Dodany: 31.10.2016 19:43|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Niecierpliwi... a może niedojrzali?


Jestem rozczarowana. Nałkowska jak nie Nałkowska! Totalny chaos, postacie trzeba by na kartce pospisywać z objaśnieniami, żeby wiedzieć, kto jest kto, co potwornie utrudnia percepcję; jeśli są cztery osoby na krzyż, to szafa gra, ale jeśli czterdzieści, a każda z nich pojawia się jak diabeł z pudełka raz na czterdzieści stron w środku jakiejś opowieści, człowiek się czuje jak na diabelskim młynie – w głowie się kręci i w żołądku lekko muli. Narracja rwie się na jakieś niepowiązane ze sobą sceny, a narrator, zamiast pozwolić bohaterom działać i mówić, wykłada łopatą, co mają na myśli. Niektóre fakty, ważne dla zrozumienia ich następstw, ledwie sygnalizuje, a z innymi postępuje tak, jakby zabrakło mu wiarygodnej koncepcji dla ich objaśnienia i na pytanie, z czego to wynika, odpowiadał „a bo tak, i już”.

Oczywiście są tam klarowniejsze momenty; najbardziej udany rozdział to ten z pogrzebem Ludwiki, a nieźle się też udało kilka po nim następujących, zwłaszcza tych omawiających kryzys małżeństwa Jakuba i Teodory oraz stosunki Jakuba z ojcem (który to ojciec jest jedną z najlepiej wykreowanych postaci, choć ani odrobinę sympatyczną – ale przynajmniej bliską życia). Połowa występujących w powieści osób jest naszkicowana strasznie pobieżnie – ledwie dwa zdania o zastrzelonym przez brata czy szwagra Konstantym, którego dziedzictwo miało promieniować na zstępnych, tyle że nie bardzo wiadomo, co to było mianowicie.

Prawdę mówiąc, tytuł zamiast „Niecierpliwi" powinien brzmieć „Niedojrzali”. Jedynymi w miarę dojrzałymi osobami są tu staruszka Ludwika (chociaż chyba też miała w życiu moment kryzysu, co wynika z fragmentu z jej zdjęciem w młodości), melancholik Piotr i karierowicz Romcio. Aha, i jeszcze Róża, która odchowawszy potomstwo, niezainteresowana już pożyciem, uznała, że lepiej, by jej ślubny miał stałą i pewną kochankę, zamiast ganiać po zamtuzach albo gwałcić wiejskie dziewuchy. Wrażenia wcale nie poprawia „znaczące” nazwisko opisywanej rodziny (Szpotawy), któremu krytycy przypisują Bóg wie jaką symbolikę.

Jest to najsłabsza powieść Nałkowskiej, jaką czytałam, dużo gorsza od np. „Choucas”, które oceniłam na 4. Ratuje ją tylko piękna, przedwojenna polszczyzna; za nią podnoszę ocenę – ostatecznie dając 3,5.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 427
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: