżej, zobaczyłby gniazdo mysiej rodziny w miejscu, gdzie siedział niegdyś maszynista mający na imię — bez wątpienia — Bob. W kominie parowozu uwiła sobie gniazdo rodzina jaskółek; co do tego również nie miał najmniejszej wątpliwości.


    9.

   Taka to była nasza podróż i nie sądzę, aby nasi konwojenci uważali się za straż ludową.
   Jechaliśmy i coraz bardziej upewnialiśmy się, że z nami jest i racja, i cała Rosja — i że czas już zrobić koniec, koniec z tą całą zabawą.
   W Kujbyszewskim więzieniu etapowym, gdzieśmy siedzieli ponad miesiąc, też niemało cudów człowiek zobaczył. Z okien sąsiedniej celi nagle doszły nas histeryczne, rozpaczliwe kwiki knajaków (ich lamenty też brzmią jakoś wstrętnie i piskliwie): „Ratunku! Ludzie, ratujcie! Faszyści tu nas leją, faszyści!”.
   Coś niesłychanego! „Faszyści” biją szemranych? Dawniej zawsze bywało odwrotnie.
   Ale wkrótce dochodzi do przetasowania w celach i dowiadujemy się, że nie ma żadnych cudów, że to dopiero pierwsza jaskółka — [P.B.]; piersi jak żarna, łapy jak konary, zawsze gotowe i do uścisku, i do ciosu — czarniawy, z orlim nosem, wyglądający raczej na Gruzina niż na Ukraińca.


    10.

[I.], przyglądająca się z okna, jak pozostali w tyle czerwonoarmiści drapią się na kredowe występy wzgórza, przeżegnała się zamaszyście.
    — Łaska boska, [N.]! Czerwoni uciekają!
    — Och, matulu; to oni tak jeno z chutoru odchodzą na górę do okopów, a na wieczór powrócą.
    — To czemu biegiem ruszyli? Nasi ich odepchnęli! Uciekają, potępieńcy! Idą precz, ancychrysty! — radowała się [I.] i znowu zabrała się do wyrabiania ciasta.
[N.] wyszła z sieni i stanąwszy na progu przyłożyła dłoń do oczu: długo spoglądała na zalane światłem wzgórze kredowe i na jego wypalone, bure występy. Spoza wzgórza, jak przed burzą, wyłaniały się w majestatycznym milczeniu wierzchołki białych, skłębionych obłoków. Południowe słońce prażyło ziemię. Na wygonie pogwizdywały susły, ich przyciszone, nieco smutne świstanie dziwnie splatało się z pełnymi życia pieśniami skowronków. Cisza, która zapadła po grzmocie dział, była tak miła sercu [N.], że stała bez ruchu, chciwie wsłuchując się w prostą pieśń skowrończą, w skrzypienie żurawia studziennego i w szelest przesyconego piołunową goryczą wiatru.
Gorzki był i duszny ów skrzydlaty, stepowy wschodni wiatr. Tchnął upałem rozpalonego czarnoziemu, upojnymi zapachami wszystkich traw, omdlałych od słonecznego żaru, lecz czuć też było zbliżający się deszcz: mdła wilgoć ciągnęła od [D.], jaskółki dotykając niemal ziemi rozdwojonymi ostrzami skrzydeł kreśliły powietrze, a gdzieś wysoko, bardzo wysoko pod modrym sklepieniem nieba trzepotał się stepowy orlik, uciekając przed nadchodzącą burzą.


    11.

   Tak rozmawiając posuwali się skrajem łąki kończącej się u stóp pagórka. Idąc płoszyli gromady gołębi skalnych i jaskółek morskich, podobnych do ptaków z [W.L.]. Wśród drzew rosnących na lewo od łąki słyszeli szelest i w zaroślach mogli dojrzeć falowanie trawy, świadczące o obecności jakichś bardzo płochliwych zwierząt, jednakże nic nie wskazywało na to, że wyspa jest zamieszkana.
   [P.], [H.] i [G.S.] doszli do podnóża pagórka, w kilka chwil wdrapali się na jego szczyt i rozejrzeli po okolicy.
    Istotnie byli na wysepce mającej najwyżej sześć mil obwodu; linia brzegu nie obfitowała w cyple, przylądki, zatoki i laguny; wyspa miała kształt mocno wydłużonego owalu. Wokół rozciągało się, aż po sam widnokrąg, zupełnie puste morze. Nie widać było ani lądu, ani żagla!
    Porośnięta lasem wysepka nie miała tak urozmaiconego krajobrazu jak [W.L.], która była wprawdzie jałowa i dzika w jednej części, lecz żyzna i bogata w drugiej. Tutaj widać było tylko gęstą kopułę zieleni i wynurzające się z niej dwa czy trzy nieco wyższe pagórki. Ukośnie do linii brzegu poprzez równolegle położoną łąkę spływał strumyk i wpadał na zachodnim wybrzeżu do morza tworząc wąskie ujście.
    — Ta "posiadłość" jest niewielka — stwierdził [H.].
    — Tak — przyznał [P.]. — Dla nas byłaby trochę za ciasna.
    — Ponadto wydaje mi się nie zamieszkana — dodał reporter.
    — Istotnie, nic nie wskazuje tu na obecność człowieka — zgodził się [H.].
    — Zejdźmy i poszukajmy — zaproponował [P.].


    12.

   Rano eszelon stał jeszcze na torze. Po pobudce żołnierze myli się przy pompach czerpiąc wodę do menażek, a pan generał, który jeszcze nie odjechał, poszedł osobiście rewidować latryny, do których według dziennego rozkazu kapitana [S.] żołnierze chodzili „schwarmweise unter Kommando der Schwarmkommandanten", żeby pan generał miał uciechę. Aby zaś uciechę miał także podporucznik [D.], kapitan [S.] zakomunikował mu, że ma dzisiaj dyżur.
   Podporucznik [D.] pilnował tedy latryn.
   Były one długie, dwurzędowe i mieściły się w nich naraz dwie drużyny żołnierzy.
   W tej chwili żołnierze grzecznie i ładnie siedzieli w kucki jeden przy drugim nad wykopanymi rowami jak jaskółki na drutach telegraficznych, kiedy jesienią wybierają się w podróż do dalekiej Afryki.
   Białe kolana sterczały ze spuszczonych spodni, każdy żołnierz miał pas rzemienny przerzucony przez kark, jakby się chciał powiesić i tylko czekał na rozkaz.
   I w tym widać było żelazną dyscyplinę wojskową, organizację.


    13.

   Pisklę było niemal gołe, ale jego żółty dziób wydawał się ogromny i wciąż niesyty much, które mu [P.] jak w rozwarty kufer bez przerwy wsadzał. Tego wieczoru chyba ze trzydzieści owadów dał mu [P.], zanim nakryty kołderką z waty mały ptaszek zasnął w pudełku.
   Nazajutrz wczesnym rankiem wyszedł [P.] na drogę i czekał, aż będzie szła do szkoły pani Halinka. Nie zamierzał bowiem zajmować się bez przerwy łapaniem much, z drugiej jednak strony nie potrafił się zdobyć na to, aby pisklę zamorzyć głodem lub wyrzucić je na pastwę kota.
   Pani Halinka dała mu taką radę: zamiast tracić czas na łapanie much, jaskółkę chyba można karmić malutkimi kawałkami surowego mięsa. Rzecz jasna [P.] nie miał w domu ani kawałka mięsa, tedy zaraz po lekcjach przyniosła mu ona z leśniczówki drobno pokrajany kotlecik ze schabu i razem z [P.] maleństwo karmiła. Robiła to jeden dzień, drugi, trzeci, niemal co godzina wybiegała z leśniczówki i pędziła do malarza. Innych kłopotów poza częstym karmieniem ptaka [P.] nie miał, bo pisklak był niezwykle schludny, jeśli się chciał załatwić, to kuper z pudełka wystawiał i robił to, na parapet okna, gdzie stało pudełeczko.


    14.

   [W.] wprowadzał pojęcie Homeostatycznego Wszechświata. „Wszechświat zachowuje swoją strukturę" - to było jego podstawowe założenie. Według [W.] prawo zachowania energii i prawo zachowania materii były po prostu szczególnymi przejawami prawa zachowania struktury. Prawo niemalejącej entropii jest sprzeczne z Homeostazą Wszechświata i dlatego jest prawem cząstkowym, a nie ogólnym. Dopełnieniem tego prawa jest prawo nieprzerwanej reprodukcji rozumu. Jedność i sprzeczność tych dwóch praw cząstkowych zabezpiecza prawo zachowania struktury.
   Gdyby istniało wyłącznie prawo niemalejącej entropii, struktura wszechświata uległaby zniszczeniu, zapanowałby chaos. Ale z drugiej strony, gdyby istniał, albo przynajmniej przeważał, wyłącznie doskonalący się nieprzerwanie wszechpotężny rozum, określona przez homeostazę struktura wszechświata również zostałaby naruszona. To oczywiście nie oznaczałoby, że wszechświat stałby się gorszy albo lepszy, po prostu byłby inny — wbrew zasadzie homeostatyczności, ponieważ nieprzerwanie rozwijający się rozum może mieć tylko jeden cel — zmianę natury Natury. Dlatego sama istota Homeostazy Wszechświata polega na podtrzymaniu równowagi między wzrastaniem entropii i rozwojem rozumu. Dlatego nie mogą powstawać supercywilizacje, ponieważ pod tym pojęciem rozumiemy właśnie rozum rozwinięty do takiego stopnia, że może już przezwyciężyć prawo niemalejącej entropii w skali kosmicznej. I to, co dzieje się teraz z nami, nie jest niczym innym jak tylko pierwszą reakcją Homeostatycznego Wszechświata na groźbę przekształcenia ludzkości w supercywilizację. Wszechświat się broni.
    Nie pytaj mnie, mówił [W.], dlaczego właśnie [M.] i [G.] stali się pierwszymi jaskółkami nadciągających kataklizmów. Nie pytaj mnie, jaka jest fizyczna natura sygnałów, które zatrwożyły homeostazę na tym skrawku wszechświata, w którym [G.] i [M.] prowadzili swoje sakramentalne badania. W ogóle nie pytaj mnie o mechanizmy działania Homeostatycznego Wszechświata — nic o tym nie wiem, podobnie jak nikt nic nie wie o mechanizmach działania prawa zachowania energii. Po prostu wszystkie procesy przebiegają tak, że energia zostaje zachowana. Po prostu wszystkie procesy przebiegają tak, żeby za miliard lat prace [M.] i [G.] razem z milionami innych nie doprowadziły do końca świata. Mam na myśli oczywiście nie koniec świata jako takiego, a koniec określonego świata, istniejącego w tej właśnie chwili, tego, który istniał już miliard lat temu i któremu [M.] i [G.], wcale tego nie podejrzewając, zagrażają swoimi mikroskopijnymi próbami przezwyciężenia entropii...
    Mniej więcej właśnie tak — nie wiem, czy właściwie czy niezupełnie właściwie, a może absolutnie niewłaściwie — zrozumiałem [W.].


    15.

    — Chciałem tylko powiedzieć, co ma być, to będzie.
    — Głupie gadanie. Mówisz jak mój ojciec. Król ram do obrazów.
   Łza spłynęła jej po policzku i niecierpliwie otarła ją ręką.
    — Uspokój się, [A.]. Patrz.
    — Spróbuję, jasne? Spróbuję.
    — I przestań miętosić ten but — rzekł [J.] urażonym tonem, który u niego był oznaką irytacji. — Ten pisk doprowadza mnie do szału.
    Popatrzyła na bucik, jakby zdziwiona, po czym ponownie zawiesiła go na pętelce na przegubie. Patrzyli, jak telefoniczni szaleńcy zwierali szyki przed Tonney Arch i przechodzili pod nim bez przepychanek i tak składnie, że nie mógłby się z nimi równać żaden tłum podążający na mecz piłki nożnej z okazji Dnia Absolwenta — tego [C.] był najzupełniej pewien. Widzieli, jak szaleńcy znów rozpraszają się po drugiej stronie przejścia, przecinając plac i schodząc po pochylniach. Czekali, aż ten pochód zwolni i zatrzyma się, ale tak się nie stało. Ostatni nadchodzący — w większości ranni i pomagający sobie wzajemnie, ale mimo to maszerujący w zwartym szyku — znaleźli się na boisku na długo przedtem, nim czerwone słońce skryło się za internaty na zachodnim krańcu campusu Akademii Gaiten. Wrócili tu jak gołębie do gniazda lub jaskółki do Capistrano.


16.

   Kilkakrotnie złapałem biegunkę, często zapadałem na przeziębienie, raz nabawiłem się kokluszu, zatrzymałem go na pewien czas i pozbyłem się dopiero wtedy, gdy skapowałem jego ciężki rytm, na zawsze zapamiętałem w przegubach rąk; bo jak wiemy, numer z kokluszem należał do mojego repertuaru, a kiedy [O.] odbębnił koklusz przed dwoma tysiącami ludzi, kaszlało dwa tysiące staruszków i staruszek.
   [L.] zaskamlał przede mną, ocierał się o moje kolana. Że też moja samotność kazała mi wziąć tego psa z wypożyczalni! Oto stał na czterech łapach, merdał ogonem, był psem, miał owo spojrzenie i trzymał coś w zaślinionym pysku: patyk, kamień, może jeszcze co innego, co może być cenne dla psa.
   Powoli wymknęło mi się moje tak ważne wczesne dzieciństwo. Ból podniebienia, który zapowiadał mi pierwsze mleczne zęby, ustąpił, przechyliłem się w tył: dorosły, starannie, nieco za ciepło ubrany garbus, z zegarkiem ręcznym, dowodem tożsamości, plikiem banknotów w portfelu. Wziąłem papierosa i potarłem zapałkę — tytoń miał zastąpić ów jednoznaczny smak dzieciństwa w ustach.
    A [L.]? [L.] ocierał się o mnie. Odepchnąłem go, dmuchnąłem mu w mordę papierosowym dymem. Nie lubił tego, a mimo to został i nadal ocierał się o mnie. Oblizywał mnie wzrokiem. Przepatrywałem pobliskie przewody między słupami telegraficznymi w poszukiwaniu jaskółek, chciałem ich użyć jako środka przeciwko natrętnym psom. Jaskółek jednak nie było, a [L.] nie dawał się odpędzić. Wpychał mi pysk między nogi, szturmował to miejsce tak nieustępliwie, jak gdyby wypożyczający psy facet z Prus Wschodnich specjalnie go tego wyuczył.


    17.

Więc Juturna, o brata nagłą zdjęta trwogą,
Metyska, co powoził, znienacka obala
Z rydwanu i w kurzawie porzuci go z dala;
Sama wskoczy i dłońmi wodze wstrząsa śmiało,
Przybierając Metyska głos, zbroję i ciało.
Jak jaskółka, w obszerny dom wpadłszy bogacza,  
Czarnymi skrzydły kręgi obrotne zatacza,  
Zbierając żer dla piskląt, i raz w głąb się zagna
Krużganków gmachu pustych, raz nad grząskie bagna  
Zaleca: — tak Juturna po polu krwią zlanem  
Przez tłum wrogów rumaki gna; rączym rydwanem  
Tu i tam brata w pędzie zwycięsko podwiezie  
I nie dając mu walczyć, krwawe mija rzezie.


    18.

   Obudziwszy się pobiegła do swego trzewika. Znalazła w nim złoty pieniądz. Nie był to napoleon, ale jedna z tych nowych monet dwudziestofrankowych z czasów Restauracji, na których zamiast wieńca wawrzynowego odciśnięto harcap pruski. [K.] była olśniona. Los zaczynał ją odurzać. Nie wiedziała, co to jest złoty pieniądz, nie widziała go nigdy, schowała go szybko do kieszeni, jakby go skradła. Czuła jednak, że był jej własnością, odgadła, kto go mógł włożyć do trzewika, i cieszyła się jakąś radością pełną lęku. Była zadowolona, ale nade wszystko była zdumiona. Rzeczy tak wspaniałe i ładne nie zdawały się jej rzeczywiste. Lalka ją przestraszała, złoty pieniądz także ją przestraszał. Drżała wobec tych wszystkich wspaniałości. Tylko nieznajomego nie bała się. Przeciwnie, napawał ją spokojem. Od wczoraj, we śnie i na jawie, jej dziecinny umysł marzył o tym człowieku, który miał minę ubogiego i smutnego starca, a był tak bogaty i dobry. Od chwili gdy spotkała go w lesie, wszystko się dla niej jakby odmieniło. [K.], mniej szczęśliwa od najdrobniejszej jaskółki na niebie, nigdy nie wiedziała, co to przytulić się do matki, schronić pod opiekuńcze skrzydło. Od pięciu lat, to jest jak daleko sięgały jej wspomnienia, biedne dziecko tylko trzęsło się i drżało. Zawsze była naga na ostrym wichrze niedoli, teraz jej się zdało, że ktoś ją odział. Dawniej zimno było jej duszy, teraz było jej ciepło. [K.] mniej się już bała [T.]. Nie była sama, ktoś nad nią czuwał.
   Wcześnie zabrała się do porannej roboty. Luidor, spoczywający w kieszonce, z której wczoraj wypadło piętnaście su, ciągle zaprzątał jej myśli. Nie śmiała dotknąć go, ale po kilka minut wpatrywała się weń — dodać trzeba — z wyciągniętym językiem. Zamiatając schody zatrzymywała się i bez ruchu, zapomniawszy o miotle i o całym świecie, patrzyła na tę gwiazdę błyszczącą w głębi kieszeni.
   Właśnie na jednej z takich kontemplacji przyłapała ją [T.].
   Na rozkaz męża poszła jej szukać. Rzecz niesłychana, nie dała jej szturchańca ani nie zwymyślała.
    — [K.] — rzekła niemal łagodnie — chodź prędko.
   W chwilę później [K.] weszła do izby gościnnej. Nieznajomy wziął zawiniątko, które miał z sobą, i rozwiązał je. Były w nim: wełniana sukienka, fartuszek, kaftanik, spódniczka, chustka, wełniane pończochy, trzewiki, całkowite ubranie dla siedmioletniej dziewczynki. Wszystko to było czarne.
    — Moje dziecko — rzekł — weź to i idź przebierz się prędko.


    19.

    — Drogi panie, mam dziś pojedynek.
    — Pan? A to po co?
    — Jak to po co? Żeby się bić.
    — Rozumiem, ale z jakiej przyczyny? Toć można pojedynkować się o różne drobnostki.
    — W tym wypadku chodzi o honor.
    — A, to sprawa poważna.
    — Tak poważna, że chciałem pana prosić o pewną przysługę.
    — Jakaż to przysługa?
    — Żebyś pan był moim sekundantem.
    — A, w takim razie rzecz istotnie jest poważna. Nie tu miejsce, żeby mówić o niej; chodźmy do mnie. Ali, podaj mi wody.
    Hrabia zawinął rękawy i wszedł do sionki, gdzie amatorzy strzelania zwykli myć ręce.
    — Niech jaśnie pan wejdzie — szepnął [F.] — pokażę panu coś ciekawego. [A.] wszedł.
    Do tarczy były przytwierdzone karty do gry, od asa do dziesiątki — jak się [M.] wydało z daleka.
    — Cóż to — zdziwił się [A.] — grałeś pan w pikietę?
    — Nie — odrzekł hrabia. — Fabrykowałem właśnie karty do gry.
    — Jak to?
    — Tak. Widzisz tam pan asy i dwójki; resztę zaś zrobiłem kulami, od trójek aż do dziesiątek.
   [A.] podszedł bliżej.
   Rzeczywiście, w kartonikach zamiast pików czy kierów widniały otworki powybijane równiutko, symetrycznie.
   Zmierzając do tarczy, [A.] podniósł kilka jaskółek, które nieopatrznie nawinęły się hrabiemu pod pistolet.
    — Do diabła! — zdumiał się [M.].


    20.

Iks

W masztach okrętów egipskiej królowej
Jaskółki gniazda zbudowały sobie.
Wróżbici mówią, że niby nie wiedzą,
że nie umieją, zerkają posępnie,
Bojąc się wiedzę swą na głos wyjawić.
Wprawdzie Ypsylon jest mężny — fortuna
Nie chce mu sprzyjać, zwodząc go pomiędzy
Nową nadzieją a niedawnym lękiem.
Przez to właściwie nie wie, na czym stoi.
[Wchodzi Ypsylon]

Ypsylon

Wszystko stracone! Podła Egipcjanka
Znów mnie zdradziła! Moja flota przeszła
Na stronę wroga; już tam wiwatują,
Rzucając w górę czapki, jakby dawnych
Spotkali druhów.


    21.

   Student wrócił pieszo na ulicę [N.–S.–G.] pieszcząc najsłodsze plany. Zauważył baczność, z jaką przyglądała mu się hrabina de [R.], bądź to w loży wicehrabiny, bądź u pani de [N.], i wywnioskował, że drzwi hrabiny nie będą już dlań zamknięte. Tak więc miał pozyskać w sercu wielkiego świata paryskiego cztery potężne domy, liczył bowiem, że zdobędzie sympatię marszałkowej. Nie rozbierając zbytnio środków zgadywał, że w skomplikowanej grze interesów trzeba się uczepić jednego kółka, aby znaleźć się na górze machiny, czuł się zaś na siłach, aby zahamować jej koło.
    — Jeśli pani de [N.] zainteresuje się mną, nauczę ją panować nad mężem. Ten mąż robi złote interesy, pomoże mi zdobyć od jednego zamachu fortunę.
    Nie powiadał tego sobie wprost, nie był jeszcze dość wytrawny, aby ująć sytuację w cyfry, ocenić ją i obliczyć; myśli te bujały na horyzoncie w postaci lekkich chmurek i mimo że nie miały ostrości poglądów [V.], gdyby je zanurzyć w tyglu sumienia, nie dałyby nic bardzo czystego. W następstwie tego rodzaju transakcji ludzie dochodzą do owej wątpliwej moralności, jaką wyznaje obecna epoka. Rzadziej niż kiedykolwiek spotyka się dziś ludzi z jednej sztuki, tęgie charaktery, które nie ugną się nigdy wobec złego, którym najmniejsze zboczenie z prostej linii wydaje się zbrodnią; wspaniałe obrazy cnoty, które dały nam dwa arcydzieła: Alcesta Moliera, a później świeżo Jenny Deans i jej ojca w dziele Walter Scotta. Być może, iż dzieło z przeciwnego krańca, malowidło krętych dróg, po których ambitny światowiec toczy swoje sumienie, starając się okrążyć występek, aby dojść do celu zachowując pozory, byłoby nie mniej piękne i dramatyczne. Dochodząc do domu Igrek był zakochany w pani de [N.]; wydawała mu się smukła, zwinna jak jaskółka. Upajająca słodycz oczu, delikatna i jedwabna płeć, pod którą widział niejako krążącą krew, czarodziejski dźwięk głosu, blond włosy, wszystko stawało mu w pamięci; może i przechadzka, pobudzając krążenie krwi, przyczyniła się do tego urzeczenia.


    22.

Zbadać chce bogini,
Czy Igrek i syn jego mężnie w boju czyni.
Jakoż znikła im z oczu, a kształtem jaskółka,
Furkła i nad kominem siadła u przyczółka.
Wtem Agelaj szczuł gachów znów do rąbaniny.
Z nim Eurynom, Amfimed, toż inni z drużyny,
Jak Pejsandr, Demoptolem, Polybos, gracz wielki —
Każdy z nich, strach — jak mężny! Gotów do kropelki
Krew wylać, a o żywot bić się do upadła,
Bo innych gęsta strzała na ziem już pokładła.


    23.

    — Powiedz mi zatem, czemu nieustannie mówisz o dobrych ludziach? Czy nazywasz tak wszystkich ludzi?
    — Wszystkich — odpowiedział więzień. — Na świecie nie ma złych ludzi.
    — Pierwszy raz spotykam się z takim poglądem — powiedział [P.] i uśmiechnął się. — Ale, być może, za mało znam życie!... Teraz możesz już nie notować — zwrócił się do sekretarza, chociaż sekretarz i tak niczego nie notował, a potem znowu zwrócił się do więźnia: — Czy wyczytałeś to w którejś z greckich ksiąg?
    — Nie, sam do tego doszedłem.
    — I tego nauczasz?
    — Tak.
    — A na przykład centurion [M.], którego nazywają [Sz.Ś.], czy on także jest dobrym człowiekiem?
    — Tak — odparł więzień. — Co prawda, jest to człowiek nieszczęśliwy. Od czasu, kiedy dobrzy ludzie go okaleczyli, stał się okrutny i nieczuły. Ciekawe, kto też tak go zeszpecił?
    — Chętnie cię o tym poinformuję — powiedział [P.] — ponieważ byłem przy tym obecny. Dobrzy ludzie rzucili się na niego jak gończe na niedźwiedzia. Germanie wpili mu się w kark, w ręce, w nogi. Manipuł piechoty wpadł w zasadzkę i gdyby nie to, że turma jazdy, która dowodziłem, przedarła się ze skrzydła, nie miałbyś, filozofie, okazji do rozmowy ze [Sz.Ś.]. To było w czasie bitwy pod Idistaviso, w Dolinie Dziewic.
    — Jestem pewien — zamyśliwszy się powiedział więzień — że gdyby ktoś z nim porozmawiał, zmieniłby się z pewnością.
    — Sądzę — powiedział [P.] — że legat legionu nie byłby rad, gdyby ci wpadło do głowy porozmawiać z którymś z jego oficerów czy żołnierzy. Zresztą nie dojdzie do tego, na szczęście, i już ja będę pierwszym, który się o to zatroszczy.
    Wpadła pod kolumnadę jaskółka, zatoczyła krąg pod złotym jej pułapem, obniżyła lot, nieomal musnęła ostrym skrzydłem twarz stojącego we wnęce miedzianego posągu i zniknęła za kapitelem kolumny. Być może zamierzała uwić tam gniazdo.


    24.

   Bracia spojrzeli po sobie tryumfalnie, ale z pewnym zdziwieniem. Mimo że uważali się za wyróżnianych przez [S.] kawalerów, nigdy dotąd nie mieli tak przekonywających dowodów jej sympatii. Zwykle musieli długo prosić i nastawać, a ona ich zwodziła nie chcąc nigdy powiedzieć ani „tak”, ani „nie”, śmiejąc się, gdy się dąsali, stając się zimną, gdy zaczynali być źli. A teraz nagle przyrzekła właściwie, że im poświęci cały swój jutrzejszy czas —będzie z nimi siedziała rano przy uczcie, obiecała wszystkie walce (a już oni postarają się o to, aby grano tylko walce!) i kolację. Takie osiągnięcie warte było wyrzucenia z uniwersytetu.
    Pełni nowego animuszu po tym sukcesie, nie śpieszyli się z pożegnaniem, mówili o balu i barbakoi, o [A.W.] i [M.H.], przerywając sobie nawzajem; robiąc dowcipy i śmiejąc się z nich, dając do zrozumienia, że czekają zaproszenia na kolację. Upłynęła spora chwila, zanim się spostrzegli, że [S.] mówi teraz bardzo mało. Nastrój jakoś się zmienił. Jak to się stało —bracia nie wiedzieli, ale przyjemna atmosfera wizyty uleciała bezpowrotnie. [S.] zdawała się zwracać mało uwagi na to co mówili, jakkolwiek odpowiadała sensownie. Wyczuwając coś, czego nie mogli zrozumieć, zniechęceni tym i zmartwieni, chłopcy walczyli z sobą przez chwilę, po czym niechętnie wstali spoglądając na zegarki.
   Słońce stało już nisko nad świeżo zaoranymi polami; wysokie lasy rysowały się ciemną linią za rzeką. Nad podwórzem chyżo krążyły jaskółki, a kurczęta, kaczki i indyki tłoczyły się i puszyły wracając z pól.


    25.

    Ale taka już była. Poszłaby wszędzie, tyle że nie pierwsza.
    — W porządku, idę — zdecydowałem.
    Miałem wówczas dziesięć lat, byłem chudy jak sam diabeł i ważyłem około pięćdziesięciu kilogramów. [K.] liczyła sobie lat osiem i była o dziesięć kilogramów lżejsza ode mnie. Drabina zawsze wytrzymywała nasz ciężar, więc uważaliśmy, że i tym razem się uda; filozofia, która nieustannie sprowadza nieszczęście na głowy ludzi, a nawet na całe narody.
    Czułem to tamtego dnia, kiedy drabina w pełnej kurzu stodole drżała pode mną lekko, a ja wspinałem się coraz wyżej i wyżej. Jak zwykle mniej więcej w połowie drogi miałem wizję, co by się stało, gdyby nagle runęła. Wyzionąłbym na dole ducha. Ale wspinałem się nieustępliwie i wreszcie chwyciłem rękami końcową belkę, podciągnąłem się na niej i popatrzyłem w dół.
    Zadarta głowa [K.] była maleńkim, białym owalem. W spłowiałej koszuli i dżinsach moja siostrzyczka wyglądała jak lalka. Nade mną, jeszcze wyżej, majaczyło podstrzesze, gdzie cicho kwiliły w gniazdach jaskółki.
    I znów, bez namysłu:
    — Hej, tam w dole! — krzyknąłem, a mój głos popłynął do niej niesiony drobinami kurzu.
    — Hej, tam na górze!
   Stanąłem na belce. Lekko się zachwiała. Jak zwykle wydawało mi się, że pod dachem występują osobliwe prądy powietrzne, których nie było na dole. Czułem, jak wali mi serce, kiedy rozłożywszy dla lepszej równowagi ramiona, zacząłem pomalutku przesuwać się do przodu. Pewnego razu na tym etapie przygody tuż obok mojej głowy przeleciała jaskółka, a ja, cofając odruchowo twarz, o mało nie straciłem równowagi. Miałem stracha, że to samo się jeszcze kiedyś powtórzy.
   Ale nie tym razem. W końcu znalazłem się w bezpiecznym miejscu nad sianem. Teraz już patrzenie w dół nie budziło we mnie takiej grozy. Nastąpił moment oczekiwania, a następnie dałem krok w powietrze i zatkawszy palcami nos dla większego efektu — siła grawitacji pociągnęła mnie brutalnie w dół — poczułem się jak spadający kamień, prawie chciałem krzyczeć: Och, przepraszam, zrobiłem błąd, chcę wrócić!


    26.

    — Jako kapitan miał [M.] dwie lornetki — powiedziałam widząc, że na moście jest już tyle ludzi ile jaskółek przed odlotem i że ktoś z mostu patrzy na mnie przez lornetkę. Uśmiechnęłam się do tej lornetki, a z głębi powiał wiatr i włosy zaczęły mi się rozchylać niczym wachlarz ze strusich piór, widziałam, jak koło moich oczu zwijają się w górę kosmyki moich włosów, wokół całej mojej postaci utworzyła się taka aureola, jaką ma Najświętsza Panna Maria Bolesna na cokole na naszym rynku...
    — A gdyby była wojna, to co by się stało, gdyby mnie [M.] dostał pod swoją komendę, co? — dopytywał się ciekawie [P.] i wydawało się, że walczy z ogarniającym go znużeniem.
    — Powiedział, że gdyby znów wybuchła wojna, to podczas musztry zrobiłby palcem... o tak... i zawołałby: „[P.] zu mir!". I już byś pędził z wywieszonym jęzorem i oddawał mu honory, i klękał przed nim na jedno kolano — powiedziałam, a kiedy na niego popatrzyłam, stryjaszek [P.] spał, usnął twardo, leżał na szczycie komina, który kołysał się, teraz dopiero spostrzegłam to po raz pierwszy na leżącym posągu stryjaszka [P.], że oboje wyraźnie się kołyszemy, jakbyśmy siedzieli na jakiejś zawieszonej pod niebem huśtawce. A od kapliczki pędzili strażacy, z góry konie wyglądały tak, jakby się spłoszyły, tylne nogi nawlekały się im w chomąta, a przednie wystrzelały im wprost ze łbów, tak jak ślimaki wystawiają rogi, cały ten wóz strażacki błyszczał jak dziecinna zabawka grożąc, że lada chwila się rozsypie i części wozu rozlecą się jak przy ulicy Stolarskiej ten pojazd wojskowy, kiedy wybuchły w nim granaty, a tam na kapitańskim mostku stał komendant strażaków, pan de [G.], członek kierownictwa browaru, na którego kominie siedziałam, mistrz kominiarski, a był komendantem strażaków, bo zamiast mieszkania miał muzeum strażackie, wszystko, co kiedykolwiek padło pastwą płomieni, wszystko to pan de [G.] sfotografował, postarał się nawet o fotografie sprzed pożaru, tak że na wszystkich ścianach swojego mieszkania miał po dwie fotografie: krowa przed pożarem i krowa po pożarze, pies przed pożarem i pies po pożarze, dorosła osoba płci męskiej przed pożarem i po pożarze, stodoła przed pożarem i po pożarze, wszystkie rzeczy, wszystkie zwierzęta, wszystkie osoby, które spłonęły albo nadpaliły się, wszystko pan de [G.] fotografował i na pewno jedzie do browaru tylko po to, by, gdybym spadła, sfotografować panią kierownikową browaru przed upadkiem i po upadku... a teraz ten strażacki orkiestrion wpadł w zakręt w bramie browaru, koła zaskrzypiały i wóz zniknął za biurami, i już myślałam, że strażacy wywrócili się wraz z końmi, ale oto uroczyście wyjechali i trąbili, i strażacki wóz zatrzymał się tuż przy kominie...


    27.

   Drodzy B. i K. Tylko kilka słów, bo ta okazja czeka. Żyję tu jak we śnie i nie chce mi się wierzyć. że tam, gdzieś, na jawie, istnieje Poznań i zatruta rzeka Warta. Tu rzeki nie są zatrute i zdumiewające jest, że można wyprodukować tyle jedzenia, odzieży i butów, nie mówiąc już o papierze toaletowym. Przyjaciółki prowadzają mnie po teatrach i zdaje się, że mam już wyłupiaste oczy, tak bardzo wciąż mi wychodzą na wierzch z podziwu. Wracam za trzy miesiące, ale może to będzie troszkę dłużej, w każdym razie — nie przejmujcie się. Przez trzy miesiące nic złego zdarzyć się nie może, w końcu to tylko dwanaście tygodni, prawda? Albo troszkę więcej. Bądźcie grzeczni i uczcie się. [A.] zajmie się wami, niech się urządzi w moim pokoju, pieniądze na życie znajdziecie w portfeliku, pod tą jedwabną suknią w jaskółki na dnie mojej szafy. Jeśli nie, to zajrzyjcie do kredensu w kuchni i wtedy nie w portfeliku, tylko w puszce po kawie, tej największej. A jak nie w puszce, to w szufladzie nocnego stolika, w takiej plastykowej kopercie pod tą szarą bluzką z wąskimi rękawami, co to je chciałam poszerzyć. Posyłam wam trochę drobiazgów, tu jest tyle ślicznych rzeczy, że wprost nie wiadomo, co kupić. Zarobię pieniądze, wiecie? I wtedy wam kupię świetne dżinsy. Zawsze chcieliście mieć świetne dżinsy, prawda? No, to będziecie mieli. Tylko się uczcie i bądźcie grzeczni. Muszę kończyć, okazja już jedzie. Aha, sprawy urlopu itd. załatwi w teatrze [A.], wy się tym nie przejmujcie. Uczcie się tylko i bądźcie grzeczni. Pa. J.


    28.

    W salonie gromadziło się coraz więcej osób: pań w sutych, szeleszczących, ogoniastych sukniach o jasnych, pastelowych barwach, pań o wysokich uczesaniach, przystrojonych kwiatami i wstążkami, pań o twarzach nie malowanych, a więc przez to dziwnie delikatnie się rysujących na tle barwności sukien i urządzenia salonu.
   To jest zupełnie tak, jakbym niechcący brała udział w jakimś stylowym przedstawieniu — pomyślała [A.]. — Tylko żebym nie wyrwała się z czymś takim, co zepsuje całą uroczystość. W ogóle diabelnie trudno być taką stylową osobą.
   Po chwili rozmowy ucichły, obecni ustawili się w półkole, a [E.] z [D.] podeszli do rodziców i uklękli przed nimi.
    Dlaczego oni klękają? — [A.] już miała zamiar zapytać o to swojego rudowłosego drużbę, ale na szczęście ktoś stojący za nią szepnął z aprobatą:
    — Piękny to i szlachetny zwyczaj prosić rodziców o błogosławieństwo.
    Ledwie jednak przebrzmiały słowa mamy błogosławiącej młodą parę na nową drogę życia, kiedy cicho skrzypnęły drzwi salonu i ukazała się w nich smukła, piękna pani w powłóczystej sukni „vieux rose", podpinanej czarnymi jaskółkami. Ciemne włosy damy i jej smukłą piękną szyję zdobiły migotliwe diamenty. Serce [A.] zabiło.


    29.

    — Olaboga, co tam znowu? — zakwiczało [G.-G.]. Otworzyłem okno, przez które wpadły trzy ptaki: [P.] ze swoją małżonką [Św.] i sławny [Śm.], przywódca jaskółek.
    — Nareszcie! — zaćwierkał wróbel i sfrunął na stół. — Jeżeli komuś uda się włamać do tego domu, ma prawo wziąć wszystko, co zobaczy. Ja z moją [Św.] pukaliśmy już do wszystkich okien i drzwi, żeby wybadać, którędy uda się wlecieć. Nie o wiele trudniej byłoby włamać się do Banku Angielskiego. No, doktorku, jesteśmy znowu razem w starej budzie. Cieszę się bardzo. Klapnęliśmy sobie właśnie z moją starą na wieży kościoła św. Pawła, a tu słyszymy, że pod nami gołębie coś tam sobie gruchają do siebie. I okazało się, że ktoś im doniósł, że pan powrócił.


    30.

Ciągle myślała o nieżywym ptaszku. Wydawało jej się, że jest mu zimno. Podniosła się na koniec, uplotła cichutko ciepły dywanik z siana, wymknęła się na korytarz i okryła nim jaskółkę. Przyniosła potem suchych kwiatów, które znalazła w norce i podesłała je z boków ptaszkowi, aby mu cieplej było i wygodniej.
    — Żegnam cię, piękny ptaszku! — rzekła ze łzami w oczach. — Dziękuję ci za wszystkie prześliczne piosenki, których słuchałam w lecie, kiedy drzewa były zielone, a kochane słonko tak jasno i ciepło świeciło. Och, żegnam cię! I z płaczem przytuliła główkę do martwego ciałka zmarzniętej jaskółki. Ale w tej samej chwili podniosła się przestraszona: ptaszek żył jeszcze! Uczuła leciuchne bicie jego serca. Skostniał widać i zdrętwiał od chłodu, a teraz pod wpływem ciepła przychodzi do siebie.
   Gdy w jesieni jaskółki odlatują do ciepłych krajów, zdarza się, iż niektóre słabsze lub zbyt młode nie mogą lecieć, sił nie mają. Zostają więc, ale zesztywniałe od chłodu padają na ziemię, potem śnieg je okrywa i umierają


==========


Dodane 20 kwietnia 2011:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu

Wyświetleń: 110845
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 148
Użytkownik: bogna 20.04.2010 00:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
W Polsce występują cztery gatunki jaskółek, wszystkie są pod ochroną. Ciekawa jestem, jakie spotkamy w konkursie :-)
Sherlock zaprasza!
Użytkownik: Czajka 20.04.2010 02:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
Jaki prześliczny konkurs! I ostatnie wiem. Piątkę wiem, że wiem, ale nie wiem co wiem. Poza tym już trochę nie wiem. :)
Użytkownik: paren 20.04.2010 08:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Jaki prześliczny konkurs!... | Czajka
Ja też wiem ostatnie. :-) Ale poza ostatnim, to po pierwszym czytaniu wiem, że niewiele wiem... :-)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 22.04.2010 20:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Jaki prześliczny konkurs!... | Czajka
Ale w międzyczasie już dotarłaś do piątki, prawda? Ja przerzuciłam po kolei pięć z siedmiu, i znalazłam w tym, którego wcale na początku nie typowałam :).
Użytkownik: Czajka 22.04.2010 21:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale w międzyczasie już do... | dot59Opiekun BiblioNETki
Jeszcze nie myślałam. Mam na celowniku dwa. :))
Użytkownik: Czajka 20.04.2010 02:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
I jest piękny zwyczaj - jestem zachwycona :D
I na dodatek filozofia z drabiną to jeden z moich ulubionych cytatów. Piękny konkursik. :))
Użytkownik: janmamut 20.04.2010 08:20 napisał(a):
Odpowiedź na: I jest piękny zwyczaj - j... | Czajka
Piękny zwyczaj, tzn. 18? Myślałem, że A. plus niezgrabność życiowa jednoznacznie identyfikuje postać, a tymczasem to chyba nie ta... :-(
Użytkownik: janmamut 20.04.2010 08:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Piękny zwyczaj, tzn. 18? ... | janmamut
Nie w ten klawisz trafiłem. Oczywiście 28, nie 18. Ta druga jest wszak powszechnie znana.
Użytkownik: janmamut 20.04.2010 23:51 napisał(a):
Odpowiedź na: I jest piękny zwyczaj - j... | Czajka
Ach, ten rudy wyprowadził mnie w pole, a tu wystarczyło się wykąpać i 28 samo wyskoczyło!
Użytkownik: Czajka 22.04.2010 05:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Ach, ten rudy wyprowadził... | janmamut
Kąpiel i skakanie u rudego też jest. Właściwie skakanie jest kluczowe żeby nie powiedzieć kluczykowe. Ciekawam czy masz kwiczące G-G. :D
Dzięki za te oczy wpatrzone w teatry nie nad Wartą. :))
Użytkownik: janmamut 22.04.2010 14:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Kąpiel i skakanie u rudeg... | Czajka
Właśnie, gdy przypomniałem sobie, jak się kąpano, 28 stało się jasne. Autor G-G wydaje się oczywisty, alem nie ustalił, które to z serii.
Użytkownik: KrzysiekJoy 22.04.2010 15:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie, gdy przypomniałe... | janmamut
Proszę nie dokarmiać mamutów.:)
Użytkownik: janmamut 22.04.2010 15:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Proszę nie dokarmiać mamu... | KrzysiekJoy
Dziękuję!
Użytkownik: Czajka 22.04.2010 20:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Proszę nie dokarmiać mamu... | KrzysiekJoy
Przecież nie da się dokarmić prosięciem Mamuta. Ach, czyli mówisz, żeby nie zbliżać się i te rzeczy? To pewnie bym nie zgadła chyba. :))
I dzięki za wystrzyżony bar. :))
Użytkownik: Czajka 22.04.2010 21:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie, gdy przypomniałe... | janmamut
Joy nas dokarmił wbrew tabliczkom. :)

Użytkownik: KrzysiekJoy 20.04.2010 11:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
Wieczorkiem poczytam dokładnie, co jaskółki mają do powiedzenia. :)
Użytkownik: Izuś 20.04.2010 13:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Wieczorkiem poczytam dokł... | KrzysiekJoy
Po długiej przerwie postanowiłam po raz kolejny sprawdzić się w konkursach.Chociaż po pierwszym czytaniu kiepsko to widzę :-)
Użytkownik: joanna.syrenka 20.04.2010 13:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
Nie wiedziałam, że w literaturze może być tyle jaskółek!
Użytkownik: Izuś 20.04.2010 14:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiedziałam, że w lite... | joanna.syrenka
Odnośnie ostatniego fragmentu przed sekundą mnie olśniło.Już mi lepiej bo mam przynajmniej jeden fragment.
Użytkownik: joanna.syrenka 21.04.2010 17:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Odnośnie ostatniego fragm... | Izuś
Ja mniej więcej takie same sukcesy...
Użytkownik: janmamut 21.04.2010 17:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja mniej więcej takie sam... | joanna.syrenka
Ale 27, a nawet 23 i 26 to chyba masz? :-)
Użytkownik: joanna.syrenka 21.04.2010 19:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale 27, a nawet 23 i 26 t... | janmamut
No, 27 i 30.
Użytkownik: KrzysiekJoy 21.04.2010 20:38 napisał(a):
Odpowiedź na: No, 27 i 30. | joanna.syrenka
Wpadła Syrenka w zakręt, za nim znalazła bramę do browaru, i w nim to odgadła 26. Powinno wystarczyć, jeśli nie, to z browaru idź do fryzjera.:)
Użytkownik: minutka 23.04.2010 20:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Wpadła Syrenka w zakręt, ... | KrzysiekJoy
Może jeszcze coś dodasz, chyba dobrze kojarzę, a mimo to nie mogę trafić dusiołka.
Użytkownik: Anitra 20.04.2010 18:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiedziałam, że w lite... | joanna.syrenka
A mnie nie dziwi, że jaskółki się pojawiają, tylko że Sherlock potrafił je wyszukać do tego konkursu. ;)
Użytkownik: yerba_mate 20.04.2010 17:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
To może i ja wezmę udział pierwszy raz? Na razie na pewno znam sześć fragmentów, paru się domyślam...Ale chyba nie mam szans z doświadczonymi konkursowiczami...
Użytkownik: Anitra 20.04.2010 17:21 napisał(a):
Odpowiedź na: To może i ja wezmę udział... | yerba_mate
Szansa na dobrą zabawę jest zawsze - bez względu na to, ile się odgadnie. :-)
Użytkownik: bogna 20.04.2010 18:24 napisał(a):
Odpowiedź na: To może i ja wezmę udział... | yerba_mate
Sześć fragmentów? To jak na początek - rewelacja! Wysyłaj odpowiedzi, dostaniesz wykaz, co z konkursowych książek czytałaś, więc idąc tym tropem, może jeszcze zgadniesz więcej. Potem się zaczną mataczenia, czyli podpowiedzi na forum...
Witamy w krainie konkursów :-)
Użytkownik: aramona 20.04.2010 20:18 napisał(a):
Odpowiedź na: To może i ja wezmę udział... | yerba_mate
Wydają mi się znajome tylko cztery, ale też się zabawię i też po raz pierwszy.
Kiedyś trzeba zacząć, choć przykro przyznać, że wynik marny będzie... :(
Użytkownik: bogna 21.04.2010 07:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Wydają mi się znajome tyl... | aramona
Witam Cię, witam... wynik wcale nie marny! Tu nie ma marnych wyników :-))
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 20.04.2010 21:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
Hm, parę ptaszków już udało mi się zidentyfikować. Jeśli strzały (bez użycia amunicji oczywiście - do ptaków strzelam tylko migawką :) okażą się trafne, służę mataczeniem.
Użytkownik: mika_p 20.04.2010 23:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
Melduję, że właśnie wysłałam pierwszego maila - jak dostanę odpowiedź, to też pomataczę :)
Użytkownik: Aquilla 21.04.2010 01:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
Mam pięć celnych strzałów i dwóch autorów - służę mataczeniem :) Sama muszę pomyśleć nad trzema fragmentami
Użytkownik: paren 21.04.2010 07:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam pięć celnych strzałów... | Aquilla
A ja nie dostałam jeszcze odpowiedzi, jak będę mieć pewność, to też chętnie pomataczę. A nad którymi fragmentami musisz pomyśleć?
Użytkownik: Habina 21.04.2010 08:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
Ciężkawo...
Dwanaście strzałów padło (bynajmniej nie do jaskółeczek)
Reszta zupełnie obca... aczkolwiek godna poznania w przyszłości :)
Użytkownik: minutka 21.04.2010 09:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
Śliczne ptaszynki skusiły mnie do wzięcia udziału w konkursie. Wysłałam pierwsze typy (nie będę strzelać do jaskółek!), jeszcze nie dostałam odpowiedzi. Niektóre fragmenty są bardzo trudne, będę zdziwiona, jeśli uda mi się je rozszyfrować.
Użytkownik: Czajka 22.04.2010 05:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
No i głosujmy! Ojejku za mało jest reklamy, o mało co nie zauważyłam:
BiblioNETka nominowana do Papierowego Ekranu!
Ja już zagłosowałam. :)
Użytkownik: Izuś 22.04.2010 07:38 napisał(a):
Odpowiedź na: No i głosujmy! Ojejku za ... | Czajka
Ja również :-)
Użytkownik: paren 22.04.2010 07:51 napisał(a):
Odpowiedź na: No i głosujmy! Ojejku za ... | Czajka
Dobrze, że napisałaś o tym, bo bym przeoczyła. Przed chwilą zagłosowałam. :-)
Użytkownik: Anitra 22.04.2010 13:38 napisał(a):
Odpowiedź na: No i głosujmy! Ojejku za ... | Czajka
Dzięki, Czajko! :-))
Użytkownik: gosiaw 22.04.2010 14:53 napisał(a):
Odpowiedź na: No i głosujmy! Ojejku za ... | Czajka
Akcja nabiera rumieńców. ;)
Admińska wiadomość pokraśniała z lekka dzięki ładnemu obrazkowi i teraz już chyba nikt jej nie przegapi. :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 22.04.2010 16:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
No więc tak: nie mam 2, 6, 7, 8, 13, 14, 15, 16, 19 i 25, z 29 mam rodzica,ale nie mam tytułu. Na 9 mam pomysł, choć nie jestem pewna. Resztę mogę mataczyć.
Użytkownik: janmamut 22.04.2010 16:16 napisał(a):
Odpowiedź na: No więc tak: nie mam 2, 6... | dot59Opiekun BiblioNETki
Joy niedawno dokarmił mamuta tytułem 29.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 22.04.2010 16:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Joy niedawno dokarmił mam... | janmamut
Aaaa... ale ze mnie gapa (czyli z definicji nie jaskółka :)!
Użytkownik: Aquilla 22.04.2010 16:18 napisał(a):
Odpowiedź na: No więc tak: nie mam 2, 6... | dot59Opiekun BiblioNETki
19. Pomyślmy - pojedynek, znaczy się albo na pistolety, albo na szpady. Szpady, szpady, do tego płaszcze - któryś ze znanych pisarzy się w tym specjalizował. A pojedynkować się można o różne rzeczy - czasem o honor, czasem o kobietę, a czasem dajmy na to z zemsty za dawne krzywdy. Więcej nic nie powiem, poza tym, że jeśli już odkryjesz autora, to w samym tekście masz praktycznie czołg do tytułu.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 22.04.2010 17:00 napisał(a):
Odpowiedź na: 19. Pomyślmy - pojedynek,... | Aquilla
Tak... zerknęłam na jedyne posiadane dzieciątko domniemanego tatusia i styl by pasował, czołgu jak na razie nie dostrzegłam, ale może z czasem...
Użytkownik: aramona 22.04.2010 17:02 napisał(a):
Odpowiedź na: 19. Pomyślmy - pojedynek,... | Aquilla
Czyżby to znany zespół "3 plus 1"?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 22.04.2010 17:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Czyżby to znany zespół "3... | aramona
Też tak myślałam, przerzucam kartki już trzeci raz, a dusiołka nie widać :(.
Użytkownik: paren 22.04.2010 17:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Też tak myślałam, przerzu... | dot59Opiekun BiblioNETki
Tam go nie ma.
Te pojedynki, sekundanci... - to zabawa nie dla każdego... :-)
Użytkownik: KrzysiekJoy 22.04.2010 17:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Czyżby to znany zespół "3... | aramona
Nie chodzi o ten zespół. Szukajmy raczej samotnika.
Użytkownik: Annvina 22.04.2010 17:10 napisał(a):
Odpowiedź na: 19. Pomyślmy - pojedynek,... | Aquilla
Dziękuję :):):) Jak ja mogłam tego nie odgadnąć po pierwszym czytaniu!
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 22.04.2010 20:16 napisał(a):
Odpowiedź na: 19. Pomyślmy - pojedynek,... | Aquilla
A mam go! Jak to dobrze móc pozaglądać w czyjeś oceny...!
Użytkownik: aramona 22.04.2010 20:26 napisał(a):
Odpowiedź na: A mam go! Jak to dobrze m... | dot59Opiekun BiblioNETki
Ja chyba też, ale zobaczymy, co na to Mieczysław ;)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 22.04.2010 20:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja chyba też, ale zobaczy... | aramona
Mnie już potwierdził :).
Użytkownik: janmamut 22.04.2010 16:20 napisał(a):
Odpowiedź na: No więc tak: nie mam 2, 6... | dot59Opiekun BiblioNETki
9 jest tym, co pierwsze przychodzi na myśl, a masz na półce.
Użytkownik: aramona 22.04.2010 16:45 napisał(a):
Odpowiedź na: 9 jest tym, co pierwsze p... | janmamut
Tylko, że u Dot półeczka się ugina pod ciężarem i niełatwo wybrać... ;)
Ale faktycznie ta 9-tka bardzo charakterystyczna...
Użytkownik: janmamut 22.04.2010 16:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Tylko, że u Dot półeczka ... | aramona
Ale skoro mamut nigdy półek Dot nie widział, a wie, to chyba nieco zawęża obszar poszukiwań. :-)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 22.04.2010 16:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale skoro mamut nigdy pół... | janmamut
Też mi coś przyszło na myśl, ale tego właśnie na półce nie mam, i nie mogę sprawdzić. Podejrzewam, że to coś takiego, co czytałam w zamierzchłych latach 80 jako literaturę drugiego obiegu, i co się powinno kojarzyć geograficznie.
Użytkownik: paren 22.04.2010 16:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Też mi coś przyszło na my... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dobrze podejrzewasz. :-)
Użytkownik: aramona 22.04.2010 16:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Też mi coś przyszło na my... | dot59Opiekun BiblioNETki
"Półka" to w tym wypadku jedynie synonim... ;)
Użytkownik: janmamut 22.04.2010 19:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Też mi coś przyszło na my... | dot59Opiekun BiblioNETki
Byłem pewien, że czytałem, iż kupowałaś; ale teraz nie mogę tego fragmentu znaleźć. Przepraszam więc, jeśli oszukałem.
Użytkownik: paren 22.04.2010 19:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Byłem pewien, że czytałem... | janmamut
Ja ten fragment znalazłam, bo też pamiętałam tamtą rozmowę, brałam w niej udział. I, tak jak Tobie, utkwiło mi w głowie, że książka stoi na półce... Jest tam jednak mowa o czytaniu, nie kupowaniu, chciałam zacytować fragment tamtej wypowiedzi, ale boję się, żeby nie zajechać dusiołka; chociaż on, szczęśliwie, nie jest już chyba dusiołkiem... :-)
Użytkownik: paren 22.04.2010 16:43 napisał(a):
Odpowiedź na: No więc tak: nie mam 2, 6... | dot59Opiekun BiblioNETki
7. Chociaż w drodze mokro i niebezpiecznie, to jednak opłaca się! :-)
Użytkownik: KrzysiekJoy 22.04.2010 16:52 napisał(a):
Odpowiedź na: No więc tak: nie mam 2, 6... | dot59Opiekun BiblioNETki
Mamut mnie udusi w Toruniu, za matematyczną głupotę, ale zaryzykuję.:))
2, 8, 15, 25 ∈ X
W tym 2 bliskie z 8, gdzie 2 to I, a 8 to IV.

Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 24.04.2010 20:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Mamut mnie udusi w Toruni... | KrzysiekJoy
Najwyżej mnie udusicie obaj, ale zapytam: czy te znaczki oznaczają... hm... pokrewieństwo pierwszego stopnia?
Użytkownik: paren 24.04.2010 20:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Najwyżej mnie udusicie ob... | dot59Opiekun BiblioNETki
Zupełnie się nie znam na tych matematycznych zawiłościach, ale myślę, że masz rację... :-)
Użytkownik: janmamut 25.04.2010 15:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Najwyżej mnie udusicie ob... | dot59Opiekun BiblioNETki
Rzekłbym, że element niekoniecznie musi chuliganić.
Użytkownik: yerba_mate 25.04.2010 20:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Mamut mnie udusi w Toruni... | KrzysiekJoy
Ojej, dopiero zrozumiałam! Cóż się dziwić, klasa humanistyczna...
Użytkownik: jenny 28.04.2010 16:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Mamut mnie udusi w Toruni... | KrzysiekJoy
Witajcie :)
Czy ktoś mógłby mi zamataczyć 25? Tatusia mam, ale w poszukiwaniu potomstwa już się zapętliłam i od kilku dni gryzę swój własny ogon... (a może to on mnie gryzie?)
Użytkownik: paren 22.04.2010 17:57 napisał(a):
Odpowiedź na: No więc tak: nie mam 2, 6... | dot59Opiekun BiblioNETki
16. Bez specjalnych patyczków ani rusz! :-)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 22.04.2010 20:19 napisał(a):
Odpowiedź na: 16. Bez specjalnych patyc... | paren
Patyczki mi się tylko z misiami-patysiami kojarzą, ale specjalne to one nie były... Pałeczki? Bierki? Wykałaczki? O rety!
Użytkownik: paren 22.04.2010 20:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Patyczki mi się tylko z m... | dot59Opiekun BiblioNETki
No, właśnie te pierwsze. :-)
Pałeczki w garść i teraz już będzie równo, w takt...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 22.04.2010 20:33 napisał(a):
Odpowiedź na: No, właśnie te pierwsze. ... | paren
Czy one do czegoś metalowego mają być, te pałeczki?
Użytkownik: paren 22.04.2010 20:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy one do czegoś metalow... | dot59Opiekun BiblioNETki
Tak! :-)
Użytkownik: paren 22.04.2010 20:36 napisał(a):
Odpowiedź na: No, właśnie te pierwsze. ... | paren
Zdaje się, że poprowadziłam dwuznacznie: dla nas nie jest ważny pulpit, a pałeczki są zawsze dwie (chociaż specjaliści to pewnie i więcej mogą mieć).
Skojarz może jeszcze z Trawą i miastem. :-)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 22.04.2010 20:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Zdaje się, że poprowadził... | paren
Tak właśnie myślałam - już sprawdziłam w e-booku, który czeka na lepsze czasy (tzn. na więcej czasu na czytanie) - i trafione! Dziękuję!
Użytkownik: paren 22.04.2010 21:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak właśnie myślałam - ju... | dot59Opiekun BiblioNETki
:-)
Użytkownik: aramona 22.04.2010 21:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Zdaje się, że poprowadził... | paren
Skoro nie jest ważny pulpit, to chyba poszłam w złym kierunku...
Użytkownik: paren 22.04.2010 21:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Skoro nie jest ważny pulp... | aramona
A te elementy do skojarzeń? Może idź w tamtą stronę...
Użytkownik: aramona 26.04.2010 18:38 napisał(a):
Odpowiedź na: A te elementy do skojarze... | paren
Jednak to pierwsze skojarzenie było trafne :)
Użytkownik: paren 23.04.2010 06:40 napisał(a):
Odpowiedź na: No więc tak: nie mam 2, 6... | dot59Opiekun BiblioNETki
13. Zapewne wielu chciało tam być i to znacznie częściej, chociaż głośno by się do tego nie przyznali.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 23.04.2010 15:18 napisał(a):
Odpowiedź na: 13. Zapewne wielu chciało... | paren
A ja się pomyliłam - 13 mam (a kto nie ma, może mu pomoże informacja, że pewna ważna "postać" w tej książce objawia się jako ptak zgoła jaskółki nie przypominający, lecz zmokłą kurę!).
Użytkownik: aramona 22.04.2010 17:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
Zastanawia mnie 10-tka, to musi być coś, co jest mi bliskie, choć nie czytałam....
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 22.04.2010 17:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Zastanawia mnie 10-tka, t... | aramona
Geograficznie w miarę bliska jest, choć nie tak bezpośrednio (kilka słów w tekście dusiołka pomaga dość precyzyjnie zlokalizować region, inne czas akcji). Kto chodził do szkoły przed rokiem 1990, najpewniej uczył się języka tatusia, w którym tytuł dusiołka brzmi bardzo podobnie do polskiego (a jeden wyraz całkiem tak samo).
Użytkownik: aramona 22.04.2010 18:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Geograficznie w miarę bli... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dzięki za podpowiedź, to by się da ło nawet namierzyć, pomimo nie-przeczytania :)
Już mam pewien typ :P
Użytkownik: janmamut 22.04.2010 18:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Geograficznie w miarę bli... | dot59Opiekun BiblioNETki
A jak ładnie parodiowano po polsku ten tytuł! :-)
Użytkownik: aramona 22.04.2010 21:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
Nr 22 - "Daleka droga do domu"...
Użytkownik: Anitra 23.04.2010 20:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Nr 22 - "Daleka droga do ... | aramona
Dzięki - już wcześniej rozpoznałam autora, więc teraz tytuł jest oczywisty. :-)
Użytkownik: yerba_mate 23.04.2010 19:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
Nie mam jeszcze 2,7,8,10,13,18,24,25 i 26, z 5 i 29 mam tylko autorów, 19 chyba się domyślam... W każdym razie myślałam że będzie gorzej :) Kto mi podpowie tytuł 29?
Użytkownik: aramona 23.04.2010 19:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie mam jeszcze 2,7,8,10,... | yerba_mate
10 - szukaj u naszych sąsiadów, którzy piszą dziwnymi znaczkami, w latach okołorewolucyjnych :)
Użytkownik: yerba_mate 24.04.2010 14:39 napisał(a):
Odpowiedź na: 10 - szukaj u naszych sąs... | aramona
A czy tytuł ma w sobie coś hiszpańskiego? Bo mam pewien typ.
Użytkownik: minutka 24.04.2010 15:41 napisał(a):
Odpowiedź na: A czy tytuł ma w sobie co... | yerba_mate
Nieźle kojarzysz :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 23.04.2010 20:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie mam jeszcze 2,7,8,10,... | yerba_mate
Powinien się on kojarzyć z innymi rodzajami fauny, niż te, których przedstawiciele występują we fragmencie :).
Użytkownik: aramona 23.04.2010 20:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Powinien się on kojarzyć ... | dot59Opiekun BiblioNETki
29 - nawet nie mam autora :(
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 23.04.2010 20:28 napisał(a):
Odpowiedź na: 29 - nawet nie mam autora... | aramona
Autora łatwo wyśledzić, jeśli przeanalizujemy, kto i do kogo mówi w drugim akapicie. Niewielu jest bohaterów których można postawić na miejscu milczącego chwilowo rozmówcy :), a takich, których przygody stanowią całe liczne potomstwo tatusia, jeszcze mniej.
Użytkownik: aramona 23.04.2010 20:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Autora łatwo wyśledzić, j... | dot59Opiekun BiblioNETki
czyżby tym tajemniczym osobnikiem był przedstawiciel fauny, którego ulubionym pożywieniem jest coś zbliżone do tego, co najchętniej spożywał imć Zagłoba?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 23.04.2010 20:45 napisał(a):
Odpowiedź na: czyżby tym tajemniczym os... | aramona
Popatrz, jakiego określenia używa wróbel w stosunku do rozmówcy - to klucz do wszystkiego!
Użytkownik: aramona 23.04.2010 20:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Popatrz, jakiego określen... | dot59Opiekun BiblioNETki
to była moja pierwsza myśl, którą odrzuciłam - teraz to się przedstawia inaczej... hihi, dzięki :)
Użytkownik: Anitra 23.04.2010 20:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Powinien się on kojarzyć ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Większymi od nich? ;>
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 23.04.2010 20:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Większymi od nich? ;> | Anitra
Większymi też, chociaż mogą być i takie same, i mniejsze, ale nie tak pospolite :).
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 23.04.2010 20:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie mam jeszcze 2,7,8,10,... | yerba_mate
Na miejsce akcji 24 wskazuje (w przybliżeniu) nazwa imprezy, o której mówią bohaterowie, a która dziś nazywa się prozaicznie grillowaniem i ma o wiele, wiele mniejszy rozmach. Zaś rzecz dzieje się w czasie, gdy panie nosiły pewne części garderoby, które, jak je dobrze zesznurowano, czyniły właścicielki smukłymi niczym jaskółki :), a nasza bohaterka w tym przodowała.
Użytkownik: yerba_mate 24.04.2010 20:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
Dzięki za podpowiedzi! To może jeszcze pomataczycie o dziecku 26? Tatusia już chyba mam :>
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 24.04.2010 20:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki za podpowiedzi! To... | yerba_mate
Dziecię dość znane, które przywodzi na myśl Piasta i Ziemowita (chociaż tatusiowi pewnie by się takie skojarzenie nie nasunęło, bo to nie jego bajka :).
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 24.04.2010 20:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki za podpowiedzi! To... | yerba_mate
Wnioskuję, że masz 14 i 15. Czy mogę liczyć na jakieś namiary?
Użytkownik: paren 24.04.2010 20:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Wnioskuję, że masz 14 i 1... | dot59Opiekun BiblioNETki
15. Nasz nanoskładnik, a w innym wcieleniu ułatwia nam życie.
Użytkownik: KrzysiekJoy 24.04.2010 20:53 napisał(a):
Odpowiedź na: 15. Nasz nanoskładnik, a ... | paren
"...ułatwia nam życie"

Po przeczytaniu 15, chyba można zmienić zdanie.:)
Użytkownik: paren 24.04.2010 20:58 napisał(a):
Odpowiedź na: "...ułatwia nam życie" ... | KrzysiekJoy
Masz rację. :-) Ale pomysł i cel był pewnie taki... ułatwianie. :-)
Użytkownik: minutka 24.04.2010 21:03 napisał(a):
Odpowiedź na: 15. Nasz nanoskładnik, a ... | paren
Dalej nie kojarzę 15, ani jej autora :(
Użytkownik: paren 24.04.2010 21:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Dalej nie kojarzę 15, ani... | minutka
Odszukaj to zawiłe matematyczne mataczenie Joy'a, to powinno Ci dać tatusia. :-)
Użytkownik: minutka 24.04.2010 22:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Odszukaj to zawiłe matema... | paren
:))
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 25.04.2010 16:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Odszukaj to zawiłe matema... | paren
A ja dalej nie chwytam, choć w dodatku podobno go znam :(...
Użytkownik: misiabela 25.04.2010 17:09 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja dalej nie chwytam, c... | dot59Opiekun BiblioNETki
Znasz go raczej słabo, zważywszy na ilość dzieciątek... A tatuś to mistrz gatunku. Wiele jego dzieł doczekało się ekranizacji, ale ogląda się je raczej późnym wieczorem...
Użytkownik: paren 25.04.2010 17:11 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja dalej nie chwytam, c... | dot59Opiekun BiblioNETki
To może zrezygnuj dzisiaj z Wallandera i poszukaj czegoś w tym samym gatunku. :-)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 25.04.2010 19:46 napisał(a):
Odpowiedź na: To może zrezygnuj dzisiaj... | paren
Aaa... chyba mogę iść oglądać Wallandera, bo zdaje się, że mam! Nawiasem mówiąc, nie wiedziałam, że i to też TEN tatuś napisał, ale sprawdziłam w katalogu i faktycznie! Tylko teraz pozostaje dzieciątka zidentyfikować...
Użytkownik: aramona 24.04.2010 21:23 napisał(a):
Odpowiedź na: 15. Nasz nanoskładnik, a ... | paren
Czy to jest coś do samoobrony lub ataku? Bo coś mi się już zaczyna klarować.
Użytkownik: paren 24.04.2010 21:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy to jest coś do samoob... | aramona
Oj, raczej nie... hm... to wątpliwe w przypadku naszego dusiołka, ale jednak zamierzone ułatwianie życia...
No, chyba, że będzie to obrona, ale nie samoobrona, tylko ściągnięcie wsparcia... :-)
Użytkownik: aramona 26.04.2010 18:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, raczej nie... hm... t... | paren
Trafiony zatopiony... dzienx :)
Użytkownik: KrzysiekJoy 24.04.2010 20:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Wnioskuję, że masz 14 i 1... | dot59Opiekun BiblioNETki
14.
A co Ci szkodzi, strzel w coś i zdaj się na "ślepy los". Bohaterzy, to swoisty miszmasz uczonych.
15.
Książka dedykowana pewnemu twórcy filmów o zombie.:)
Użytkownik: yerba_mate 24.04.2010 20:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Wnioskuję, że masz 14 i 1... | dot59Opiekun BiblioNETki
W 15 kluczem są wspomniani we fragmencie "telefoniczni szaleńcy", ojciec jest znanym autorem thrillerów. 14 ma dwóch ojców którzy są braćmi i pochodzą z tego samego kraju co numer 9 i 10.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 25.04.2010 14:25 napisał(a):
Odpowiedź na: W 15 kluczem są wspomnian... | yerba_mate
O, to już chyba mam tych od 14! Dziękuję!
Użytkownik: aramona 26.04.2010 18:18 napisał(a):
Odpowiedź na: W 15 kluczem są wspomnian... | yerba_mate
Dzięki :)
Użytkownik: yerba_mate 24.04.2010 21:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
Nie mam w ogóle pomysłu na 7, 8 i 25. I chyba już nie wymyślę.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 25.04.2010 14:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie mam w ogóle pomysłu n... | yerba_mate
Co do 7, to może pomogłoby, gdybyś sobie łyknęła alkoholu pędzonego z trzciny cukrowej (albo chociaż popatrzyła na jego opakowanie) i zobaczyła w wyobrażni [numer dusiołka x2]+1 osobników o podejrzanym wyglądzie?
Użytkownik: aramona 26.04.2010 21:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Co do 7, to może pomogłob... | dot59Opiekun BiblioNETki
To brzmi jak tytuł znanej szanty :) Ale brak mi doświadczenia, żeby odgadnąć.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 26.04.2010 22:30 napisał(a):
Odpowiedź na: To brzmi jak tytuł znanej... | aramona
A nie pamiętasz filmu, w którym toto śpiewali? Serial taki był...hm...wiele lat temu, i ja już treści nie pamiętam, ale piosenkę tak. A potem była chyba jeszcze jedna ekranizacja. Dusiołek był czytywany przez wiele pokoleń młodzieży (głównie męskiej), a tatuś pochodził z kraju, w którym jednemu panu uprawiającemu to samo rzemiosło, co wspomnianych 15 bohaterów piosenki, przyznano tytuł szlachecki, i był autorem jeszcze kilku dość znanych dzieciątek, w tym takiego o osobniku z rozdwojonym jestestwem :).
Użytkownik: misiabela 24.04.2010 22:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
Melduję się gotowa do bezkrwawych łowów :-)
Użytkownik: misiabela 25.04.2010 14:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
A 3 i 5?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 25.04.2010 15:09 napisał(a):
Odpowiedź na: A 3 i 5? | misiabela
5 - tytuł dusiołka chwilowo jest Ci niezwykle bliski, nawet jeśli jeszcze o tym nie wiesz :), lecz o ile nie jesteś wielbicielką tatusia, jak jedna z najdłuższych stażem konkursowiczek i od niedawna również ja, pewnie skojarzysz go, tzn. tatusia, raczej z wspólnym określeniem, pod jakim znana jest spora gromadka jego potomków. Zlokalizować go dość łatwo, jeśli spojrzysz na pewien dodatek przed inicjałem jednej z postaci w dusiołku. Należał on do tych ludzi, którzy mogli w dzieciństwie zapoznać się z 3 bez potrzeby uczenia się obcych języków i bez pomocy tłumacza. Zważywszy jego naturę, pewnie nie chciałby znaleźć się na miejscu narratora 3 (a ja ogromnie chciałam i często marzyłam o zobaczeniu świata niedostępnego dla zwykłego śmiertelnika, chyba że przy pomocy pewnego wehikułu...).
Użytkownik: misiabela 25.04.2010 15:57 napisał(a):
Odpowiedź na: 5 - tytuł dusiołka chwilo... | dot59Opiekun BiblioNETki
:-))
Użytkownik: yerba_mate 25.04.2010 15:26 napisał(a):
Odpowiedź na: A 3 i 5? | misiabela
Żeby odgadnąć 5 musisz POSZUKAĆ dużo, dużo CZASU...
Użytkownik: misiabela 25.04.2010 16:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Żeby odgadnąć 5 musisz PO... | yerba_mate
Ups... :-)
Użytkownik: misiabela 25.04.2010 19:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
No tak, znam tatusia 8, ale które to jego dziecię??
A nic nie wiem o 17 i 18 :-(
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 25.04.2010 20:02 napisał(a):
Odpowiedź na: No tak, znam tatusia 8, a... | misiabela
Tatuś 18, w odróżnieniu od tatusia 5, nie mógł jako dziecko przeczytać 3, choć posługiwał się tym samym językiem. Natomiast tatusiowie 3 i 5 niemal na pewno czytali 18, bo jest to klasyka nie tylko ich rodzima, ale wręcz światowa. A opowiada m.in. o czymś, co dziś nazwalibyśmy skuteczną resocjalizacją (jej obiekt akurat nie występuje w konkursowym fragmencie).
17 to też klasyka, i to baaaardzo, baaardzo klasyczna - dziś mało kto przeczytałby ją w oryginale, do czasów II RP włącznie było takich osób wiele. I więcej niż tych, którzy daliby sobie radę z oryginalną wersją 22.
Użytkownik: yerba_mate 25.04.2010 20:12 napisał(a):
Odpowiedź na: No tak, znam tatusia 8, a... | misiabela
Ja z 8 nawet tatusia nie znam :0
Użytkownik: yerba_mate 25.04.2010 20:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
17 szukaj w starożytnych epopejach, na trop ojczyzny 18 naprowadzą cię wspomniane monety, z tytułu można wnioskować że nie będzie ich tam dużo...

A macie 25?
Użytkownik: misiabela 25.04.2010 20:11 napisał(a):
Odpowiedź na: 17 szukaj w starożytnych ... | yerba_mate
Rzuć okiem jeszcze raz na Joy'owe mataczenie...
Użytkownik: yerba_mate 26.04.2010 13:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Rzuć okiem jeszcze raz na... | misiabela
już mam :>
Użytkownik: misiabela 26.04.2010 14:31 napisał(a):
Odpowiedź na: już mam :> | yerba_mate
To się podziel, bo dla mnie jasny tylko tatuś :-(
Użytkownik: misiabela 27.04.2010 15:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
Halo, halo, gdzie są wszyscy, którzy deklarowali, że będą mataczyć??
Podpowiedzcie coś do 11 i 13 :-)
Użytkownik: janmamut 27.04.2010 15:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Halo, halo, gdzie są wszy... | misiabela
11. Niby mała, a materiały do produkcji kwasu siarkowego i azotowego tam były.
13. Aguti chyba tego nie czytała.
Użytkownik: misiabela 27.04.2010 15:59 napisał(a):
Odpowiedź na: 11. Niby mała, a materiał... | janmamut
No tak, zapomniałam dopisać, żeby podpowiadającym nie był Mamut :-))
Użytkownik: janmamut 27.04.2010 16:15 napisał(a):
Odpowiedź na: No tak, zapomniałam dopis... | misiabela
Nie pamiętasz, jak robili bawełnę strzelniczą? A rodzice chyba dbają o lektury dziecka. :-)
Użytkownik: misiabela 27.04.2010 16:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie pamiętasz, jak robili... | janmamut
Aaaa... no chyba tak :-)
Użytkownik: Annvina 27.04.2010 16:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr ... | bogna
Czy ktoś już mataczył 23? Mam pewną hipotezę - czy ten fragment nie pochodzi przypadkiem z dzieła w dziele czyli tzw kompozycji szkatułkowej?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 27.04.2010 17:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy ktoś już mataczył 23?... | Annvina
Pochodzi. Przy czym zewnętrzne dzieło jest chronologicznie dużo, dużo późniejsze, ale jak wpadłaś na ten pomysł, to już pewnie wiesz.
Użytkownik: aramona 27.04.2010 19:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy ktoś już mataczył 23?... | Annvina
Autor pochodzi z kraju naszego dawnego Wielkiego Brata :)
A jeden z bohaterów utworu nosi imię prawie takie samo, jak nazwa polskiego zespołu metalowego, który robi zawrotną karierę na zachodnim rynku muzycznym.
Użytkownik: Annvina 28.04.2010 08:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Autor pochodzi z kraju na... | aramona
Dzięki! Nie słucham metalu, ale wydaje mi się, że oni lubią "takie klimaty" ;)
Użytkownik: aramona 28.04.2010 16:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki! Nie słucham metal... | Annvina
Jak nie słuchasz metalu, to skojarzenie z Dodą napewno Ci pomoże :)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: