Dodany: 08.03.2010 19:45|Autor:

nota wydawcy


Chociaż rady zawarte w większości poradników dla ciężarnych są zwykle bezcenne, to ich lektura jest równie przyjemna jak mieszanie cementu rękami...

W porównaniu z nimi, poradnik Kaz Cooke to kąpiel z bąbelkami. To "dr Spock" pod wpływem gazu rozweselającego, mnóstwo zebranych w pocie czoła informacji, setki rzetelnych i zarazem dowcipnych odpowiedzi na ważne pytania.

Ta książka jest dowodem, że poradnik, który krok po kroku, w godny zaufania sposób ma przeprowadzić przyszłe mamy i "tatów" przez najbardziej niewiarygodne i niesamowite dziewięć miesięcy w życiu, nie musi być tak poważny, jak raport z II Krajowego Kongresu Położniczego.

[Insignis, 2008]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1859
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 26.02.2013 09:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Chociaż rady zawarte w wi... | bussi
Na początek małe info - choć nie jestem mamą, to przeczytałem tę książkę z ciekawości oraz aby pogłębić braki w wiedzy i doświadczeniu - a jestem ojcem wspaniałych dzieciaków: Adasia (2 l. 4 mce) i Karolinki (3 mce).

"Ciężarówkę..." bardzo lekko się czyta, szczególnie, że okraszona jest całostronicowymi rysunkami i pustymi stronami na notatki niczym ostatnio wydawane przygody Mikołajka. Autorka pomaga nam swoim poczuciem humoru przyswoić dużą dawkę wiedzy (albo oswoić się z wyzwaniem i jego następstwami). Nie ma owijania w bawełnę i raczej każda przyszła matka będzie miała łatwiej niż to opisuje pani Cooke - a wiadomo, że lepiej przygotować się na najgorsze i przyjemnie rozczarować, niż odwrotnie!

Niestety, w mojej opinii książka ma także mocną negatywną stronę. Po kolei:
- autorka stara się "dogodzić każdemu", tzn. stosować podejście mające zadowolić zarówno konserwatywne mężatki, jak i nieszczęsne samotne/porzucone matki, a także nowoczesne kobiety sukcesu, które mają "tylko/aż" partnera lub są singielkami w ciąży itp.,itd. Może cel szczytny, ale wychodzi z tego ciężkostrawna czasem mieszanka, bo wiadomo, że jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził...
- p. Cooke wykazuje jeden z głównych błędów lewicowych liberałów - siląc się na arcytolerancję, pokazuje swoje uprzedzenia, krzywdzące stereotypy w myśleniu (np. "Krysia (...) kobieta słusznych rozmiarów i zdrowa jak koń, lat 42, żyjąca gdzieś pod Płockiem w nieskażonej głębszą myślą idylli ze swoim inteligentnym jak magiel małżonkiem i piątką potomstwa"). Takich przykładów uprzedzenia do "konserwatywnych, niesupernowoczesnych, z małych miast" jest mnóstwo i utrudnia to odbiór tekstu.
- denerwujące jest uporczywe stosowanie określenia "płód" zamiast "dziecko" przez cały opis ciąży. Poza tym uderzająca (mimo prób zadowolenia każdego - patrz wyżej) jest przemożna sympatia do ujmowania całej tematyki dziecięco-macierzyńskiej w języku bliższym raczej walczącym feministkom niż kobietom radośnie oczekującym potomstwa.
- koszmarem jest próba przebicia się przez bełkot rodem z new age - szczególnie, iż autorka sama sobie czasem zaprzecza. W jednym miejscu kpi z "wizualizacji", a innym razem zaleca "wpływanie siłą umysłu na ciało". W każdym rozdziale wysyła nas do specjalisty od "medycyny naturalnej" albo reklamuje jogę, a już szczytem jest zalecanie akupunktury oraz homeopatii (sic!) w jednym rzędzie z zaleceniami medycznymi. Osoba czytająca "Ciężarówkę...", a nieposiadająca szerszej wiedzy medycznej nie zdoła oddzielić ziarna od plew i przeczytanie tego dzieła wprowadzi więcej mętliku niż da pożytku.
- zalecenia dotyczące bezpieczeństwa rodem z amerykańskiej instrukcji BHP czy spuszczania wody w klozecie - litości! nie róbmy ze swoich dzieci kaleków, nie obijajmy całego domu pluszem. I niech mi któraś z matek karmiących sztucznym mlekiem powie, czy rzeczywiście zgodnie z zaleceniami gotuje wodę do mleka tylko RAZ i to przez 10 minut, a smoczek wyparza po każdym jego upadku???

Mimo wszystko mam zamiar przeczytać drugą książkę autorki - być może coś się jednak zmieniło w stylu pisania, ponieważ znajome matki mówią, że jest lepsza niż ta pierwsza. Choć nadal będę miał na uwadze to, że autorka jako Australijka żyje w trochę innym świecie niż my w naszej ukochanej przaśnej Polsce ;)
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 25.09.2019 10:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Na początek małe info - c... | LouriOpiekun BiblioNETki
Ładnych parę lat później (i dzieci więcej) w końcu zebrałem się do "Dzieciozmagań" - w porównaniu z "Ciężarówką przez 9 miesięcy" mocno złagodzony "dowcip" - brak kpin czy uprzedzeń, natomiast także przez to książka bardzo miękka (wyjątek - kpinki z ekologicznych upraw). Za to mamy cenne zdroworozsądkowe podejście do przedstawionych przekrojowo metod wychowawczych, sensowna krytyka, brak nastawienia na ugłaskanie każdego. Trochę zbyt wielka dawka danych na raz, natomiast w szczegółach trochę za mało - większość z tego to dla mnie nic nowego. Powtórzona paranoja bezpieczeństwa, a niektóre rady z czapki - np. gdy dziecko wrzeszczy, to zalecane jest pójście z nim do parku, aby tam sobie się wywrzeszczało. Ale istotnie jest lepiej w porównaniu. Ciekawe, że na okładce zapowiadana jest kolejna książka tej autorki, ale od 10 lat nic się nie ukazało...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: