Dodany: 11.08.2008 14:29|Autor: anndzi
„W bawełnę owijanie, bajanie i powielanie”
Zacznę od tego, iż nie lubię Paulo Coelho. I nie będę piała kolejnych peanów na jego cześć. Przeczytałam dwie książki sławnego Brazylijczyka i stwierdziłam, że szkoda mi czasu na dalsze zagłębianie się w jego twórczość. Postaram się jednak moją osobistą awersję chociaż częściowo odsunąć na bok, bo nie mam zamiaru nikogo zniechęcać do czytania książek tego pisarza. W końcu każdy lubi co innego, a poza tym uważam, że trzeba spróbować wszystkiego, aby ocenić, co jest naprawdę dobre.
Każdy człowiek staje w pewnym momencie swojej egzystencji przed wyborem życiowej ścieżki. Dla Bridy, 21-letniej Irlandki, tytułowej bohaterki najnowszej książki Coelho - jest to ścieżka magii. W tym celu udaje się ona do znanego mędrca, zwanego Magiem z Folk. Ten od razu domyśla się, że dziewczyna jest jego Drugą Połową. To właśnie Druga Połowa jest głównym motywem opowieści, to jej poszukują bohaterowie. Życiowe? Owszem.
Niektórzy potrafią Drugą Połowę rozpoznać od razu. Jest to coś na kształt intuicji czy miłości od pierwszego wejrzenia. Inni muszą jej wytrwale szukać i nie jest powiedziane, że znajdą. Wikka, czarownica, która wprowadza Bridę w arkana magii, uświadamia ją, że Druga Połowa to osoba, z którą dzieliliśmy poprzednie wcielenia, a teraz nawzajem się poszukujemy. Podoba mi się taka teoria. Jest w niej faktycznie coś magicznego i tajemniczego. Na tym, niestety, kończy się to, co podoba mi się w „Bridzie”.
Drugim motywem, wokół którego skupiają się filozoficzne rozważania powieści, jest Dar. Każdy czytelnik inaczej to słowo–klucz zinterpretuje. Być może jest to zdolność magiczna, pragnienie poszukiwania prawdy, chęć przygód czy ciekawość świata zarówno materialnego, jak i duchowego. Wszystkie magiczne osoby, które spotykają Bridę, widzą u niej ów Dar:
„Wikka spojrzała na dziewczynę. Rzeczywiście miała Dar. Ale należało odkryć, dlaczego Mag z Folk tak się nią interesował. Dar sam w sobie nie był wystarczającym powodem. Gdyby Mag dopiero zaczynał praktykować magię, może zrobiłby na nim wrażenie ten tak oczywisty u dziewczyny Dar. Ale przecież dość już przeżył, żeby wiedzieć, że Dar posiada każdy”[1].
W tym fragmencie pojawia się jednak sprzeczność. Skoro Dar posiada każdy, to czym szczególnym on jest i czym w ogóle jest? Może na tym polega filozoficzna głębia opowieści, a może po prostu ujawnia się jej płytkość?
Różnie można odebrać i odczytać tę książkę. Powiela ona tematy od zawsze „wałkowane” przez literaturę, takie jak poszukiwanie życiowego sensu, dążenie do upragnionego celu czy próby odnalezienia prawdziwej miłości. Może też skłaniać do zastanowienia, czy można równocześnie kochać dwie osoby. Brida jest bowiem w rozterce. Wie, że Mag jest jej Drugą Połową, ale kocha swojego chłopaka, Lorensa. Wydaje mi się to konfliktem pomiędzy pociągiem fizycznym lub znaną powszechnie, niewyjaśnioną „chemią” a prawdziwym uczuciem. Te wartości i rozważania są uniwersalne, ponadczasowe i gdyby tylko nadano im głębszą treść, gdyby trafiły pod inne pióro, mogłaby powstać interesująca, niebanalna powieść. Bo pomysł na książkę jest dobry; niestety, zabrakło pisarzowi talentu do jego wykorzystania. Dlaczego tak sądzę? Otóż „Brida” niczym mnie nie zachwyciła, ani odrobinę nie wciągnęła ani nie zaciekawiła. Nie wyczekiwałam z zapartym tchem zakończenia, nie wyczuwałam nawet magii, która była obecna na każdej karcie, ale jakoś z nich nie emanowała. Denerwowały mnie krótkie rozdziały uniemożliwiające skupienie się na fabule, która zresztą też porywająca nie była. A jeśli fabuła nie jest porywająca, to styl, sposób pisania powinien być „jakiś”. A styl Paulo Coelho jest „żaden”. Często słyszę, że cechuje go prostota i to ona urzeka czytelników. Myślę jednak, że tak jak on może pisać niemal każdy. Z kolei sławne „złote myśli” autora wydają mi się pseudofilozoficzne, ubrane w ładne szatki, pod którymi jednak nic się nie kryje. Za dużo tu refleksji i rozmyślań bohaterów. Po jakimś czasie robią się one nużące, wręcz śmieszne. Ot, takie masło maślane. I to jest chyba ta „szczególna” cecha pisarstwa Coelho. Zdarzają się oczywiście takie perełki, jak:
„Ten, kto przestaje szukać, przegrywa życie”[2].
Trudno je jednak wyłowić, skoro non stop jesteśmy bombardowani „mądrościami” typu „emocje są jak dzikie konie”[3], które są niepotrzebnie kilkakrotnie w książce powtarzane.
Ponadto irytują mnie stosowane przez autora wielkie litery w słowach, które tego nie wymagają, jak np. Miłość. Wydaje mi się to niedocenianiem czytelnika, infantylizowaniem. Miłość sama w sobie jest już taką wartością, że nie trzeba jej dodatkowo podkreślać. Czuję się, jakby pisarz mówił do mnie: „Spójrz, podkreślam to słowo, ono jest ważne”. Przecież to czytelnik doszukuje się w dziełach ukrytego sensu i dostosowuje go do swoich uczuć.
Za zadanie artysty uważam ujęcie emocji w słowa, które nas zaskakują, a mimo to kreują znane nam obrazy. Nie odnalazłam tego w lekturze Paulo Coelho. Trzeba jednak przyznać, że jest w jego pisarstwie jakiś fenomen, skoro przyciąga rzesze czytelników na całym świecie. Zastanawiająca jest także różnica w ocenach jego powieści; od skrajnie negatywnych do entuzjastycznych. Nie dostrzegam w jego twórczości niczego fascynującego, denerwuje mnie trwający obecnie boom na twórczość brazylijskiego pisarza, ale przecież przy obecnym stanie czytelnictwa wśród społeczeństwa lepiej czytać Coelho, niż nie czytać wcale.
---
[1] Paulo Coelho: „Brida”, przeł. Grażyna Misiorowska, wyd. Drzewo Babel, Warszawa 2008, s. 36.
[2] Tamże, na okładce.
[3] Tamże, s. 56.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.