Dodany: 10.03.2010 16:11|Autor: varjus
Interpretacje zakończenia
Na samym początku zaznaczam, że jest to wyłącznie moja interpretacja zakończenia i może w niej się pojawić sporo nieścisłości, do których naprostowania niezbędna by była dyskusja z osobami które mają swoją i uważają ją za słuszną. Tak więc – pole do „popisu” jest szerokie – jakieś interpretacje?
Co do tego iż to Hieronim Berbelek narzucił adynatosowi własną formę nie sposób się nie zgodzić, ale to właśnie ostatnie zdanie, o wyrazie twarzy, jest tak naprawdę prowodyrem do powstawania bardzo różnych teorii, mogących się pokrywać, ale i wręcz przeczyć innym. Dukaj w tym zdaniu przeszedł samego siebie, wikłając jeszcze bardzie to co już było niejasne. Przypomina mi to odrobinę zakończenie „Wielkiego Marszu” – Kinga, a konkretnie ową ciemną postać do której pobiegł Garraty. Możliwości interpretacji mnożą się za każdym razem, kiedy tylko ktoś o tym pisze wysnuwając własne wnioski po lekturze. Tak jest i w tym przypadku. Nie ma żadnych wskazówek co do prawidłowej interpretacji owego grymasu, co naprawdę może wprawić czytelnika w niemałą konsternację, co przyćmiewa nawet samo wrażenie po ewidentnym narzuceniu formy przez Berbeleka.
1. Kolejna, dla mnie niejasna sprawa, to wyraźna nuta wszechobecnego przeznaczenia. Pamiętacie może filozofowanie „szalonego” (no nie wiem…) sofistesa z wieży nieopodal Odwróconego Więzienia na księżycu? Mówił on, iż skrzywienia w żadnym wypadku nie można pojąc i między innymi: „ - Czas – on także nie należy do ich formy. Nie ma „początku”, nie ma „teraz” i „wtedy.” A teraz Berbelek odnośnie właśnie teorii owego sofistesa: ”(…)on twierdzi, że w Formie adynatosów nie mieści się czas i przestrzeń, i jeśli ma rację, cóż, zwyciężyli lub ponieśli klęskę już w momencie przebicia gwiazd stałych, wejścia w sfery ziemskie, już się dokonało”. Teraz wróćcie pamięcią do samego początku powieści, do Vodenburga i samego Pana Berbeleka. Przypomnijcie sobie jak wyglądał jego żywot, a konkretnie ociężałość i ospałość strategosa, i dalej, sny które go wtedy dręczyły. Nie do opowiedzenia, nie do opisania. Śmiałbym twierdzić, iż to skrzywienie było obecne w jego życiu, tylko że na onirycznym poziomie. Tak jakby było ono, hmmm, wszechobecne, vide: czas i miejsce nie należy do jego formy. Pierwsze zdanie powieści brzmi zaś „Mgła wirowała wokół dorożki, z miękkich kształtów biało-szarej zawiesiny pan Berbelek próbował odczytać swoje przeznaczenie”. Wszystko to są jeno smaczki, ale jeśliby je poskładać w jedno…
2. Aurelia Krzos. Postać, która z księżycowym dystansem patrzy na Berbeleka i na ziemski padół… No właśnie. Powtarza ona bardzo często, że nie może jednak przebywać na ziemi, to ją, jakby „rozstraja”, można więc przypuszczać że zaburza porządek jej formy. I wracając do jej narzekań, rzuciło mi się w oczy, iż dość często nachodziła ją refleksja że ziemia pełna jest „chaosu” (bez żadnych odniesień do skrzywienia, jeno ludzi, żywotu w miastach - życia w ogóle) – dokładnie tak to ujmowała - Chaos. Przypadek? Jeżeli dojdzie do tego odpowiedź kolejnego sofistesa i artysty, w momencie gdy nocują (dżurdża) opodal ruin Marabratty, na rozważania Berbeleka o tym jak to wszystko zostało zapomniane i opuszczone: ”- Być może jednak przetrwały ich twory, być może to, co bierzemy za naturalny porządek rzeczy i kosmiczną teologię życia, być może to już są dzieła takich marabrattackich teknitesów flory i fauny…? Rośliny, zwierzęta. My.” Dywagując, trochę przypomina mi to koncepcję Snerga, o tym iż „prawdopodobnie żyjemy na śmietniku obcej cywilizacji” – może to co uważamy za naturalne, wcale takie nie jest. I, co jeżeliby przyjąć, odnosząc się po części do tego co mówią sofistesi (Snerg też sofistes :D) i odczuć Aurelii, iż skrzywienie jest początkiem wszechrzeczy, którym poniekąd jest Ziemia jako centrum wszechświata (bo zgodnie z ówczesną filozofia rzeczywiście jest)? Jeżeli w religiach to Bóg nas stworzył, a w powieści wyłoniliśmy się z chaosu, to porównanie skoliozy do Stwórcy funkcjonuje na poziomie wolego skojarzenia. Tak oczywiście, skrzywienie, to nie Bóg, tyle że posiada wiele z jego przymiotów. Nie chcę przez to powiedzieć, że adynatosi są doskonali, ale że z nich poczęły się kształtować jeno formy – ojciec wszechrzeczy. Czy dowodzi to ich słabości? A może siły, tego co z nich wyszło, formy, człowieka, który tą formę wzniósł na wyżyny?
Beaver napisał:
3. Łyżka dziegciu. - Bardzo dobrze utkwiła mi w pamięci scena, znów w Vodenburgu tyle że już pod koniec książki, gdzie Hieronim Berbelek udziela pozwolenia swojemu słudze na wyjazd i ożenek z panną z Aleksandrii. Widać w niej olbrzymie, do przesady, ambicje strategosa, w tym jak dopytuje się sługi: „co dalej?”, „co po ślubie”. Odniosłem wrażenie, iż zatracił on poczucie prostoty, nie rozumie tego jak można być szczęśliwym jedynie żyjąc u boku kochającej cię osoby. Uległ przy tym wielkiej pokusie pogoni za rzeczami nazbyt wielkimi, po tym jak stał się Kratistobójcą, zapragnął czegoś większego, niewyobrażalnego nawet.
4. Po narzuceniu ludzkiej formy, Adynatos który wcześniej wydawał z siebie jeno „odgłosy bitwy” przypominające odgłosy cierpienia, ukazał smutną twarz, gdy zabijają go jego własne dzieci. Uczeń przerósł mistrza. :]
Tak ja to widzę. :)