Dodany: 20.06.2015 13:28|Autor: carmaniola

Rozbite szkło


Szklane odpryski. Spaprane życie. Przegrani ludzie. Brudy i fizjologia. Morze goryczy. A wszystko związane nicią literatury. Nie dziwi nic. Nie dziwi, ale za to boli, wzrusza, bawi i zmusza do myślenia. Wplecione w knajpianą afrykańską rzeczywistość wzmianki o perłach literatury światowej doskonale z nią współgrają – są dodatkową przyprawą, która eksponuje absurdy życia, nie tylko w Afryce.

To była miłość od pierwszego wejrzenia. Była, gdyż pisałam te słowa po zamknięciu ostatniej strony „Kielonka” – powieści kongijskiego pisarza, która jako pierwsza została wydana w Polsce. Moje uczucie trwa nadal, bo żadna z następnych książek jego autorstwa mnie nie zawiodła, każdą pochłaniałam z szeroko otwartymi oczyma.

W jakimś bliżej nieokreślonym mieście w Republice Konga człowiek zwany Upartym Ślimakiem, który długo poszukiwał swego miejsca na świecie, założył bar pod wdzięczną nazwą „Śmierć Kredytom”. Wśród jego bywalców, najgorszych pijaków i szumowin, wyróżniał się pewien mężczyzna – zwany, nie bez kozery, „Kielonkiem”. Pewnego dnia właściciel baru wręczył mu zeszyt i zlecił zadanie opisania wszystkiego, co dzieje się wokół. Tak powstała opowieść o ludziach z marginesu, tych najbardziej przegranych, którzy dawno temu osiągnęli już dno. Podobnie zresztą jak człowiek zapisujący ich historie.

Pełno w tych opowieściach brudu, najgorszych instynktów, ludzkiej złości i arogancji. Z wielu przyczyn można pogrążyć się w odmętach, stoczyć się do rynsztoka, z którego nie ma już wyjścia. Kielonek to jeden z przegranych – pijak, który stracił wszystko i wszystkich, od kiedy pogrążył się w alkoholowych odmętach.

I może byłaby ta opowieść trudna lub nawet niemożliwa do przełknięcia, gdyby nie erudycja i oczytanie głównego bohatera. W jego zapisie cudzych żywotów i własnych rozważań pojawiają się wtręty ze znanych powieści, nawiązania do dzieł największych pisarzy. Wszystko to, zmieszane razem, doprawione dużą dawką czarnego humoru, ironii i sarkazmu, stanowi wyjątkowy rodzynek.

Już na samym początku, w nazwie baru natykamy się na „Śmierć na kredyt” Céline'a – i jakby tego było mało, w historii jego powstania odnajdziemy także bar „Katedra” z powieści Vargasa Llosy. W zeszycie Kielonka aż kipi od wielkiej literatury; są tu wzmianki na temat powieści Asturiasa, Carpentiera, Garcíi Márqueza, Quirogi, Faulknera czy Salingera. Mabanckou łączy to, co wydaje się osobne, wyśmiewa stereotypy nie oszczędzając nikogo i niczego.

Wielu z tych literackich nawiązań z pewnością w ogóle nie zauważyłam, niektórych nie udało mi się rozszyfrować. Co do jednego z nich mam jednak podejrzenia. Być może fantazja podpowiada mi fałszywy trop, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że uwaga o stosunkach między pracownikami „Katedry” – baru w Kamerunie, który stanowił wzorzec dla tego założonego przez Upartego Ślimaka – odnosi się do wspomnień Naipaula. Jeśli nawet nie, to i tak ciekawe porównanie.

„(…) ów Kameruńczyk od lat nie zamknął baru dzięki wiernemu personelowi, sprawnemu zarządzaniu i osobistej aktywności, w każdy ranek i wieczór zjawiał się w »Katedrze«, a jego personel, widząc, że wyrasta jak spod ziemi, nabrał przekonania, że »Katedra« to miejsce kultu, z modlitwą rano i wieczorem (…)”[1].

„Kogoś zabrakło, prawdopodobnie europejskiego, może francuskiego kierownika. Wraz z nim znikła dobra obsługa i jeszcze coś więcej: prysła cała idea restauracji. Zawaliła się precyzyjnie zorganizowana instytucja. Jakby kelnerzy – tubylcy, którzy mieli dobrze płatną pracę zapomnieli z dnia na dzień, po co robią to, co robią. Zmieniły się nawet ich twarze. Pomimo tych samych strojów w kwietne desenie nie byli już kelnerami. Ich oblicza i maniery tchnęły autorytetem plemiennym. Zobaczyłem w nich przywódców wiosek: znachorów, zielarzy, mężczyzn, którzy przypuszczalnie wkładają maski i wykonują święte tańce. Tam właśnie kryło się prawdziwe życie – w misteriach osady. Restauracja, ze swoim sztucznym, arbitralnym rytuałem, była parodią: zacząłem to dostrzegać. (…) Nowy świat istniał w umysłach innych ludzi. Usuń tych ludzi, a ich wyobrażenia – które przecież nie są ugruntowane raz na zawsze – znikną także. Umiejętności można kogoś nauczyć. Kłopot w tym, że u człowieka, dla którego prawdziwe, spełnione życie toczyło się w królestwie ducha, wiara w nowy świat była bardzo słaba”[2].

Czytelnik zostaje wciągnięty w zabawę w literackie skojarzenia i zagadki. Jednocześnie, niemal bezwiednie, zmuszony jest zrewidować wiele ze swoich poglądów na temat Afryki i jej mieszkańców, bo powieść Mabanckou to bunt przeciw postrzeganiu jego rodzimego kontynentu jako kolebki ludzkości, a zarazem ostoi biedy, chorób i zabobonów. Pisarz udowadnia, że Afryka nie jest skansenem, żywą skamieliną: wciąż się rozwija, zmienia; pokutujące stereotypy pasują do rzeczywistości jak wół do karety.

Szczerze mówiąc – że jest coś dziwnego w formie powieści, zorientowałam się dopiero po dłuższej chwili. Tak mnie wciągnął wir słów, iż nie zauważyłam braku znaków interpunkcyjnych innych niż przecinek. Cała powieść stanowi jedno długie zdanie zakończone kropką. Ten pozorny chaos kryje w sobie jednak sens; jak mówi sam Kielonek:

„[chciałbym] napisać coś, co przypomina życie, lecz wyraziłbym to własnymi słowami, słowami koślawymi, stylem szarpanym, bez ładu i składu, pisałbym, co mi przyjdzie do głowy, zacząłbym niezgrabnie i skończył niezgrabnie, miałbym gdzieś zasady czystego rozumu, metodę, fonetykę, prozę i w tym zafajdanym języku cały mój wywód nie byłby zbyt jasny, a słowa, by to powiedzieć, nie przychodziłyby łatwo, byłoby to coś na granicy pisania i życia, właśnie tak, chciałbym zwłaszcza, by czytając mnie, mówili »a co to za bałagan, jarmark, targowisko, ten zlepek barbaryzmów, to imperium znaków, cała ta paplanina, upadek na samo dno literatury pięknej, czy można to brać serio, właściwie gdzie to się zaczyna, gdzie kończy, do cholery« i odpowiedziałbym chytrze »ten bazar to samo życie, wejdźcie do mej jaskini, pełno tu zgnilizny, odpadków (…)«[3]”.

Myślę, że doskonale mu się udało.


---
[1] Alain Mabanckou, "Kielonek", przeł. Jacek Giszczak, wyd. Karakter, 2008, s. 27-28.
[2] Vidiadhar Surajprasad Naipaul, "Rozjaśnić tło. Dwie opowieści", przeł. Robert Sudół, wyd. Noir sur Blanc, 2002, s. 169.
[3] Alain Mabanckou, dz. cyt., s. 155.


[Tekst umieściłam też na swoim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2129
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: adas 07.07.2015 23:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Szklane odpryski. Spapran... | carmaniola
I po tej recenzji (jakoś przegapiłem, przprszm) będę się zastanawiać, czy akurat "Kielonka" (ale już po "Jeżozwierzu", czyli niekoniecznie tego lata abo i jesieni) nie przeczytać ponownie. A organicznie nie znoszę powtórek.

Nie pamiętam, czy to AM sam wspominał o http://afroczytelnia.blogspot.com/, czy w "Kielonku" jest motyw wina, czy to gdzieś indziej? Próbując zweryfikować trafiłem na stronę http://afroczytelnia.blogspot.nl/p/literatura-afrykanska-w-jezyku-polskim.html. W co ja się pakuję?
Użytkownik: carmaniola 08.07.2015 09:17 napisał(a):
Odpowiedź na: I po tej recenzji (jakoś ... | adas
Cudnie! Kiedyś na ten blog trafiłam - prawdopodobnie wtedy, gdy próbowałam napisać "Wielką obronę Conrada" napadniętego przez Ngugiego. Na obronie poległam, link zgubiłam, a cenny jest. Dziękuję za odnalezienie! ;)

Nie wiem czy Mabanckou wspominał o Afroczytelni, bo chyba nigdy nie trafiłam na wywiad z nim. Wino w "Kielonku" - czerwone Sovinco leje się strumieniami, ale nie bardzo chwytam o co pytasz.

PS. Przy okazji pisania tego tekstu podejrzałam sobie jeszcze raz Twoją wersję tej powieści i ponownie uśmiałam się do łez. Za co raz jeszcze dziękuję. :)

Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: