Istnieją interesujące książki, które pochłania się w mgnieniu oka, istnieją też interesujące książki, które smakuje się zdanie po zdaniu, strona po stronie. "Małżeństwo wagi półśredniej" należy do tego drugiego rodzaju. Nie dziwi mnie to; z kilku przeczytanych książek Irvinga nie podobała mi się tylko "Metoda wodna".

"Małżeństwo wagi półśredniej", jak donosi okładka, to "gmatwanina seksu, zdrady, perwersji", więc sięgając po tę książkę, miałam odczucia ambiwalentne. Z jednej strony natychmiast skojarzyło mi się to z obrzydliwym "Pamiętnikiem Laury Palmer", a z drugiej przyjęłam, że osoba, która tę notkę na okładkę pisała, nie ma racji, bo rzadko, bardzo rzadko okładkowe notki pokrywają się z tym, co potem w książce odnajduję. I tym razem się nie pokryło.

To książka przede wszystkim o relacjach międzyludzkich. To książka o ludziach - a postacie Irving kreśli po mistrzowsku! One nie tylko mają własne, indywidualne cechy, zachowania i upodobania, lęki i wrażenia, emocje i uczucia, ale to wszystko jest solidnie osadzone w ich biografii i z niej wynika; zachowania w dorosłości są motywowane zdarzeniami w dzieciństwie, dorosły charakter jest uwarunkowany przeżyciami z przeszłości. Mamy tu dokładny, bardzo szczegółowy portret psychologiczny kilku postaci. U żadnego autora jeszcze nie spotkałam się z tak perfekcyjnie stworzonymi postaciami. Te u Irvinga sprawiają wrażenie autentycznych i nie zdziwiłabym się, gdyby faktycznie wzorował się na realnie istniejących osobach.

A fabuła? Nie najważniejsza, ale w skrócie wygląda tak: dwa specyficzne małżeństwa decydują się na układ czworokąta seksualnego, przy czym zawiedzie się ten, kto oczekuje "gmatwaniny seksu, zdrady i perwersji" - tego tam nie ma, to jest tło, delikatnie zaznaczone. Sceny miłosne są bardzo nieliczne i nie można powiedzieć, że to o nich jest książka. Najistotniejszy jest związek czterech osób o niezwykłych biografiach i ich wspólne relacje.

Polecam gorąco.

[pl.rec.ksiazki]