Dodany: 16.04.2010 21:03|Autor: adas
Nieprzemijające
Obracam tomik w rękach. Ładnie wydana, ze śliczną, niebanalną okładką, niepozorna książeczka (wyd. Świat Literacki, 2000). Do przeczytania w godzinę, może dwie. W środku króciutkie opowiastki ze zbioru tytułowego i dwa dłuższe - ale niewiele - opowiadania.
O autorze wiem tylko tyle, ile przeczytałem w posłowiu i mogę wywnioskować z jego tekstów. Przypuszczam, mogę przypuszczać, że jest człowiekiem upartym, o dość pesymistycznym spojrzeniu na rzeczywistość, ale równocześnie przekornym i ironicznym. Jakimś śladem jest tytuł tomu "Tomasza F. ostatnie zapiski dla ludności". Dlaczego "ludności"? "Ludzkości" brzmi o niebo lepiej, a i wydawca by się ucieszył, mogąc opublikować Wielki Manifest do Wszystkich, a nie jakieś tam refleksje dla kilku. Przypadkowych czytelników.
Jednak - szybko policzmy - dziesięć króciutkich tekstów, łącznie liczących ze 40 stron, napisanych przez Tomasza F., nie byłoby zbyt zachęcającą lekturą dla Ludzkości. Tego jestem pewien. Tomasz to diabelsko inteligentny staruszek, do maksimum wykorzystujący niepisane prawa swego wieku. Ty słuchaj, jak starszy mówi. Kiwasz głową? Nie, to nie wystarczy, Tomasz ucieszyłby się dopiero wtedy, gdybyś nad jego przemyśleniami chwilę pomyślał. Ale nie informuj go o wyciągniętych wnioskach, po pewnie i tak byłby przeciw, cokolwiek byś powiedział. Taka natura.
Świat, po którym porusza się Tomasz jest niewielki. Kilka uliczek, kilku znajomych, pani do sprzątania. Niedające spokoju, na szczęście rzadko widziane, dzieci. Tomasz i tak najchętniej nie opuszczałby mieszkania, rozwiązywał zagadki szachowe, wyglądał czasem przez okno, nie otwierał drzwi. Po co wpuszczać przedstawiciela kolejnej sekty, nikt inny przecież nie przychodzi? Jest nieznośny, ma paskudny może charakter, ale jest w nim coś sympatycznego. No i nie sposób uwierzyć, że tak jak jest, jest naprawdę dobrze. Sam siebie oszukuje, maskując strach i opuszczenie.
Podobnie, jeśli nie bardziej samotnie żyją główni bohaterowie dwóch "dodatkowych" tekstów. Choć gatunkowo nie różnią się one wiele, po prostu są dłuższe, to jednak ton jest poważniejszy. Problematyka również. Zbrodnia i kara, wina bez przebaczenia, litość i prawo - jak w "Niespodziewanie wyzwalającej myśli". Człowiek w szponach Urzędu, ale i własnych demonów. Przeczuwanych i spychanych w podświadomość. To już "Carl Lange", jeśli nie najlepszy, to na pewno najważniejszy, najbardziej uniwersalny i niepokojący utwór w zbiorze.
Te dwa opowiadania nie tylko sugerują, by zapiski Askildsena traktować inaczej, bardziej serio, ale i powoli wkręcają się w głowę. Trudno o nich zapomnieć. Norweg jest nie tylko sarkastycznym spadkobiercą Kafki albo - może? - egzystencjalistów, on ma coś ważnego do powiedzenia. O nas, o naszym życiu. Coś nadal aktualnego, nieprzemijającego.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.