Przedstawiam przygotowany przez
Annvinę KONKURS nr 169.
Zapraszam na Literacki Pokaz Mody!
Temat przewodni - Suknia (z pewnymi wyjątkami).
Mam nadzieję, że nie tylko panie skuszą się na oglądanie pięknych kreacji, z pewnością każdy znajdzie tu coś dla siebie.
Sprawy organizacyjne:
Odpowiedzi proszę przesyłać na adres [...] do 29 października - wtorek - do 23.59.
W temacie maila proszę podać swój nick i numer kolejnej wiadomości.
Nie wszystkie dusiołki mam ocenione. W konkursie pojawiają się bliźniaczki, a nawet... trojaczki :)
Punktacja – 1 punkt za autora, 1 punkt za tytuł, 1 punkt za odpowiedź na pytanie dodatkowe, razem 58 punktów do zdobycia (20+20+18).
Mataczenia wszelkie dozwolone, a nawet pożądane, oczywiście w granicach szeroko pojętej przyzwoitości ;)
Najpierw należy wybrać materiał na suknię...
1.
Godzina spędzona w Millcote była dla mnie nieco męcząca. Pan R. zaprowadził mnie do sklepu z jedwabiami; tam kazał mi wybrać materiały na pół tuzina sukien. Czułam się w najwyższym stopniu nieswojo, prosiłam, żeby można odłożyć tę sprawę; lecz nie; chciał, by zaraz ją załatwić. Błagając energicznym szeptem, zdołałam wytargować, że zamiast sześciu będą dwie, te jednak postanowił sam wybrać. Z niepokojem widziałam, że oko jego błądzi wśród jaskrawych kolorów; wybrał nareszcie jedwab pięknego ametystowego odcienia i wspaniały różowy atłas. Energicznym szeptem oświadczyłam mu wtedy, że niechże od razu wybierze złotą suknię i srebrny kapelusz; ja i tak nigdy się nie odważę nosić tego, co on wybierze. Z nieskończoną trudnością, gdyż był uparty jak kozioł, wyperswadowałam mu, by tamto zamienił na czarny atłas i perłowo-popielaty jedwab.
Co kazała uszyć swojemu narzeczonemu bohaterka z wybranych materiałów w chwili złośliwości?
Później należy suknię uszyć...
2.
- No cóż, byłbym bardzo zobowiązany - powiedział M. - i... i... sam nie wiem, ale chciałbym... wydaje mi się, że obecnie rękawy szyje się w inny sposób niż dawniej. Jeśli nie sprawiłoby to pani zbyt wielkiego kłopotu, prosiłbym... prosiłbym, żeby sukienka miała takie nowoczesne rękawy.
O jaki krój rękawów chodziło M.?
Jeszcze ostatnia przymiarka u krawcowej...
3 .
Włożyła cienkie bawełniane rękawiczki i zdjęła z wieszaka ślubną suknię, okrytą foliowym futerałem. L. rozebrała się do bielizny, upięła wysoko włosy, po czym stanęła na niziutkim stołeczku. Krawcowa weszła na krzesło i ostrożnie narzuciła na klientkę tę zwiewną, pienistą chmurę, starając się, by nawet rąbkiem nie dotknęła ona podłogi. Całej scenie przypatrywała się ciekawie, zza uchylonych drzwi kuchni, gruba mama około sześćdziesiątki, wychynęły też dwie podekscytowane sąsiadki. Z ust wszystkich tych kobiet dobył się w jednej chwili jeden spontaniczny okrzyk zachwytu, jak zbiorowa pozytywna recenzja. Bo też to było naprawdę cudowne. L. wyglądała jak królewna! Suknia - obcisła w pasie, wytwornie wymodelowana na ramionach, z sutą, chwiejną, marszczoną spódnicą na fiszbinach i wykwintnie skrojonym staniczkiem - była piękna jak marzenie. Lśniąco biały jedwab sąsiadował w niej z matową, śnieżną morą, na której kaskady falban z delikatnie haftowanego tiulu wyglądały jak warstwy zmrożonej mgiełki i wnosiły trzeci odcień bieli.
Dlaczego L. nie założyła tej sukni na swój ślub?
Czasem warto założyć suknię wyprzedzającą swoje czasy, by zrobić większe wrażenie...
4.
Na tańce uszyłam sobie nową sukienkę. Również Antonia była w zachwycającej lekkiej kremowej sukience, podziwiałyśmy ją i chwaliły. Do kolan! Bez talii! Tańczyła w niej po prostu cudownie, rozkoszując się tym, że doprowadza nas do szaleństwa. Cóż bardziej podniecającego nad przeczucie talii i bioder, gdy cały krój sukienki daje do zrozumienia, że tam nic nie ma!? Przy dekolcie kwitnąca peonia z jedwabiu. Konkurowałyśmy ze sobą, która z nią zatańczy.
Z jakiego miasta jest pisany cytowany list?
5.
A., mająca dumną i trochę wyniosłą urodę złej królowej z baśni, pewnym krokiem nadążała za modą, a wybierała z niej to, co najlepsze. Niepodobna było odmówić smaku granatowej sukni z czarnymi dodatkami, ozdobionej kokardą trochę mniejszą niż zwykle, która to kokarda nie ujmowała powagi ministry, zarazem zaś przypominała, że jest ona jednak kobietą. Z ulubionymi szmaragdami w broszy, małych kolczykach i pierścionku A. wyglądała znakomicie: poważna, nieostentacyjna, lecz zadbana, piękna i świetna.
Lecz w tej samej sali zjawiła się archanielica. Tyleż piękna, co potężna, a nawet trochę groźna. Pewna siebie i nad wyraz dostojna.
Błękitno-biała suknia S.T., olbrzymia i rozłożysta, z rozciętymi i luźno spływającymi w dół rękawami, bardzo skąpo przybrana koronkami, była tak dalece niemodna, tak wczorajsza, że mogła oznaczać tylko jedno: awangardę renesansu uroczystej mody dworskiej sprzed trzydziestu lat, awangardę, którą tutaj... na prowincji, nieprawdaż... przeoczono. Z szeroką kryzą na szyi, a w zamian z głęboko odsłoniętymi piersiami, nad których półkulami widniał dosyć duży, ale prosty złoty krzyż, ze spiętrzoną wysoko fryzurą, pani S. T. powiedziała wszystkim wokół, że Jej Ekscelencja ministra jest po prostu niestosownie ubrana - ani skromnie, ani uroczyście, słowem nijak. Suknia dobra na każdą okazję na tle szaty S.T. stała się naraz suknią na żadną okazję. Uszyta z myślą o balu szata baronowej była jednak suknią bardziej wizytową niż balową - nie figlarną, nie kokieteryjną i nawet nie pyszną, przeciwnie, bo tylko olbrzymią i najzupełniej wyjątkową, w pewien sposób uroczystą i poważną. Uzupełniały ją złote dodatki, bardzo małe i dyskretne, jeśli nie liczyć krzyża. To oczywiście nie była kopia sukni sprzed trzech dekad, a tylko zdecydowane do minionej mody nawiązanie wyrażone w rozłożystości szaty i bieli kryzy, lecz stonowane dekoltem, nie do pomyślenia w tamtych czasach. W zamian nie było ani śladu kokard. W M. najwyraźniej wiedziano już o czymś, o czym w A.-R. S. nawet jeszcze nie pomyślano.
Surowa i dumna kryza dodana do zamówionej sukni była pomysłem nieocenionej Katarzyny, pamiętającej jeszcze suknie sprzed trzydziestu lat szykowane matce R. S. T. Poprzez strój baronowa z rozmysłem nadała swemu poselstwu nadzwyczaj wysoką rangę.
Dwie znakomite damy - obie poważne, obie piękne - różniły się więc bardzo wyraźnie. Ministra była niemodna, drobna w swych ciemnych barwach (mimo, że w rzeczywistości wyższa od rywalki), starsza i na koniec, niestety, mniej urodziwa.
Dlaczego dwie damy pałały do siebie niechęcią, pomijając względy polityczne?
6.
W. kiwnął głową, przełknął ślinę. Bluzka S. G.,uszyta z czarnego szyfonu, odsłaniała absolutnie wszystko, co było do odsłonięcia, a trochę było. Karminowa spódnica, ściągnięta srebrnym pasem z wielką klamrą w kształcie róży, była bokiem rozcięta zgodnie z najnowszą modą. Moda nakazywała jednak nosić spódnice rozcięte do połowy uda, a S. nosiła rozciętą do połowy biodra. Bardzo ładnego biodra.
Ile dokładnie kobiet w przejrzystych bluzkach naliczyła na bankiecie zazdrosna towarzyszka W.?
Dobrać krój sukni do urody i figury jest sztuką...
7.
Wysoka i szczupła ponad miarę, posiadała w dużym stopniu sztukę skrywania tej nadmiernej “łaskawości” natury przez proste ułożenie noszonych strojów. Jej kaszmirowy szal, którego jeden koniec dotykał ziemi, pozwalał widzieć po obu stronach szerokie falbany jedwabnej sukni; pękata mufka, którą przyciskała do piersi, kryła jej ręce, a górna część sukni była tak zręcznie zmarszczona, że najbardziej wybredne oko nie mogło nic zarzucić linii ramion.
Co zawsze leżało w teatrze na balustradzie loży głównej bohaterki ?
Nie zawsze starania przynoszą zamierzony skutek...
8.
Rano w hotelu Sea Queen A. - która przez całą noc śniła o delfinach i błękicie morskich głębin - pomogła R. założyć piankowatą Sukienkę Lotniskową. Była to jedna z zadziwiających pomyłek estetycznych A. : obłok sztywnej żółtej koronki z maleńkimi srebrnymi cekinami i kokardą na każdym ramieniu. Plisowana spódniczka była podszyta klejonką, aby miała kształt klosza. R. martwiła się, że spódnica nie pasuje do jej okularów przeciwsłonecznych. A. podała jej odpowiednio dobrane, ”twarzowe” majtki. R., przytrzymując się A., wskoczyła w świeże majtki (lewa noga, prawa noga) i pocałowała A. w oba dołeczki (lewy policzek, prawy policzek). Gumka elastyczna strzeliła jej delikatnie o brzuch.
Jaką fryzurę miała bohaterka tej sceny do swojej oszałamiającej kreacji?
Czasem jednak cena sukni nie pozwala na jej kupno...
9.
D. rozmawiała przez chwilę ze sprzedawczynią, która, przyjrzawszy się swojej klientce, rozrzuciła na ladzie kilka sukienek i wybrała spośród nich najbardziej dla niej odpowiednią - jasnozieloną, o barwie pierwszych wiosennych liści. Przymierzalnia była w głębi sklepu i D. zniknęła w niej na długą chwilę. Czekał niecierpliwie, zastanawiając się, czy wyjdzie zza kotary, żeby pokazać się sprzedawczyni, czy też sama oceni, jak wygląda w zielonej sukni. Gdy udawał się z Gail do domów mody, a bardzo to lubił, zwłaszcza we wczesnych latach ich małżeństwa, zawsze zasięgała jego rady. Wychodziła z przymierzalni w sukni, kostiumie lub płaszczu, który zamierzała kupić, i obracała się przed nim, aby mógł ją zobaczyć z każdej strony. Czasem wybuchały awantury o to, że zbyt pochopnie pochwalał jej wybór, a w domu okazywało się, że sprawunek wcale nie był udany. Godzili się łatwo i czule, gdy tłumaczył, że podoba mu się we wszystkim i na tym polega jego wina... Tyle lat już minęło, a serce wciąż nie potrafiło łagodnie wracać do tych wspomnień. Skąd więc ciekawość, jak tej obcej dziewczynie będzie w sukience koloru młodych liści? A może to nie była ciekawość, tylko żal, że nikt nie czekał na nią w sklepie, żeby jej to powiedzieć?
Tę rolę z zawodową wprawą spełniła sprzedawczyni. Klasnęła w dłonie na widok ukazującej się zza kotary klientki, która rzeczywiście była jak stworzona do wybranej dla niej kreacji. Sukienka zresztą była bardzo skromna. Jej jedyną ozdobą był dekolt, pod warunkiem jednakże, że została włożona przez właściwą osobę. Była nią ta polska smarkata, która nagle jakby wydoroślała; w kokardkach noszonej zwykle przez nią sukienki było jednak coś infantylnego. Teraz poruszała się jak młoda dama, spacerująca podczas antraktu po foyer, i bardzo żałował, że trwało to tak krótko. Weszła znów za kotarę, żeby zdjąć sukienkę, a sprzedawczyni szykowała już firmową torbę na tak udany sprawunek.
Zdumieli się obydwoje - ona za ladą i on za wystawową szybą - gdy cudzoziemska dziewczyna pojawiła się znów w sklepie z opuszczoną głową. Nie podniosła jej, gdy kładła suknię na kontuarze i podziękowawszy skierowała się ku drzwiom.
Czy D. dostała zieloną sukienkę?
10.
Suknia była różowa. Na zgięciach i szwach tkanina migotała delikatnie i złociście. U dołu spódnicy tryskał tęczowymi iskrami ornament ze sztucznych brylancików. Wisiała na sinym manekinie w oknie wystawowym Domu Mody „Telimena” przy ulicy Armii Czerwonej w Poznaniu.
Z którym innym konkursowym fragmentem jest związana kreacja głównej bohaterki, która oglądała różową sukienkę?
Jednakże gdy sukienek jest zbyt duży wybór, nie wiadomo, którą założyć...
11.
Na łóżku leżała starannie złożona w dużym tekturowym pudełku zielona jedwabna suknia balowa, rozszywana koronką w kolorze ecru. Zapakowana już była na drogę do D. D., gdzie S.miała ją włożyć na bal. S. jednak wzruszyła tylko ramionami na jej widok. Jeżeli plan jej powiedzie się, nie będzie miała okazji nosić tej sukni. Na długo przed balem będzie z A. w drodze do J. Kłopotliwym pytaniem było teraz - jaką suknię ma włożyć na barbakoję? Która suknia najlepiej podkreśli jej wdzięki, w której spodoba się A. najbardziej? I już od ósmej rano mierzyła i odrzucała suknie, teraz zaś stała zirytowana i pełna wątpliwości w koronkowych pantalonach, webowym staniczku i trzech webowych, sutych, przybranych koronką halkach. Rozrzucone części garderoby leżały dokoła na podłodze, łóżku, krzesłach, w barwnych stosach zmiętej materii i wstążek. Różowa organdynowa z długą, ciemniejszą trochę szarfą była niezła, ale S. nosiła ją ubiegłego lata podczas wizyty M. w D. D. i bała się, że M. ją sobie przypomni. Czarna kreponowa, o bufiastych rękawach i koronkowym kołnierzu, wspaniale podkreślała białość jej skóry, ale postarzała ją zbytnio. S. z niepokojem patrzyła w lustro na swoją twarz szesnastolatki, jak gdyby obawiała się, że dostrzeże na niej zmarszczki i obwisłość podbródka. Nie powinna wyglądać staro i poważnie, ponieważ M. jest słodka i dziewczęca. Niebieska muślinowa w pasy miała bardzo piękne wstawki z koronki i tiulu wokół brzegu, ale nie było jej w niej specjalnie do twarzy. Odpowiedniejsza byłaby raczej dla K. z tym jej delikatnym profilem i zamglonym spojrzeniem. S. jednak wyglądała w niej jak pensjonarka. Nie wolno jej było tak wyglądać, ponieważ M. była bardzo opanowana. Zielona z kraciastej tafty, o niezliczonych, oblamowanych aksamitkami falbankach, była bardzo twarzowa - S. lubiła ją najwięcej, bo pogłębiała znakomicie zieloność jej oczu. Na przodzie stanika miała jednak najwyraźniej tłustą plamę. Można by było przypiąć w tym miejscu broszkę, cóż jednak będzie, jeżeli bystry wzrok M. wyśledzi tę plamę? Pozostawały jeszcze różnokolorowe sukienki kretonowe, które nie były dość odświętne na tę okazję, suknie balowe i zielona muślinowa w deseń, którą nosiła wczoraj. Była to jednak suknia popołudniowa. Nie była odpowiednia na rano, gdyż miała króciutkie rękawki i głębokie wycięcie. Nie było jednak wyboru. Ostatecznie nie miała powodu zakrywać swojej szyi, ramion i piersi, choćby nawet absolutnie nie wypadało pokazywać ich przed południem.
Dlaczego S. nie była na planowanym balu?
Czasami nowa sukienka może oznaczać nowy etap w życiu...
12.
Kupiła sobie na wyprzedaży sukienkę z zielonej krepy z paskiem wyszytym purpurowymi koralikami, parę jedwabnych pończoch i zgrabny zielony kapelusik z czerwoną różą. Kupiła też zabawną nocną koszulę, ozdobioną mnóstwem zakładeczek i koronkową falbanką. (...). Po powrocie do domu przebrała się w nową sukienkę, a potem znowu ją zdjęła. Czuła się okropnie nieubrana z tym dekoltem i krótkimi rękawami. A nisko na biodrach umieszczony czerwony pasek wydawał się wprost nieprzyzwoity. Odwiesiła sukienkę do szafy przekonana, że wyrzuciła pieniądze w błoto. Nigdy nie odważy się ją włożyć.
(...)
Poszła przebrać się do swego pokoju i tam ogarnęła ją złość na odwieczną, brązową sukienkę. Ubrać się w to na zabawę? Nigdy! Ściągnęła z wieszaka zielony nabytek i ubrała się gorączkowo. To zupełna bzdura czuć się tak… obnażoną… tylko dlatego, że ma się dekolt i krótkie rękawy. Oto w czym przejawia się jej staropanieństwo. Nie pozwoli mu się przytłoczyć. Ubierajmy się dalej, teraz pantofle… Pierwszy raz od czasów gdy jako nastolatka nosiła stroje z organdyny miała na sobie ładną i modną sukienkę. A i w organdynie nigdy nie wyglądała tak jak teraz. Gdyby jeszcze jakiś naszyjnik lub korale, nie czułaby się taka odsłonięta. Po chwili namysłu pobiegła do ogrodu. Znalazła tam, ukryte w głębokiej trawie, wielkie purpurowe kwiaty koniczyny. Zerwała garść i połączyła nitką. Zawieszone na szyi, sprawiały wrażenie kołnierza i doskonale harmonizowały z sukienką. Kolejny wianek włożyła na włosy uczesane w miękkie pukle. Podniecenie wymalowało na policzkach żywe rumieńce. Narzuciła na ramiona płaszcz i nałożyła kapelusz.
Jakim romantycznym zdarzeniem zakończyła się zabawa, na którą szykowała się główna bohaterka?
Nie zawsze nowa piękna suknia zwiastuje coś dobrego...
13.
Rankiem, gdy miała otrzymać nową suknię, służące wypełniły balię S. gorącą wodą i wyszorowały dziewczynę od stóp do głów, aż zrobiła się zupełnie różowa. Przyboczna C. osobiście przycięła jej paznokcie, wyszczotkowała kasztanowate włosy i ufryzowała je tak, że opadały na plecy w miękkich lokach. Przyniosła też tuzin ulubionych pachnideł królowej. S. wybrała ostro-słodką woń, w której pod zapachem kwiatów ukrywała się nuta cytryny. Służąca nabrała na palec odrobinę pachnidła i dotknęła nim skóry S za uszami i pod brodą, a potem na obu sutkach. Z krawcową przybyła sama C., która przyglądała się, jak ubierają dziewczynę w nową suknię. Bielizna była jedwabna, lecz samą suknię uszyto z brokatu barwy kości słoniowej oraz srebrnogłowiu, z obszyciem ze srebrzystego atłasu. Gdy S. opuściła ręce, końce długich, rozciętych rękawów prawie dotykały podłogi. Nie było wątpliwości, że to suknia kobiety, nie małej dziewczynki. Dekolt gorsecika sięgał niemal brzucha. Głębokie rozcięcie zasłaniały zdobne myrijskie koronki szarego koloru. Spódnice były długie i obfite, a talia tak ciasna, że gdy służące sznurowały suknię, S. musiała wstrzymać oddech. Przyniosły jej też nowe pantofelki z szarej jeleniej skóry, które obejmowały jej stopy ciasno niczym kochankowie.
Z jakiej okazji S. dostała nową suknię?
Czasem sukienka może kryć w sobie historię...
14.
— Spróbuję zgadnąć! Rozmazał mi się tusz! Nie? Resztki sałatki na ustach? Też nie? — żartowałam. — Wiem! Tłusta plama po schabie z ananasami!
— Nic z tych rzeczy. Zastanawiam się tylko, skąd ja znam tę sukienkę. I tę osobę w sukience... Dziwne... wydaje mi się...
— Pomogę ci. Sopot 1958!
— Sopot? 1958? Ach tak... Rzeczywiście. Fotografia z albumu babki. Jak mogłem zapomnieć. Skąd wzięłaś tak podobną sukienkę?
— Z szafy. To ta sama sukienka.
— Coś takiego! Jak na ciebie szyta.
— Właśnie. Wszystko na mnie pasuje — jej sukienki, kapelusze, płaszcze. Mam nawet taki sam numer buta. Z. też pasuje jak ulał. Czy można cudze życie włożyć na siebie jak starą, ale ciągle jeszcze elegancką i dobrą kieckę?... Tobie też wydaje się, że specjalnie upodabniam się do babki?
Co podaruje główna bohaterka swojemu rozmówcy pod koniec powieści?
...albo mroczną tajemnicę...
15.
Sukienka w szkocką kratę, wisząca na haku, wygląda na całkiem znoszoną, zupełnie jakby nocą wyparowały z niej ostatnie resztki świetności. Układana spódnica obwisła, na pojedynczej nitce dynda apatycznie guzik, fastryga, którą przyszyto bawełniany kołnierzyk, zaczyna pękać. A. zdejmuje sukienkę i przykłada ją do siebie, przesuwa ręką po talii i przez chwilę zastanawia się, jak to było być licealistką w latach pięćdziesiątych, dziewczyną, której noszenie takiej sukienki wydawało się czymś zupełnie naturalnym. (...) Materiał jest bardzo miękki, tak miękki, że A. aż musi podnieść jeden rękaw i przesunąć nim pod nosem. Słaby zapach perfum ożywia pytania, które pojawiły się, kiedy nocą przeglądała niebieskie zeszyty.
Jaką tajemnicę kryją niebieskie zeszyty i sukienka licealistki?
W dawnych czasach wkładanie sukni wcale nie było łatwe...
16.
S. uwielbiał obserwować ubierającą się M.
Co wieczór wkładała narzutkę i wzywała pokojówki, aby upięły jej włosy i powplatały w nie kwiaty, pióra albo paciorki. Potem zaś odsyłała służbę i czekała na męża. (...)
S. wszedł do sypialni o wpół do siódmej. Miał na sobie frakowe spodnie i biała kamizelkę, w ręku trzymał kieliszek szampana. Włosy M. przybrane były żółtymi jedwabnymi kwiatami. Zsunęła z ramion koszulę i aby sprawić mu przyjemność, stanęła nago przed lustrem. Zaczęła się ubierać.
Najpierw wsunęła się w płócienną koszulę z karczkiem wyhaftowanym w kwiatki. Jedwabne wstążki na ramiączkach pozwalały w niewidoczny sposób przywiązać bieliznę do wieczorowej sukni. Następnie naciągnęła cienkie wełniane pończochy, podtrzymując je nad kolanami elastycznymi podwiązkami. Z kolei włożyła długie do kolan, luźne bawełniane majtki z plecionymi lamówkami i wiązane w pasie, a potem wykonane z żółtego jedwabiu pantofelki.
S. wziął z manekina gorset, pomógł jej go przywdziać, po czym mocno zasznurował na plecach. Większości kobiet musiały pomagać w ubieraniu pokojówki, ponieważ nie były w stanie poradzić sobie ze skomplikowanym gorsetem i suknią. S. jednak wolał sam opanować te czynności, aby tylko mieć przyjemność patrzenia na jej toaletę.
Krynoliny i turniury wyszły już z mody, ale M. zdecydowała się na bawełnianą halkę z ozdobionym falbankami trenem i koronkowym obrębieniem podtrzymującym tren samej sukni. S. zawiązał tasiemki halki i wreszcie żona mogła włożyć suknię.
Była to kreacja z jedwabnej tafty w żółte i białe paski z luźno udrapowanym stanikiem, co podkreslało obfity biust M., spiętym na ramieniu kokardą. Pozostała część stroju była równie bogato udrapowana i lekko ściągnięta w pasie, na wysokości kolan i u dołu. Prasowanie tej toalety zajmowało pokojówce cały dzień.
M. usiadła na podłodze, a S. podniósł suknię nad jej głową, tak że znalazła się jak pod namiotem. Potem wstała ostrożnie, wkładając ręce w ramiączka, a głowę w dekolt. Następnie wspólnie ułozyli w odpowiedni sposób fałdy spódnicy.
Kim z zawodu był ubierający swą żonę mąż?
Noszenie takiej sukni, a zwłaszcza gorsetu również bywało trudne...
17.
Panna J. wybrała tym razem suknię zupełnie inną: jasnobłękitną, marocainową, od gorsetu w dół suto marszczoną, z granatowemi aplikacjami, gors zaś był wysoki, podnoszący biust w odważnym decolletage, nad którym już tylko czarna aksamitka na białej szyji, bo i ramiona całe pozostały odkryte, jeśli nie liczyć lekkiego jak woalka cache-nez. Po raz pierwszy też panna rozpuściła włosy, spadały czarną falą na szal i na ramiona. Tylko malunek oczu i ust był ten sam: cygański węgiel i jarzębinowy karmin.
Czy to choroba nadawała jej skórze alabastrową barwę? Czy też wszystko - i włosy, i maquillage, i suknia, i jej uśmiech tajemniczy - wszystko to pochodziło wprost z gorącej wyobraźni córki garbarza z Powiśla...?
Te plecy proste, ze ściągniętemi łopatkami, i sam sposób trzymania ramion pod kątem do tułowia - one odznaczają pannę od dziecka w gorsecie formowaną. Lecz oczywiście i to można kłamać przez czas jakiś, świadomym wysiłkiem woli pozę bolesną sobie narzucając. Panna prawdziwa, panna fałszywa - nie poznasz..
Gdzie miały miejsce tańce, na które panna tak się wystroiła?
Rada dla panów: co zrobić, gdy się nie lubi jednej z sukienek żony? Wylać na nią zupę - najlepiej barszcz :)
18.
- Najgorzej pokłóciliśmy się, gdy wylał mi zupę na fioletową jedwabną suknię. Zawsze byłam przekonana, że zrobił to naumyślnie, bo nie lubił tej sukni. Od czterdziestu lat twój pradziadek spoczywa na cmentarzu w South Harmony, ale gdyby był tu teraz, z chęcią spoliczkowałabym go za tę sukienkę.
- Co mu babcia za to zrobiła? - spytała M., wiedząc doskonala, że S. B. zawsze odpłacała pięknym za nadobne.
S. B. zaczęła się tak śmiać, że aż dostała zadyszki,
- Powiedziałam mu, że skoro zniszczył mi suknię, pójdę w niedzielę do kościoła w samej halce. I zrobiłam to.
- Och, doprawdy... - M. pomyślała sobie, że babcia posunęła się za daleko.
- Och, miałam na sobie długi jedwabny płaszcz. Twój pradziadek zorientował się dopiero, gdy znaleźliśmy się w naszej ławce. Kiedy usiadłam, poły płaszcza się rozchyliły i wtedy dojrzał halkę - była jaskrawozielona. Ale miał minę! Pamiętam ją dobrze - S. B. aż zatrzęsła się z uciechy. - Wolno zasłoniłam halkę. Nie sądzę jednak, aby mój towarzysz wiele skorzystał wtedy z nabożeństwa. Gdy msza dobiegła końca, ujął mnie pod ramię i zaprowadził wprost do powozu. Nie pozwolił nawet trochę poplotkować przed kościołem. Nie odzywał się przez całą drogę do domu. Prawdę mówiąc, więcej nie wspominał o tym słowem, ale do końca życia nie cierpiał zielonego koloru. A to był mój kolor. Gdy tuż po tym zdarzeniu kupiłam sobie zieloną suknię, podarował naszej starej grubej praczce identyczną, więc nie mogłam nosić swojej i nigdy już nie odważyłam się sprawić sobie zielonej sukni. Trzeba było się nieźle nagłowić, żeby postawić na swoim, mając do czynienia z twoim pradziadkiem.
Co się przydarzyło S. B. następnego poranka po rozmowie z prawnuczką?
Ach, czego to my kobiety nie robimy, żeby tylko podobać się mężczyznom? A może to wszystko na nic...
19.
Lubię cię w sukni jasnej
Wolę cię w skórce własnej
Jeśli jednak myślicie, drodzy Biblionetkowicze, że tylko kobiety zakładały na siebie równie absurdalne i niewygodne stroje, na zakończenie opis stroju modnego (wówczas) mężczyzny.
20.
Wchodząc tego dnia na Charing Cross, miał na sobie strój, którego przygotowanie musiało chyba przebiegać następującymi etapami: (1) ubranie hrabiego w koszulę z najdroższego płótna, zaopatrzoną w mierzące po dwadzieścia stóp rękawy; (2) wywinięcie rękawów w celu utworzenia niezliczonych nachodzących na siebie fałd na rękach; (3) wysmarowanie hrabiego klejem; (4) wrzucenie go do beczki zawierającej tysiące czarnych, jedwabnych farfocli; oraz (5) dodanie tu i ówdzie kolorowych akcentów (wprawdzie Karol II zadekretował przed paru laty, że dworzanie mogą się ubierać wyłącznie w czerń i biel, ale pomysł ten przejadł mu się i zaczynał go nudzić; czekano jednak, aż król oficjalnie odwoła swoje zarządzenie), głównie w postaci kłębków efektownie zebranych i powiązanych wstążeczek, których łącznie wystarczyłoby chyba na wytyczenie drogi do Paryża i paryskiego sklepu, w którym hrabia nabył całą tę galanterię. Szyję miał przewiązaną szalem z jedwabiu, zaplecionym w taki sposób, żeby zademonstrować jego koronkowe wykończenie. Chorwaccy najemnicy Ludwika XIV,
les Cravates, pierwsi nauczyli się podwiązywać obfite, trzepoczące kołnierze z koronki w taki sposób, żeby podmuchy wiatru nie wciskały im ich w twarz podczas bitwy lub pojedynku. Cały Paryż przejął od nich ten zwyczaj, a hrabia Upnor - jak zwykle w awangardzie mody - wiązał pod szyją już nie koronkowy kołnierz (jak dziesięć minut wcześniej), lecz właśnie jedwabny szal. Dzięki peruce był szerszy w głowie niż w ramionach, na nogi zaś wzuł buty na koturnie, wykonane z pięknej, śnieżnobiałej skóry, których cholewki, gdyby naciągnął je do końca, sięgnęłyby mu do krocza, w którym to punkcie osiągnęłyby szerokość większą niż obwód jego talii. Dlatego hrabia, co zrozumiałe, wywinął je, a następnie (jako że były niemiłosiernie długie), z powrotem podwinął, żeby nie wlokły się po ziemi. Dzięki temu wokół jego kolan powstały obejmy z białej skóry, rozmiarami przypominające buszlowe kosze i wypełnione spienioną koronką. Z tyłu koturnów sterczały złote, wysadzane klejnotami ostrogi długości dobrych ośmiu cali. Same koturny miały barwę wiśni i cztery cale wysokości, a przed kontaktem z rozmiękłym gruntem Charing Cross chroniły je luźne, płaskie papucie, które ciągnęły się po ziemi i cmokały w błocie. Ze względu na szerokość zwiniętych cholew stopy hrabiego przy każdym kroku zataczały obszerne łuki, a sam hrabia kolebał się na boki tak mocno, że utrzymywał równowagę tylko dzięki długiej, inkrustowanej i powiewającej wstążkami lasce, którą się podpierał.
Pytanie (retoryczne): Który z panów Biblionetkowiczów biorących udział w konkursie pokazałby się w takim stroju na ulicy? ;)
===========
Dodane 30 października 2013:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu