Dodany: 05.02.2015 19:04|Autor: maggie.p

Stara miłość nie rdzewieje


Bardzo rzadko zdarza mi się czytać cykle powieściowe niechronologicznie. Tym razem stało się inaczej. Przez swoje gapiostwo przeczytałam najpierw tom drugi serii „Miłość, namiętność, pożądanie” – „Historia pewnej niewierności”. I dopiero kończąc tę powieść zorientowałam się, że coś mnie ominęło, że wcześniej została wydana „Historia pewnego związku”. W trakcie czytania pojawiały się co prawda nieznane mi fakty z życia bohaterów, nieznane imiona, ale nie przeszkodziło mi to w poznaniu historii państwa Orłowskich. Opowieść mnie na tyle urzekła, że postanowiłam niezwłocznie przeczytać pierwszy tom i dowiedzieć się, jak do ich dość burzliwego małżeństwa doszło. Jakie były początki znajomości Renaty i Roberta. Czy także debiut powieściowy autorki spełnił moje oczekiwania? Tym razem poprzeczkę postawiłam nieco wyżej, bo wiedziałam, na co Dankę Braun stać.

Sylwetkę tej pisarki przedstawiłam pokrótce w swojej recenzji „Historii pewnej niewierności”. Ze względu na nieznających jej jeszcze przypomnę jednak parę faktów z jej życia.

„Danka Braun ma mentalnie dwadzieścia lat mniej niż wskazuje na to metryka, dwóch przystojnych synów i męża – wciąż tego samego. Uwielbia czytać, oglądać »Gotowe na wszystko«, rozwiązywać krzyżówki. Prasuje męskie koszule i oblicza podatki (prowadzi z mężem biuro rachunkowe). Pomiędzy codziennymi czynnościami znajduje czas na pisanie. Urodziła się w Olkuszu, lecz od lat mieszka w Krakowie. W ubiegłym wieku ukończyła Wydział Prawa i Administracji na UJ. Doświadczenie czerpała pracując w urzędzie skarbowym, Hucie im. Lenina, prowadziła też sklepy, opalała klientki w solarium...”[1].

Lato roku 2000. Robert Orłowski, wzięty neurochirurg, przyjechał na urlop do Polski po wielu latach nieobecności. Na stałe mieszka w Bostonie, gdzie parę lat temu stracił żonę, za to zyskał większość udziałów w klinice należącej do teścia. Właśnie spotkał kolegę z licealnych czasów, Andrzeja, a ten zaprosił go na przyjęcie zaręczynowe. Wybranką Andrzeja okazuje się Renata, z którą Robert spotykał się jedenaście lat temu, tuż przed wyjazdem do Stanów. Jakże ona się zmieniła! Z szarej myszki – w piękną, elegancko ubraną kobietę, z księgowej urzędu skarbowego – w pociągającą bizneswoman, z zahukanej, naiwnej dziewczyny – w elokwentną, inteligentną kobietę.

Poznali się w 1989 roku w klubie studenckim „Pod Jaszczurami”. On „był wyjątkowo przystojny. Miał około metra dziewięćdziesięciu wzrostu, krótko przycięte czarne włosy, regularne rysy twarzy… i te oczy. Takich oczu nie widziałam u nikogo. Prawie czarne, ogromne, w oprawie ciemnych rzęs, osadzone pod pięknie zarysowanymi brwiami. Był piękny…”[2].

No cóż… Renata była tylko naiwną dziewczyną, więc sam jego wygląd wystarczył, by się zakochała. Nie przeszkadzało jej ani to, że dla Roberta stanowiła wyłącznie obiekt seksualny, że nie był jej wierny i spotykał się praktycznie z każdą dostępną pięknością, że za parę miesięcy miał wyjechać na stałe na drugi kontynent i że nie przewidywał jej obecności w swojej przyszłości. Ona się zakochała, on pozwolił się kochać. Po trzech miesiącach wyjechał i słuch po nim zaginął.

Czy zgodnie z przysłowiem stara miłość nie rdzewieje? Robert jest bardzo zainteresowany „nową” Renatą. A czy ona kocha swojego narzeczonego? Czy może szaleńcza miłość do Roberta wróci? Odpowiedź zapewne znacie… ale ciii… nie ode mnie.

Tym razem – znając już możliwości Danki Braun i „Historię pewnej niewierności” – nastawiłam się na niebanalną, prawdziwą, wciągającą powieść o wartkiej akcji i ciekawej kreacji bohaterów. A co otrzymałam?

„Historia pewnego związku” na pewno nie ma nic wspólnego z banałem, mimo że temat jest banalny. Bo cóż nowego można powiedzieć o związku dwojga ludzi? O związku, w którym przeplatają się miłość z nienawiścią, namiętność z chłodem, pożądanie z obojętnością, zaufanie z dystansem… O związku tak pełnym przeciwieństw i skomplikowanych relacji… O związku, gdzie trudne wybory są na porządku dziennym… O związku, którego nie omijają codzienne problemy i szara rzeczywistość. Przecież literatura, szczególnie tzw. „kobieca”, obfituje w tego typu historie, a i życie nie jest ich pozbawione.

Danka Braun przedstawiła historię tego związku w sposób bardzo oryginalny i niestereotypowy. Nie przesłodziła, nie oderwała od rzeczywistości, nie pozbawiła naturalności. Osadziła opowieść w realiach przełomu wieków, naszpikowała emocjami, a przypominając początki znajomości Renaty i Roberta, nie zapomniała o smaczkach poprzedniego ustroju politycznego i rzeczywistości schyłku PRL.
Realia historyczne, występujące niejako w tle, nieprzeszkadzające w odbiorze akcji, to atut powieści. Z jednej strony poznajemy parę ciekawostek z końca ubiegłego wieku, co pobudza nasze zainteresowanie tym okresem, a z drugiej – możemy chłonąć historię życia Roberta i Renaty bez zbędnych przeszkód, bez odrywania się od niej. Jest bowiem wpleciona po mistrzowsku w ówczesną sytuację kraju.

Tak… historia życia. Jakże prawdziwa i realna. Historia, która mogła zdarzyć się każdemu z nas. Przecież wystarczy rozejrzeć się dookoła, żeby dostrzec wiele kobiet samotnie wychowujących dziecko, wielu tatusiów niezdających sobie sprawy z istnienia potomka, wiele „poczwarek” przeistaczających się w „pięknego motyla”. To wszystko sytuacje wzięte z życia, a wierzcie mi – w „Historii pewnego związku” jest ich dużo, dużo więcej…

Realizm powieści podkreśla dodatkowo kreacja bohaterów. Oni też są prawdziwi – ludzie z krwi i kości, nie wyidealizowani, nie napiętnowani złem, lecz tacy jak ty czy ja. Oczywiście są tu osoby z lepszymi cechami charakteru i z gorszymi, ale o nikim nie można powiedzieć, że jest bez wad. Bo tak jak w życiu nie ma „chodzących ideałów”, tak samo na kartach „Historii pewnego związku” spotykamy postaci, którym dużo brakuje do nieskazitelności. To ludzie, którzy kochają i nienawidzą, zdradzają, oczekują przebaczenia, pragną zemsty, przeżywają wzloty i upadki i stają przed ważnymi życiowymi decyzjami. Ludzie, którzy oszukują, kłamią, ale również tacy, którzy gardzą nieuczciwością i często są szczerzy nawet kosztem ran zadanych partnerowi. Bardzo interesująca i barwna galeria postaci, o których na pewno nie zapomnimy szybko. I jeszcze długo po zakończeniu lektury, spotykając dawno niewidzianą koleżankę pomyślimy, że przypomina nam Renatę, a mąż sąsiadki to przecież Robert – przystojny, szarmancki bawidamek, za którym obejrzy się prawie każda kobieta.

Tę prawdziwość bohaterów podkreśla również kompozycja powieści. Połączenie czasu teraźniejszego z retrospekcjami umożliwia obserwowanie, jak zmieniały się charaktery poszczególnych postaci, jak dojrzewali główni bohaterowie, stawali się bardziej odpowiedzialni, ale również które cechy mimo upływu wielu lat nie uległy żadnej metamorfozie.

Zastosowanie dwutorowego trybu narracji, z perspektywy obu płci, pozwala z kolei na lepsze poznanie punktu widzenia Renaty i Roberta na tę samą sytuację. Dzięki temu znamy przemyślenia, refleksje, odczucia, emocje obojga i widzimy, jak mocno się one różnią. Od czasu do czasu pojawia się również trzeci narrator – „obserwator” i wtedy styl powieści ulega diametralnej zmianie. O ile w relacjach małżeństwa Orłowskich wyczuwalny jest ogromny temperament, gorące, niczym nieograniczane emocje, o tyle relacje „obserwatora” są tych cech pozbawione. On nie ocenia, nie narzuca nam swojego zdania, jedynie relacjonuje w sposób suchy, beznamiętny fakty, z którymi musimy się zapoznać, żeby fabuła nie straciła na spójności.

Wypadałoby jeszcze zwrócić uwagę na to, jak perfekcyjnie Danka Braun operuje językiem. Ten język żyje – jest chwilami prosty, naturalny, czysty, by za chwilę zmienić się w dosadny, ostry, nieraz wręcz rozhisteryzowany, pełen kolokwializmów. Dostosowuje się do sytuacji, jaka zaistniała między bohaterami, do ciągle zmieniających się wydarzeń czy uczuć. Cały czas jest jednak zrozumiały dla czytelnika, co w dużym stopniu wpływa na pozytywne odczucia towarzyszące pochłanianiu powieści.

Bo tę książkę właśnie się „pochłania”, a nie czyta. Nie sposób wręcz się od niej oderwać, ponieważ częste zwroty akcji powodują, że i tak, zajmując się czymkolwiek innym, myśli się o niej, uczestniczy się w życiu Renaty i Roberta, zastanawiając się, co też autorka jeszcze pozwoli im „napsocić” w dalszej ich historii.

Czy jest coś, co mi się w „Historii pewnego związku” nie podoba? Bo jak do tej pory przeczytaliście same „achy i ochy” na jej temat. Otóż tak… Nie jestem, co prawda, znawczynią powieści erotycznych, ale ponieważ nieco scen łóżkowych tu się znalazło, chciałabym się do nich odnieść. I niestety skrytykować. Lubię sceny erotyczne, ale pod jednym warunkiem… muszą być delikatne, subtelne, pełne emocji, po prostu pełne miłości. I o ile w pierwszej części powieści erotyka bez czułości i miłości jest uzasadniona brakiem zaangażowania Roberta, o tyle brakowało mi odrobiny finezji później. Bo czyż rzeczywiście miłość fizyczna jest jedynie zaspokojeniem potrzeb fizjologicznych? Czyż nie lepiej z kimś się „kochać” niż tylko „uprawiać seks” czy „odbywać stosunek płciowy”? Myślę, że jednak wiele par zastosuje w praktyce to pierwsze określenie.

Oczywiście przy tak frapującej fabule i pozostałych zaletach utworu te parę scen pseudo-miłosnych nie wpłynęło znacząco na moją ocenę. Jest to zdecydowanie książka, którą warto przeczytać i historia, którą warto poznać. I choć należy zdecydowanie do nurtu „literatury kobiecej”, polecam ją również panom. Tym przystojnym niczym Robert bawidamkom i tym poczciwym Andrzejom… ku przestrodze.


---
[1] Tekst pochodzi ze strony wydawnictwa Prozami.
[2] Danka Braun, „Historia pewnego związku”, wyd. Prozami, 2012, str. 16.


[recenzja opublikowana również na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1210
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: