Dodany: 30.11.2016 00:03|Autor: Anna125

Czytatnik: Pomiędzy niebem, a ziemią

4 osoby polecają ten tekst.

Azyl, rozmowa w sprawie lecz nie w temacie


Temat antysemityzmu - czy jest, czy go nie ma - porusza. Trochę dzieli i różni. Przeczytałam na spokojnie jeszcze raz całość dyskusji i tak powstała ta czytatka. Nie dotyczy książki, filmu lecz bardziej przekonań, poglądów, myśli. Dlatego zamieszczam tutaj.

Po pierwsze temat wydaje mi się ważny. Czy rozmawiamy o zagładzie Żydów, czy Ku Klux Klanie, czy Rwandzie, Tybecie, wojnie w dawnej Jugosławii, czy o wielu innych miejscach w których toczą się wojny o coś - właśnie o co? Jeden człowiek, grupa buduje emocje i niechęć do innych przedstawicieli Ziemi. Przypisuje im swoje nieszczęścia, oczernia, generalizuje. My dobrzy, a oni są źli. Takie rozumowanie upraszcza rzeczywistość. Towarzyszy mu zawsze obietnica cudownej przyszłości (oczywiście wymagane są ofiary na tej drodze, nawet "po naszej stronie", to konieczność). Schemat się powiela - wystarczy przypomnieć sobie rewolucję franuską i jej powtórkę w Rosji. Czym jest wojna i kto cierpi:
link do wielu fimów wojennych http://m.filmy-wojenne.info/index.php?v=filmy-wojenne-2-wojna-swiatowa

Po drugie przyczyny urodzenia się ideologii nazistowskiej właśnie w Niemczech są dość dobrze rozpoznane: kryzys, wysoki poziom frustracji społecznej, słabość demokracji i poszukiwanie "czarnego luda". Dlaczego jeden kraj napada na drugi? Aby go "złupić", przywłaszczyć sobie (czytaj ukraść) jego dobra. Moje dobro kosztem drugiego człowieka. Zachęcić do tego może jedynie ideologia. Oczywiście, że ważne są cele i polityka. Celem jest zdobycie władzy i jej utrzymanie, czasem towarzyszy temu cynizm ale niekiedy politycy wierzą złudnie w posiadanie recepty na idealne lekarstwo, które jeśli zaaplikują doprowadzi do raju. Droga do raju nie jest usłana różami tj musimy ponieść ofiarę, dopuścić się rzeczy złych, aby było lepiej. Dla mnie to twierdzenie jest fałszem. Co jest pierwsze: Ideologia, czy cel? Zawsze pierwsza jest myśl i przekonania, na których buduje się resztę. Cel to operacjonalizacja upragnionej wizji. Podobnie jak w organizacjach mamy misję, wizję i cele strategiczne, a potem rozpisujemy to podług przekonań (wierzymy, że są prawdziwe), założeń na działania, zadania. Do realizacji celu potrzebna jest żyzna gleba (żyzność to ukryte pod powierchnią leki i niepokoje, uzasadnione), a pomysły powstają na opiniach, przekonaniach i silnych potrzebach. Każde z ńich może być mitem i najczęściej nim jest. Dobrym papierkiem lakmusowym jest sztywność przekonań. Kiedy słyszę - "Tylko tak, jest jedna droga" - to zapala mi się lampka alarmowa.

Po trzecie. Polska była krajem bardzo otwartym w odległej przeszłości. Z tego możemy być dumni. W naszej historii, tej odległej i współczesnej mamy miliony pięknych kart, postaci, wydarzeń. Byliśmy krajem wielonarodowym, teraz jesteśmy jednonarodowym. To ani dobrze, ani źle, to fakt. Jak jest obecnie - nie wiem, pewnie różnie, w zależności od konkretnego człowieka i definicji otwartości. Kłopot w tym - tak myślę - że "my" uwielbiamy koncentrować się na naszych ranach miast czerpać garściami z pięknych kart. Każdy autorytet potrafimy zniszczyć i zdeprecjonować zamiast się nimi szczycić. Dla mnie drogą do budowania naszej tożsamości nie jest wojna o to: że byliśmy bez skazy; że zamiarem Hitlera nie była zagłada Żydów (Romów i innych); że Polacy to baranki i stanęliśmy murem w obronie obywateli polskich w czasie II Wojny Światowej; że nie mogliśmy nic na to nic poradzić, ponieważ nie wiedzieliśmy lub obawialiśmy się represji; że nie było '68 roku (w tym udanej indoktrynacji części społeczności polskiej); że obecnie to tylko nieznacząca garstka chuliganów (jak napisała Selena odwołuje się do wątków endeckich związanych z obecnością Żydów na ziemiach polskich); że przecież to my przyjęliśmy wyrzucanych i prześladowanych z innych krajów kiedyś (i za to należy nam się odpuszczenie win na wieki wieków amen); że inni postępowali gorzej, a lepiej im się powodzi i się nie kajają. Dla mnie każdy rozlicza się w samotności, płacze nad tym, co się stało i jest jednocześnie szczęśliwy, że tylu Bohaterów znalazło się pośród nas, tych którzy w niewyobrażalnej sytuacji potrafili postawić na szali swoje życie dla drugiego. Piszemy o Polakach, używamy słów "my, oni", gdy tymczasem i ja, i Ty każdego dnia dajemy świadectwo naszych słabości i wielkości. Możemy upadać i wznosić się, to ludzka rzecz, rozpoznana w zachodnim kręgu kulturowym (innego nie znam więc nie ośmielam się przypuszczać). Nie chcę rozważać charakteru nacji, jej cech. Bliższe mi myślenie o pojedynczym człowieku, ktory może być mądry lub głupi, wielkoduszny lub zawistny, myślący lub przyjmujący wszystko na wiarę, wrażliwy lub obojętny, monologujacy lub dialogujący. Nie myślę o charakterystyce narodu, kiedy piszę o obecności wątków antysemickich wśród nas lecz o pewnym zjawisku, które jest obserwowalne, o pewnej łatwości posługiwania się słowem Żyd w znaczeniu pejoratywnym, o patrzeniu na drugiego przez jego narodowość i ocenianiu tejże, o swobodzie używania na forach inwektyw odnoszących się do ludzi innej narodowości, określonej. Neurolog, kognitywista powiedziałby: "Cóż tak się dziwisz, te ścieżki są utorowane i impuls szybciej po nich przebiega". Znajomy socjolog dodałby swoje trzy grosze odwolując się do powiedzenia Goebbelsa o znaczeniu propagandy w kształtowaniu społecznej opinii i poglądach księcia Machiavelliego. Ja się ciągle dziwię. Nie rozumiem, w czym szkodzi uznanie i akceptacja tego, że również i Polacy mają na swoim koncie kilka samosądów i nieprzystojnych, karygodnych zachowań, podobnie jak Francuzi, Niemcy i inni. Czy musimy od razu krzyczeć, że inni są bardziej winni, a więc my niewinni?

Po czwarte Żydzi przez Francję uciekali do USA (stąd jest tam tak duża diaspora), do Wlk. Brytanii też lecz wiadomo było, że nie będzie bezpiecznym schronieniem (stosunki pomiędzy Niemcami i Anglia się zaognialy, aż doszło do wojny i nalotów (bohaterscy polscy lotnicy z RAFu). Nikt nie tłumaczy Żydów (sami siebie rozliczają z konfliktu z Palestyną), nikt nie podnosi pod niebiosa ich bohaterstwa. Moim zdaniem opisane są losy milionów, relacje z tamtego czasu. To naturalne, ponieważ po raz pierwszy w historii ludzkości ktoś postanowił wymordować cały naród uznając go za niegodny istnienia - ideologicznie. Dla mnie każda dojrzała nacja przygląda się swojej historii i ocenia swoje postępki (Amerykanie za Indian..., Brytyjczycy za kolonie) i jak powiedzieliby to w biznesie uczymy się przez swoje doświadczeniach, na porażkach i sukcesach.

Po piąte, przyczyny abdykacji Edwarda są znane z oficjalnych dokumentów. Niekoniecznie musimy posiłkować się "romansidłem" lecz dbającym o detal historyczny filmem "Jak zostać królem". Król sam podjął decyzję. Hipoteza - był propaństwowcem. 2 grudnia 1936 premier Baldwin spotkał się z królem Edwardem. Dał mu do wyboru trzy wyjścia: zrezygnować z małżeństwa z panią Simpson, poślubić ją wbrew stanowisku gabinetu albo abdykować. "...Jasne było, że Edward nie porzuci myśli o ślubie, z kolei ślub bez zgody ministrów spowodowałby podanie się rządu do dymisji i kryzys konstytucyjny. Król wybrał więc abdykację..."

Po szóste filmów propagandowych nakręcono w trzeciej Rzeszy wiele. Nikomu w głowie się nie mieściło, że rzeczy o których szeptano mogły wydarzać się naprawdę. "To niemożliwe" - powtarzano, umacniając się wzajemnie w swoich opiniach. Natomiast my już wiemy, że to była realność. I znowu nie chodzi o to, aby kogoś obwiniać, czy usprawiedliwiać, przerzucać się odpowiedzialnością - a oni też nie zareagowali. Dla mnie najważniejszym jest świadomość, że do takich rzeczy może dojść, że nie ma czasem hamulców i że tylko wrażliwość/wyczulenie może nas uchronić przed tym, aby nigdy po raz drugi do tego nie doszło. Właśnie to zdaje mi się moją/naszą odpowiedzialnością na tym skrawku świata, na którym żyjemy.

Po siódme, czy Niemcy zakłamują swoją historię w podręcznikach? Mam nadzieję, że nie. Ci Niemcy, o których czytam książki, ci o których słyszę od znajomych i przyjaciół bardzo wstydzą się, są przygnieceni ciężarem winy hitlerowskich Niemiec, swoich krewnych nierzadko, bliższych lub dalszych. Te winy są nie do zmazania przez pokolenia. Nie rozprawiają o tym głośno, nie noszą na sztandarach, chcą zapomnieć. To najstraszniejsze doświadczenie Europy. Sądzę, że dlatego przyjmowali tak entuzjastycznie początkowo uchodźców.

Po ósme, mówimy o Żydach, gdy tymczasem osoby mieszkające w Izraelu chcą być po prostu Izraelczykami i nie czują się Żydami w tym znaczeniu, ktore ciągle im się przypisuje - współczesna literatura izraelska podnosi nowe tematy. W trakcie II wojny światowej zginęło 5,8 mln Żydów, co stanowiło 32,2 populacji osób tej narodowości (wg Davisa), Polaków zginęło 6 mln (z czego 3 mln to polscy Żydzi). Szacuje się, że dwa miliony stanowiły dzieci żydowskie. Mówi się o tym Holokaust - całopalenie, zagłada narodu, systemowa i zaplanowana. Nie potrafię nawet o tym myśleć.

Po dziewiąte, relacje pomiedzy państwami, narodami nie są łatwe czasami - Seleno byłaś na filmie o Wołyniu.

Po dziesiąte, poprawność polityczna. Ma wady i zalety. Lecz wadą nie jest ciekawość i szacunek dla innego, jego poglądów, punktu widzenia. I znowu dla mnie tworzy ona przestrzeń do nastawienia uszu i usłyszenia, jak to wygląda z drugiej strony.

PS Wypowiedź do dyskusji dotyczącej Azylu.
„Azyl” Diane Ackerman – filmowa adaptacja historii z okupowanej Warszawy

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 423
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: