Dodany: 10.12.2016 12:06|Autor: zsiaduemleko

Książka: Michael Jordan: Życie
Lazenby Roland

1 osoba poleca ten tekst.

O wsypywaniu soli do butów, by być wyższym


Druga połowa lat 90. to czas mojej fascynacji NBA. Okres, kiedy na amerykańskich parkietach brylował Jordan z ekipą Byków, był niezwykle motywujący, gdyż to właśnie wtedy z własnej inicjatywy nauczyłem się podstaw gry w koszykówkę. Kupiłem piłkę, jak również podręcznik wyjaśniający zasady gry oraz technikę najważniejszych jej elementów, bo wcześniej nie potrafiłem nawet kozłować w ruchu, a dwutakt był tylko czymś, z czego dostawałem jedynki na wuefie. W pokoju powiesiłem minikosz, do którego rzucałem minipiłką, zamiast odrabiać lekcje. Co rano przed wyjściem do szkoły włączałem TV, by sprawdzić na Telegazecie (jakie czasy, taki Internet) wyniki nocnych spotkań, na lekcjach przeglądałem czasopisma w rodzaju "Magic Basketball", a po zajęciach paradowałem w koszulce Jordana, którą kupiłem za wybłagane od rodziców pieniądze. Nieważne, że była o kilka numerów za duża, sięgała do kolan i wisiała na mnie jak na cmentarnym krzyżu – tylko taką mieli w sklepie i wymarzyłem ją sobie. Okazała się za to zaskakująco dobrze wykonana – zachowała się w całkiem niezłym stanie do dzisiaj i wreszcie nie jest za duża. Potem nadeszły niezapomniane finały Byków z Utah Jazz, którymi się ekscytowałem jak pomyleniec, ale tuż po ich zakończeniu i wraz z rozpadem niesamowitej drużyny z Chicago także moja motywacja osłabła. Nadal lubiłem porzucać, lecz koszykarzem już być nie chciałem, bo życie jest jak partia szachów i nie każdy może być czarny. Jednak mam do Jordana ogromny sentyment i gdybym musiał wybierać sportowca, który najmocniej wpłynął na moje życie, to byłby nim właśnie on. A jeśli się mocniej zastanowię, okazuje się, że innych w ogóle nie było.

"Trener powiedział, że powinniśmy go zacząć kryć, jak tylko wysiądzie z autobusu"[1].

W takiej sytuacji, kiedy już ukazała się jego najświeższa biografia, przez wzgląd na to, co łączyło nas kiedyś z Michaelem musiałem ją zdobyć, przeczytać i zweryfikować swoją ówczesną fascynację, a także to, co z niej dzisiaj zostało. Nie wiem, czy to zasługa autora, czy też mojego sentymentu do bohatera, ale z dużą przyjemnością czytałem każdą stronę tej książki. Mógłbym ją nawet uznać za najlepszą biografię, jaką do tej pory czytałem, ale ponieważ nie czytam ich wiele, żaden z tego wyznacznik. Na początek powiedzmy, że jakkolwiek intrygująco Jordan może się prezentować jako człowiek i sportowiec, historia jego życia porwie przede wszystkim tych czytelników, którzy są zainteresowani tematem i w jakimś stopniu znają realia koszykówki (w wariancie NBA). Bo książka Lazenby'ego mogłaby laika przytłoczyć sportowym przebiegiem jego kariery – mnóstwo tutaj skróconych relacji z najważniejszych meczów, indywidualnych rekordów, zawodowego słownictwa dla zorientowanych. Bez minimalnej znajomości i zrozumienia zasad gry trudno pojąć, jak wielkim dokonaniem bywa zdobycie pięćdziesięciu punktów w meczu, a co dopiero sześćdziesięciu dziewięciu. Instynktowne rozumienie takich pojęć, jak dunk i triple-double czy sposobu, w jaki przebiega sezon NBA i jego play-offy w dużej mierze ułatwia lekturę – bez tej wiedzy i opanowania terminologii mogłoby być mało komfortowo.

Owszem, Lazenby mówi również o życiu osobistym Jordana i z tych historii jako taką przyjemność może czerpać każdy, ale to jak oglądanie teledysku bez fonii. Dostajemy skróconą wersję żywota przodków Michaela – dowiadujemy się np., że jego pradziadek był przemytnikiem i bimbrownikiem, dziadek bawidamkiem, a ojca oskarżano o molestowanie córki. Mimochodem poznamy też parę nowych faktów o najbliższych Jordana, o jego współpracownikach i partnerach z drużyny. Wiedzieliście, że Dennis Rodman pewnego razu pojawił się na konferencji prasowej w sukni ślubnej? No właśnie. Tego rodzaju wtręty bez wątpienia ubarwiają opowieść, ale pewne jest, że cała jej niepohamowana siła zasadza się na parkietowych wydarzeniach, bo bez tych dokonań nie byłoby MJ-a ani książki o nim. Reszta to otoczka – niezbędna, ale jednak tylko otoczka.

"Podczas jednego z listopadowych meczów zaliczył przechwyt, po czym zadunkował nad obrońcą Utah, Bobbym Hansenem, prowokując siedzącego obok linii bocznej właściciela Jazz, Larry'ego Millera do złośliwego komentarza, że mógłby sobie wybrać kogoś swojego wzrostu. Kilka chwil później Jordan ruszył na kosz i zadunkował nad mierzącym 223 centymetry Markiem Eatonem, po czym mijając Millera, zapytał go: »A ten jest wystarczająco duży?«"[2].

Jakim Jordan był sportowcem – każdy zainteresowany widział, a jeśli nie, w dobie Internetu może w każdej chwili zobaczyć. Osobną kwestią wyraźnie wynikającą z książki Lazenby'ego jest to, jakim Michael był człowiekiem. I tutaj niektórych może spotkać zaskoczenie, a nawet szok, bo wizerunek Jordana obok krystaliczności nawet nie stał. W najmłodszych latach prześladowany na podłożu rasowym, sam również dorastał jako rasista i – do czego jakiś czas temu się oficjalnie przyznał – miał problem, by przestać z wyższością traktować białoskórych kolegów z drużyny. Dalej: w opisach jego mentalności pojawiają się wielokrotnie takie określenia, jak: egoizm, bezczelność, arogancja, tyrania, hazard (w dodatku tego najgorszego typu – w postaci pozbawionego honoru, niesłownego i za nic mającego długi gracza). Podczas treningów i meczów był niezwykle wymagający, wręcz okrutny w stosunku do swoich partnerów. Apodyktyczny, chwilami posuwający się do rękoczynów i upokarzania kolegów oraz rywali. Do mierzącego 160 cm Muggsy'ego Boguesa powiedział kiedyś "rzucaj, ty karle pierdolony". Nie jest to najlepszy sposób zdobywania nowych przyjaciół, ale zawsze jakiś.

Oczywiście gdyby Jordan był wyłącznie burakiem, trudno byłoby mu do czegokolwiek dojść. To niezaprzeczalny talent poparty nadludzką pracą nad sobą oraz determinacja wepchnęły go na tron koszykówki. Od zawsze motywowały go porażki – im bardziej mu nie wychodziło, tym mocniej chciał i przekraczał kolejne granice własnych możliwości. Jako człowiek o wielkiej sportowej inteligencji prędko dostrzegł, że jeśli chce osiągać sukcesy w kategoriach drużynowych, musi zacząć ograniczać indywidualne zapędy na rzecz kolektywu. Stając się narzędziem w rękach trenerów i współpracując ze Scottiem Pippenem, został tym Jordanem, którego podziwiały miliony. Głównym aktorem niesamowitego sezonu 1995/96, ikoną popkultury, gwiazdą, która uchroniła Nike od bankructwa (to brzmi nieprawdopodobnie, ale firma w zasadzie zawdzięcza mu istnienie). No i wreszcie jedynym sportowcem, który dostąpił zaszczytu zagrania w jednej drużynie z Królikiem Bugsem, Kaczorem Daffym, Diabłem Tasmańskim i resztą legendarnej ekipy z kreskówki. Licytujcie się z tym.

"To najlepsza drużyna od czasu, kiedy Celtics wygrali 11 razy w ciągu 13 lat – powiedział potem dziennikarzom Riley. – Nie sądzę, żeby ktoś był w stanie z nimi wygrać przed zakończeniem kariery Michaela. Czasami jest tak, że budujesz świetną drużynę i okazuje się, że nie jesteś w stanie zdobyć mistrzostwa, bo masz pecha, że urodziłeś się w tym samym czasie, w którym miała miejsce wspaniała seria Jordana"[3].

Zbędne jest, bym kogokolwiek i jakkolwiek zachęcał do lektury biografii Jordana. Każdy siedzący w temacie najprawdopodobniej ma ją już za sobą, a niezainteresowana reszta i tak kwestię oleje (żadnych pretensji, bo sam bym w takiej sytuacji olał). Natomiast jeśli ktoś ma pytanie w rodzaju: czy warto przeczytać akurat tę, a nie inną z licznych biografii, odpowiem, że ja czytałem tylko tę i szczerze mówiąc, nie wiem. Ale natychmiast dodam, że z książką Lazenby'ego spędziłem okropnie przyjemne wieczory, jeśli patrzeć w gatunkowych kategoriach. To nawet trochę dla mnie zaskakujące. Wydaje mi się, że autor wyczerpał temat i nie czuję potrzeby sięgania po uzupełniającą lekturę. Więc zaryzykuję i stwierdzę: tak, jeśli rozglądasz się za biografią Michaela Jordana, bierz w ciemno tę Rolanda Lazenby'ego. Inna nie będzie potrzebna.


---
[1] Roland Lazenby, "Michael Jordan. Życie", przeł. Michał Rutkowski, wyd. Sine Qua Non, 2014, str. 99.
[2] Tamże, str. 346.
[3] Tamże, str. 563.


[opinię zamieściłem wcześniej na blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 638
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: