Dodany: 27.01.2015 17:43|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Will Starling



Autor recenzji: malynosorozec

„Nienawiść to zawsze bardzo potężny motyw. I na swój sposób czysty. W przypadku nienawiści zawsze się wie, na czym się stoi"[1].

Próby przywrócenia zmarłych do życia opisane w pełen domysłów i niedomówień sposób, cały czas trzymające czytelnika w niepewności, zadającego sobie pytanie: czy naprawdę udało się ożywić martwe ciało?

Środowisko chirurgów i ich sposoby na poznanie ludzkiego ciała. Wykopywanie trupów. Śledzenie losów dawnych pacjentów, aby po ich śmierci poznać efekty, jakie w perspektywie czasu przyniosło leczenie. Operacje, sekcje zwłok i ciągła obecność Starego Kościeja.
Wszystko brutalne, ale jakże prawdziwe.

Londyn, rok 1816. Dziewiętnastoletni William Starling opowiada nam swoją historię. Sam siebie nazywa "Waszym Wielce Uniżonym"; daje do zrozumienia, że pozostaje w zamknięciu i nie pozostało mu już wiele czasu na tym świecie. Młodzieniec opisuje wydarzenia, które doprowadziły go do miejsca, w którym się znajduje. Jego opowieść jest barwna i cały czas przewija się w niej stwierdzenie, że osobiście nie uczestniczył w większości wydarzeń, ale jest pewien, iż przedstawia nam całą prawdę.

Wiliam jest sierotą, pomocnikiem mającego gabinet w niezbyt przyjaznej części Londynu chirurga, z którym niedawno powrócił z wojen napoleońskich. Los splata jego drogę z drogą wschodzącej gwiazdy chirurgii, Dionysusa Athertona. Krążą pogłoski, że ten próbuje rzucić wyzwanie samemu Staremu Kościejowi. Williamem wbrew jego woli zawładnie obsesja odkrycia najmroczniejszych sekretów, jakie szanowany chirurg mógłby ukrywać.

W swojej historii Starling często wybiega w przód, niby przypadkowo, bezwiednie pobudza naszą ciekawość, zdradza fragment, abyśmy poczuli głód poznania całej opowieści. Autorowi udało się bardzo dobrze wejść w rolę inteligentnego dziewiętnastowiecznego młodzieńca, który bardzo wiele przeszedł. Opisy prób przywrócenia zmarłych do życia przeplatają się ze wspomnieniami o rodzinie, wojnie, dzieciństwie w sierocińcu. Jest nawet delikatny wątek miłosny, ważny dla fabuły, ale stonowany. I to, co dla mnie stanowiło największą zaletę, a jednocześnie pozostawiło największy niedosyt: przewijające się przez większą część powieści wspomnienie o Dannym Littlejohnie, które w jakiś sposób determinuje postawę bohatera. Oczywiście całej prawdy dowiadujemy się dopiero pod koniec opowieści, a zakończenie, jakie serwuje nam autor, jest zaskakujące i doskonale dopełnia bardzo dobrą historię.

W „Trupiarzu” nie ma miejsca na łagodność i koloryzowanie. Przedstawiony świat jest brudny i ponury. Londyn to brutalne miejsce, pełne ciemnych zaułków i kryjących się w nich szumowin. Rolą chirurga polowego jest jak najszybsze ucinanie kończyn, bez zważania na krzyki i cierpienia pacjentów. Przedstawionym postaciom wiele brakuje do doskonałości, a większość motywów nimi kierujących daleka jest od szlachetności.

To powieść, którą można pokazywać jako wzór pozycji bardzo dobrej. Pod każdym niemal względem. Lektura dzieła Iana Weira była dla mnie naprawdę serią pozytywnych zaskoczeń Szczegółowe opisy mają ciężką atmosferę i dzięki temu nie spowalniają tempa narracji. Nawet głupiutka, oderwana od rzeczywistości ukochana głównego bohatera zdaje się jak najbardziej na swoim miejscu.

Tylko nieszczęsny Danny Littlejohn i niedosyt spowodowany za małym eksploatowaniem tego właśnie wątku. Moim zdaniem można też było trochę więcej czasu poświęcić chirurgom i ich pracy. Odrobinkę, żeby całość zachowała idealne proporcje.
Jest jeszcze nasz swojski, polski tytuł: "Trupiarz", podczas gdy w oryginale to "Will Starling". Trochę niezrozumiałe.
Ale jeszcze o zaletach, bo one przeważają w powieści Weira. Postaci, z których żadnej nie możemy traktować jako przypadkowego statysty. Dokładność w oddaniu realiów czasu i miejsca akcji. Zaskakujące zwroty wydarzeń. Dbałość o szczegóły, dopięcie fabuły na ostatni guzik. A także ludzie z pochodniami, którzy polują na strasznego potwora. Klasycznie. Tylko kto tak naprawdę nim jest?



Moja ocena: 5/6


„O wiele trudniej gardzić człowiekiem, gdy ma on kota imieniem Roger”[2].
„Zacząłem kwestionować moją pewność istnienia diabła. A bez diabła jakże mielibyśmy iść naprzód? Na kogo mamy wskazywać palcem i kogo winić? Nie ma już kogo i czego nienawidzić, jest tylko odbicie gapiące się na nas ze szklanej tafli”[3].


………………………
[1] Ian Weir, „Trupiarz", przeł. Agnieszka Śmiechowska, wyd. PWN, 2014, s. 299.
[2] Tamże, s. 381.
[3] Tamże, s. 392.



Tytuł: Trupiarz
Autor: Ian Weir
Tłumaczenie: Agnieszka Śmiechowska-Kłoczko
Dom Wydawniczy PWN
Liczba stron: 472



Więcej tekstów autora recenzji na jego blogu www.malynosorozec.blogspot.com.



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1577
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: elwen 27.01.2015 20:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Autor recenzji: malynos... | UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki
Bardzo dobra książka - siedziałam nad nią do czwartej nad ranem; dla zainteresowanych historią medycyny i dziewiętnastowiecznymi realiami po prostu miodzio. Ocenę, poza tym, o czym mówi recenzja, winduje dla mnie podwójnie zaskakujące zakończenie (rozwinięcie tematu byłoby spoilerowaniem) i za poboczną rolę Johna Keatsa, który nie znając tego terminu, z zaskakującą intuicją rozpozna i trafnie scharakteryzuje psychopatę.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: