Dodany: 05.04.2010 23:02|Autor: lirael

Książka: Zaproszenie na kimchi
Świadek Lena

1 osoba poleca ten tekst.

Perełki w kapuście


Moja wiedza na temat Korei Południowej nie jest bogata, choć to właśnie "kraj porannego spokoju" zaliczam do miejsc szczególnie intrygujących. Z dużym entuzjazmem sięgnęłam więc po "Zaproszenie na kimchi" Leny Świadek. Są to wspomnienia Polki, która spędziła trzy lata w Seulu jako nauczycielka języka angielskiego. Tajemnicze tytułowe kimchi to typowa potrawa koreańska, najczęściej przyrządzana z kiszonej kapusty pekińskiej.

"Wspomnienia" nie są do końca właściwym określeniem. Książka stanowi zapis krótkich impresji, chwil zatrzymanych w literackim kadrze, odprysków pamięci. Autorkę cechuje wrażliwość, potrafi dostrzec głębsze znaczenie w pozornie zwyczajnych chwilach. Koncentruje się na codziennej obserwacji Koreańczyków, ich wzajemnych relacji, upodobań. Stara się być obiektywna. Dostrzega zachowania niepokojące (na przykład pracoholizm, materializm, brak szacunku dla kobiet), ale również docenia zalety (chociażby serdeczność wobec obcych, uczciwość, poczucie humoru). Na pewno nie jest to Korea upozowana do oficjalnego zdjęcia ani też baśniowa kraina z jednego z najpiękniejszych filmów, jakie widziałam - "Wiosna, lato, jesień, zima… i wiosna" w reżyserii Kim Ki-duka.

Ulice, metro, praca, szara codzienność dostarczają pisarce wiedzy na temat tego niezwykłego kraju. Chłonąc egzotyczną rzeczywistość Lena Świadek myśli też o Polsce. Ma do naszego kraju stosunek ambiwalentny. Z jednej strony gniewnie wyraża ulgę z powodu odcięcia korzeni: "Powoli wymazuję z pamięci wirus »Polska«"[1]; z drugiej - spacerując po jesiennym parku, wyznaje nostalgicznie: "mam wrażenie, że słucham szeleszczącej mowy moich ziomków"[2]. Ostatecznie podejmuje decyzję o powrocie. Kropką nad "i" okazuje się wycofanie kiszonych ogórków ze sklepu, w którym pisarka się zaopatruje, co doprowadza ją prawie do łez. "Polska to trudna miłość, lecz …mimo wszystko miłość"[3].

Impresje i refleksje ilustrują liczne fotografie. Bardzo podobały mi się zdjęcia wykonane przez autorkę. Dobrze prezentują się na grubym, kredowym papierze. Szczególnie urokliwe są portrety koreańskich dzieci. Przypuszczam, że wywołają uśmiech na najbardziej zasępionym obliczu. Spore wrażenie wywarły na mnie również fotografie przedstawiające Koreański Zespół Polskiego Tańca Ludowego – grupę młodzieży o bardzo egzotycznych rysach, przyodzianą w krakowskie stroje.

"Zaproszenie na kimchi" dostarczyło mi jednak nie tylko pozytywnych doznań. Drażniły mnie na przykład fragmenty poświęcone piorunującemu wrażeniu, jakie robiła pani Świadek swą urodą na mieszkańcach Seulu płci męskiej, ale także na kobietach i dzieciach. Wszystkie scenki z tym związane opisane są szczegółowo, a jest ich kilka. Opublikowane w książce zdjęcie autorki potwierdza, iż jest ona niewątpliwie niewiastą urodziwą, ale wielokrotne epatowanie czytelnika zachwytem Koreańczyków wydało mi się irytujące. Zresztą nie tylko Koreańczyków: "Do psychologów nie chadzam po tym, jak jeden (zresztą jedyny) się we mnie zadurzył"[4]. Przy całym szacunku dla wizualnego powabu pisarki, wolałabym dowiedzieć się czegoś więcej o Korei.

Mam również zastrzeżenia do stylu, w jakim napisana jest ta książka. Pod względem stylistycznym uważam ją za bardzo nierówną: obok fragmentów ładnych, poetyckich, działających na wyobraźnię: "Miasto, niczym złota bestia ściele się u moich stóp. Jej oddech nie ustaje ani przez moment - pomruk rozpędzonych samochodów, szybkich kroków, pośpiesznie liczonych pieniędzy", na tej samej stronie znajdujemy pretensjonalną nowomowę: "Miasto to taki semichemiczny narkotyk, spreparowany z dużej ilości spalin i testosteronu, wywołujący halucynacje o bogactwie i massmedialnej sławie"[5].

To nie koniec zastrzeżeń. Na liście korektorów książki widnieją trzy nazwiska, co, biorąc pod uwagę niewielkie rozmiary publikacji (96 stron), powinno nastrajać optymistycznie. Niestety, prawdopodobnie opary kimchi skutecznie zamgliły wzrok adiustatorom: "o Europejskiej urodzie" (s. 68), "w wieku 27. lat" (s. 57), "V’oila!" (s. 30), "Frenkensteina" (s. 37), "Shon Penn" (s. 77), "15go kwietnia" (s. 47), "W 40. milionowym państwie" (s. 9). Być może moja walka z ortograficznymi wiatrakami zakrawa na donkiszoterię, ale nie jestem w stanie pogodzić się z beztroską fuszerką korektorskiego tria z wydawnictwa Kwiaty Orientu.

Mając w pamięci profesję autorki, poczułam się zaskoczona błędem gramatycznym. Angielskie pytanie "What do I lie about" zostało przetłumaczone jako "W czym cię okłamałem" (s. 74). Nawiasem mówiąc, nie rozumiem, w jakim celu wielokrotnie zamieszczono w książce oryginalną wersję angielskich konwersacji, równolegle z polskim tłumaczeniem.

Część "Zaproszenia na kimchi" dodana przez redakcję również nie grzeszy pięknem języka: "Autorką rozdziału oraz autorem zdjęć jest Anna Sawińska" (s. 94). Umieszczone na końcu książki wiadomości o Korei mają charakter encyklopedyczny. Wyjątkiem jest dość ciekawa część poświęcona kulinariom. Spore nadzieje łączyłam z rozdziałem "Warto zobaczyć", który napisała wzmiankowana Anna Sawińska, mieszkająca w Seulu od 2002 roku, żona Koreańczyka. Niestety, jest to wyprany z emocji katalog zabytków w ujęciu historycznym.

Koreańskie impresje Leny Świadek sprawiają wrażenie luźnych notatek, na których podstawie mogłaby powstać wartościowa książka. Im bliżej końca, tym bardziej zdawkowe stają się refleksje, przybierając wręcz kształt aforyzmów. Autorka nazywa je skromnie "Perełkami".

W obliczu tak szczupłego objętościowo dziełka lista tych, którym pani Świadek wyraża wdzięczność w "Podziękowaniach", jest zaiste imponująca: 21 osób! Autorka podziwia między innymi pracowników wydawnictwa Kwiaty Orientu za "determinację w krzewieniu tej egzotycznej kultury pomimo wielu przeciwności"[6]. Tajemnicze przeciwności mogą wynikać nie z niechęci do kultury koreańskiej, a z prozaicznego rozczarowania czytelników edytorską bylejakością.



---
[1] Lena Świadek, "Zaproszenie na kimchi", wyd. Kwiaty Orientu, 2008, s. 74.
[2] Tamże, s. 77.
[3] Tamże, s. 83.
[4] Tamże, s. 80.
[5] Tamże.
[6] Tamże, s. 5.


[Recenzję opublikowałam wcześniej na moim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1296
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: TheNaturat 17.12.2014 21:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Moja wiedza na temat Kore... | lirael
Ta książka jest po prostu okropna, nigdy jeszcze nie przeczytałam czegoś tak złego...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: