Dodany: 12.01.2017 18:51|Autor: Agnieszka-M4

Karmelki


Chwytliwe tytuły książek to zapewne dobre wabiki na czytelników. Przypuszczam, że te, które sugerują jakiś mały, smakowity skandalik, przyciągają sporą liczbę odbiorców. Czy "Byłam w Karmelu" należy właśnie do takiej kategorii? Początkowo obawiałam się, że tak właśnie jest: oto była zakonnica z goryczą opisuje swoje przeżycia, obsmarowując przy okazji swoich przełożonych, współsiostry oraz Kościół w całości, wygłasza pochwałę antyklerykalizmu, a przy okazji zdradza pikantne szczegóły z życia zakonnic. Przyznam, że obawa przed taką właśnie treścią przez długi czas odstraszała mnie od tej pozycji, co nie wynikało bynajmniej z mojej nadgorliwej religijności. Chodziło raczej o to, że na takim etapie, na jakim jestem obecnie, bardziej potrzebowałam pozytywnego przesłania niż pustego krytykanctwa. Temat życia w zakonie karmelitańskim okazał się jednak na tyle dla mnie intrygujący, iż mimo początkowych wątpliwości zdecydowałam się sięgnąć po książkę, tym bardziej że wspomnienia byłej karmelitanki to nie jest temat, który w literaturze pojawia się często. Ta wspólnota ma niezwykle surową regułę, która przewiduje m.in. tzw. klauzurę – siostry, poza wyjątkowymi okolicznościami, nie opuszczają swojego domu zakonnego. Przeciętny człowiek wie więc o ich życiu bardzo niewiele, a to sprzyja powstawaniu różnych (często zupełnie niedorzecznych) domysłów i plotek.

Książka Iwony Kowalskiej okazała się miłym zaskoczeniem. Pod względem opisu faktów jest niczym więcej niż tym, co zapowiada podtytuł – zbiorem wspomnień. Poznajemy atmosferę Karmelu, dnia rozpoczynanego wczesnym świtem, wypełnionego modlitwą i pracą, zwykle również ciszą i milczeniem, ale czasami także wybuchami śmiechu i radości. Dodatkową wartość stanowi jednak interpretacja opisanych doświadczeń. Oczywiście autorka, a zarazem główna bohaterka, widzi poszczególne zdarzenia w kontekście wiary i duchowości karmelitańskiej. W tym świetle stara się patrzeć zarówno na rzeczy miłe, jak i na te niezwykle trudne. W klasztornym zaciszu toczy zaciekłą walkę – z samą sobą, ze swoimi słabościami duchowymi, psychicznymi, emocjonalnymi i fizycznymi. Iwona (vel siostra Małgorzata) początkowo intensywnie przeżywa każde nieznane wcześniej doświadczenie, jakie spotyka ją na nowej drodze życia. Z radością, fascynacją i zaangażowaniem uczy się funkcjonować w tak specyficznej wspólnocie. Z czasem jednak wszystko traci urok nowości. Dopada ją proza codziennych obowiązków, narastających problemów, nie zawsze łatwych relacji z innymi mieszkankami Karmelu. Jak zostać świętą i skupić się na modlitwie, jeśli kolana bolą od długotrwałego klęczenia, a pozostałe siostry czasami są irytujące i ewidentnie złośliwe? Na dodatek nie można się skarżyć ani swobodnie ponarzekać! Jak zauważa we wstępie sama autorka, zmienia się nawet język, którym opowiada o swoich przeżyciach: początkowo jest pełen uniesienia i zachwytu, z czasem wprowadza nastrój dość niepokojący.

Możliwość zajrzenia za zasłonę kryjącą życie karmelitanek jest – moim zdaniem – niezwykle interesująca. Fakt, iż autorka unosi tę zasłonę w sposób delikatny i w miarę możliwości dyskretny, świadczy o tym, że jej celem nie było skandalizowanie, ale raczej zmierzenie się z samą sobą i swoimi doświadczeniami. Dzieli się przeżyciami, które dla większości z nas pozostaną z jednej strony zupełnie obce, ale z drugiej strony może dobrze znane. Nie każdy jest w stanie zrozumieć, co kieruje osobą wstępującą z własnej woli do zakonu zamkniętego i tak surowego, ale zapewne każdy kreśli plany na przyszłość, musi dokonywać wyborów i radzić sobie w sytuacjach, gdy okoliczności uniemożliwiają realizację wcześniejszych zamierzeń. Nie można nie podziwiać wytrwałości i siły, które pozwalają autorce nie załamywać się i cierpliwie szukać swojej drogi życia. O ile książka nie stanowi może przykładu literatury najwyższych lotów, o tyle z pewnością daje dobrą pożywkę dla refleksji nad sobą, swoimi planami i wyborami życiowymi. Na szczęście znalazłam w niej pozytywne i optymistyczne przesłanie, którego szukałam: mimo że los czasami rzuca nam kłody pod nogi, mimo że nasze starannie budowane plany na przyszłość niekiedy walą się z hukiem, warto podjąć próbę "nowego otwarcia" i mieć nadzieję, że nic, co nas spotyka, nie dzieje się bez przyczyny.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1116
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: