Nie i Amen (
Ranke-Heinemann Uta)
wg słów
dot59 z
Książkowe wspomnienia z maja 2012 :-) to "obdzieranie Nowego Testamentu z otoczki legend i nieścisłości. Mądra, ciekawa, ale pod koniec już trochę nużąca". Zaschowkowałem, a na ostatnim Zlocie w Puszczykowie spotkał mnie zaszczyt: książkę pożyczyła mi
Marylek - i właśnie jestem po lekturze.
[uwaga terminologiczna - wybaczcie, że piszę o
Ranke-Heinemann Uta per 'Uta' - to nie brak szacunku, a jedynie chęć skrócenia tekstu]
WPROWADZENIE
Wiara naiwna musi zostać odrzucona, trzeba przemyśleć jej szczegóły, trzeba nieustannie poszukiwać, zastanawiać się, rozważać różnorodne argumentacje, w przeciwnym przypadku będzie się jak zbuntowany nastolatek, któremu ktoś wskazał jakąś rażącą nieścisłość w jakiejś opowiastce z "Biblii dla najmłodszych", a on od razu odrzuca wszelką transcendencję. Albo jak zajadła "moherowa babcia", która wymaga przyjęcia bezdyskusyjnego każdej ioty, każdej interpretacji głoszonej ex cathaedra, choć nawet biskupi miewają różne zdania nt. szczegółów rozumienia i odczytania Pisma. Ale gadałem kiedyś z kumplem, który przestał wierzyć, i nawet on przyznał, że to się może kiedyś zmienić, bo zna wiele przykładów ludzi bardzo inteligentnych, nawet profesorów, którzy w pewnym momencie odrzucili wiarę, aby po wielu latach do niej wrócić - tyle, że do wiary dojrzalszej, opartej na solidnych podstawach, pozbawionej otoczki mitów i legend - po trosze tego, z czym walczyć próbuje Uta. Choć uważam, że ona idzie ciut za daleko...
WRAŻENIA SZCZEGÓŁOWE
- podoba mi się rzeczowość i wnikliwość krytyki pewnych nieścisłości, a szczególnie fiksacji niektórych teologów na punkcie tłumaczenia bezsensów albo błędów rzeczowych jakimiś wydumanymi rozwikływaniami "Woli Bożej"
- chwilami autorce brak jednak wyobraźni: gdy zarzuca Bogu czy Świętej Rodzinie, że zamiast skorzystać li tylko dla siebie z ostrzeżenia przed Herodem, mogli także ostrzec inne rodziny betlejemskie, to nie pojmuje, że istnieje wytłumaczenie (niezbyt szlachetne, ale sensowne) - po "rzezi niewiniątek" Herod mógł być przekonany, że udało mu się zgładzić "nowo narodzonego króla żydowskiego" i zaprzestać pościgu - zaś kontynuowałby pościg, jeśli spostrzegłby iż ludzie zostali ostrzeżeni - i możliwe, że wówczas rzeź rozszerzyłaby się na wiele innych miejscowości; oczywiście ta dyskusja jest akademicka, jednak Uta ją podjęła :)
- trochę (a może więcej niż trochę) razi jej prezentyzm oraz anachronizmy: onegdaj inaczej przyjmowano "bohaterskie" wyrżnięcie wrogiego ludu - historie Estery, Rut itd. nie pokazują ich jako okrutne, lecz dzielne! Zresztą i dziś mamy "bohaterów, którzy zestrzelili tyle a tyle samolotów Luftwaffe". I jeszcze o Żydach w Hiszpanii - Uta utrzymuje, że chodzi o winienie ich za zamordowanie Zbawiciela - moim zdaniem niekoniecznie. Antysemityzm i prześladowania mogą być spowodowane stereotypowym spojrzeniem na Żydów jako lichwiarzy i dusigroszy, co wykształtowało się raczej w wiekach średnich, także pod wpływem homogeniczności i braku asymilacji diaspory
- pisząc o logice argumentacji Uty - trochę jej brakuje, w paru sprawach mnie przekonała albo zwróciła uwagę na coś, czego nie zauważałem, ale wiele miejsc słabuje na logice, historyczności, rozumieniu (częsty prezentyzm), wyobraźni wreszcie (aby dostrzec inne potencjalne strony zagadnienia). Jestem zadowolony, że to przeczytałem, choć napastliwy ton lekko mnie zniechęcał.
- trochę przeszkadza feminizm Uty - dziś jest zrozumiały, ale ponownie prezentyzmem jest przykładanie go do ówczesnych poglądów. Dzisiaj KK ma problem z takim przedstawieniem ST i NT, aby odnaleźć w nich historie "kobiety dzielnej", ale się stara - i to też jest prezentyzm, choć "pozytywny". Natomiast (niestety) w kręgu kultury żydowskiej pokutowanie takich poglądów jest naturalne (poglądów 'średniowiecznych'? to byłby zabawny anachronizm, czyż nie? no bo jakim epitetem czasowym określić antyfeminizm, aby w świetle rozważań historycznych kontra krytyka taka, jak u Uty, nie było to traktowane jako coś nienormalnego? niestety, kiedyś "miejsce kobiety" było oficjalnie nisko w hierarchii (faktyczność jest dyskusyjna, bo była jeszcze "szara strefa", ale zostawmy) i nikogo to nie dziwiło) [podpowiedzmy tylko takie tytuły:
Kobiety w Biblii: Stary Testament (
Adamiak Elżbieta)
,
Kobieta w czasach katedr (
Pernoud Régine)
,
Kobieta w czasach wypraw krzyżowych (
Pernoud Régine)
,
Kobieta w czasach Biblii (
Eisenberg Josy) ]
- Uta pisze: "Dniem, w którym chrześcijanie rokrocznie przekształcają chrześcijaństwo w jego karykaturę - jest Wielki Piątek. (...) ludzie (...) są przede wszystkim zajęci wywyższaniem własnego czynu (ukrzyżowanie Jezusa), przekształcając go w wolę Boga. Potrafili nawet gloryfikować mord i wydobyć z niego najlepsze skutki, mianowicie zbawienie ludzkości. (...) Ukrzyżowanie stało się tym wydarzeniem, dzięki któremu Jezus wzbudza zainteresowanie."[337] cóż, Uta wykazuje głębokie niezrozumienie istoty religii chrześcijańskiej - pomimo profesury z teologii! Otóż jakkolwiek dołamujące jest skupienie na przestrzeni wieków na mieleniu obrazów męki, cierpień i tortur (ukoronowaniem "Pasja" Gibsona), jednak de facto centralnym punktem jest POKONANIE śmierci i zmartwychwstanie - niezależnie, czy w to wierzymy, czy nie, takie jest centrum tego wyznania.
- męczeństwo - Ucie strasznie to dokucza, że ktoś gotów jest poświęcić swoje życie. Co prawda słynne jest zdanie "głupiec pragnie wzniośle umrzeć za sprawę, mędrzec woli skromnie dla niej żyć", jednak czasem i mędrzec zrozumie, że trzeba się poświęcić aż po najdalszy kres - tak, jak bohaterowie-obrońcy Polski w różnych momentach II WŚ. - oddawali swe życie, aby wielu innych mogło przeżyć. Trzeba odróżnić prawdziwy heroizm od czczego idealizmu - zawsze mam tu w zanadrzu historię o zakonnicy, która nie podrapała się gdy ją komar ciął, bo "może taka była Wola Boża, aby ją wystawić na próbę tudzież na umartwienie" - ale nie pomyślała, że może Wola Boża jest taka, aby się podrapała?? ;)
PODSUMOWANIE I WRAŻENIA OGÓLNE
- z pewnymi rozumowaniami, argumentami, wnioskowaniami się nie zgadzam, część przyjmuję - pojmuję chyba to, co przyświecało autorce: nie muszę uznawać za prawdziwe szczegółów, bez których moja wiara niewiele traci prócz pewnych ozdobników: np. nieistotne dla mnie jest, czy Jezus urodził się w Betlejem, w Nazarecie czy w Babilonie ;) I paradoksalnie zarówno umacnia to moją wiarę, jak i fokusuje ją na istotniejszych jej cechach, jak choćby naukach Jezusa dot. zasad moralnych, krytyki faryzeizmu, modi vivendi itd.
- może i Uta słusznie punktuje słabe miejsca nauki KK, z drugiej strony także czepia się szczegółów, nierzadko w sposób pozornie tylko wnikliwy - czy ona na pewno nie ma manii wielkości? Bo zdaje się, że nie przedyskutowała swych pomysłów z kimś ogarniętym i pomocnym przed wydaniem... BTW: dotarłem do informacji, że nauczyła się ona języka polskiego specjalnie na potrzeby tłumaczenia swoich książek! Oraz że jeszcze żyje, ma 89 lat ;) Ja jednak wolę Świderkównę, bo ona jest trochę pokorniejsza i bardziej obiektywna w podejściu do czasów biblijnych - o których realiach i sposobie myślenia ówcześnie żyjących wcale zbyt wiele nie wiemy.
- Problemem jest to, że Uta chwilami jest bardzo mało przekonująca, albo wdaje się w dywagacje równie mętne, co krytykowane przez nią teksty czy tych tekstów historia. Przy czym chyba największym jej błędem jest to, że krytykując jakiś szczegół, opiera niejednokrotnie swą krytykę na innym szczególe - np. ktoś nie mógł czegoś zrobić, bo w innym tekście zostało to opisane na inny sposób. Oczywiście teoretycznie dowodzić to może tego, że po prostu któryś tekst jest fałszywką albo naciąganiem, ale to już wymaga pogłębionej analizy, która równie dobrze mogłaby ujawnić potencjalną prawdziwość zdarzeń, a jedynie różne sposoby ujęcia w relacjach. Ogólnie Uta jawi mi się jako przeciwniczka katolicyzmu - w cokolwiek wierzy, należna jest temu inna nazwa; myślałem, że podobnie jak
Świderkówna Anna (Świderek Anna) , będzie ona krytykować z pozycji tak wiedzącego, jak i wierzącego; tymczasem Ranke-Heinemann usidlona jest uprzedzeniami, zaś jej wiedza - a może świadomość pewnych rozumień wiary - jest mocno dziurawa
- Ogólnie moja uwaga o "Nie i amen" - lektura pozostawia wrażenie, jakby autorka właściwie odrzuciła wszystko, co zostało napisane w NT. Oczywiście daleko jej od andronów pt. "wszystko to bajki", ale jej "pasja odrzucania" tak właśnie wygląda. Pewne jej przemyślenia są bardzo sensowne, pewne zupełnie bezsensowne, ale większość spełnia ważką rolę - jakkolwiek nieuniknienie pozostaniemy w sferze spekulacji co do faktów historyczności opisów biblijnych, to przedstawienie tych różnorodnych uwag i przemyśleń skłonić może do pogłębionych studiów tak nad piśmiennictwem KK, jak i nad własną wiarą. Najgorsze jedynie co można uczynić, to bez zastanowienia przyjąć te rewelacje, albo bez zastanowienia odrzucić!
BONUS
na koniec taka wypowiedź o autorce:
http://www.ekumenizm.pl/religia/inne/jubileusze-superheretyczki-ute-ranke-heinemann/
"Ute Ranke-Heinemann jest nieprzęciętna. Nieprzeciętna jest również jej kariera i wiedza. Co najmniej przeciętne są jednak rozpowszechniane przez nią poglądy, rozpowszechniane z wielkim zachwytem przez środowiska, optujące za tzw. racjonalizmem, jak często nazywany jest zwykły antyklerykalizm i wrogość do religii. Treści głoszone przez panią Utę Ranke-Heinemann podawane są przez media w coraz to nowych odsłonach jako sensacja, która „z całą pewnością zmieni oblicze chrześcijaństwa”, gdy tymczasem rewelacje teolożki od dawna są przedmiotem pogadanek w tzw. przedszkolu teologicznym, czyli na zajęciach wprowadzających dla studentów I roku teologii, zarówno katolickiej, jak i ewangelickiej."
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.