Dodany: 18.07.2015 11:01|Autor: maggie.p

Książka: Białe róże dla Matyldy
Zimniak Magdalena

2 osoby polecają ten tekst.

Thriller psychologiczny zamiast... romansu


Spójrzcie na okładkę tej powieści. Śliczna, prawda? Delikatny, pastelowy róż w połączeniu z rysunkiem białych róż na dole i fragmentem twarzy pięknej kobiety. A do tego tytuł: „Białe róże dla Matyldy”. Te dwa elementy sugerują, i to dość mocno, że mamy do czynienia z lekką, łatwą i przyjemną historią o miłości. Przywodzą na myśl ślubną suknię, imprezę weselną, przygodę miłosną – być może niepozbawioną przeszkód, przeciwności, zawirowań, ale zakończoną happy endem. I już widzę, jak sporo osób odwraca się z niesmakiem i z myślą „kolejny banalny romans”. Ja sama, choć od romansów nie stronię, dość długo zastanawiałam się, czy sięgnąć po tę powieść, ale na szczęście zrobiłam to. Na szczęście! Bo nawet nie zdajecie sobie sprawy, ile bym straciła.

Nastawiałam się na romans, a otrzymałam… thriller psychologiczny, do tego jeden z lepszych, jakie udało mi się do tej pory przeczytać. Oczywiście – są tam elementy romansu, powieści obyczajowej, kryminału; jednak dominuje thriller i to w najdoskonalszej postaci. Pełne zaskoczenie, ale miło jest z różowego pudełka wyjąć czekoladki z wybuchowym nadzieniem.

Autorką tej niespodzianki jest Magdalena Zimniak, pisarka pochodząca z Warszawy, mająca na swoim koncie już pięć tytułów – „Szlak”, „Willa”, „Pokój Marty”, „Jezioro cierni” i właśnie „Białe róże dla Matyldy”. Za „Jezioro cierni” otrzymała nagrodę czytelniczek w kategorii „Pióro” (za najbardziej poruszającą powieść) na Festiwalu Literatury Kobiecej 2014. Z wykształcenia jest anglistką, prowadzi w Warszawie swoją szkołę językową.

Beata Tyszkiewicz z domu Gregorczuk właśnie straciła w wypadku samochodowym rodziców. Z bliskiej rodziny pozostali jej tylko ciotka Matylda, młodsza siostra matki, i mąż – Konrad. Na pogrzebie dopadły ją kolejne nieszczęścia: ciotka po zasłabnięciu trafiła do szpitala, a wypadek rodziców okazał się nieprzypadkowy. Po policyjnych oględzinach samochodu stwierdzono, że ktoś celowo uszkodził przewód hamulcowy i tym samym przyczynił się do śmierci państwa Gregorczuków. Beata, nie dowierzając umiejętnościom policji, postanawia przeprowadzić śledztwo na własną rękę. Już jego początki są dość interesujące, bo okazuje się, że bohaterka wcale nie jest jedynaczką. Żeby było ciekawiej, Beata – karmiąc koty na prośbę Matyldy – trafia w jej domu na pamiętniki ciotki, które mimo początkowych oporów zaczyna czytać. I wtedy w jej oczach pojawia się groza, niedowierzanie, złość i pytanie „dlaczego”. Co takiego wydarzyło się w życiu Matyldy i jakie były tego przyczyny? Dlaczego zginęli rodzice Beaty i kto ich zabił? Kim naprawdę jest Beata? Czy osoby, które ją otaczają, są rzeczywiście jej przyjaciółmi, czy też nic nie jest takie, na jakie wygląda? Dużo można by jeszcze zadać pytań. Kolejne rodzą się z każdą przeczytaną stroną tej fascynującej powieści. I na wszystkie znajdziemy odpowiedź w „Białych różach dla Matyldy”.

„Książka, od której nie sposób się oderwać, dopóki nie pozna się prawdy”*.

Jakże to zdanie jest prawdziwe. Napisała je Aleksandra Tyl, koleżanka po piórze Magdaleny Zimniak, na okładce „Białych róż...”. I choć rekomendacje często bywają przesadzone – to nie w tym wypadku. Ta powieść rzeczywiście wciąga, pochłania od pierwszej strony i nie pozwala od siebie odejść do samego końca, do chwili wyjaśnienia całej zagadki. Czyta się ją z wypiekami na twarzy, z głośno i szybko bijącym sercem, z niepokojem w duszy i wielkim niedowierzaniem. Nie dlatego, że jest nieprawdopodobna, wymyślona, nierealna. Niedowierzanie wynika z tego, że trudno przyjąć do wiadomości, iż istnieją choroby psychiczne mogące doprowadzić do takich działań, jak te przedstawione w powieści. Osoba, która nigdy jeszcze się z tym schorzeniem nie spotkała, nie jest w stanie nawet wyobrazić sobie całej grozy sytuacji. I choć zdajemy sobie sprawę, że mamy do czynienia z fikcją literacką, przenika nas ból, rozpacz, bezsilność, czujemy chłód w sercu i wręcz fizyczne cierpienie, a w oczach pojawiają się łzy. Bo przecież to wszystko mogło się zdarzyć naprawdę. Chociaż więc fabuła powieści jest tylko wytworem wyobraźni autorki, wszystko brzmi bardzo prawdziwie, realistycznie, autentycznie.

Jakże często psychika nastolatków czy osób dorosłych skażona jest traumatycznymi przeżyciami z dzieciństwa. Jakże często działania dorosłych, także rodziców, na pograniczu czynów psychopatycznych doprowadzają do tragedii. Jakże często pozostawiają w psychice młodego człowieka niezatarty ślad, mający duży wpływ na jego dalsze życie. Oczywiście wiele osób potrafi się z tego wyzwolić i żyć w udanych związkach, stworzyć zdrową rodzinę, ale niestety nie wszyscy… Nie poradziła sobie z tym problemem bohaterka powieści, a my czytając historię jej życia nie wiemy, jak ją ocenić. Czy tej kobiecie należy się współczucie i litość, czy może zasłużyła na karę – bardzo dotkliwą? A może… samo życie wystarczająco ją ukarało?

Historia Beaty i Matyldy jest nad wyraz bolesna, niszczy nie tylko je obie, powodując zwątpienie we wszystkie dotychczasowe prawdy, niszczy również naszą psychikę. Po zakończeniu lektury powieści długo nie możemy otrząsnąć się ze wszystkich targających nami emocji, oderwać się od wydarzeń w niej przedstawionych, przestać o nich myśleć. Chciałoby się jednoznacznie ocenić działania bohaterów, ale nie do końca jest to możliwe. Paradoks tej sytuacji polega na tym, że trudno nazwać mordercą kogoś, kto wcześniej został zamordowany, kogoś, kto najpierw stał się ofiarą. Tylko czy to zmniejsza ogrom tragedii?

Magdalena Zimniak doskonale przedstawia stany psychiczne bohaterów, wnikając w głąb ich duszy i mózgu. I choć koncentrujemy się głównie na przeżyciach dwóch głównych postaci, kreacja innych jest również godna podziwu. Rzadko w dzisiejszej literaturze znajdujemy tak wielowymiarowych i zindywidualizowanych bohaterów. Nieczęsto również zdarza się, że jesteśmy w stanie wejść niejako w głąb nich i razem z nimi odczuwać wszystkie okrucieństwa losu.

Na pewno pomaga nam w tym przemyślana w najdrobniejszych szczegółach konstrukcja powieści i sposób prowadzenia narracji. Wydarzenia poznajemy z pamiętników Matyldy oraz relacji Beaty, od czasu do czasu włącza się również narrator trzecioosobowy, obserwator zdarzeń z przeszłości. Dzięki takiej konstrukcji fabuła powieści łączy genialnie teraźniejszość z przeszłością, opisując dzieciństwo i młodość Matyldy oraz Anki, matki Beaty, pozwalając nam zrozumieć (a może tylko przyjąć do wiadomości) ich późniejsze zachowania i wpływ dawnych wydarzeń na współczesne.

Uwagę należy również zwrócić na świetny język – zindywidualizowany, dopasowany do statusu społecznego i wieku postaci. Choćby na przykładzie Matyldy zauważamy różnicę między egzaltowanym językiem nastolatki a sformułowaniami używanymi przez dojrzałą kobietę. Dialogi są bardzo naturalne, bez grama sztuczności i efekciarstwa. Pisarka ma bardzo dobry styl, poprawny gramatycznie, pozbawiony patosu i zmanierowania.

„Białe róże dla Matyldy” można zaliczyć do literatury kobiecej. Ale nie mają one nic wspólnego ze stereotypem tego gatunku. Brak w nich banału, oczywistości, monotonii, którymi tak często charakteryzują się typowe powieści przeznaczone dla „gospodyń domowych”. To literatura kobieca, ale z wyższej półki, ambitna, z zaskakującą i spójną fabułą, licznymi niespodziewanymi zwrotami akcji, nieoczekiwanym zakończeniem. To wspaniała powieść psychologiczna, odsłaniająca tajniki ludzkiej duszy, ludzkiego serca i ludzkiego mózgu. To książka, której nie sposób odłożyć, a nawet jeśli proza życia codziennego zmusza nas do przerwy w czytaniu, nasze myśli i tak cały czas pozostają przy Beacie, Matyldzie i ich losach.

To powieść wstrząsająca, o której trudno zapomnieć. Dla miłośników prozy Magdaleny Zimniak być może nie jest zaskoczeniem, że wśród natłoku współczesnych pozycji z tego gatunku na polskim rynku wydawniczym znajdujemy taką perełkę. Ja, która z twórczością tej pisarki mam do czynienia po raz pierwszy, jestem bardzo usatysfakcjonowana i wiem, że dołożę wszelkich starań, żeby zdobyć i przeczytać pozostałe jej utwory. Jestem pewna, że jeśli są choć w połowie tak dobre, jak „Białe róże dla Matyldy”, mogę je brać w ciemno.

Polecam, polecam, polecam!!! A komu? A wszystkim. Bo mimo że to literatura kobieca, spodoba się również każdemu prawdziwemu mężczyźnie. Bo znajdą w niej na pewno coś ciekawego zwolennicy i thrillerów, i romansów, i kryminału. Bo wyzwala nieprawdopodobne wręcz emocje. Bo wzrusza, skłania do przemyśleń, irytuje, a przede wszystkim nie pozwala o sobie zapomnieć.

We mnie pani Magdalena zyskała kolejną fankę. Kto następny?


---
* Magdalena Zimniak, „Białe róże dla Matyldy”, wyd. Prozami, 2014; tekst z okładki.


[recenzja opublikowana również na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1197
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: miłośniczka 27.08.2015 11:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Spójrzcie na okładkę tej ... | maggie.p
Muszę przyznać, że zachęciłaś mnie do sięgnięcia po "Białe róże dla Matyldy". No tak, widząc okładkę, ominęłabym tę pozycję w sklepie szerokim łukiem!

Ja też kiedyś miałam miłą niespodziankę, gdy sięgnęłam z nudów (chorując) po to, co akurat mieszkająca ze mną koleżanka miała na półce. Okładka - fatalna, w ogóle nie oddająca treści, nastawiłam się na szybkie i lekkie romansowe co nieco. Dostałam dobry kryminał połączony z niezwykle wnikliwie napisaną powieścią obyczajową. Mowa o "Środku lata" Małgorzaty Wardy. Od tej książki w ogóle zaczęła się moja przygoda z Wardą, teraz wiem, że mogę ją czytać w ciemno.

Rozczarowaniu okładką też dałam wyraz w recenzji. :-) Zmaterializuj się, Sylwio
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: