Sterotypowo ale ciekawie
Fantastyka jest pełna powieści o intrygach dworskich, pradawnych klątwach, szlachetnych bohaterach czy dzielnych księżniczkach. "Klątwa nad Chalionem" doskonale wpisuje się w ten stereotyp. Pozostaje jedynie zadać pytanie, czy w związku z tym należy zmarnować nieco czasu na kolejną nic nie wnoszącą powieść? Moim zdaniem tak, a uzasadnienie przedstawiam poniżej.
Z Cazarilem życie nie obeszło się lekko. Młody szlachcic, po wstąpieniu do wojska walczył w licznych wojnach. W jednej z nich dostał się do niewoli, trafił na galery, gdzie niemal wyzionął ducha. Po licznych przygodach, jako niemalże wrak człowieka, postanowił wrócić na dwór prowincjary, gdzie spędził młodość. Ma nadzieję na jakąś miłą i spokojną posadę, na przykład pomywacza. Nie jest mu jednak dane odpocząć, oderwać się od wielkich spraw świata, spokojnie dożyć żywota w zaciszu kuchni. Niespodziewanie zostaje nauczycielem i wychowawcą rojessy Iselle. Jest zachwycony jej charakterem i inteligencją. Służy jej wiernie i wspiera ją, gdy wyruszają na dwór królewski. Tam zostają wplątani w wir intryg, a Cazaril spotyka wrogów z przeszłości. Dodatkowo dowiaduje się, że nad rodem królewskim Chalionu ciąży straszliwa klątwa. Robi wszystko, co możliwe, by ochronić przed nią podopieczną, nie waha się nawet oddać życia.
Jak widać, jest to przyjemna bajeczka, jakich wiele w fantastyce. Wszystko przebiega zgodnie z wcześniej ustalonym torem, nie ma zaskakujących zwrotów akcji, ani przez chwilę nie wątpimy w końcowe powodzenie działań pozytywnych bohaterów, choć oczywiście nie wszystko idzie im jak po maśle i zdarzają się ciężkie momenty. Niemniej nie jest to powód, by obawiać się o ich los.
Sami bohaterowie nie są także zbyt porywający. Czemu? Ano dlatego, że doskonale wpisują się w stereotypy wymienione przeze mnie na początku recenzji. Postacie pozytywne to dzielni i szlachetni bohaterowie, zdolni do poświęceń i heroicznych czynów, a ich intelekt zapewniłby im jedno z wyższych miejsc w Mensie... Natomiast źli są naprawdę źli, straszliwi i bezwzględni. Szkoda tylko, że to całe zło lekko im się na mózg rzuca i w związku z tym nazwanie ich kretynami - to łagodnie powiedziane.
Wykreowany świat także nie powala na kolana, po prostu taki, jakich już było wiele. Pewnym urozmaiceniem jest wprowadzenie nazewnictwa silnie kojarzącego się z językiem hiszpańskim, dotyczy to przede wszystkim nazw własnych i tytułów szlacheckich. Stosunkowo najciekawsze są kwestie teologiczne i natura samej klątwy, ale to także mogłoby być bardziej dopracowane.
Jak dotąd, wymieniłem praktycznie same minusy. Co więc spowodowało, że polecam tę książkę? Sprawił to styl autorki. Nie jestem zwolennikiem fantastyki kobiecej. W większości przypadków do mnie nie trafia ani stylem, ani formą, ale w przypadku Bujold rzecz ma się całkowicie inaczej. Wszystkie jej książki czytam z dużą przyjemnością. Stwierdzenie, że połykam jednym tchem to może przesada, ale jej powieści mają w sobie to "coś", co nie pozwala mi się od nich oderwać na dłużej. Podobnie jest i tym razem. Płynny, lekki styl, z dużą dozą ciepła i sympatii dla postaci, sprawia, że nie zwraca się uwagi na niedostatki fabularne. Lektura sprawia sporo satysfakcji. Z przyjemnością przeczytam kolejne losy bohaterów opisane w powieści "Paladin of Souls", zdobywcy Nebuli 2004. Już samo to jest świadectwem, że nie tylko ja doceniam kunszt pisarski Lois McMaster Bujold.
Ocena:7/10
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.