Dodany: 22.01.2016 09:54|Autor: Rbit

Recenzja nagrodzona!

Książka: Jadwiga
Kwaśnicka Marta

Kraków, Marta i Jadwiga


Pisarstwo Marty Kwaśnickiej ma w sobie sporo uroku. O tym, że potrafi ona pisać z zacięciem, ciekawie i na ważne tematy, udowodniła w swojej pierwszej książce – zbiorze esejów "Krew z mlekiem". Umiejętnie łączyła tam wiele tematów, w tym formy wrażliwości na sztukę, charakter Polaków zawieszony pomiędzy chłodem północy ("mleko") a emocjami południa ("krew") oraz przede wszystkim opis kobiety wrażliwej, lecz jednocześnie na swój sposób silnej. Odnajdującej swe cechy w kobietach z przeszłości, jak Sor Juana, Safona, Jane Austen czy La Roldana.

Biorąc do ręki najnowsze dzieło autorki, esej "Jadwiga", możemy odnieść wrażenie, że trafiamy na kolejną odsłonę intymnej relacji pomiędzy kobietami współczesną i historyczną, w tym przypadku – żyjącą ponad 600 lat temu, lecz mimo to potrafiącą przekazać coś istotnego w kwestii podejścia do obowiązków, wagi podejmowania decyzji, sensu wadzenia się lub pogodzenia z oczekiwaniami otoczenia. Istotnie, w tekście znajdziemy również to, ale nie tylko.

Jadwiga, święta, król (tak) Polski (tj. koronowana władczyni, a nie żona króla) – choć z rodu Andegawenów, połączyła symbolicznie dynastię Piastów (jej dziadkiem był Kazimierz III gniewkowski) i Jagiellonów (jej mąż to oczywiście sam Jagiełło). Marta Kwaśnicka nie skupia się na jej biografii, choć do wydarzeń z życia królowej nie raz wraca. Nie tylko do tych najbardziej znanych, jak sprawa "dziecięcego małżeństwa" z Wilhelmem Habsburgiem (właściwie chodzi o sponsalia de futuro – kanoniczne "zaręczyny na przyszłość") czy odnowienie Uniwersytetu Krakowskiego, ale i do innych, na pozór błahych, jak ceremonia koronacji z obowiązkowym przejściem pieszo z Wawelu na Skałkę czy lista prawdopodobnych lektur królowej. Autorka wielokrotnie odwołuje się do dalekiej przeszłości (Karol Martel, pradziadek Jadwigi) i odległych miejsc (Siena, Neapol), jednak ostatecznie i tak wraca do Krakowa.

Nie sposób odmówić krakowskiej pisarce erudycji, zmysłu estetycznego ani umiejętności sprawnego operowania piórem. Jednak po przeczytaniu całości mam szereg wątpliwości i nie przyłączam się do chóru zachwyconych "Jadwigą" osobistości (m.in. profesorowie Andrzej Nowak, Maciej Urbanowski).

Po pierwsze, kolokwialnie rzecz ujmując, mało jest "Kwaśnickiej w Kwaśnickiej". O ile w "Krwi z mlekiem" wyczuwałem idealną równowagę pomiędzy przemyśleniami i poglądami autorki a zawartymi w eseju erudycyjnymi informacjami, o tyle w "Jadwidze" równowaga ta jest wyraźnie zachwiana. Bardzo dużo tu postaci historycznych, miejsc, listów, utworów literackich, nawiązań. Trudno w tym gąszczu odnaleźć samą autorkę. Czegóż się bowiem dowiadujemy? Że pojechała do Sieny mając za przewodników Herberta, Herlinga-Grudzińskiego i Muratowa? Że nie podobał jej się Neapol? Że poszła ze studentami na "Akropolis" według Wyspiańskiego? Chciałoby się zamiast tego, jak w przypadku najlepszej eseistyki, wniknąć w głąb jej myśli, przeżywać świat wraz z nią i postrzegać go jej oczami. Zdarza się to, nie przeczę –na przykład wtedy, gdy przyznaje się do tęsknoty za Tyńcem i Skałką, do wrośnięcia w Kraków i jego atmosferę – jednak takie fragmenty trafiają się zbyt rzadko.

Właśnie. Kraków to w skrócie nazwa drugiego z moich zarzutów. Marta Kwaśnicka jest jednoznacznie i bezsprzecznie przesiąknięta duchem grodu Kraka, wraz z wszystkimi tego stanu zaletami i wadami. Często w życiu publicznym zauważamy warszawskocentryczność, patrzenie na kraj z punktu widzenia stolicy. Dotyczy to najczęściej polityki i gospodarki. Jednak w kwestii historii i sztuki obserwować można również swoisty kompleks Krakowa. Miasta z historią przez duże H. Miasta królów, Matejki, Malczewskiego, Wyspiańskiego. Miejsca spoczynku wieszczów i mężów stanu. W rozdziale "Skałka" Marta Kwaśnicka stwierdza: "w Krakowie wszystko się ze sobą zapętla, my tu jesteśmy jak spętani, poruszamy się na nitkach dawnych rozwiązań, chodzimy dawnymi ścieżkami, czujemy dawne emocje i jeżeli chcemy, możemy się im poddawać. Miasto wciąga nas i nie chce wypuścić, otula jak kwoka, chowa pod skrzydłami. Nie, Kraków to nie jest czcigodna mumia, a my nie jesteśmy turystami w muzeum. Zaludniamy święte miejsce, możemy żyć według jego poruszeń, stawać się jego strażnikami, kapłanami (...)"[1]. Nie da się ukryć, że autorka chce się stać taką kapłanką i strażnikiem oraz że dobrze czuje się w tej roli.

Dla mnie, jako czytelnika wolnego od "zaczadzenia" atmosferą Krakowa, to istotna wada. Wiem, że eseje z natury rzeczy są subiektywne. Jednak pewna uczciwość intelektualna powinna ograniczyć zbytnią jednostronność. Przykład? Proszę bardzo – sprawa kultu św. Stanisława. "Nie wiemy, kto zawinił. Gall Anonim, najbliższy wydarzeniom, wskazuje na obu, Kadłubek – na króla. Tradycja podpowiada nam jednak, że zawinił władca i że jego wina wciąż nie została odpokutowana – a tradycji należy słuchać, bo ona nigdy nie jest stronnicza; to raczej wielowiekowy osąd, efekt długotrwałego trawienia danego problemu przez całą historyczną wspólnotę. Tradycja często ma rację wbrew lakonicznym lub bajkowym zapiskom skrybów, którzy miewają własne interesy lub znajdują się zbyt blisko wydarzeń, aby je odpowiednio osądzić. Historia jest najpiękniejsza wówczas, gdy stwierdza swoją bezsilność, gdy milknie i rozkłada ręce nad dokumentami, aby ktoś inny mógł mówić dalej; gdy budzi się pamięć pokoleń, narodowa podświadomość"[2]. Tradycja, bezstronność. Tak, to brzmi efektownie. Ale przypominam: kult św. Stanisława wiąże się z rywalizacją pomiędzy Małopolską i, propagującą kult św. Wojciecha, Wielkopolską. Za główny powód przeniesienia miejsca koronacji z Gniezna do Krakowa, wbrew słowom Kwaśnickiej, nie uważam kultu biskupa męczennika, ale naciski kurii rzymskiej i spór z Janem Luksemburskim. Przypominam też, że to nie Łokietek był odnowicielem Korony polskiej po okresie rozbicia dzielnicowego, tylko król Przemysł II.

Na koniec jeszcze jedna, kto wie, czy nie najważniejsza sprawa. Głównym budulcem, z którego autorka skonstruowała esej, są jej wcześniejsze wpisy na blogu kwasnicka.kresy.pl. Nie wszystkie odnosiły się bezpośrednio do postaci Jadwigi. Z jednej strony pozwoliło to na rozrost książki o kolejne tematy (jak wspomniany Kraków, ale też rewizja polskiego paradygmatu romantycznego), z drugiej jednak, pomimo prób powiązania takiej problematyki z Andegawenką, nie zawsze pozwoliło na prowadzenie spójnej narracji. Po prostu momentami tekst trzeszczy w szwach. Na szczęście nie puszcza, choć naciąga się bardzo.

Być może się niepotrzebnie czepiam, ale takie niuanse są dla mnie przeszkodą w delektowaniu się lekturą. Rozumiem tych, których esej Marty Kwaśnickiej uwiedzie. Jednak dla mnie, wobec wskazanych powyżej mankamentów, jest "jedynie" dobrą, pouczającą, lecz nie porywającą lekturą.


---
[1] Marta Kwaśnicka, "Jadwiga", wyd. Teologia Polityczna, 2015, s. 77.
[2] Tamże, s. 70.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5141
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: TOMPAP 31.01.2016 00:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Pisarstwo Marty Kwaśnicki... | Rbit
Chyba pierwsza krytyczna recenzja Kwaśnickiej na jaką natrafiłem w sieci. Jeszcze nie czytałem, ale ostrzę sobie zęby po "Krwi z mlekiem".
Użytkownik: Rbit 31.01.2016 11:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Chyba pierwsza krytyczna ... | TOMPAP
Jak już przeczytasz, będę wdzięczny za komentarz. "Jadwiga" nie jest zła, ale poprzeczka po "Krwi z mlekiem" była zawieszona bardzo wysoko.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: