Dodany: 02.08.2015 16:50|Autor: dot59
Podróż w krainę wiecznych pigułek i oleju ze stonóg
Literatura fachowa może być czasem źródłem autentycznej przyjemności. Zwłaszcza jeśli nie jest sensu stricto podręcznikiem, lecz połączeniem albumu i zbioru artykułów, czy raczej esejów, o tematyce związanej z historią jakiejś dyscypliny naukowej. Tego rodzaju dzieła nie da się czytać jednym tchem – o wiele lepiej raz na jakiś czas wybierać sobie ze spisu treści poszczególne pozycje i smakować je bez pośpiechu, ale i tego w przypadku omawianej pozycji nie można zrobić w dowolnych okolicznościach, bo prawie 700 stron formatu A4 niezbyt jest poręczne i swoje waży (nie ma się co dziwić, że lektura zajęła mi plus minus półtora roku).
Na początek warto wspomnieć o autorze, który jest postacią dość interesującą: ukończywszy studia polonistyczne, przez kilkanaście lat pracował jako redaktor w wydawnictwie książkowym; między 30. a 40. rokiem życia opublikował trzy zbiory opowiadań i jedną powieść; krótko po wydaniu ostatniego z tych dzieł został zatrudniony w krakowskim Muzeum Farmacji, a historia farmacji tak go zafrapowała, że z czasem został ekspertem w tej dziedzinie i wykładowcą UJ.
„O starożytnych antidotach…” to z jednej strony przewodnik po eksponatach owego muzeum, z drugiej – opowieści na przeróżne tematy mieszczące się w obrębie wspomnianej dyscypliny. Najciekawsze i najobszerniejsze są te, które zawierają dzieje wykorzystania rozmaitych surowców farmaceutycznych i sprzętu aptekarskiego – nie w formie suchych kronik, lecz zajmujących gawęd, wspartych licznymi cytatami ze starych ksiąg. Aż trudno uwierzyć, że populacja Europy przetrwała i rozwinęła się mimo używania w celach leczniczych tak niepojętych ingrediencji, jak „ugotowane w occie żaby”[1], „plaster zrobiony z grynszpanu”[2], „olej z czaszki ludzkiej, [który] podany do nosa na noc, skutecznie wzmacnia mózg”[3], „miód attycki i odchody nowo narodzonego dziecka [zmieszane] z mlekiem kobiecym”[4], „prawdziwy eliksir z mumii”[5], „potłuczone i roztarte żmijowe pastylki”[6] (sporządzane wyłącznie ze żmij, które „powinny mieć więcej niż dwa kły, a także odpowiedni odstęp między końcem ogona a ujściem cewki moczowej, odwłok nieco zagięty, ale nie skręcony, ponadto długą szyję, duży łeb i stalowe ślepia”[7]), „olej z żabiej spermy (…), pająków (…), skorpionów (…) i stonóg (…), a nawet z wilka”[8], nie mówiąc o banalnych dżdżownicach…
Znajdziemy tu też krótkie biografie dawnych polskich farmaceutów i historię kilku krakowskich aptek; tego rodzaju teksty mogą się wydać nieco monotonne, ale nie warto ich opuszczać, bo i w nich od czasu do czasu trafiają się różne ciekawostki.
Dzięki niesamowitej liczbie ilustracji (jest ich bodaj czy nie więcej niż stron tekstu) lektura przypomina rzeczywisty spacer po muzeum, podczas którego przerzucamy stronice kilkusetletnich ksiąg z wydrukowanymi gotycką czcionką recepturami i sposobami użycia najróżniejszych teriaków, kołaczyków, woskowców czy „wiecznych pigułek” („w celu przeczyszczenia połyka się dwie lub trzy, a kiedy spełnią swoje zadanie, odzyskuje się je, albowiem po umyciu nadają się do ponownego użytku”[9], oglądamy ilustracje z ręcznie rysowanych zielników, puszki do pozłacania pigułek i koła do odlewania świec (które to zajęcie, prócz sporządzania leków i kosmetyków, było przez lata wyłączną domeną aptekarzy), podziwiamy wymyślne ornamenty na majolikowych słojach i dzbanach… I przy tym jest o tyle wygodniejsza, że nie narzuca żadnych ograniczeń czasowych.
---
[1] Zbigniew Bela, „O starożytnych antidotach, złotych pigułkach i innych sprawach związanych z historią farmacji”, wyd. Medycyna Praktyczna, 2013, s. 105.
[2] Tamże, s. 230.
[3] Tamże, s. 331.
[4] Tamże, s. 342.
[5] Tamże, s. 352.
[6] Tamże, s. 368.
[7] Tamże, s. 370.
[8] Tamże, s. 379.
[9] Tamże, s. 447
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.