Niezastąpiony Krzysztof Varga zabiera nas na wycieczkę objazdową na Węgry, do swojej drugiej (pierwszej?) ojczyzny.
"Langosz w jurcie" to genialna opowieść o współczesności węgierskiej prowincji. Varga objeżdża Węgry wzdłuż granic, zatrzymując się w miejscach ciekawych historycznie i turystycznie, a także tam, gdzie nie przyszłoby nikomu do głowy udawać się podczas wakacyjnej eskapady. No, chyba żeby zabłądził, co zdarzało się nawet naszemu Cicerone, ale on jako tutejszy zawsze odnalazł właściwy kierunek. Mnie od samego odczytywania nazw węgierskich miejscowości kręciło się w głowie. Varga pokazał nam Węgry prawdziwe, bez turystycznej pozłotki. Pokazał miasteczka upadłe i "zabitą dechami" prowincję. Biedę i beznadzieję tych miejsc z dala od głównych tras. Pokazał dumę Węgrów ze swojej historii, ale także nacjonalizm i źle pojęty patriotyzm. Miasteczka węgierskiej prowincji, które spowija madziarska depresja, tęsknota za utraconą po traktacie w Trianon wielkością opisuje jako "melancholijne, puste, stoicko przemijające".
Jest jednak wiele uroku w tej wędrówce po kraju utraconej wielkości. Chciałoby się zobaczyć na własne oczy te liczne Parki Pamięci czy Parki Miniatur przedstawiające budowle, które leżały w obrębie "Wielkich Węgier" sprzed Trianon, teraz jednak znajdują się poza granicami Węgier i są już tylko mglistym wspomnieniem minionej potęgi.
Autor przetyka swoją opowieść przerywnikami kulinarnymi o spożywanych w różnych miejscach langoszach, porkoltach i innych ciężko strawnych potrawach narodowych. I jest to opowieść smakowita.



Langosz w jurcie (Varga Krzysztof)