Dodany: 29.09.2009 21:55|Autor: Eire
Danse Macabre, C'est la vie
Dawno, dawno temu, w odległej krainie, gdzie zakopywanie żywcem było normalnym sposobem pozbywania się niewygodnych władców, przyszedł na świat drugi syn księcia-wygnańca. 50 lat później w odległym od wielkiego świata monastyrze zebrał się sąd, który winien był wydać wyrok na osobę, która już za życia stała się bohaterem niezliczonych opowieści. Znacie? To posłuchajcie...
Gdy otwieramy powieść traktującą o znanej nam historycznej postaci, wiemy zazwyczaj, jakich wydarzeń możemy się spodziewać. Autor takiej książki staje przed trudnym zadaniem przekonania nas do swojej interpretacji znanych wypadków. Zadaniem podwójnie trudnym, kiedy ostateczną ocenę chcemy pozostawić czytelnikowi. Pan Humphreys chciał opisać jedną z najbardziej niejednoznacznych postaci europejskiego średniowiecza, nie upupiając jej, ale i nie demonizując ponad miarę. Pisać o człowieku, który za życia stał się legendą i ofiarą kłamliwej propagandy. Rzecz trudna, ale jak się okazało - wykonalna.
Oto Wład w przededniu 17 urodzin, jeden z licznych zakładników na adrianopolskim dworze. Inteligentny, oczytany, charyzmatyczny, pomysłowy - niestety swoją inteligencję kieruje w niewłaściwym kierunku, za co zapłaci ciężko nie tylko on, ale przed wszystkim - jego młodszy brat.
Oto Wład rok później, opuszczony przez niemal wszystkich uciekinier, wysłuchujący historii o śmierci ojca i starszego brata.
Wład, który podczas wielkanocnej uczty tym, którzy zamordowali jego rodzinę po raz pierwszy zaprezentuje, czego nauczono go za Bosforem.
Wład we wspomnieniach przyjaciela, spowiednika i kochanki, w rozmowach i myślach ludzi, w skomplikowanych relacjach z bratem, we własnych oczach.
Wład na skraju choroby psychicznej (???), zdradzony po raz kolejny, uwięziony w Budzie, trenujący syna, czytający własne biografie, ruszający na ostatnią krucjatę. Bohater, który żyje, zmienia się, dokonuje nie zawsze właściwych wyborów.
„Moja główna obawa sprowadzała się do tego, że przedstawię mojego bohatera bardziej ludzkim niż był w istocie. Marin odpowiedziała mi, że to niemożliwe, ponieważ Dracula b y ł człowiekiem”[1].
„Zatem wiesz, co w nich o nas piszą (…), jakobym w Braszowie nabił na pal trzy dziesiątki tysięcy ludzi. Czy pamiętasz jeszcze, jak długo trwa nabijanie człowieka na pal? (…) Gdyby to była prawda, wciąż tkwiłbym pod Braszowem z mozołem unosząc pale! (...) Ponoć odcinałem bojarzynom głowy i używałem ich do nawożenia pól kapusty. Kapusty!!! - powtórzył głośnej - nawet nie wiem, jak smakuje to warzywo!” [2].
Danse macabre, c'est la vie.
W warstwie historycznej widać, że Autor odrobił lekcje - anachronizmów nie stwierdzono, a osoby obeznane z legendą Draculi odnajdą tu wiele kronikarskich smaczków - choćby przejezdnych dyskutujących o księciu nad pozostawionym samopas złotym pucharem, Krwawą Rezurekcję czy księdza rozważającego, jaką religię wyznaje jego władca. Znakomicie pokazano mechanizm rodzenia się legendy i zarysowano klimat świata, w którym przyszło mu żyć.
Niestety, żeby dobrać się do tej części książki trzeba przebrnąć przez nieco nudnawy wstęp (przyznaję, że odpuściłam go sobie za pierwszym czytaniem). W związku z tym miałam pewne obawy względem poprowadzenia akcji, ale pomysł, by opisać historię Włada oczami jemu współczesnych okazał się strzałem w dziesiątkę. Mężczyźni, których losy splotły się z drogami hospodara, starają się nie mówić o sobie, ale czy opowiedziana przez nich historia nie mówi więcej o nich samych niż o dotyczącej jej osobie?
Niestety w tym momencie wypada mi wspomnieć o łyżce dziegciu, a raczej zgrzytającym podczas czytania ziarnku piasku. Nieliczne postacie kobiece w tej książce to dla mnie jej najsłabszy punkt. Jeśli kobieta stoi w opozycji do naszego Bohatera to na pewno jest brzydka, o końskiej twarzy, skrzecząca i knująca. Jeśli jednak obdarzy go uczuciem, w zamian dostanie urodę i charakter mimozy, przy której Mina Harker to wcielenie Walkirii. Kocha, tęskni, wybacza, roni łzy, mówi, co kochany chce usłyszeć, na polecenie rozstawia nogi, nieledwie kapcie w zębach przynosi. Kochane Czytelniczki, po cóż nasze babki walczyły o prawa do zarządzania własnym życiem? Wszak wystarczy, że taki worek na ciałko zamruga oczami i już faceci lecą na czterech łapkach. A jeśli taka dostanie do wyboru sadystycznego drania i dobrego mężczyznę to kogóż wybierze? Odpowiedzi prosimy przesyłać na...
Autor jak mógł usprawiedliwił takie zachowania, ale niestety - postać Ilony Ferenc czyni wątek romantyczny dla mnie niestrawnym, a co gorsza nieprawdopodobnym. O ile na początku książki zanosiło się na ciekawy romans to później Autor pojechał po linii najmniejszego oporu i gdzieś od połowy książki partie Ilony bronią się chyba tylko opisami scen seksu.
Mimo tego zgrzytu polecam tę książkę nie tylko miłośnikom Włada i powieści historycznych.
Polskie wydanie nie wyróżnia się na półce - szarawa, śliska okładka (nie zauważyłam egzemplarzy w twardej oprawie), słowniczek dla niezorientowanych w historycznych realiach, papier nie przeszkadza w czytaniu, tłumaczenie zachowało styl oryginału. Cena, niestety dość wysoka, nawet na tak obszerną pozycję, ale dostaniemy za nią chyba pierwszą dobrą powieść o historycznym Draculi.
---
[1] C.C. Humphreys, „Wład Palownik. Prawdziwa historia Draculi”, tłum. Urszula Gardner, wyd. Książnica, 2009, s. 496.
[2] Tamże, s. 420.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.