Dodany: 15.09.2008 18:15|Autor: Bohun

Recenzja nagrodzona!

Książka: Punkt równowagi
Bobkowski Andrzej

W życiu warto wolnym być


Opowiadania Andrzeja Bobkowskiego zebrane w tomie "Punkt równowagi"[1] nie są łatwą lekturą. Mało dialogów, wolno rozwijająca się akcja, liczne opisy stanów psychicznych bohaterów, częste rozważania o życiu i śmierci. A jednak warto zagłębić się w tę lekturę. Dobrze mieć trochę czasu, wyciszyć się i bez pośpiechu dać się unieść specyficznej prozie Bobkowskiego.

Wpływy innych autorów na sposób pisania Bobkowskiego są widoczne. Dla mnie szczególnie wyraźny jest wpływ Josepha Conrada, zwłaszcza w tytułowym opowiadaniu "Punkt równowagi". Zresztą w samej treści tego utworu autor nawiązuje do "Jądra ciemności", "Lorda Jima" i "Tajfunu".

Najbardziej charakterystyczną cechą opowiadań Bobkowskiego jest przywiązanie jego bohaterów do wolności. Prawdziwej wolności, która daje człowiekowi szczęście. Wolności rozumianej przede wszystkim jako pewna życiowa postawa, polegająca na umiejętności przeżywania życia tak, aby można było się tym życiem cieszyć i je smakować. "Jednym z wielkich błędów wieku nowoczesnego jest wiara, że szczęście zawarte jest jedynie w rzeczach zewnętrznych. Jest ono w nas samych i prawie nigdy poza nami..."[2].

Taką postawę prezentują wszyscy bohaterowie utworów zebranych w tomie. Zarówno rosyjscy emigranci żyjący we włoskim miasteczku (bohaterowie opowiadania "Gdie tak swobodno dyszyt czełowiek..."), "wolni ludzie paryskich dachów"[3] z opowiadania "Uśmiech z góry", polscy emigranci we Francji ("Siódma", "Pożegnanie", "List") czy biali bohaterowie opowiadań gwatemalskich w tym tomie ("Coco de Oro", "Punkt równowagi", "Spotkanie", "Spadek", "Zmierzch"). Wielka pochwała wolności wyłania się z opowiadań. Oto przykładowe fragmenty: "Wróciłem z potrojonym kapitałem i bogatszy o to coś, co daje głębokie przeżycie, przygoda"[4]; "Perspektywa zaczęcia czegoś na własny rachunek i na własne ryzyko ma w sobie coś upajającego, coś z prawdziwej twórczości. (...) Z życiowego kibica stajesz się graczem, odzyskujesz kolory i smak istnienia. (...) Dla mnie emigracja była od początku okazją, nie dopustem, i wtedy nabrała znowu sensu"[5]; "Do zupełnego szczęścia brakowało mi lekkiej rozróbki, skandalu, poszamotania się"[6]. O jednej z postaci Bobkowski pisze: "Chciał zmierzyć się z czymś w stylu Conrada, uczciwie i naprawdę czegoś dokonać, przebić się przez jakiś tajfun"[7]. Słowa zawarte w liście Ewy z ostatniego opowiadania w tomie dobrze charakteryzują tę postawę, którą promuje Bobkowski w swoich opowiadaniach: "Bo choć wiem, że u Ciebie różnie bywało - raz lepiej, raz gorzej - to w każdym razie życie Twoje było cudownie ciekawe. Zwiedziłeś kawał świata, widziałeś tak wiele, a najważniejsze to to, że umiałeś patrzeć na wszystko otwartymi oczami"[8].

Nie jest jednak tak, iżby autor uważał, że sam człowiek, niezależnie od warunków zewnętrznych, jest w stanie cieszyć się wolnością. Wolność wewnętrzna – zdaniem Bobkowskiego – musi mieć zewnętrzne możliwości realizacji. Wolność wewnętrzna więźnia zamkniętego w celi – to nie jest ideał autora "Szkiców piórkiem".

W wielu utworach Bobkowski podkreśla swój negatywny stosunek do komunizmu jako do ustroju, który pozbawia człowieka warunków zewnętrznych, w których mógłby on w pełni korzystać ze swej wolności wewnętrznej. Bobkowski podkreśla, że komunizm nie daje człowiekowi szans na samorealizację. W cytowanym wyżej liście mieszkającej w PRL Ewy, z opowiadania „Zmierzch”, jest następujący fragment: "Tu życie jest beznadziejnie szare i gdy obywatel ma trochę »ponad normę« fantazji, to czuje się jak mucha w szklance odwróconej do góry dnem"[9]. Problematyce komunizmu jako ustroju zniewalającego człowieka poświęcone są dwa doskonałe opowiadania, "Pożegnanie" oraz "List", a także opowiadanie "Nekyia". "Co to jest komunizm? - To powrót do stanu zdziczenia..."[10]; "Komunizm jest najbardziej bezpośrednim i najbardziej gwałtownym wrogiem demokracji. Jest on naturalnym sprzymierzeńcem władzy absolutnej"[11]; "Proklamując równość wszystkich, ogłosiło się deklarację praw zawiści"[12].

Myliłby się jednak ten, kto by przypuszczał, iż Bobkowski był bezkrytycznym obrońcą świata Zachodu. Świata, który po II wojnie światowej nie zdołał już wrócić do starych, dawnych wartości, które zapewniły cywilizacji europejskiej rozwój i wielkość. Stąd w jednym z opowiadań padają słowa skierowane do duchów XVIII- i XIX–wiecznych twórców kultury: "Spieszcie powrócić do swych grobów, by nie widzieć, co wasi spadkobiercy uczynili z waszych zamiarów..."[13].

Ważne miejsce w opowiadaniach Bobkowskiego zajmuje problematyka Boga i religii.

Bobkowski jest przede wszystkim sceptykiem (co wielokrotnie podkreślają bohaterzy jego opowiadań). "Prawdziwy intelektualizm sprowadza się zawsze do pytania, odpowiedzi może się nie bać tylko prostak"[14]; "Gdybyż na cokolwiek można było znaleźć jasną odpowiedź"[15]. Sceptycyzm Bobkowskiego przejawia się w pierwszym rzędzie w jego stosunku do Boga. Wprawdzie bohater tytułowego opowiadania zbioru przeżył coś na kształt oświecenia i zbliżył się do wiary w Boga ("Uświadomiłem sobie, że tam, na lagunie, cały mój system wartości został poddany działaniu jakiejś siły, wbrew mojej woli, i że mój punkt równowagi przesunął się na pewno. Ale nie w kierunku, w którym jej działanie uległoby osłabieniu"[16]), jednak postacie wypełniające pozostałe opowiadania w zbiorze w Boga z pewnością nie wierzą, choć kwestię Jego istnienia rozważają, zwłaszcza w związku z nieuchronnością śmierci. "Po co to wszystko? Kim jestem? Jaki jest sens życia? Najbardziej banalne pytania, od których zaczyna się mając szesnaście lat i na które wówczas szuka się odpowiedzi, bo wiadomo, że nic tak nie wydorośla jak mnóstwo podobnych pytań skierowanych w próżnię. Potem przychodzi młodość, życie, mocowanie się z losem. Ja nie myślałem w tym okresie o celu życia, bo samo życie było dla mnie celem. Ale..."[17]; "Bronię się tym przed pokusą kapitulanctwa wobec nicości, tego czegoś poza tą czarną ścianą wody. Bronię się akrobacją logiki, mówiąc sobie, że jeżeli NIC istnieje, to nie może być niczym, bo istnieć może tylko coś, a nie nic. Wiem, że jest to fałsz, próba oszukania siebie samego i wtedy rzucam się wszystkimi myślami ku życiu, robiąc z niego całą fortunę, jedyną, którą mogę dysponować, która jest uchwytna"[18]; "Jest teraz we mnie bezustanny bunt przeciwko temu, w czym wychowałem się i w co długo wierzyłem: w przerzut życia, w przejazd jakby przez tunel, po przejechaniu którego przed oczami przesuwają się znowu łąki w słońcu, jo-jo skowronków nad łanami zboża, krótko mówiąc – życie, może trochę inne, całe w stanie gazowym, ale życie!"[19]; "W co wierzę naprawdę? Po co żyję? Jaki jest sens istnienia? Skąd lęk śmierci nawet wtedy, gdy staje się lub stałaby się ulgą?"[20].

Śmierć, jej nieuchronność i ostateczność, a także jej godność, to ważne elementy prozy Bobkowskiego, nie tylko w kontekście rozważań o Bogu. "Całe życie było i będzie zawsze przygotowaniem do jedynego wielkiego lotu, do śmierci. To jedno jest pewne i będzie zawsze pewne. A może właśnie bezbarwna śmierć odebrała kolory życiu? (...) Czy odbierając jej godność, redukując do zgaszenia żarówki lub milionów żarówek, nie odbierano i życiu jego godności?"[21]. W jednym z opowiadań jest piękna scena, jakby ilustrująca te słowa. Meksykanie ciężko zranili prowokacyjnie zachowującego się wobec nich białego. Ten konał na ich oczach. Oni czekali w milczeniu, aż umrze. "Czy już umarł? - zapytał jeden z nich. Kiwnął przecząco głową. - Niech się nie spieszy (...) - powiedział drugi, i wszyscy trzej uśmiechnęli się cicho, z szacunkiem wobec śmierci..."[22].

Mimo swego sceptycyzmu co do istnienia Boga, Bobkowski docenia i podkreśla znaczenie religii katolickiej, jako siły wewnętrznej człowieka, która ułatwia mu bycie lepszym, pracę nad sobą, zwalczanie słabości. "Gdy zapytano pewnego konwertytę, czy jako katolik przestał grzeszyć, odpowiedział, że wcale nie, ale że mu to tę czynność niesłychanie skomplikowało. Tak, że człowiek chce z powrotem dyscypliny, poczucia grzechu. My uważając grzech za wymysł, zastąpiwszy go co najwyżej pojęciem przewinienia w nieznanym bliżej wymiarze, zwalczając wszelkie komplikacje w postępowaniu, oczyściliśmy teren"[23].

Marek Jackowski z Maanamu śpiewał, że "w życiu warto wolnym być" i że "oprócz błękitnego nieba, nic mi w życiu nie potrzeba". Postawa życiowa bohaterów opowiadań Bobkowskiego jest podobna, z tym, że pogłębiona o tragiczną świadomość nieuchronności śmierci oraz dramatyczną niepewność co do istnienia Boga.

Tym, którzy cenią wolność świadomą i opartą na głębokiej refleksji, polecam opowiadania Andrzeja Bobkowskiego.



---
[1] Andrzej Bobkowski, "Punkt równowagi", wybór i opracowanie Krzysztof Ćwikliński, Wydawnictwo Literackie, Kraków, 2008.
[2] Op. cit., s. 49.
[3] Op. cit., s. 18.
[4] Op. cit., s. 195.
[5] Op. cit., s. 199.
[6] Op. cit., s. 201.
[7] Op. cit., s. 206
[8] Op. cit., s. 346.
[9] Op. cit., s. 346.
[10] Op. cit., s. 39.
[11] Op. cit., s. 40.
[12] Op. cit., s. 42.
[13] Op. cit., s. 59.
[14] Op. cit., s. 75.
[15] Op. cit., s. 325.
[16] Op. cit., s. 234.
[17] Op. cit., s. 221.
[18] Op. cit., s. 318 i 319.
[19] Op. cit., s. 323.
[20] Op. cit., s. 325.
[21] Op. cit., s. 267 i 268.
[22] Op. cit., s. 310.
[23] Op. cit., s. 146.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5777
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 6
Użytkownik: verdiana 17.09.2008 10:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Opowiadania Andrzeja Bobk... | Bohun
Bardzo dobra recenzja, Bohunie. Dziękuję Ci, że napisałeś o Bobkowskim - mało się o niem pisze, nie tylko w bnetce, ale w ogóle.

Tak, Conrad był mistrzem Bobkowskiego, literackim mistrzem nr 1. A wolność cenił sam Bobkowski, całe jego życie to uwalnianie się. Nawet w najstraszniejszych okresach był wolny - właśnie tak jak piszesz: to była postawa życiowa.
Użytkownik: Monika.W 14.08.2009 12:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Opowiadania Andrzeja Bobk... | Bohun
Recenzja świetna - uchwycony sens Bobkowskiego

Tylko jedna uwaga: "Zarówno rosyjscy emigranci żyjący we włoskim miasteczku (bohaterowie opowiadania "Gdie tak swobodno dyszyt czełowiek...")" - ani Włochy, ani emigranci. To własowcy pozostawieni na wybrzeżu Francji przez wycofujące się wojska niemieckie. Różnica w odbiorze opowiadania taka jakby - zasadnicza.
Użytkownik: Bohun 14.08.2009 14:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Recenzja świetna - uchwyc... | Monika.W
"ani Włochy..." - zgoda. Oczywiście, chodzi o południowe wybrzeża Francji.

"ani emigranci. To własowcy ..." Własowcy to nie emigranci? Czym różnią się od białych, którzy po wojnie domowej w Rosji uciekli na Zachód?

Zgoda - własowcy to byli sowieccy żołnierze, którzy dostali się do niewoli niemieckiej i walczyli u boku Niemiec w II wojnie światowej. Czy walka u boku Niemiec ich kompromituje? - Chyba nie bardziej niż służba w Czerwonej Armii?

A co powiedzieć o Armii Berlinga, która walczyła u boku ZSRR? Wszak Stalin wymordował dużo więcej ludzi niż Hitler.

Jeśli zgodzimy się z opinią władz londyńskich, że berlingowcy to byli polscy żołnierze, ale nie polska armia, to to samo możemy powiedzieć o własowcach - rosyjscy żołnierze, ale nie rosyjska armia. Jedni i drudzy służyli zbrodniczym interesom tyranów. Dla jednych i drugich był to sposób, na wydostanie się z niewoli i na ocalenie życia.

Z tym, że berlingowcy po wojnie zostali wykorzystani do mordowania AKowskiego i NSZ-owskiego podziemia ("zaplutych karłów") a własowców, którzy oddawali się do niewoli aliantom zachodnim ci wydawali Stalinowi, mając świadomość, że ten ich wymorduje. Bohaterowie opowiadania Bobkowskiego mieli akurat szczęście - zostali na Zachodzie.

"Różnica w odbiorze opowiadania taka jakby - zasadnicza". Dla mnie (a i chyba dla autora opowiadania) nie ma różnicy, czy własowcy, czy czerwonoarmiejcy. Po prostu prości ludzie - ofiary Historii.

Czy mogli dopuścić się zbrodni wojennych? - Mogli (jak niemal każdy żołnierz biorący udział w II wojnie światowej). Czy się dopuścili? - W opowiadaniu Bobkowskiego brak jakichkolwiek informacji na ten temat.
Użytkownik: Monika.W 14.08.2009 15:54 napisał(a):
Odpowiedź na: "ani Włochy..." - zgoda. ... | Bohun
Emigrant, to taki, który sam ze swojego kraju wyjeżdża i sam do innego dojeżdża. Własowcy w tym zakresie wolnej woli nie mieli - oni nie wyjechali ze swojego kraju, ale zostali z niego wywiezieni jako jeńcy wojenni. Dla mnie własowcy nie byli emigrantami - tak samo jak emigrantami nie byli Polacy wywiezieni do Kazachstanu czy w inne regiony Rosji.

Co do pozostałej części wypowiedzi - chyba się zapędziłeś, jeśli traktujesz ją jako polemikę ze mną. Zauważ, że z mojej wypowiedzi nie wynika negatywny stosunek do własowców. To Ty przyjąłeś, że słowo "własowiec" w mojej wypowiedzi ma znaczenie pejoratywne. A ono nie ma w mojej wypowiedzi żadnego zabarwienia emocjonalnego. Jest wyłącznie określeniem pewnej grupy, która powstała w trakcie II wojny. Nieprawdaż?

Daleko mi (i Bobkowskiemu chyba także) od oceniania własowców, ale w tej "dalekości" na pewno daleko mi od ich potępiania. Bardzo ciekawie i przekonująco o genezach tej armii pisał Sołżenicym. Co więcej - obawiam się, że będąc na ich miejscu w niewoli niemieckiej też do takiej armii wstąpiłabym. I to zarówno z pobudek wysokich (walka z komunistami), jak i niskich (ucieczka przed śmiercią głodową). Mało kto zdaje sobie sprawę, że Niemcy - w ramach takiego samego traktowania - w pewnym momencie przestali karmić jeńców wojennych.

Co nie zmienia mojej opinii, że Bobkowski celowo umieścił w tym opowiadaniu własowców. Bo dzięki temu wydzwięk opowiadania jest jeszcze bardziej przewrotny.

Tak więc - schowaj kopię, ja nie jestem politycznie poprawna.
Użytkownik: Bohun 14.08.2009 16:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Emigrant, to taki, który ... | Monika.W
"Dla mnie własowcy nie byli emigrantami" - pierwotnie wypowiedziałaś się bardziej kategorycznie, teraz wyjaśniłaś, że chodzi Ci o Twoje indywidualne, zawężone rozumienie słowa "emigrant" (które odbiega od powszechnie przyjmowanego). Trudno jednak stawiać mi zarzut (a tak zrozumiałem Twoją pierwszą wypowiedź), że rozumiem pojęcie emigracja w sposób ogólnie przyjęty, odmienny od Twojego.

"Bobkowski celowo umieścił w tym opowiadaniu własowców. Bo dzięki temu wydźwięk opowiadania jest jeszcze bardziej przewrotny". - Przewrotny? Powiedziałbym raczej - tragiczny. Oni wiedzą i my wiemy, że oni nie mogli wrócić do ojczyzny. Dlatego podejrzewamy, że wybuch na morzu nie musiał być nieszczęśliwym wypadkiem. Czy przedstawiając ich los Bobkowski nie myślał o sobie i innych Polakach, którzy po II wojnie światowej zostali na Zachodzie nie mogąc lub nie chcąc wracać do komunistycznej Polski?

"Tak więc - schowaj kopię, ja nie jestem politycznie poprawna". Witam, witam! Rzeczywiście pomyślałem, że się "czepiasz". Nadinterpretacja - moja wina. Enigmatyczność wypowiedzi - Twoja wina. Ale w końcu się porozumieliśmy.

Pozdrawiam!
Użytkownik: Monika.W 14.08.2009 17:05 napisał(a):
Odpowiedź na: "Dla mnie własowcy nie by... | Bohun
"Emigracja" według SJP - wywędrowywanie osobników poza areał przestrzenny populacji; 2. wyjeżdżanie obywateli poza granice państwa. Zarówno "wywędrowanie" jak i "wyjeżdzanie" zakłada, że robili to sami, a nie - że zostali wywiezieni. Oczywiście - różne są pobudki i przyczyny tej emigracji. Ale jednak ta definicja zakłada aktywność wyjeżdżających. Choćby aktywność ta to była ucieczka przed śmiercią.
W tym znaczeniu - własowcy emigrantami nie byli. I nie jest to kwestia mojego rozumienia tego pojęcia. I dlatego rozróżniamy: emigrantów, wypędzonych, wysiedlonych, itd. Wydaje mi się, że to Ty właśnie używasz pojęcia "emigrant" w rozumieniu innym, niż powszechnie przyjęte.
Tak więc pozwolę sobie odwrotnie stwierdzić: "Trudno jednak stawiać mi zarzut (a tak zrozumiałem Twoją pierwszą wypowiedź), że rozumiem pojęcie emigracja w sposób ogólnie przyjęty, odmienny od Twojego."
Oprócz tego, że to nie był zarzut - po prostu sprostowanie. Nie znałam powodów Twojego stwierdzenia o emigrantach, mogłam sądzić, że po prostu się pomyliłeś - gdyż ja użyłabym stwierdzenia wprost, że to byli własowcy (użyłabym dlatego, że nie jest ono dla mnie negatywne, być może dla Ciebie - gdzieś podświadomie - jednak jest i dlatego użyłeś słowa "emigrant" jako eufemizmu???:)

Czy Bobkowski myślał o Polakach - nie wiem. Ale według mnie z pełną świadomością bohaterami uczynił właśnie własowców, a nie inne ofiary wojny. I owszem - zgadzam się, że wybuch na morzu wypadkiem nie był. Ale żeby mieć tego świadomość, trzeba wiedzieć, kim byli własowcy. Gdyby bohaterami byli przykładowo emigranci włoscy we Francji, którzy tam przyjechali za chlebem - interpratacja mogłaby być całkowicie odmienna, zwłaszcza w kontekście enigmatyczności Bobkowskiego.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: