Dodany: 21.10.2016 18:44|Autor: Bloom

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Miasto Archipelag: Polska mniejszych miast
Springer Filip

7 osób poleca ten tekst.

„Jak daleko jest stąd do radości?”


Niezwykła to wyprawa – po miastach, których nie ma; są ludzie, którzy je budowali, odbudowywali bądź po prostu niszczyli; są domy, bloki i blokowiska, sklepy, fabryki; jest historia, żywa w każdym zakamarku. Kiedyś te miasta najprawdopodobniej istniały, ale teraz próżno by szukać ich na mapie. Są tak zapomnianymi przez Boga i ludzi miejscami, że nikt nie uwzględnia ich w swoich podróżach, czy to wakacyjnych, czy biznesowych. Znikanie, zanikanie, peryferia, nostalgia – Filip Springer w całej okazałości.

„Jak trafia człowiek na ten tajemniczy Archipelag? O każdej porze dnia lecą tam samoloty, płyną okręty, turkoczą pociągi – ale żaden napis na nich nie wskazuje, dokąd jadą”[1]. Generalizuję celowo – nie zamierzam zaprzeczać istnieniu takich miejscowości, jak Ciechanów, Skierniewice, Włocławek, Elbląg, Słupsk, Płock, Wałbrzych (a to tylko kilka z odwiedzonych przez Springera w ramach projektu Miasto Archipelag) – ale czy przyszłoby mi do głowy spędzać urlop w Skierniewicach? Gdybym miał jeszcze wybierać, gdzie studiować: w Kaliszu czy Poznaniu, czy na pewno wybrałbym Kalisz? Wydawać by się mogło, że to myślenie według utartego schematu: mniejsze miasto nie proponuje nic ciekawego, więc jako mieszczuch mogę wybrać tylko większe bądź (równie świadomie) zabitą dechami wiochę. Taki pierwszy wniosek może się nasunąć po lekturze książki. Oto reporter przejeżdża przez byłe ośrodki wojewódzkie i pokazuje wyłącznie ich nędzę i zepchnięcie na margines. „Rozpoczynam podróż, tak jak trzeba, od mapy. Tak lubię najbardziej. Moc map tkwi w tym, że nie zaznaczono na nich ludzi. Przestrzeń jest w nich sprowadzona do dwóch wymiarów, ale można ją sobie przynajmniej wyobrażać bez przeszkód. Nikt nie zaburza obrazu. Drogi, ulice, place, całe wsie, a nawet miasta są idealnie puste, a przez to czytelne. Obcowanie z mapą to obcowanie z przestrzenią, którą ma się całkowicie na własność. (…) Jest tylko jeden problem – wszystkie mapy kłamią”[2]. Tak, mapy kłamią. Nazwy, punkty, linie – nic nie znaczą. Dopiero wypełnione ludźmi zaczynają znaczyć. Podróż Springera to nie tylko nostalgia i złość. To przede wszystkim ludzie, ich historie i ich mrówcza praca u podstaw. Wszystkie Wałbrzychy, Ciechanowy i Tarnobrzegi żyją, trwają, istnieją tylko dzięki ludziom. Truizm? Niekoniecznie. Miasto, nawet milionowe, bez nich będzie niczym. Gdyby reporter chciał opisać Nowy Jork tylko na podstawie ulic i budynków, opisałby wyłącznie metropolię (w sposób skrajnie zafałszowany). U Springera są nędza, gniew i zniszczenia, ale jest też nadzieja.

Pamiętam swój powrót z wakacji w Kotlinie Kłodzkiej, nieco ponad rok temu. Przejeżdżaliśmy przez Wałbrzych. Właściwie od zawsze kojarzyłem go z węglem kamiennym. I choć doskonale zdawałem sobie sprawę, że praktycznie żadna z tych kopalni już nie wydobywa węgla, to nie miałem pojęcia, jaki Wałbrzych jest smutny. Może akurat mijaliśmy takie miejsca, gdzie ludzie chodzą rzadziej, „sypialnię”. Rozkopane ulice, znaki zamiast do objazdów kierujące do kolejnych remontów. Powybijane szyby, poprzetrącane i nadgryzione budynki. Niby stereotypy, ale ile mówią o historii tego miejsca – niegdyś ścisłego centrum Dolnośląskiego Zagłębia Węglowego. Poczułem tam dokładnie to, o czym pisał Springer przy okazji odwiedzin gdzie indziej: „Archipelagiem targają dwa uczucia. Poczucie krzywdy i tęsknota”[3]. Krzywdy – ponieważ Wałbrzych, jak inne byłe miasta wojewódzkie, został brutalnie zredukowany do peryferii; ponieważ ci wszyscy, którzy z węgla i węglem żyli, nie dostali nic w ramach rekompensaty. Tęsknoty – ponieważ były szanse, ale przepadły, a dzisiaj największym marzeniem wielu jest galeria handlowa (często po prostu kolejna, nieróżniąca się prawie niczym od poprzedniej), McDonald’s (tak trafnie uznany przez Springera za jeden z wyznaczników wielkomiejskości) czy inna sklecona naprędce i bez namysłu buda. „Miasto zaczęło osuwać się w niewidzialność”[4].

Nowy podział Polski wprowadzono 28 maja 1975 r. (środa). 1 czerwca tego samego roku – w niedzielę, w Dzień Dziecka – kilka milionów ludzi obudziło się w nowych miastach wojewódzkich. Często ich wojewódzkość kończyła się drogą wychodzącą na pole. Edward Gierek zadecydował o ponownym wykreśleniu mapy administracyjnej z powodów politycznych, dokładnie – z jednego: aby rozbić partyjne kliki, tworzące się w mniejszych ośrodkach. Innych powodów nie było.

„Dlaczego historia nie bierze w nas udziału? Dlaczego historia w nas nie czyta? Dlaczego historia nas nie lubi? Jak daleko jest stąd do radości?”[5]. Takie pytanie mógłby sobie zadać każdy z mieszkańców Archipelagu. W tych miastach historia się zatrzymała – coś, co miało dokonać się dawno temu (rozwój), nagle zahamowało i nic nie wskazuje na to, że sytuacja się zmieni. Wielkie budowy – rozpoczęte zaraz po nadaniu miejscowościom statusu wojewódzkich – zetlały, rozpadły się, a te, którym udało się przetrwać, niszczeją na oczach mieszkańców, bo nikt nie ma na nie pomysłu. Przemysł, systematycznie podtruwany zagranicznym kapitałem, w końcu zdechł. Co ciekawe, podział Polski na 49 województw przestał obowiązywać w roku 1998, jednak Springer zdaje się wskazywać, że to 1989 był tym pierwszym ciastkiem z arszenikiem. Żeby nie szukać daleko i nie pozostawać tylko przy małych miastach – co stało się z Łodzią? Owszem, przemysł włókienniczy padał tam już wcześniej, ale dzisiaj przejazd czy przejście przez miasto napawa wyłącznie smutkiem i rozczarowaniem.

Springer pisze ponad podziałami politycznymi, społecznymi, ekonomicznymi. Interesuje go przede wszystkim człowiek i jego historia. W Słupsku rozmawia z Robertem Biedroniem, obecnym prezydentem. Owszem, chwali go za odwagę podjęcia trudu prezydentury (Słupsk ponoć tonie w długach i rozgrzebanych inwestycjach), ale wytyka celebrytyzm. Odwiedza popadające w ruinę fabryki i zakłady, teatry bez budynków, warsztaty drobnych przedsiębiorców, spotyka się z miejscowymi zapaleńcami, społecznikami, dla których jedyną nagrodą będzie uzdrowienie sytuacji miasta (jakkolwiek enigmatycznie to brzmi). Wszędzie słyszy rzeczy podobne. Owszem, jesteśmy tu, w Ciechanowie (Białej Podlaskiej, Chełmie, Zamości, etc.) daleko od świata, świat o nas zapomniał, ale chcemy tu żyć, budować, płodzić i rodzić dzieci, pracować, bo z jednej strony nie mamy innego wyjścia, ale z drugiej – minusy nie przesłaniają nam plusów.

Springer nie porusza się jedynie w obrębie współczesności i jej problemów; jego niezwykle cenne obserwacje z mniejszych ośrodków można z łatwością przenieść na te większe i zapytać: naprawdę tu żyjemy? Prawie każde miasto zostaje dokładnie sportretowane. Pozwala to dostrzec, jakie koleje losu musiało przejść, aby być tym, czym jest obecnie, i skąd w istocie pochodzimy. XIX-wieczne niemieckie kamienice, żydowska przeszłość, miejskie legendy, wybitni szaleńcy i szalenie wybitni – scalają się w niezwykłych opowieściach o miastach.

Bolączki architektoniczne i wszechobecna brzydota wymieszana z kiczem to jedno, ale człowiek, najczęściej ten zwyczajny, to drugie, równie ważne co pierwsze. Nakreślony przez Springera portret III Rzeczypospolitej z jednej strony porusza, z innej smuci, z jeszcze innej cieszy, na kolejnej stronie napawa nadzieją, aby na następnej zezłościć. Nie ma co doszukiwać się w tej książce drugiego dna, ukrytych sensów. To po prostu znakomicie napisany reportaż o Polsce – o nas.


---
[1] Aleksander Sołżenicyn, "Archipelag GUŁag", przeł. Jerzy Pomianowski, wyd. Porozumienie Wydawców, 2000, s. 15.
[2] Filip Springer, "Miasto Archipelag", wyd. Karakter, 2016, s. 7.
[3] Tamże, s. 283.
[4] Tamże, s. 306.
[5] Tamże, s. 281.


[Tekst publikowałem wcześniej na swoim blogu i lubimyczytac.pl]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3502
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 12
Użytkownik: joanna.syrenka 24.10.2016 13:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Niezwykła to wyprawa – po... | Bloom
Ostrzę sobie zęby na tę lekturę!
Użytkownik: jolekp 24.10.2016 13:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Ostrzę sobie zęby na tę l... | joanna.syrenka
Ja też sobie ostrzyłam (głównie pod wpływem audycji w radiowej Trójce), ale fragment o moim regionie mnie jakoś mocno zniechęcił do autora.
Użytkownik: joanna.syrenka 25.10.2016 01:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też sobie ostrzyłam (g... | jolekp
...ciekawe, skoro jako miejsce przebywania podajesz "praktycznie Azja" :-P
Użytkownik: jolekp 25.10.2016 07:17 napisał(a):
Odpowiedź na: ...ciekawe, skoro jako mi... | joanna.syrenka
:D
Kiedy umawiam się na spotkanie z moimi przyjaciółkami i standardowo marudzę, że mam zawsze wszędzie najdalej, to odpowiadają "bo ty to w Azji mieszkasz".
A Filip Springer jest chyba podobnego zdania, bo snuje wizje krainy rozpadających się w biegu autobusów, które gubią drogę na leśnym dukcie pośrodku niczego i ludzi, którym za miejsce rekreacji wystarcza wielka kałuża (i tej "kałuży" mu nie wybaczę nigdy, bo jestem wybitnie małostkowa).
W sumie to pewnie nie powinnam się wypowiadać, bo nie przeczytałam całej książki, a jedynie mój "lokalny" fragment i to tylko do momentu, w którym znalazłam dwa błędy rzeczowe i krzywdzącą opinię w jednym zdaniu (czyli dosyć szybko).
Tak że moje zdanie na temat rzetelności pracy autora jest w obecnej chwili raczej niskie, choć przyznaję też, że jestem w dużej mierze niesprawiedliwa.
Użytkownik: Marylek 02.11.2016 09:25 napisał(a):
Odpowiedź na: :D Kiedy umawiam się na ... | jolekp
Jest na portalu Polityki miejsce dla blogerów. Poczytuję sobie tam BelferBlog Dariusza Chętkowskiego. Często pojawia się wśród komentatorów taki jeden - emigrant o nicku: Zza kałuży. Albowiem wyemigrował był z Wielkiej Polski do Stanów Zjednoczonych, czyli za kałużę właśnie. Kwestia perspektywy?

Tak mi się skojarzyło... ;)

Pozdrawiam!
Użytkownik: jolekp 02.11.2016 09:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Jest na portalu Polityki ... | Marylek
Cóż, widocznie brak mi dystansu. Może łatwiej byłoby mi to przełknąć, gdyby forma była żartobliwa, a w tym wypadku wyczułam pogardliwy ton, niestety. No i - DWA błędy rzeczowe w jednym zdaniu, jak to się mogło stać? Mam też podejrzenia, że część opisująca sam dojazd do miasta została mocno podkoloryzowana, ale na to akurat nie mam twardych dowodów. Jeśli pozostałe miasta zostały opisane z podobną dbałością, to ja chyba nie chcę się z dziełem pana Springera zapoznawać bliżej.

Pozdrawiam również :)
Użytkownik: Bloom 09.11.2016 08:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Cóż, widocznie brak mi dy... | jolekp
Dziękuję za komentarze :) W reportażu jak to w reportażu - subiektywny gatunek nigdy wszystkim nie dogodzi. Ale warto dać szansę, nawet jeśli nie do końca można się z nim zgadzać :)
Użytkownik: Eida 21.11.2016 15:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Cóż, widocznie brak mi dy... | jolekp
Ja też znalazłam błąd we fragmencie o moim mieście (Bielsko-Biała):

"Żeby przełożyć te liczby na konkrety, można pojechać w sobotni wieczór do galerii handlowej Sfera, która na początku wieku stanęła w centrum miasta. To największy tego typu obiekt nie tylko w mieście, ale też w całym województwie śląskim."

Katowicka Silesia jest jednak duuużo większa :)
Użytkownik: jolekp 21.11.2016 16:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też znalazłam błąd we ... | Eida
No to, żeby nie było, że rzucam bezpodstawne oskarżenia - we fragmencie o Tarnobrzegu znajduje się takie zdanie:

"Zostało kilkadziesiąt bloków na kilku osiedlach, trochę ruin i wielka kałuża - to Zalew Machowski, wielka kopalnia odkrywkowa kilkanaście lat temu zalana wodą. Teraz to "kluczowy produkt turystyczny Tarnobrzega"."

A więc:
a) kilkanaście lat temu to zamknięto kopalnię, zaś samo zalanie miało miejsce w 2009 roku, więc co najwyżej kilka, a nie kilkanaście lat temu
b) nie wiem, którym roku pan Springer rozpoczął prace nad swoją książką, ale ten zalew od 2013 roku oficjalnie nazywa się Jeziorem Tarnobrzeskim
c) gdyby pan Springer odwiedził Tarnobrzeg latem, a nie zimą, to może darowałby sobie ten pogardliwy cudzysłów (tak, ja wiem, że podkarpacie to nie jest centrum wszechświata i komputery rzeźbimy sobie z drewna, ale trzeba naprawdę dużo złej woli, żeby nazywać "wielką kałużą" coś co wygląda mniej więcej tak: http://supernowosci24.pl/wp-content/uploads/2013/01/Jezioro-Tarnobrzeskie.jpg ); mniej więcej w tym miejscu przestało mi być żal autora, że przez 15 minut marzł pod dworcem oczekując na taksówkę, skoro nie wpadł na to, że mógł czekać w dworcowym budynku...

No i oprócz tego naprawdę mam poważne wątpliwości czy jest fizycznie możliwe zgubić się na trasie Stalowa Wola-Tarnobrzeg i czy da się na rondzie w Grębowie (bo prawdopodobnie o nim jest mowa) zaparkować forda mondeo bez żadnej szkody dla pojazdu - ale jak mówiłam, na to już nie mam dowodów, poza moim wewnętrznym przeczuciem.
Użytkownik: Bloom 08.12.2016 16:10 napisał(a):
Odpowiedź na: No to, żeby nie było, że ... | jolekp
Fajnie. Zawsze warto wiedzieć, że autor trochę koloryzuje - chociaż nie wiedziałem, że aż tak (ponoć najprościej mówić o tym jak jest źle, zasób słów ograniczony, więc zadanie nie takie trudne).

Zastanawiam się, może Springerowi bardziej chodzi o klimat, nie o fakty?
Użytkownik: wwwanda 10.01.2017 11:22 napisał(a):
Odpowiedź na: :D Kiedy umawiam się na ... | jolekp
Masz na myśli Tarnobrzeg? Moje miasto (Konin) jest w tym samym rozdziale i odnoszę wrażenie, że autor przyjechał w te miejsca z tezą, że paskudnie, szaro, nic tylko blokowiska, degradacja środowiska i postarał się to udowodnić, czy obiektywnie to raczej wątpliwe... U mnie nawet wybrał najmniej malowniczą porę roku - grudzień bez grama śniegu. Pomyślałam ok, przemawia przeze mnie lokalny patriota, ale mam wrażenie - po lekturze całości, że dla niektórych miejsc autor z góry założy, że będzie miłosierny i coś ciekawego wynajdzie, a do innych już w drodze był uprzedzony i na miejscu tak działał, żeby tylko w tym się utwierdzić. Lektura ciekawa i polecam, ale mam mieszane uczucia.
Ktoś skomentował tutaj, że reportaż rządzi się takimi prawami (może być nieobiektywny), no cóż jestem świeżo po lekturze 100/XX: Antologia polskiego reportażu XX wieku: Tom 1: 1901–1965 i na ponad 50 świetnych tekstów tylko Marii Konopnickiej był ewidentnie nieobiektywny i tym samym przy tamtej reszcie trudno go było traktować serio.
Użytkownik: Pingwinek 01.01.2017 17:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Niezwykła to wyprawa – po... | Bloom
Odnośnie studiowania - ja przed paru laty zmieniłam uniwersytet w rodzimym Toruniu na uczelnię we Włocławku. Oferując optymalny kierunek, uratowała mi studia! A zatem - nie ma reguły ;)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: