Dodany: 02.06.2015 22:47|Autor: misiak297

To tak bardzo boli


Mógłbym zacząć niemal dokładnie tak, jak Dot zaczęła swój doskonały tekst o "Motylu" (Czy to jeszcze Alice?): miałem nie pisać o książce Lisy Genovy, bo przecież "parę recenzji już jest, więc kto chce sprawdzić, czy warto po tę powieść sięgnąć, ma dostateczny zasób źródeł". Podobnie jak Dot nie wiedziałem, "czy po zmierzeniu się z takim tematem bolesne wspomnienia rodzinne nie odezwą się z taką siłą, że uniemożliwią mi pisanie". Postanowiłem mimo wszystko się wypowiedzieć – "Motyl" jest jedną z najlepszych pozycji, jakie czytałem w tym roku. I szczerze mówiąc nie wiem, czy jestem obiektywny. Zbyt dużo wspomnień wracało podczas lektury.

Pięćdziesięcioletnia Alice Howland, wykładająca na Harvardzie ceniona specjalistka w dziedzinie psychologii, jest zadowolona ze swego życia. Pogodziła się z traumami, które wpisały się w jej biografię, założyła rodzinę, ma oddanego męża, dorosłe dzieci z ambicjami i pomysłem na siebie. Wreszcie – osiągnęła ogromny sukces naukowy. Nagle z tą samodzielną, inteligentną i przebojową kobietą zaczyna się dziać coś złego. Pozornie nic ngroźnego – ot, uciekło jej słowo, gdy wygłaszała wykład (komu się to nie zdarza?!), straciła na chwilę orientację w terenie, nie umiała rozszyfrować pewnej notatki. Niepokój daje się ułagodzić: chodzi najpewniej o przemęczenie, menopauzę. Diagnoza – alzheimer o wczesnym początku – jest druzgocącym ciosem nie tylko dla Alice (która przecież ma tyle przed sobą! Nienapisane artykuły, nieprzeczytane książki, przyszłe chwile z mężem, dziećmi i nienarodzonymi jeszcze wnukami), ale też całej jej rodziny. Alice straci siebie – jej mózg będzie stopniowo obumierał; John straci żonę; Anna, Lydia i Tom – matkę. Bohaterka próbuje walczyć z chorobą, ale przecież nie może wygrać. Jej świat coraz bardziej się kurczy, w pamięci gęstnieją białe plamy, w myślach mnożą się znaki zapytania. Słowa uciekają, myśli nie sposób wyrazić, trudno nadążyć za rozmowami, proste zadania okazują się trudne, najbliższych nie można rozpoznać, nad potrzebami fizjologicznymi nie udaje się zapanować. Choroba stopniowo przejmuje władzę nad Alice. Genova pokazuje to z prawdziwą maestrią – czytelnik ma wrażenie pogłębiającej się klaustrofobii.

Lektura "Motyla" była dla mnie wyjątkowo trudna. Czytałem wiele książek o alzheimerze. Czasami był to tylko drugoplanowy element (w "Nocach i dniach" Marii Dąbrowskiej zapadanie się w chorobę Jadwigi Ostrzeńskiej jest naprawdę przejmujące), ważny, ale nie najważniejszy wątek ("Stary niedźwiedź mocno śpi" Alice Munro to dla mnie przede wszystkim opowiadanie o sile małżeńskiej miłości i godzeniu się z odchodzeniem ukochanej osoby), niekiedy cała powieść poświęcona chorobie ("Tato" Williama Whartona), czasem fatalna (koszmarny "Pamiętnik" Nicholasa Sparksa. Czytając, warczałem do siebie co i raz: "to tak nie wygląda!"). Jednak żadna z tych pozycji nie zadała mi tyle bólu co "Motyl", nie wstrząsnęła mną do tego stopnia, nie obudziła równie przykrych wspomnień. Żadna nie zbliżyła tak bardzo do ludzi dotkniętych chorobą Alzheimera.

Myślę, że wiele osób, które musiały się zmagać z alzheimerem najbliższych, będzie czytać tę powieść dwutorowo. Ja obok bohaterki Genovy widziałem bliską mi osobę, którą stopniowo zabierała choroba. I przypomniałem sobie (jakże to bolało!) tę bezsilność, tę wieczną dezorientację, awantury, manie prześladowcze, głupie nadzieje, zniszczenia, odwołane w ostatniej chwili spotkania, ten wieczny bałagan, zapodziane przedmioty, niepanowanie nad fizjologią – i zapominanie, zapominanie, zapominanie. Odzywały się w mojej pamięci słowa, które utkwiły w niej na zawsze: "Jak ty się nazywasz, dziecko?". Czytając, płakałem nie tylko nad Alice, ale i nad tą wyjątkową dla mnie osobą, której już nie ma, a która w istocie odeszła na długie lata przed swoją fizyczną śmiercią.

"Motyl" nie jest przykładem wyrafinowanej prozy, to po prostu powieść napisana bardzo dobrze. Z ogromnym szacunkiem tak dla czytelnika, jak dla chorych na alzheimera i ich najbliższych. Narracja jest wyciszona (nie przyćmiewa głównego problemu), ale nie prosta. Psychologia bohaterów – doskonale oddana. Nie ma tu taniego melodramatu, rujnującej ckliwości. Jest duszno. Jest tragicznie. Boli. Siła "Motyla" to absolutny autentyzm. Genova wie, o czym pisze; i nie kłamie. Alice jest prawdziwa i jej problemy także – od pierwszego do ostatniego zdania. Ta powieść przeraża, porusza, nie pozwala o sobie zapomnieć i choć chciałoby się oderwać (uciec?), nie sposób odłożyć jej na półkę. Trudno nie współczuć Johnowi, Lydii, Annie i Tomowi. Trudno nie płakać nad Alice.

A na zakończenie niech książka przemówi do Was sama:

"– Mamo, co robisz?
Była zbyt zmęczona, aby udzielić upokarzającej odpowiedzi na pytanie Anny, ręka piekła ją z bólu, a na dodatek nieznośny zapach orzechów ziemnych wydobywający się z torby, przyprawiał ją o mdłości.
– Zostaw mnie w spokoju!
– Mamo, już dobrze. Chodź, pójdziemy do kuchni i zjemy kolację.
Anna odłożyła pocztę na ziemię i sięgnęła po rękę matki, tę, która wciąż piekła. Alice odepchnęła córkę i krzyknęła z bólu.
– Zostaw mnie w spokoju! Wynoś się z mojego domu! Nienawidzę cię! Nie chcę cię tutaj!
Jej słowa zabolały Annę o wiele mocniej, niż gdyby Alice uderzyła ją ręką. Mimo płynących z oczu łez, twarz Anny przybrała wyraz spokojnej determinacji.
– Przyniosłam kolację, umieram z głodu i nigdzie się stąd nie ruszam. Idę do kuchni, żeby coś zjeść, a później kładę się spać.
Alice stała w przedpokoju; wściekłość i wola walki przepływały wzburzone korytarzami jej żył"[1].

I jeszcze dialog, myślę, że doskonale znany tym, którzy patrzyli, jak odchodzi bliska osoba trawiona chorobą Alzheimera:

"– Która jest godzina? – zapytała mężczyznę siedzącego w fotelu obok [mowa o jej mężu].
Spojrzał na przegub dłoni.
– Dochodzi wpół do czwartej.
– Myślę, że już pora, abym wróciła do domu.
– Jesteś w domu. To jest nasz dom w Cape.
Rozejrzała się po pokoju – białe meble, wiszące na ścianach zdjęcia latarni morskiej i plaży, olbrzymie okna, małe patykowate drzewa na zewnątrz.
– Nie, to nie jest mój dom. Ja tutaj nie mieszkam. Chcę iść w tej chwili do domu.
– Do Cambridge wrócimy za parę tygodni. Przyjechaliśmy tu na wakacje. Lubisz to miejsce.
Mężczyzna w fotelu wrócił do czytania książki i sączenia napoju. (...)
– Wydaje mi się, że jestem tutaj wystarczająco długo. Chciałabym już wrócić do domu.
– Jesteś w domu. To jest twój domek letniskowy. Tutaj przyjeżdżamy się zrelaksować i odprężyć.
To miejsce nie wyglądało wcale jak jej dom, ani tym bardziej nie brzmiało jak jej dom, a ona nie czuła się odprężona. Mężczyzna, który czytał i pił, siedząc w dużym, białym fotelu, nie wiedział, o czym mówi. Może był pijany?
Mężczyzna oddychał, czytał i pił, a zegar tykał. Alice siedziała w dużym, białym fotelu, przysłuchując się upływowi czasu, wymierzanemu przez tykający zegar, mając nadzieję, że ktoś zabierze ją do domu"[2].

I jeszcze refleksja na marginesie: nienawidzę, gdy alzheimer pojawia się w żartach, którymi usprawiedliwia się własne zapominalstwo. Taka subtelna odzywka, często wzbudzająca śmiech. A przecież to słowo jest wyrokiem i tragedią dla wielu chorych i ich rodzin.


---
[1] Lisa Genova, "Motyl", przeł. Łukasz Dunajski, wyd. Papierowy Księżyc. 2011, s. 253.
[2] Tamże, s. 331-2.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3302
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: Pani_Wu 03.06.2015 20:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Mógłbym zacząć niemal dok... | misiak297
Twoja recenzja jest bardzo osobista. Widzę, że czytelników tej książki można podzielić na dwie grupy - tych, którzy spotkali się z chorobą wśród bliskich i takich, którzy nie znają jej z autopsji. Obie grupy, ze względu na życiowe doświadczenia inaczej ją odbierają. Siłą rzeczy, budzi ogromne emocje u osób, których bliscy chorowali na tę straszną chorobę.
Zwróciłeś mi uwagę na ważną rzecz ... na żart, rzucany lekko, jakby się zaklinało rzeczywistość, aby coś czego się boimy nie znalazło w niej miejsca. Nie pomyślałam nigdy, że tego typu odzywka może kogoś zaboleć, a powinnam była pomyśleć. Sama doświadczam podobnych emocji w innych obszarach, a jednak zabrakło mi empatii w sytuacjach, gdy sobie na taki żart pozwalałam.
Książka wróci do mnie niedługo i chyba sobie odświeżę ją, mając w pamięci wszystkie opinie, które o niej czytałam po mojej pierwszej lekturze.
Użytkownik: Agnieszka-M4 04.06.2015 09:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Mógłbym zacząć niemal dok... | misiak297
Ponoć obracanie pewnych tematów w dowcip jest próbą oswojenia czegoś, co nas przeraża. To taka teoria "psychologiczna", którą słyszałam - podobno człowiek wytwarza sobie taki jakby mechanizm obronny. Co nie zmienia faktu, że przez głupie żarty można zadać komuś nieświadomie ogromny ból.

Recenzja piękna. "Motyla" co prawda nie czytałam, ale pamiętam samą siebie płaczącą jak bóbr w czasie lektury książki Mężczyzna imieniem Ove (Backman Fredrik). Zaczęłam nawet pisać recenzję, ale chyba temat zbyt mnie przytłoczył. Dlatego tym bardziej podziwiam, Misiaku, że zdecydowałeś się na napisanie recenzji mimo osobistego bagażu doświadczeń.
Użytkownik: Goszarda 25.06.2015 23:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Mógłbym zacząć niemal dok... | misiak297
Książka jest wspaniała!!!
Bardzo mi się podobała i wywarła na mnie niesamowite wrażenie...
Na szczęście - jak na razie nikt z moich bliskich na tą chorobę nie cierpiał, więc - na szczęście - nie mogę książki oceniać pod względem swoich przeżyć związanych z tą chorobą...
Wiem jednak, że powieść pomogła mi zrozumieć tę chorobę, i dlatego powinniście koniecznie ją przeczytać!
Dlatego, że - na szczęście - nikt z moich bliskich nie chorował na alzheimera, nie zastanawiałam się nad przebiegiem choroby.... Wiedziałam co prawda, że chory niczego nie pamięta, zapomina, a w końcowym stadium nawet należy zasłaniać lub pozbyć się z domu luster, ponieważ chory nie poznaje się, żyje w strachu że w domu znajduje się obca osoba...
Tutaj autorka świetnie opisała powolne pogrążanie się w chorobie, pierwsze symptomy i dalej stopniowy jej rozwój... Teraz wiem dlaczego chorzy często są agresywni...
Podobnie, dopiero po obejrzeniu filmu "Piękny umysł" zrozumiałam na czym polega schizofrenia i jaka to straszna choroba...
A alzheimer i schizofrenia są tak często obiektem naszych "podśmiewajek" i chichotów...
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: