Dodany: 01.09.2015 11:57|Autor: majkanew

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Do niewidzenia, do niejutra
Bartoń Joanna

Emocjonalny wampir


Joanna Bartoń wkroczyła w świat literatów książką odważną, wstrząsającą, której nie wolno zignorować. „Do niewidzenia, do niejutra” jest powieścią tak niezwykłą, wyzwalającą tak wiele (czasem sprzecznych) emocji, napisaną w tak wyjątkowy sposób, że nie można przejść obok niej obojętnie.

Lo, jej bohaterkę poznajemy, gdy planuje samobójstwo – pragnie odtworzyć śmierć Zbigniewa Cybulskiego. Z precyzją przygotowuje się do tego aktu. Na drodze do realizacji celu staje jej jednak przypadkowe spotkanie z Cyganką. Wróżba nie jest pomyślna – Lo podobno napisze książkę (ma predyspozycje), urodzi dziecko (nawet jej się to nie śni, gdyż jej neurotyczna natura nie dopuszcza mężczyzn na tak niewielką odległość), umrze za osiem lat (dożywając trzydziestki). I nagle wszystko się burzy – dziewczyna zaczyna kurczowo trzymać się życia, mimo iż nadal boleśnie odczuwa istnienie. Być może na przekór losowi, by udowodnić, że przepowiednie Romki to stek bzdur, planuje teraz, jak tę – skądinąd tak pożądaną – śmierć oszukać.

Wielokrotnie Lo da się poznać jako obiekt, którym targają sprzeczne uczucia. Jest typem samotnika, taki z niej „buntownik z wyboru” płci wrażliwej, świadomie buduje dystans między sobą a rzeczywistością, zwłaszcza ludźmi. Choć gdzieś głęboko w niej kryje się pragnienie bliskości, zrozumienia (przez) drugiego człowieka. Gdy poznaje Profesora, zatraca się tym „związku”. Przeżywają bardzo krótkie, ale niezwykle intensywne chwile. Łączy ich nie tylko namiętność i swoiste porozumienie dusz (które ujawnia się stopniowo). Bohaterowie zachłannie się chłoną, dążą do jedności (jednocześnie bojąc się tego zbliżenia), pragną ujrzeć cząstkę siebie w partnerze. W przedziwnych stanach narkotyczno-erotycznych zwierzają się sobie z najmroczniejszych wspomnień.

Bohaterka jest postacią wyjątkową, silną, a zarazem bardzo kruchą. „Zaraża” sobą – w trakcie którejś z rozmów z Profesorem dostrzegamy, że przejął on jej sposób mówienia. To takie symboliczne zjednoczenie się ludzi, którzy chcą mówić jednym głosem, ale pragną zachować niezależność. Odnoszę wrażenie, iż swój bunt Lo ujawnia właśnie poprzez to, jak mówi, ona ucieka z życia do „bycia-w-języku”.

Przestrzeń, swego rodzaju scena, na której autorka postawiła swoich aktorów, to miejsce duszne, klaustrofobiczne, nie ma w nim miejsca na radość i szczęście. Poharatani psychicznie bohaterowie jakby nie potrafili zbudować niczego pozytywnego, nawet w intymnych scenach nie sposób znaleźć odrobiny subtelności – zamiast niej pojawia się agresja, absurd, a narracja często zahacza o językowy rynsztok.

Prozy Bartoń nie sposób zaklasyfikować do konkretnej kategorii. Z jednej strony poraża realizmem, z drugiej zaś – przedstawia sceny niemal surrealistyczne. I w kreacji bohaterów da się wyczuć pewną dwoistość: prawdziwe oblicza często zastępują maski, przybieranie ról, teatralny dramatyzm (pseudonimy zamiast imion).

Paradoksalny jest także stosunek postaci do życia i śmierci. Kurczowo trzymają się świata, z którym nie czują więzi. Ona obsesyjnie myśli o samobójstwie, ale wystarczy wizja Cyganki, by zmieniła front (choć może tylko pozornie, bo jej odczucia względem rzeczywistości wydają się niezmienne). On prowadzi życie, które wiedzie na skraj przepaści: alkohol, narkotyki, przygodny seks i śmiertelna choroba przybliżają go do nieuchronnego końca. Gdy poznaje Lo, rodzi się w nim wola życia, a jak silna jest jego miłość, o znamionach obsesji, przekonujemy się w finale.

Najważniejszym elementem tej powieści jest jednak język. Również na tym polu mamy do czynienia ze zróżnicowaniem, z niezwykłą swobodą autorka przechodzi od eleganckiej formy wypowiedzi do gwary młodzieżowej (modna leksyka, wtręty) i mowy potocznej (przekleństwa), nieustannie balansując między stylem niskim a wysokim. Bolesne wspomnienia przeplatają się z dowcipem językowym, zabawnymi sytuacjami, humorystycznym komentarzem. Warto tę prozę czytać przez umowną lupę – to szczegóły bowiem tworzą tak spójną i fascynującą, lekko niepokojącą całość.

Bartoń eksperymentuje z językiem, chętnie korzysta z oklepanych wyrażeń, by pokazać je w nowym, zaskakującym kontekście. Często opisuje świat w sposób aforystyczny. To styl o silnej potrzebie nominatywnej. Autorka ma ogromną świadomość językową, z dużą swobodą korzysta z bogactwa leksykalnego inwentarza, nie poddając się językowi, tylko czyniąc z niego plastyczną masę. W warstwie stylistycznej ujawnia się też jej poczucie humoru oraz zamiłowanie narratorki do (auto)ironii. Joanna Bartoń śmiało poczyna sobie również z polską literaturą współczesną, „recenzowaną” przez bohaterkę.

„Do niewidzenia…” to kolejny utwór pokazujący romans Thanatosa z Erosem, miotanie się człowieka między pragnieniami, strachem, pożądaniem a wyobrażeniami. Pisarka dotyka także kwestii przyziemnych, w których ujawnia zmysł obserwacji oraz umiejętność nazywania dostrzeganych zjawisk, np. kreśląc smutny, przerażająco prawdziwy obraz Polski z jej stałymi i wstydliwymi elementami krajobrazu czy poruszając kluczowe w naszym społeczeństwie kwestie dotyczące m.in. tradycji.

Powieść Bartoń jest z rodzaju tych, na które się czeka – zniewala, poraża, zachwyca, skłania do buntu, prowokuje i wzbogaca. Długo pozostaje w pamięci.


[recenzja ukazała się na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 906
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: