Ględzący Pilch
Cenię Jerzego Pilcha za "Inne rozkosze", "Pod Mocnym Aniołem" i niektóre felietony, cenię za kunszt i lekkość, która sprawia, że przez niektóre jego rzeczy po prostu się płynie, ale po "Wyznaniach" mam czkawkę. Zupełnie jakby się żuło ligninę czy inny papier toaletowy. Istna biegunka myśli i słów początkującego literata bez polotu, bez szwungu, innymi słowy: glątwa, mątwa i głębia pod mostem. Czy ktoś też miał takie odczucia po lekturze tej książki?