Dodany: 05.11.2016 17:45|Autor: misiak297

Senne trele-morele


"Przez kilkanaście miesięcy spisywałem zapamiętane sny, początkowo rozbawiony, z czasem nieco zażenowany, wreszcie z niejakim popłochem zmierzający do zakończenia eksperymentu. Podmiot marzeń sennych, które spisywałem co rano, wydał mi się niepokojący. Powiada się, że w każdym z nas, grających w życiu role dorosłych mężczyzn, drzemie chłopiec. Większość wstydzi się swojego chłopca, śmiertelnie boi się zostać na chłopcu przyłapana, chłopca swojego trzyma w ryzach, dybach i okowach. Mój chłopiec budził się, kiedy zasypiałem, i hasał w snach do upadłego"[1].

Najnowsza książka Wojciecha Kuczoka powstała z inspiracji Agaty Passent, zwanej Agafią. To ona – nieznosząca leniwych mężczyzn – namówiła swego męża do spisywania snów. I oto zawierający miniprozy tomik "Proszę mnie nie budzić" trafił do rąk czytelnika, który może zajrzeć w sny Kuczoka, zarówno komediowe, jak i rozgrywające się w cieniu tragedii. Co tam znajdzie? I – pytanie, którego nie sposób uniknąć – czy warto w ogóle zaglądać?

Poetyka snu daje pisarzowi nieograniczone, zdawałoby się, możliwości. Wszystko może się zdarzyć, logiką staje się brak logiki, powszechnym to, co niezwykłe. Króluje absurd. Sny przerażają, fascynują, śmieszą. Kuczok wykorzystuje te wszystkie właściwości, potrafi się nimi bawić. Poszczególne senne scenki są to zabawne, to dramatyczne, niemal zawsze zwieńczone błyskotliwą puentą. Odwołują się przede wszystkim do prywatnych spraw autora (czytelnik będzie m.in. uczestniczył w meczach, wizytach w grotach, na Targach Książki – tu odbywających się na Kasprowym, potyczkach małżeńskich z Agafią i kłótniach z rodzicami), ale także do tego, co bardziej ogólne, społeczne, aktualnie elektryzujące i dzielące Polaków. W snach Kuczoka często pojawiają się politycy czy hierarchowie kościelni, nie brakuje też postaci ze świata literatury (Marek Bieńczyk, Jacek Dehnel, Michał Witkowski, Agnieszka Drotkiewicz).

To wszystko, oczywiście, rozgrywa się w oparach absurdu. Humor koresponduje z dramatyzmem. Psy się powiększają, komunikacja miejska kursuje do Watykanu, ktoś chce zostać zjedzony w noc poślubną, ktoś inny siedzi w celi i jest torturowany oglądaniem serialu ("odwracanie wzroku nic nie dawało – każda ściana, a także podłoga i sufit stanowiły ekrany, gdzie spojrzałem, tam widziałem film. Próby zamknięcia oczu i zatkania uszu porzuciłem po tym, jak się okazało, że w ten sposób uruchamiam przeraźliwie głośne bloki reklam, a potem muszę oglądać ten cholerny odcinek od początku"[2]), szczątki narodowych wieszczów podlegają inwentaryzacji, pomniki rozkładają się niczym zwłoki, kończyny okazują się jadalne, hostia staje się idealną zagryzką do wina oraz przekąską dla psa, warunkiem skorzystania za darmo z usług dentysty jest dobra znajomość historii, prezydent występuje w filmie w roli samego siebie, bo nikt nie chce go zagrać. Niektóre sny są bardzo pomysłowe (na przykład ten z uchodźcami, zmarłym ojcem, serialową karą, pomnikiem na ławce, kradzieżą pacjenta ze szpitala psychiatrycznego, podróżą do Watykanu i bijącym sercem Jezusa). Kuczok nie pierwszy raz udowadnia, że potrafi oczarować czytelnika. W "Proszę mnie nie budzić" wciąga go w ten senny świat, bawi się konwencjami, daje popis językowej maestrii.

Teraz pozostaje tylko zadać niewygodne pytanie – zatem dlaczego jest tak źle? Czytając "Proszę mnie nie budzić", trudno oprzeć się wrażeniu, że to książka pozbawiona znaczenia, kiepski literacki żart ubrany w szatki naciąganych założeń, spisany w pośpiechu. Zresztą sporo tu asekuracji, dyskretnych, zaprawionych humorem prób zjednania sobie czytelnika. Widać je we fragmentach poświęconych realizacji głównego zamysłu. Jedna z redaktorek mówi: "Szkopuł w tym, że pańskie sny są nierówne. Niespójne są. Musi pan jeszcze poczekać, żeby było z czego wybierać. A tak na marginesie, co z pańską powieścią?"[3]. Taki sennik to nie był zły pomysł. Jednak może książka byłaby lepsza, gdyby Kuczok zrezygnował z "przepisywania" tego, co mu się przyśniło (bo do takiego zabiegu sprowadzają się te krótkie relacje), a na kanwie poszczególnych snów zbudował konkretne, oniryczne fabuły? Niemal każdy z zawartych w tomiku tekstów dałoby się rozwinąć w opowiadanie bez naruszania tkanki snu. To wymagałoby jednak dużo więcej pisarskiego wysiłku.

"Dobrze przepisany sen jest jak brylant, już po jubilerskiej szlifierce"[4]. Cóż, pewnie tak. Tyle że z większości snów Kuczokowi nie udało się stworzyć klejnotów literatury. "Proszę mnie nie budzić" co najwyżej można określić jako ciekawostkę. Chciałoby się – wbrew tytułowi książki – obudzić autora i skłonić do napisania czegoś innego. Lepszego.


---
[1] Wojciech Kuczok, "Proszę mnie nie budzić", wyd. WAB, 2016, s. 7-8.
[2] Tamże, s. 34.
[3] Tamże, s. 88.
[4] Tamże, s. 155.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 695
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: