Dodany: 16.01.2017 09:53|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Czy to dusza boli czy ciało?


Recenzent: Dorota Tukaj

Różny bywa przebieg kariery pisarzy, których debiutanckie dzieło ma szczęście zostać nie tylko dostrzeżone przez krytyków, ale jeszcze do tego wyniesione na piedestał jako „rzadkie literackie święto”[1], coś, co „przetrwa wszystkie literackie mody dzięki swej przenikliwości i wyrafinowaniu”[2]. Dość często okazuje się, że ów fajerwerk był najlepszym, na co danego autora stać, a dalej jest już tylko kupka utworów przeciętnych, albo, co gorsza, kiepskich, na siłę udziwnianych i przyozdabianych chwytami, które do treści pasują jak kwiatek do kożucha.

Wydawałoby się, że taki scenariusz prawdopodobny jest zwłaszcza w przypadku, gdy to pierwsze „świadectwo głębokiego i wyrafinowanego talentu”[3] jest cokolwiek przechwalone. A jednak są literaci, którzy zamiast po takim obsypaniu pochwałami popaść w samozadowolenie i liczyć na to, że cokolwiek napiszą, i tak będzie od tej chwili pracowało na ich korzyść, uczą się wnikliwiej patrzeć na słowa i obrazy spływające spod własnego pióra, eliminować niedoskonałości, nie schlebiać modom na łamanie reguł ortografii i gramatyki, na faszerowanie realistycznej skądinąd fabuły jakimiś metafizycznymi „odlotami”, czy też – jak to się zdarzyło Zerui Shalev przy pierwszej powieści, „Życiu miłosnym” – wulgaryzmami i erotyką balansującą na granicy niesmaku. Shalev stanowi doskonały przykład dojrzewającej z upływem czasu indywidualności pisarskiej. Jej debiut, już dowodzący biegłości w operowaniu językiem, w konstruowaniu sylwetek bohaterów i w przekonującym oddawaniu rozmaitych zawikłań psychicznych i emocjonalnych, był dopiero przedsmakiem późniejszej, coraz bardziej dopracowanej prozy.

Piąta powieść izraelskiej pisarki - „Ból”, stanowi znakomity argument na korzyść powyższej tezy. Podobnie jak w każdej z poprzednich książek, Shalev porusza w niej problem skomplikowanych relacji uczuciowych w związkach małżeńskich lub pozamałżeńskich, portretuje rodzinę dotkniętą kryzysem i poszczególne postacie, z których niemal każda jest ofiarą czyjegoś nieprzemyślanego postępowania, czyjejś manipulacji, braku wyczucia lub egoizmu.

Poznajmy rodzinę Ilamów. Iris i Miki są dobrze po czterdziestce, on jest informatykiem, ona dyrektorką szkoły. Dwudziestojednoletnia Alma po odbyciu obowiązkowej służby wojskowej wyprowadziła się z domu, i nie tylko z domu, ale i z miasta, najwyraźniej chcąc się wydostać spod rodzicielskiej kontroli. Siedemnastoletni Omer demonstruje swoją dojrzałość sprowadzaniem do domu na noc kolejnych dziewczyn, choć pod pewnymi aspektami wygodniej mu nadal być dzieckiem, na przykład kiedy trzeba poprosić rodziców o podwiezienie. Wydaje się, że funkcjonują jak każda normalna rodzina w cywilizowanym świecie; troje pracuje, czwarty uczy się do matury, żadnych awantur, żadnego wzajemnego dokuczania i poniżania się, żadnych rujnujących nałogów, choć oczywiście każde z tych czworga ma jakieś słabostki, własne radości, smutki i tajemnice, które nie zawsze dzieli z pozostałymi. Ale ten kawałek cywilizowanego świata położony jest na metaforycznym wulkanie: gdzieś pod podszewką codzienności wciąż czai się wojna, ta sama, która przed laty zabrała Iris ojca, nim go dziewczynka zdążyła dobrze zapamiętać, ta sama, która, choć się skończyła, zawsze może się zacząć z powrotem, więc państwo wciąż trzyma swoich obywateli w gotowości do walki. I to, co było i może być zarzewiem wojny – nienawiść, od czasu do czasu eksplodująca nie słowami, lecz prawdziwymi ładunkami wybuchowymi, wnoszonymi w miejsca publiczne przez terrorystów-samobójców. Przed dziesięciu laty taki szalony fanatyk wysadził w powietrze autobus, który właśnie wymijała Iris; miała szczęście w nieszczęściu, bo w samochodzie nie było już dzieci, które przed chwilą odwiozła do szkoły, a ona sama wyszła z tej katastrofy żywa, widząca, słysząca, nie straciła nawet palca – „wszystko wyleczono, pozszywano, ześrubowano, przeszczepiono podczas trzech różnych operacji w tamtym roku, gdy ciągle leżała w szpitalu”[3].

Został tylko ból, odzywający się w miejscach blizn i zrostów „podczas zmian pór roku lub po większym wysiłku”[4], ale do zniesienia, nieutrudniający codziennego życia. I raptem teraz, gdy Miki nierozważnie przypomina jej o rocznicy wypadku, ból atakuje z niespotykaną dotąd siłą. Mijają kolejne dni, których nie da się przetrwać bez środków przeciwbólowych, ale i one pomagają tylko na krótko. Ilamowie szukają pomocy w klinice leczenia bólu, a tam młody lekarz wzywa na konsultację profesora. Trudno kogoś rozpoznać, jeśli się go nie widziało przez prawie trzydzieści lat, nazwisko podobne, ale nie to samo… a jednak Iris nie ma wątpliwości, że sławny człowiek, który właśnie orzeka, że źródło bólu tkwi w jej układzie nerwowym, a nie w potrzaskanych i poszarpanych przed laty tkankach, to ON.

On – czyli Ejtan, jej wielka licealna miłość, chłopak, który był dla niej wszystkim i któremu gotowa była oddać wszystko, którego życie stało się jej życiem do tego stopnia, że kiedy nagle odszedł, przestała widzieć sens istnienia. Ból bólem, ale teraz wracają wspomnienia, jeszcze bardziej bolesne. A ich sprawca, który w spisie kontaktów w telefonie Iris otrzymuje nazwę „Ból”, bije się w piersi i bardzo pragnie dać jej zadośćuczynienie za tamtą decyzję sprzed lat. Czy da się odgrzać to, co dawno wystygło i czy to w ogóle ma sens? Nawet jeśli relacje w obecnym związku pozostawiają co nieco do życzenia, a dzieci, jak się zdaje, już nie potrzebują stałej pomocy matki? No właśnie: czy naprawdę nie potrzebują? A co się dzieje z Almą? Nad tym, że nie jest zainteresowana zdobywaniem wyższego wykształcenia i postanowiła być kelnerką w portowym mieście, rodzice już powoli przestają ubolewać, ale dlaczego dobiegają ich jakieś dziwne pogłoski o jej zachowaniu, dlaczego tak rzadko się zjawia w domu, choć to zaledwie godzina drogi autobusem, dlaczego nie odbiera telefonów i tak usilnie zabiega, by przypadkiem nikt z rodziny nie odwiedził jej w pracy? Żadnego z problemów, w obliczu których staje teraz Iris, nie da się rozwiązać ot tak, jednym kiwnięciem palca. To wszystko wymaga przemyśleń, konfrontacji przeszłości z teraźniejszością, wejrzenia w siebie i w innych. Tylko czy taka psychoanaliza coś da, czy pozwoli uratować to, co jeszcze jest do uratowania?

Przed czytelnikiem, który właśnie przewrócił ostatnią kartkę tej powieści, staje teraz trudne zadanie uniknięcia oklepanych superlatyw. „Wyrafinowaniem” nie będziemy tu szafować, bo słowo to nie zawsze ma wydźwięk całkiem pozytywny. Ale perfekcja – o, tak, to odpowiednie określenie i na wprawę, z jaką autorka oddaje rozterki duchowe głównej bohaterki, i na umiejętność zabudowania tła pozornie mało istotnymi szczegółami, i wreszcie na kapitalny styl i język, będący – jak to w przypadku dobrych przekładów bywa – wypadkową maestrii autora i tłumacza (tu głęboki ukłon w stronę Magdaleny Sommer, operującej polszczyzną tak piękną i bezbłędną, że można tylko pozazdrościć!). To autentycznie świetna lektura, którą spokojnie można postawić na jednej półce z utworami mistrzyni powieści psychologicznej - Majgull Axelsson. A już z pewnością mniej banalna, niż słowa, którymi można ją chwalić.

[1] Zeruya Shalev, „Życie miłosne”, wyd. WAB, Warszawa 2003, z okładki.
[2] Tamże.
[3] Tamże.
[4] Zeruya Shalev, „Ból”, wyd. WAB, Warszawa 2016, s.9.
[5] Tamże, s.10.

Autor: Zeruya Shalev
Tytuł: Ból
Tłumacz: Magdalena Sommer
Wydawnictwo: WAB 2016
Liczba stron: 448

Ocena recenzenta: 5,5/6

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1812
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: