Dodany: 16.03.2010 13:40|Autor: matis

Uwaga na tłumaczenia! Partactwa unikać jak ognia!


Większość obecnie dostępnych (również w bibliotekach, niestety) wydań "Olivera Twista" to skróty i streszczenia, tworzone (= przykrawane) na podstawie XIX-wiecznych i wczesno-dwudziestowiecznych amatorskich (!) tłumaczeń i opracowań dla dzieci, o czym wydawcy nie informują na okładce (co jest wyjątkowo naganne samo w sobie).

Osoba, która zamierza wziąć ten produkt do ręki musi mieć świadomość tego, że ma on wartość wyłącznie dla kogoś, kto chce się dowiedzieć "jak się skończyło". I w tym wypadku polecam film ;) Polańskiego, bo wspomnianych wydawnictw (tak je nazwijmy) często po prostu nie da się czytać.

Jak zatem szukać tej właściwej wersji? Zazwyczaj można się dogrzebać do informacji o tłumaczeniu (jeżeli go nie ma, albo mamy "opracowanie zbiorowe" to wyrzućmy i na wszelki wypadek zdezynfekujmy odzież). Jeżeli mamy "tłumaczył(a) na podstawie wydania xxx" lub "opracował(a)" grzecznie odkładamy na półkę, jeżeli książka ma poniżej 300 stron - tak samo (chyba że druk malutki ;)). Jeżeli jako tłumacz występuje "Katarzyna Surówka", sprawdźmy, czy nikt nie patrzy i po cichu wyrzućmy książkę do śmieci. O ile wiem, jedyny rzetelny przekład wykonała Agnieszka Glinczanka.

Zła wiadomość jest taka, że ta jedyna sensowna wersja jest obecnie nie do kupienia, a sklepy są zawalone twistopodobnym śmieciem. (Nawiasem mówiąc, wspomnianą metodę można i należy stosować (z wyłączeniem tłumacza :D) do innych "dickensów" i generalnie do tłumaczonych klasyków sprzed 1900 r.

PS. Rozumiem, że to jest właśnie powód, dla którego książka Dickensa ma w Biblionetce takie noty, jakie ma.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 14596
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 18
Użytkownik: kornwalia 02.05.2010 17:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Większość obecnie dostępn... | matis
Witam,

ja tylko na słówko. Czytam właśnie Olivera wydanego przez Świat Książki i trochę się zdziwiłam czytając Twoje rady. W mojej wersji można wyczytać coś takiego: "Opracowanie na podstawie edycji Wydawnictwa Gutenberga: Barbara Mirowska" i wcale nie nazwałabym tego twistopodobnym śmieciem. Tłumaczenie wg mnie stoi na wysokim poziomie, oddaje wspaniałe struktury gramatyczne, których używał Dickens, cechuje je bogactwo języka, wyszukany styl. Ale ciekawam teraz tłumaczenia Agnieszki Glinczanki, o której piszesz. Zanotuję nazwisko, może sobie kiedyś porównam.
Użytkownik: Wiki :) 02.05.2010 18:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Większość obecnie dostępn... | matis
Czytałam jakiś czas temu "Dawida Copperfielda". Akurat trafiłam na książkę wydawnictwa Exlibris. Czytam, czytam. Podoba mi się, a na literówki staram się nie patrzeć. Nagle dzieje się coś dziwnego. Książka kończy się jakimś bezsensownym zdaniem... Tak nagle koniec? Zastanawiam się i postanawiam to sprawdzić. Trafiam na e-booka. I cóż się okazuje! Obcięto chyba z 15 rozdziałów. Ot tak sobie... Pewnie im się długość nie podobała... Bo w końcu po cóż czytać tak obszerną książkę, prawda? Ciach, mach i gotowe! Czytelnik w końcu nie musi się męczyć!


Przestrzegam przed takimi tłumaczeniami!
Użytkownik: JERZY MADEJ 23.09.2010 16:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytałam jakiś czas temu ... | Wiki :)
Była w tym wydaniu druga część, chociaż w pierwszej książce nie pisze na ten temat nic.
Użytkownik: Wiki :) 25.09.2010 22:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Była w tym wydaniu druga ... | JERZY MADEJ
O! Naprawdę? Dzięki za informację! Szukałam takiej, ale nie znalazłam, więc stwierdziłam, że po prostu rozprawiono się z treścią ;).
Mimo to literówki paskudne i tłumaczenie niezbyt dobre, delikatnie mówiąc sprawiło, że denerwowałam się i na tłumacza i wydawnictwo. Polecam "Dawida..." ale po prostu w innym tłumaczeniu.
Użytkownik: misiak297 05.06.2010 09:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Większość obecnie dostępn... | matis
A czemu przekład Katarzyny Surówki jest zły? W moim wydaniu jest 50kilka rozdziałów i wydaje się pełne...
Użytkownik: matis 07.06.2010 10:17 napisał(a):
Odpowiedź na: A czemu przekład Katarzyn... | misiak297
"Opracowanie na podstawie..." oznacza, że Barbara Mirowska wycięła z książki zdania (albo rozdziały), które uznała za zbędne dla czytelnika, bo miała za zadanie zrobić z grubej książki dużo mniejszą: maks 400 stron na potrzeby wydawnictwa "Świat Książki" (które z przyczyn finansowych nie bardzo chciało pisać na okładce "wybór" więc napisało "opracowanie") - dlatego trudno tu dalej dyskutować - coś takiego to bezdyskusyjna dyskwalifikacja. Przeczytałaś skrót książki zamiast książki. Nie wierzysz? Spróbuj zdobyć wspomniane przeze mnie tłumaczenie i porównaj tekst pod względem braków.

A tłumaczenie Katarzyny Surówki jest złe bo uważam je (takie moje subiektywne zdanie) za okropne w zakresie poprawności przekładu (to czasem widać nawet bez zaglądania do oryginału), potwornie przestarzałe leksykalnie i zupełnie pozbawione wyczucia języka polskiego. Mocno podejrzewam, że przekład jest w rzeczywistości opracowaniem starych tłumaczeń (no, chyba że przypadkiem cały czas jej te same słowa wpadają). Zresztą o czym my tu mówimy - proszę link: http://www.goldenline.pl/katarzyna-surowka - nie żebym miał coś przeciw technikom hotelarstwa, studentom Akademii Ekonomicznej albo stewardessom. Boy też przecież był lekarzem nie filologiem, ale widać nie każdy jest Boyem.
Użytkownik: misiak297 07.06.2010 10:34 napisał(a):
Odpowiedź na: "Opracowanie na podstawie... | matis
A to mnie uspokoiłeś:) Tłumaczenie może być kulawe, ważne, żeby książka była cała... Ufff.
Użytkownik: Jakub Chmielewski 18.07.2010 08:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Większość obecnie dostępn... | matis
Nie znam przekładu "Olivera Twista" pani Glinczanki, natomiast znam jej tłumaczenie "Tajnego Agenta" Josepha Conrada i to wystarcza, bym podchodził do wszelkich jej dokonań z wstępną nieufnością. Bez wdawania się w szczegóły - bo nie o tej książce tu mowa, zresztą może zdobędę się na wysiłek osobnej recenzji - pani Glinczanka tłumaczy tak, jakby jej misją było sprowadzenie wszelkich niuansów, półcieni, idiosynkrazji stylistycznych - słowem tego, w czym tkwi tożsamość każdej wybitniejszej książki - do poziomu otępiającej miernoty, wykazując przy tym urzędniczy temperament w tłumaczeniu literka po literce, słownikowymi znaczeniami bez krzty refleksji i z jakąś idiotyczną poprawnością, która każe jej pisać "tucznik!" tam, gdzie powinno być "świnia!" (sic!).
Ot, przykład z brzegu: zdanie "Through the park railings these glances beheld men and women riding in the Row" pani Glinczanka tłumaczy tak: "Przez żelazne balaski ogrodzenia parku spojrzenia te napotykały mężczyzn i kobiety jadących konno po Row" - "żelazne balaski"???
Jak mówię, nie znam jej tłumaczenia Dickensa, ale boję się, że tego typu mentalność nie zmienia się z książki na książkę.
Użytkownik: matis 23.09.2010 14:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie znam przekładu "Olive... | Jakub Chmielewski
Wykręcasz kota ogonem i jeżeli o tym wiesz, to głupio Ci powinno być. Tu mowa o znacznie bardziej podstawowych błędach. Zakładamy, że czytelnik z jakichś przyczyn nie chce czytać oryginału, a książkę przeczytać pragnie. Lepiej żeby przeczytał być może niezbyt lotne ale pełne (i na swój sposób rzetelne) tłumaczenie osoby zajmującej się tym zawodowo (takiego tłumaczenia nowszego, niż to Glinczanki nie ma) niż manianę odwaloną przez absolwentkę technikum hotelarskiego i stewardessę tanich linii lotniczych, albo podpisany przez nie-wiadomo-kogo skrót z tejże Glinczanki. Co do materiałów z których mogą być zrobione balaski zapraszam na googla (wpisz "balaski żelazo" ;> )
Użytkownik: aleutka 23.09.2010 14:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Wykręcasz kota ogonem i j... | matis
No coz, on podal przynajmniej jakies argumenty, ty, sugerujac wyrzucenie przekladu Katarzyny Surowki do smieci nawet nie probowales.

Rzecz w tym, ze kiepski przeklad mozna czytac tylko i wylacznie w celu poznania fabuly. I jesli przeklad Glinczanki jest slaby, to tylko temu sluzy, tak samo jak te, ktore potepiasz. Wlasnie na tym koncentrowal sie przedmowca - ze wszelkie finezje stylistyczne przepadaja. U fachowego tlumacza to niewybaczalne. Aby poznac fabule moge przeczytac rownie dobrze przeklad absolwentki hotelarstwa - bede mniej zgrzytac zebami, latwiej mi bedzie o wyrozumialosc. "Zawodowosc" nie ma tu nic do rzeczy. Boy byl lekarzem na milosc Boska, i jaki to ma zwiazek z jego praca tlumacza?? Zawodowosc sprawia jedynie ze zaostrzamy wymagania. Tym gorzej dla Glinczanki, jesli przeklad slaby. Nie ma nic na swoja obrone. Dysponuje narzedziami i przygotowaniem fachowym.

Niezbyt lotny przeklad Dickensa nie da czytelnikowi pojecia o ksiazce, bo Dickens niezbyt lotnych powiesci nie pisal. Owszem, sa w jego powiesciach elementy slabsze, ale nie one decyduja o calosci.

Użytkownik: matis 23.09.2010 15:20 napisał(a):
Odpowiedź na: No coz, on podal przynajm... | aleutka
Owszem, jak najbardziej podałem argumenty. Ponadto zwracam uwagę, że przedmówca nie oceniał przekładu tej konkretnej książki (przypuszczam, że ty też go nie czytałaś - skąd wiesz, że słaby? wypominane "żelazne balaski", jak pokazałem, się zdarzają). Zresztą "słabość" też ma, zapewniam, kolejne poziomy - Francuzi ostatnio słabo zagrali na Mundialu i Śląsk Wrocław słabo ostatnio gra. Ale jak ktoś chce, niech czyta opracowania "Świata Książki", jakieś produkty na kolanie machnięte, czy co mu się podoba (a innych w księgarni obecnie nie dostanie i raczej o tym był mój pierwszy post) - "nie przyszedłem pana nawracać". Tylko ostrzec.

PS Przecież nie wyrzucałem Boyowi, że był lekarzem, po co go wciskasz w swoją wypowiedź? "Aby poznac fabule moge przeczytac rownie dobrze przeklad absolwentki hotelarstwa" - oj, żebyś się kiedyś nie zdziwiła ;D
Użytkownik: aleutka 23.09.2010 15:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Owszem, jak najbardziej p... | matis
Dlatego wlasnie napisalam "jesli" przeklad jest slaby. Nigdy i nigdzie nie twierdzilam ze go czytalam. Nie pamietam w czyim przekladzie Olivera czytalam, ale bylo to jakies stare wydanie. Pelne o ile potrafie ocenic.

Jedyny argument przeciwko przekladowi Katarzyny Surowki jaki znalazlam w twojej wypowiedzi brzmi "Jeżeli jako tłumacz występuje "Katarzyna Surówka", sprawdźmy, czy nikt nie patrzy i po cichu wyrzućmy książkę do śmieci." Ad personam wylacznie. To juz Jakub wiecej argumentow podal.

Uzylam Boya jako przykladu ze bycie "niezawodowym" tlumaczem nie musi oznaczac partactwa i bylejakosci - dla ciebie o ile zrozumialam zawod inny niz filolog dyskwalifikuje przeklad a priori. A juz nie daj Boze byc absolwentka hotelarstwa :)

Użytkownik: Jakub Chmielewski 02.10.2010 21:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Owszem, jak najbardziej p... | matis
"wypominane "żelazne balaski", jak pokazałem..." - może lepiej 'wykazałem' - no, za pomocą narzędzi internetowych to niemal naukowo! - tylko czy ja twierdziłem, że ich nie ma? do tego wroce na koncu...
Czym zasłużyłem sobie ja , czy pani Aleutka (ktora skad inad uchwycila sedno problemu) na Pańską żółć? To prowokuje , zwlaszcza w tak jaskrawym przypadku by dac podobną odpowiedź.

Dalej, na jakiej podstawie pakuje mnie Pan do jednego ze sobą worka, zakładając, że ‘też’ nie wiem co mówię? ja, bowiem, zanim sformułuję zarzut, nicuję sprawę trzy razy – nie inaczej jest i w przypadku mojej krytyki pani A.G. znam zawsze dobrze temat, na który się wypowiadam publicznie i służę sporą garścią konkretnych przykładów miejsc w tekście, które wołają o pomstę do nieba znacznie głośniej niż wyciągnięte z brzegu 'balaski' . Nie czas i nie miejsce po temu, jeśli kogoś to zainteresuje, chętnie przedstawię problem. Nie zajmowałem się dotąd w ogóle Pańskim postem nr1 – nie interesował mnie on wcale i jedynie dał pretekst do podzielenia się uwagami na temat tłumaczenia pani A.G ad vocem. Ograniczę się tu tylko do stwierdzenia, że Conradem zajmuję się nie od wczoraj, a i języki - ojczysty i angielski -także znam na tyle intymnie, by zwracać uwagę na to, co choć może umknąć w ferworze dydaktycznym z Googlem w tle , stanowi tym niemniej różnicę pomiędzy Zbigniewem Nienackim a Josephem Conradem (wstaw Pan sobie tu dowolnego wielkoformatowego pisarza); między instrukcją obsługi glebozgryzarki, a listami pani de Sauvigne.

Wypowiada się Pan tonem arbitra strzykając jadem na boki, a odbija się Pan nawet od rzeczy najoczywistszych, jak to, dlaczego wyraz 'balasek' w inkryminowanym znaczeniu choć istnieje (a raczej istniał) pasuje do Jana Chryzostoma Paska i Seweryna Rzewuskiego et consortes, a nie jest szczęśliwym wyborem w przyp. Conrada, to tym bardziej stratą czasu byłoby przywoływanie przykładów błędów poważniejszych(ostatecznie, to był przykład pierwszy z brzegu – czy nie wspominałem o tym przy okazji?). Proszę więc mi nie cytować frazeologii balaska i nie przedstawiać mi owoców wyprawy na Google’a z miną, jakby przywiózł Pan Złote Runo z Argolidy. Specjalnie dla Pana raz jeszcze: ja nie twierdziłem, że pani A.G. ‘balaska’ wymyśliła, czy choćby zleksykalizowała. Przeciwnie: pisałem, że wadą jej podejścia jest (jak widzę, bliska Panu) kostyczna (i co gorsza wybiórcza) skrupulatność w znajdowaniu ‘tit’ dla każdego ‘tat’ - mówiąc figuratywnie.
Proszę wybaczyc, ale Vous l'avez voulu, George Dandin, vous l'avez voulu:
Użytkownik: Jakub Chmielewski 03.10.2010 00:17 napisał(a):
Odpowiedź na: "wypominane "żelazne bal... | Jakub Chmielewski
z tego wszystkiego się głupio pomyliłem: z Kolchidy, oczywiście
Użytkownik: matis 25.10.2010 13:29 napisał(a):
Odpowiedź na: "wypominane "żelazne bal... | Jakub Chmielewski
Boże, co za pasja, kątem oka zauważyłem jakieś strzykanie jadem i chyba nie chcę tego czytać... Coś mi się zdaje, że niektórych bardziej bawi ta erystyczna część niż reszta. A mnie szczerze mówiąc nie.

Przekład Surówki jest cienki jak polsilver i do tego zapożyczany u innych, bo zbieżność słów jest zbyt wielka na przypadek; nb. nie jest skrótem, więc czasu się, czytając go, nie oszczędzi. Nic mi do tego, dlaczego ktoś za wszelką cenę chce go bronić. Jego sprawa i nawet się nie musi tłumaczyć.

1) Skoro wydawnictwo Zielona Sowa i tak chciało zatrudnić tłumacza, mogło poszukać lepszego, a nie pierwszego z brzegu (nawet nie chce mi się wnikać w kryteria, bo znowu się ktoś obrażony odezwie).
2) Skoro wydaje się skróty książek powinno się wyraźnie o tym pisać na okładkach, a nie ukrywać w półsłówkach na trzeciej albo piątej stronie.

1) i 2) są tak oczywistymi oczywistościami, że szkoda prądu na zamianę zer na jedynki w dyskusji na forum. Z mojej strony to z całą pewnością koniec.
Użytkownik: Jakub Chmielewski 13.11.2010 15:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Boże, co za pasja, kątem ... | matis
Człowieku o pseudonimie 'matis'!

Odświeżę Ci pamięć:

1. To Ty pierwszy zaczepiłeś mnie i to w dość napastliwy sposób, co było dziwne samo w sobie, biorąc pod uwagę stopień naszej znajomości, a do tego - całkowicie bzdurnie (co rzeczowo starałem się Ci wyjaśnić - jakby było warto)!

2 Następnie, po czym jeszcze miałem honor być wymieniony jeszcze przynajmniej dwa razy w innych postach tej dyskusji, gdy ja sam nie brałem w niej udziału, bo po prostu nie wiedziałem o niej! Obydwa razy miały przesłanki do reakcji z mojej strony: pierwszy był dowodem ignorancji merytorycznej, a drugi zawierał fałsz podlany sosikiem z tej samej - absurdalnej - złośliwości!)Ja na tym etapie byłem w błogim stanie nieświadomoci.

To chyba dostateczny powód do reakcji - nie sądzisz?

Zareagowałem więc i udzieliłem Ci napomnienia wraz z niezbędnymi wyjaśnieniami,co do niewłaściwości takiego zachowania. Struganie skrzywdzonej niewinności i dalsze impertynencje są więc mocno nie na miejscu, chyba że rozmawiam z 13 latkiem.

Podsumowując:

Masz rację, że dyskusja nie ma sensu, ale przyczyna jest inna i leży w Tobie: Nie słuchasz - albo nie rozumiesz, co na jedno wychodzi - tego, co się do Ciebie mówi. Trudno rozmawiać z kimś, kogo pochłania fascynująca rozmowa z samym sobą (skąd inąd, słuszny wybór: po co rozmawiać z kimś całkiem obcym z zewnątrz, skoro ma się u siebie tak bystrego...siebie!?) Oświadczasz to sam, zwalniając mnie od dowodzenia tego, co zresztą i tak jest aż nadto widoczne w treści Twoich ciętych acz oderwanych od rzeczywistości ripost. Dla porządku i przywrócenia Ci orientacji:
Ani jednego słowa nie poświęciłem pani Surówce - nic mnie ona nie obchodzi - ani też Wydawnictwu Zielona Sowa ze Stumilowego Lasu. Ja mówiłem o pani Agnieszce Glinczance i to, uważasz, nie by ją bronić, ale by przed nią przestrzec. Wybrałem do tego wątkek, którego tytuł, przyznasz, sugeruje - mylnie zresztą - że o kiepskich tłumaczach będzie w nim mowa.
Zapamiętaj, proszę - jeśli nie wszystko, to chociaż swoje własne -tak nieodległe - występy. Tyle to chyba potrafisz.
Użytkownik: Luthien90 21.12.2010 11:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Większość obecnie dostępn... | matis
A czy ktoś wie coś na temat przekładu pani Agnieszki Klonowskiej? Właśnie zakupiłam egzemplarz w jej tłumaczeniu, ale obawiam się że 197 stron mówi samo za siebie... Szkoda że przeczytałam tego tematu przed zakupami.
Użytkownik: Seinoshin 05.07.2013 14:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Większość obecnie dostępn... | matis
Szkoda, bo napaliłam się na wydanie ze Świata Książki, a tu przykra niespodzianka: tłumaczenie - opracowanie zbiorowe. Dziękuję za ostrzeżenie. Co prawda posiadam wydanie Oliwera Twista w przekładzie Agnieszki Glinczanki, z ilustracjami Cruikshanka - i takie właśnie czytałam - ale jest już dość mocno sfatygowane, więc pomyślałam, że wymienię na nowsze... Jednak nie warto.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: