Dodany: 04.12.2016 00:00|Autor: miłośniczka

Książka: Jeździec miedziany
Simons Paullina

4 osoby polecają ten tekst.

Głodny Leningrad, głodna miłość, głodny czytelnik


Po „Jeźdźca miedzianego” sięgnęłam w zasadzie przez przypadek. Na którymś ze spotkań kieleckiego Klubu z Kawą nad Książką los padł na ten tytuł i zapadła decyzja: czytamy. Książka szybko trafiła do moich rąk, bowiem od kilkunastu lat zalegała na półce w biblioteczce mojej mamy. Jeszcze przy porannej kawie pobieżnie przejrzałam kilka pierwszych stron i… wsiąkłam. Mało kiedy zdarza mi się tak bardzo chcieć, żeby rodzinne spotkanie (a przecież je kocham) dobiegło końca. Tym razem się zdarzyło. A przecież nawet nie zdążyłam zżyć się z bohaterami!

Dalej było już tylko gorzej. A może i lepiej… Jedząc, zasypiając, budząc się, pracując – wciąż miałam w głowie tylko: „co dalej, co dalej?”. Choć wcześniej chorowałam na czytelniczy przestój, tej powieści poświęcałam codziennie mnóstwo czasu. I było warto, nawet jeśli teraz pojawiają mi się w głowie pytania, na które autorka nie jest w stanie odpowiedzieć. Ale do rzeczy.

Fabuła osadzona została w realiach drugiej wojny światowej, w oblężonym przez Niemców Leningradzie. Na krótko przed blokadą miasta przystojny żołnierz Armii Czerwonej, Aleksander, spotyka na ulicy uroczą i niewinną szesnastolatkę. Tania, chociaż ojciec wysłał ją z całymi rodzinnymi oszczędnościami po zakup żywności, nie zważa na chaos, jaki ogarnął miasto po radiowym obwieszczeniu o wprowadzeniu stanu wojennego i kupuje lody, by rozkoszować się nimi na zacienionym przystanku. Zauroczony jej beztroską i pogodą żołnierz zakochuje się po uszy. Niestety, Tatiana okazuje się siostrą dziewczyny, z którą niedawno zaczął się spotykać…

Obok tych dwojga bardzo ważnym bohaterem jest miasto ze wszystkimi jego mieszkańcami. Przyznam, że nie znam świetnie realiów życia w oblężonym Leningradzie, podejrzewam więc, iż mogą one być niezbyt wiernie przedstawione – wszak to nie pozycja historyczna. Niemniej jednak od dawna już żadna lektura mnie tak nie poruszyła, nie wywołała tylu emocji. Ta powieść to jedna wielka emocja! Opis głodu, jaki zapanował w mieście kilka miesięcy po rozpoczęcia oblężenia, sprawił, że na dwa dni całkowicie straciłam apetyt. Główne postaci są pełnowymiarowe, z całą paletą zalet i wad, co chroni je przed posądzeniem o papierowość (chociaż słyszałam i takie zarzuty), ich wybory bywają często zaskakujące, nieprzewidywalne, zachowania niezwykle ludzkie i dobrze umotywowane. Wierzę im.

Radość czytania popsuł nieco opis sielanki, jakiej było dane zaznać Szurze i Tatii (pieszczotliwe zdrobnienia imion głównych powieściowych person). Z ręką na sercu przyznać muszę, iż reżyserzy filmów pornograficznych niejednego mogliby się od Paulliny Simons nauczyć. Gdybym miała dać autorce jedną przyjacielską radę, zdecydowanie powiedziałabym, że zdjęcie kobiety w pięknej bieliźnie może o wiele bardziej działać na zmysły niż obraz dziewczyny bez bielizny, w dodatku z rozkraczonymi nogami – ale kto wie, może to tylko moje zdanie? Czułam prawdziwy niesmak podczas brnięcia przez trzydziestą, a potem pięćdziesiątą stronę śmiałych erotycznych opisów; na szczęście zakończenie naprawiło wszystko – wszystko! To, że z podekscytowania omal nie połamałam kciuków (tak mocno zaciskałam pięści) i wylałam malutki strumyczek łez, sprawiło, iż powieść oceniłam na 6.

Chyba pierwszy raz wystawiam najwyższą ocenę pozycji, do której mam jakieś „ale”. Może to miłość?

Zacieram już ręce na myśl, że wkrótce sięgnę po „Tatianę i Aleksandra”. Oby więcej w życiu książek, które wywołują taki głód czytania. Więcej i więcej. Nigdy dosyć!


[Recenzja została wcześniej opublikowana na stronie Miasta Słów]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3042
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: