„Pamięć. Trening interaktywny” wpadła mi w ręce na dwie godziny przed egzaminem. Zamiast poddać się stadnej nerwowej atmosferze oczekiwania na występ solowy, zagłębiłam się w lekturze książki Marka Szurawskiego, dziennikarza, żeglarza, współtwórcy polskiego ruchu szantowego, ale przede wszystkim specjalisty prowadzącego warsztaty z zakresu treningu pamięci i twórczego myślenia. Urozmaicony układ strony; na dole szary pasek, a na nim obcojęzyczne słowa, których należy się nauczyć – na dzień dobry: „abisalny” (oby nie proroczo). Poniżej cytaty; jako pierwszy: „Świat nie jest piłką footbolową, świat się podbija głową, głową, głową!” (może w czasach Słonimskiego była to prawda). Już w „Słowie od autora” pierwsza ciekawostka: „(…) największe miasto Minorki, Majon, to drugi co do wielkości, po Pearl Harbor, naturalny port na świecie, (…) w dobie napoleońskiej w mieście zaczęto wytwarzać majonez (…)”[1]. Krótkie wprowadzenie, cytat z Kubusia P. i przestałam zwracać uwagę na uczelniany gwar (do momentu, gdy mnie wywołano).
W domu przystąpiłam do proponowanego przez autora ogólnego testu pamięci. Zabawa przednia, wyniki mizerne (tfu! zaskakujące). Jak zapamiętujemy słowa, liczby, relacje między nimi, wiersze, kształty, twarze, dźwięki? Jak sporządzać mapy myśli? Szurawski pisze, w jakich stanach umysłu najlepiej się uczyć. Podczas dziennego czuwania mózg pobudzony koncentracją pracuje z częstotliwością 13-25 Hz i znajduje się w stanie beta. Stan alfa (8-12 Hz) to stan pół-jawy, pół-snu, czyli relaksu, ważny we wszystkich technikach kontroli umysłu. „Przy tej częstotliwości zwiększa się synergiczna współpraca obu półkul mózgu, podatność na autosugestię oraz wchłanianie nowej wiedzy”[2]. Po zapadnięciu w sen mózg przechodzi w jeszcze niższą częstotliwość 4-7 Hz, przetwarzając zdobyte w ciągu dnia informacje i wchodząc w stan theta. Śnimy. Kiedy nic nam się nie śni, śpimy „jak zabici” – osiągamy stan delta (poniżej 1 Hz). Jak wprawić mózg w stan gotowości do nauki?
Nie wmawiajmy sobie, że urodziliśmy się z gorszą pamięcią. Szurawski opowiada o pchłach, które szkoli się do pchlego cyrku. Zamknięte w słoiku skaczą coraz niżej, bo i tak odbijają się od pokrywki. Kiedy jednak po odpowiednim czasie zdejmie się pokrywkę, one nadal skaczą nisko, gdyż nauczyły się już, że nie mogą opuścić słoika. Wyuczona bezradność to jedno, a hołdowanie złym nawykom to drugie. Mark Twain zauważył, jak sami się ograniczamy – biadoląc zamiast wziąć się do roboty. „(…) na ogół nikt nie przyzna się do braku inteligencji, nie wyzna, że nie ma poczucia humoru, nikt nie powie (chyba że w żartach), że (…) nie umie myśleć, natomiast zdecydowana większość ludzi z podziwu godnym upodobaniem, niekiedy wręcz z entuzjazmem narzeka na »złą pamięć«”[3]. Oczywiście ma znaczenie, czego dostarczamy mózgowi. „Chociaż porównanie mózgu do komputera jest dla mózgu obrazą, wydaje się, że dwa terminy wzięte z języka informatyki właściwie oddają jeszcze jeden ważny aspekt »mózgowego oprogramowania«. Pierwszy z nich to GIGO – »garbage in, garbage out«”[4]. Jeśli dostarczamy mózgowi śmieci, błędnych, bezużytecznych, negatywnych informacji, co możemy uzyskać na wyjściu?
Pamięć krótkoterminowa to 7±2 bity, dlatego w większości krajów długość numerów telefonicznych nie przekracza 9 cyfr. Naukowcy wyodrębnili kilkadziesiąt rodzajów pamięci – m.in. semantyczną, epizodyczną, deklaratywną, proceduralną, taktylną (dotykową) – ale rozbudowana teoria nie robi takiego wrażenia, jak konkrety. Wykorzystujemy niespełna 1% możliwości naszego mózgu (nie optymistyczne 6-10%, o jakich mówiono jakieś 30 lat temu!); pianista, przygotowując się do koncertu, musi zapamiętać nawet 20 tysięcy nut, a przeciętny, niewytrenowany mózg może wprowadzić do pamięci długoterminowej dostępnej ponad milion informacji!
Myślimy obrazami – nawet ci, którzy nie mają rozbudowanej pamięci wzrokowej. Szurawski twierdzi, że specjaliści Macintosha wymyślili ikony właśnie z tego powodu. Poza tym dołączamy nowe informacje do tych, które już mamy. Dziennikarz podkreśla, że choć metody zapamiętywania są niezliczone, można wyodrębnić spośród nich trzy główne: łańcuchową metodę zapamiętywania (ŁMZ), która wykorzystuje wyobraźnię i asocjacje, zakładkową metodę zapamiętywania (ZMZ), w której kluczem jest posługiwanie się tzw. zakładkami pamięci, oraz technikę słów zastępczych (TSZ), służącą do nauki słów obcego pochodzenia. Omawia też dokładnie mechanizmy zapamiętywania oraz przyczyny zapominania, a ponieważ robi to interesująco, udaje mu się przepchnąć czytelnika przez wszystkie etapy: począwszy od skupienia uwagi, poprzez kodowanie informacji, utrwalanie śladów pamięciowych, na odtwarzaniu skończywszy.
Zapamiętujemy to, co nas interesuje i to, co rozumiemy. Jeśli mechanicznie powtarzamy coś, co nas mało obchodzi, mamy mniejsze szanse, by to utrwalić. Niby oczywiste, ale czy tworzący system edukacji o tym pamiętają? Ważna jest też świadomość, co nam da trud włożony w zapamiętanie czegoś. Z „Treningu interaktywnego” dowiadujemy się, jak osiągnąć stan relaksu w pozycji „szczęśliwego dorożkarza”, jak przygotować kompilacje (koncert aktywny i pasywny) które ułatwiają przechodzenie umysłu w stan koncentracji lub wypoczynku, wreszcie – jak odbywać podróże w głąb siebie. Wszystko to jest obudowane zagadkami, szaradami i zabawami umysłowymi, umocnione podsumowaniami, podparte ilustracjami. I wertować trzeba, i szukać.
Znajomość praw funkcjonowania pamięci (efektu początku i końca, reguły wyjątkowości, prawa konfabulacji itd.) nie daje jeszcze gwarancji, że podołamy ćwiczeniom przygotowanym przez trenera pamięci. Szurawski opracował ogromny materiał. Radzi, jak unikać smogu elektromagnetycznego, jak dbać o zdrowie ciała, ducha i umysłu, jak żonglować! Na koniec każdego rozdziału jesteśmy proszeni o odpowiedź na parę pytań, np.: Co było najciekawsze? Co Cię rozśmieszyło? Co rozzłościło? Co wydało Ci się głupie? Odpowiem zbiorczo, gdyż przeciętny umysł wykazuje skłonność do lenistwa. Najciekawsze były dla mnie informacje na szarym tle: o Temistoklesie, Pliniuszu Starym, Kiplingu, Houdinie (nie mylić z Houdinim) – francuskim prestidigitatorze mającym pamięć niczym klisza fotograficzna, Tomaszu z Akwinu i wielu innych geniuszach pamięci. Rozśmieszyły mnie owoce pracy prawej półkuli pisarza: pomysły na niektóre gry, skojarzenia, np. prostokąta podzielonego ukośną linią z wyobrażeniem „pani z pieskiem, tylko piesek już przeszedł, a pani jeszcze nie…”[5]. Rozzłościło? Hm, trzeba się postarać, żeby mnie rozzłościć… bardziej zdziwiło, że trener wątpił, abyśmy zapamiętali słowo „Yggdrasil”. Uznał bowiem, iż nie znamy tego słowa. Nieładnie. Głupie natomiast wydało mi się tworzenie zakładek pamięciowych podczas zapamiętywania listy zakupów. Taplanie stóp w śmietanie to być może rewelacyjny „mental glue”, ale – moim zdaniem – raczej zbędny. Zresztą autor zwraca się tu do panów, by ułatwić im zapamiętanie list podanych przez żony. Kobiety po prostu idą między półki i wybierają, co chcą (a czasem nawet to, czego potrzebują). Ożywcze są natomiast przytaczane poliględźby z
Pegaz zdębiał: Poezja nonsensu a życie codzienne: Wprowadzenie w prywatną teorię gatunków (
Barańczak Stanisław)
, historyjki inspirowane opowieściami Nasreddina Hodży czy anegdota o mówcy, który w procesie zapamiętywania nie znalazł wystarczającego spoiwa między obrazem, akcją a emocjami. Podszedłszy do mikrofonu, drżącym głosem zwrócił się do zebranych: „Panie i panowie! Zanim tu wszedłem, o tym, co mam powiedzieć, wiedzieliśmy we dwóch: ja i Pan Bóg. W tej chwili wie już tylko Pan Bóg!”[6].
Wiek i brak czasu nie muszą być przeszkodą w trenowaniu pamięci, podobnie jak pięć świeżych szwów na nodze – w bieganiu; wystarczy poszukać odpowiedniej techniki. Ćwiczenia, testy pamięciowe i sugestie w „Gimnazjonie wyobraźni”, „Krainie Marzeń” czy „Wyspach Szczęśliwych” są oryginalne i absorbujące, lecz mnie najbardziej podobały się fragmenty dotyczące języka, wyjaśnienia, co to są welleryzmy, języki piguin czy katachrezy. Powaliła mnie egzegeza polinezyjskiego zlepka ośmiu słów, który oznacza… biustonosz (jak krócej wytłumaczyć funkcję i wygląd czegoś, co kobietom polinezyjskim nigdy nie było potrzebne?). Jeśli ktoś planuje ćwiczenie pamięci czy nauczenie się nowego języka, polecam „Trening interaktywny” – a sama biorę się do roboty! À toute à l’heure :).
---
[1] Marek Szurawski, „Pamięć. Trening interaktywny”, wyd. Aha!, 2013, s. 9.
[2] Tamże, s. 38.
[3] Tamże, s. 61.
[4] Tamże, s. 120.
[5] Tamże, s. 290.
[6] Tamże, s. 168.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.