Witam, ostatnio wzięło mnie na "wspominki" literackie i przypomniała mi się fabuła kiedyś czytanej powieści - nie pamiętam tytułu, ani autora. Oto co pamiętam:
powieść sf - akcja dzieje się na jakiejś planecie, raczej zaawansowana technika (latające samoloty, wideofony itp. - książkę czytałem w czasach przedinternetowych - przynajmniej w moich stronach), panuje na niej matriarchat, to kobiety są płcią dominującą - są silniejsze od mężczyzn, na ogół wyższe, lepiej zbudowane, walkę wręcz mężczyzna kobieta zawsze wygra kobieta, zajmują najznaczniejsze pozycje w państwie, mężczyźni nie mają praw politycznych. Dominująca rolę odgrywa coś na wzór zakonu składającego się z samych kobiet, które mają zdolność wprowadzenia się w krótkotrwały trans dający im większy refleks, szybkość, siłę. W ten trans można się wprowadzić też farmakologicznie, ale członkinie zakonu mają tę zdolność wrodzoną.
Na planecie istnieje kilka państw, fabuła rozgrywała się w państwie, w którym de facto rządził ten "zakon". Osią fabularna była rewolucja w jakimś mniejszym kraju, w którym narastał ruch "emancypacji" mężczyzna (nie wiem czy można użyć tego słowa w tym kontekście).
Tak sobie tę powieść przypomniałem i chętnie poczytałbym coś w tym uniwersum.
Z góry dzięki.
Pozdrawiam