Nasza lista bestsellerów „ożyła” po opublikowaniu ostatniej wiadomości – otrzymaliśmy trzy kolejne zestawienia; pierwsze z nich prezentujemy poniżej. Przy okazji przypominamy, że każdy może dodać swoją listę, przysyłając ją jako prywatną wiadomość do użytkownika Wiadomości.
Wróćmy jednak do listy przygotowanej przez Nausicaa. Jest to zestawienie tematyczne, obejmujące wyłącznie komiksy. Autorka celowo pominęła komiksy Marvela, DC, „Asterixa” i tym podobne hity, bo uważa, że w dobie ekranizacji nie potrzebują one dodatkowej reklamy
1. „Doomboy” Tony’ego Sandovala to magiczna opowieść o nastolatku, który musi zmierzyć się ze śmiercią swojej dziewczyny i znajduje ujście swego bólu w muzyce. Czy da się narysować dźwięki? Ten komiks udowadnia, że tak.
2. Walecznego wikinga „Thorgala” tworzonego przez Rosińskiego pewnie wszyscy miłośnicy fantasy znają przynajmniej ze słyszenia – w końcu mało jest europejskiej sławy komiksów rysowanych przez Polaka! Nie można jednak tego powiedzieć o „Skardze Utraconych Ziem” tego samego autora. A szkoda, bo w przeciwieństwie do „Thorgala”, który bardziej niż skandynawską sagę przypomina opowieść o Conanie Barbarzyńcy w swym postmodernistycznym mieszaniu różnych kultur, mitów i legend, „Skarga” jest konsekwentnie utrzymana w celtyckim klimacie. To zwarte i smakowite danie.
3. Wszystko co stworzył ś.p. Moebius jest warte uwagi. Na początek polecam „Arzach; Czy człowiek jest dobry?” Moebius był rysownikiem genialnym, dbającym o każdy detal każdego kadru. Jego wizje są rozbuchane i bogate. Nie zaliczyłabym go ani do sf ani do fantasy. Jego wizje są za bardzo autorskie, żeby klasyfikować go do jakiegokolwiek nurtu popularnego. To jeden z ostatnich artystów surrealistycznych, odrzucających autorytety. Jego komiksy potrafią być wulgarne, brutalne, wstrętne i zabawne w sposób niewymuszony. Zawsze wywołują silne emocje.
4. „Opowieść panny młodej” Kaoru Mori. Słodka jak weselne delicje manga historyczna osadzona w XIX w. na terenach m.in. dzisiejszej Mongolii. Jedną z jej zalet jest ukazanie kultury, która jest mało znana i często ukazywana stereotypowo. Większości ludzi kojarzy się jedynie z jurtami, ewentualnie z Attylą jeśli lubią filmy historyczne. Pani Mori skupia się na życiu codziennym tamtych ludzi, haftowaniu, budowaniu domów czy wypiekaniu chleba, a jej szczegółowe rysunki bogatych zdobień urzekają kunsztem. Nie brakuje jednak scen batalistycznych i „tych złych Rosjan”. Jest to manga ze swymi wielkimi oczami i czytaniem od prawej do lewej, ale są to tylko szczegóły, które nie psują odbioru czytelnikowi japońszczyzny nietrawiącemu.
5. „Lovecraft” opublikowany w cyklu Obrazy Grozy to fabularyzowana wersja biografii ojca horroru i dark fantasy. Oniryczne, akwarelowe ilustracje znakomicie oddają ducha jego opowiadań, wizji z pogranicza obłędu i schizofrenii. Jest strasznie.
6. „Aż do nieba” albo "Ten-no hate made" czyli japońska wersja dziejów księcia Józefa Poniatowskiego. Nawet jeśli komiks się nie spodoba (manga to specyficzna rzecz), to naprawdę bardzo ciekawe doświadczenie ujrzeć własną historię narodową oczami kogoś z zupełnie odmiennej kultury. Zwłaszcza, że chodzi o temat utraty przez Polskę niepodległości, który jest nam przedstawiany w szkole w „jedyny właściwy sposób” poprzez dzieła Mickiewicza i Słowackiego. Mamy tu do czynienia z dziełem zagranicznym, niezważającym na świętość dziejów narodowych, a więc całość czasami mocno odbiega od faktów historycznych ;)
7. „Usagi Yojimbo” Stana Sakaia, opowieść o króliku samuraju, nie jest mangą! To komiks, w którym czuje się ducha amerykańskiego komiksu superbohaterskiego, choć miejscem opowieści jest feudalna Japonia, a tamtejsza architektura i stroje są znakomicie oddane. Bohaterami są zwierzęta, ale nie należy zakładać, że to książka dla dzieci – dobrze, że jest czarno-biała, bo krew leje się często. Pozycja obowiązkowa dla miłośników Kurosawy.
8. No dobra, Trylogia Nikopola była ekranizowana, a tu miały być osobistości nieznane. Dlatego będzie o mniej znanym Animal’z tego samego autora. Enki Bilal tworzy komiksy surrealistyczne, może nie aż tak pokręcone jak Moebius, ale jednak łatwo rozpoznawalne. Doskonała kreska, specyficzna kolorystyka (czerń i biel z rzadką czerwienią na szarym papierze), enigmatyczna fabuła pozwalająca czytelnikowi na ruszenie umysłem, zamiast wykładać wszystko na ławę i klimaty postapokaliptyczne. Zdecydowanie warto.
9. Miało nie być DC, ale „Death” to jedna z moich ulubionych bohaterek komiksowych. To nie pseudonim, ale jest ona w istocie Śmiercią, najlepszym przyjacielem człowieka. Nie jest to jednak ponury szkielet, lecz mocno umalowana Gotka obdarzona poczuciem humoru.
10. Dylan Dog – niesłusznie zapomniany detektyw od spraw paranormalnych. Duchowy ojciec „Z Archiwum X”, „Czynnik PSI” i ich naśladowców. Jako dziecko lat 90. uważam to za pozycję obowiązkową.