Dodany: 26.11.2016 09:44|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

A ja wolę bez przewrotek


Po raz kolejny dochodzę do wniosku, że niezupełnie mi po drodze z młodą polską literaturą. W zbiorku złożonym z dziewięciu tekstów zaledwie dwa opowiadania udało mi się ocenić na 4 lub wyżej.

„Śmieszna Góra”: sześćdziesięcioparoletni Józef bezskutecznie usiłuje wcisnąć lekarzowi łapówkę przed operacją przepukliny. Pielęgniarka Marta przekonuje go, że „uczciwych lekarzy nie ma”[1], zatem odmowa wzięcia pieniędzy musi mieć jakieś głębsze przyczyny – jakie, to już łatwo podsunie bohaterowi wyobraźnia… Spójne fabularnie, realistyczne, z niespodziewanym dramatycznym końcem. I prawie wcale nieprzegadane.

„Bądźcie posłuszne”: obraz relacji między młodą kobietą a jej rodziną. Mąż, którego Joanna poślubiła wbrew woli rodziny, nie potrafi utrzymać jej i dziecka, potrafi za to nalegać, by zwracała się do krewnych z prośbą o pomoc finansową. Ona desperacko usiłuje być niezależna, ale od czasu do czasu się ugina. Realistyczna sytuacja, statyczna, a jednak zawierająca sporo napięcia. Monologi modlitewne mocno rozwleczone, w dialogach trafiają się zdania sztuczne jak w „Lenie” – patrz niżej – choć nie aż tak często.

Większość wypada przeciętnie, przy czym niekoniecznie przeciętne są utwory jako takie, natomiast bilans ich wad i zalet daje równe 3.

„Lena”: młody człowiek, zakochany ongiś w nieco starszej od siebie kobiecie, w końcu finalizuje upragniony romans, lecz psuje mu tę przyjemność katolickie wychowanie. Fabuła niezbyt porywająca, a dialogi momentami tak sztuczne, że aż w zęby kłuje. „I jak jedną decyzją odmówić sobie prawa do niespodzianek, do odkrywania siebie w przyszłości, w nowych wymiarach? (…) Taki stan nieustannego napięcia musi przynieść lęki, fobie, a w najlepszym razie skostnienie”[2]; „z dziką radością wylewam żółć na kretynów odpornych na wiedzę, którzy radośnie bawią się w przełożonych, mędrców i władców życia. Jeśli jeszcze latam do spowiedzi, to bynajmniej nie z powodu defloracji przechodzonych dziewic”[3]. Kto tak mówi? No właśnie, nikt. A ta druga wypowiedź nawet w narracji byłaby mało strawna.

„Nawiedzenie”: starsza kobieta zwierza się obrazowi Matki Boskiej, wędrującemu po domach. Dla odmiany dialogi dobre, żywe, za to chwilami trudno się połapać, kto i do kogo mówi.

Tytułowa „Przewrotka”: bohater umawia się z kobietą, z którą wcześniej uprawiał seks internetowy, Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu. Intryga dobrze obmyślona, ale tonie w gadaninie. Istotne treści dałoby się zmieścić w połowie objętości tekstu.

„Trybalik”: narrator spotyka w knajpce swojego dawnego wykładowcę, który – jak się okazuje – dorabia sobie do emerytury w nietypowy sposób. Fabuła pomysłowa, choć przerysowana. Sam tytuł to wyrażenie do tego stopnia slangowe, że nie ma go nawet w tekstach publikowanych w internecie. Opisy mają być dowcipne, a są niesmaczne, nie dość tego, powtarzają się do obrzydzenia: „pacyfikował mnie ostrym kwasem spod pachy”[4], „wrednym pyskiem przypominał filmowego Tatara, ze skoszonym okiem, bródką i łysą pałą”[5], „tatarski syn jeszcze raz zdzielił mnie kwachem potu”[6], „tatarski pętak w mgnieniu chwili znalazł się tak blisko, że znowu poczułem kwas spod pachy[7]”. A narrator wyraża się jeszcze wulgarniej niż osobnik, którym tak pogardza: „jakby to mnie wytatuowany palant wstawił wszystkie Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu”[8].

Trzy kolejne zupełnie nie w moim guście.

„Akwizytor”: groteskowa historia samozwańczego krzewiciela sprawiedliwości, którego niespodziewanie wspiera „przedstawiciel zakładu ubezpieczeń”[9]. Nie znoszę czarnego humoru podszywającego się pod realizm.

„Popołudnie Pesela”: narrator czuje się anonimowy i nic nieznaczący aż do chwili, gdy w prymitywny sposób postanawia ukarać obcą kobietę znęcającą się nad dzieckiem. Nieklarowny związek między częścią pierwszą a drugą – jakby sklejone zostały na chybił trafił kawałki dwóch różnych opowiadań. Język wulgarny, plus najwyraźniej ulubiony zwrot autora „ostry kwas z koszuli budowlańca”[10].

„Melon dramat”: bohater noszący „ksywkę” Melon, chyba tylko po to, żeby pasowało do tytułu, umawia się z prostytutką z ogłoszenia. Spotkanie kończy się dlań dramatycznym urazem i pobytem w szpitalu, podczas którego ma czas zastanawiać się nad trwałością i przyszłością małżeństwa. Fabuła niewyszukana, a erotyczne opisy niestrawne.

Po takiej lekturze niezwłocznie potrzebowałam odtrutki w postaci prozy również polskiej, lecz starszej o parę dziesiątek lat. To niezawodnie pomaga na wszelkie „z....i”, czymkolwiek by one miały być.


---
[1] Jacek Wangin, „Przewrotka”, wyd. Jirafa Roja, 2012, s. 56.
[2] Tamże, s. 30.
[3] Tamże, s. 38.
[4] Tamże, s. 8.
[5] Tamże, s. 8.
[6] Tamże, s. 8.
[7] Tamże, s. 16.
[8] Tamże, s. 17.
[9] Tamże, s. 122.
[10] Tamże, s. 127.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 396
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: