Dodany: 04.01.2015 22:16|Autor: olina

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Narodziny Imperium
Iggulden Conn

5 osób poleca ten tekst.

Bukłak kumysu


Nie czytam zbyt wielu powieści historycznych. Filary ziemi (Follett Ken) i Krzyżowiec (Patterson James, Gross Andrew) wystarczyły mi na wiele miesięcy (słabo napisane i rażące brakiem wiarygodności obyczajowo-historycznej). Wreszcie przyszła pora na kolejną próbę: „Narodziny imperium”. Conn Iggulden napisał je zainspirowany „Tajną historią Mongołów”, spisaną na polecenie Czyngis-chana w języku mongolskim. Choć wersja oryginalna przepadła, to ocalał dokument zapisany fonetycznie po chińsku. Autor korzystał z angielskiego przekładu kroniki, ale zmienił wybrane imiona, bo „o wiele łatwiej jest zapamiętać imię Ełuk niż »Tarchutaj-kirił-tuk«"[1]. Uprościł też niektóre wydarzenia, uwypuklił inne, by jego powieść „lepiej” się czytało. No i czyta się nieźle.

Jesügej, chan plemienia Wilków, wraca do domu, gdzie czeka na niego Höelün. Powiła mu drugiego syna, który urodził się z krwawym skrzepem w dłoni. Wódz dopiero co rozgromił oddział Tatarów, ale nie jest przesądny – nie przeraża go wróżba, że życie chłopca naznaczą krew i śmierć, gdyż będzie on twardy jak stal; nadaje mu imię Temudżyn. Dwanaście lat później cwałujemy z pięcioma synami chana przez step. Temudżynowi udaje się wykraść dwa orle pisklęta z gniazda, by przynieść je ojcu w darze. Ponieważ udowadnia tym sposobem swe męstwo, Jesügej odwozi syna do plemienia Ołkunutów. Zwyczaj nakazuje, by młody mężczyzna zamieszkał na rok wśród plemienia matki. Tam wybiera mu się dziewczynę, która po pierwszym krwawieniu zostaje jego żoną.

Kiedy Jesügej traci życie, plemię Wilków zostawia rodzinę chana na stepie bez pożywienia, schronienia i broni na pewną śmierć. Jak udaje się przetrwać Höelün, jej twardym synom i nowo narodzonej córeczce w dwudziestostopniowym mrozie? Kto i dlaczego prześladuje Temudżyna? Na kim młody wojownik musi pomścić śmierć ojca? To dopiero początek jego krwawej drogi.

Autor zamieszkał wśród mieszkańców Mongolii, gdy zima ustępowała wiośnie. Uznał, że nie wystarczy napić się solonej herbaty, by zrozumieć ich mentalność i zwyczaje. Dzięki pierwszej części pięciotomowego cyklu poznajemy niektóre obrzędy szamanizmu, dowiadujemy się, na czym polega podniebny pogrzeb, co jedzą mieszkańcy stepu. Zmyślność Mongołów robi wrażenie. Gdy wojownik opuszcza obóz, ma ograniczony dostęp do żywności. Zabiera ze sobą ser z kobylego mleka, odkrawa kawał, wrzuca do bukłaka z wodą, a bukłak przywiązuje pod siodłem. Ciepło konia ogrzewa wstrząsaną podczas jazdy zawartość bukłaka i po kilku godzinach wędrowiec może napić się orzeźwiającego, sycącego napoju. Przy okazji lektury dowiedziałam się, jak wyglądają jurty. Myślałam, że to po prostu namioty ze skóry lub wojłoku, a tymczasem ich konstrukcja jest bardziej skomplikowana; mają drzwi!

Poza wartką akcją atutem powieści jest wiarygodność psychologiczna postaci. Temudżyn miał to szczęście, że mógł nie tylko szanować ojca, ale i wiele się od niego nauczyć. Nie każdy z braci Temudżyna był jednak honorowy, waleczny i silny. Temüge miał sześć lat, gdy zabito ich ojca. Nie zdążył przejąć jego odwagi czy opanowania. Gdy dorasta, wszyscy dokuczają mu, że jest „miękki”. Tylko Kacziun, ulubiony brat Temudżyna, broni najmłodszego chłopca: „Pozwól aby sam odnalazł swoją drogę, Kasarze (…). Może będzie inna niż ta, po której chcemy go poprowadzić [2]”. Dla odmiany Bekter, najstarszy syn Jesügeja, mimo że miał okazję obserwować szlachetność ojca, nie rozumie, iż agresja – czy to fizyczna, czy werbalna – budzi raczej pogardę niż podziw. Autorowi zdarza się wszelako zbłądzić, gdy pisze o Börte, przeznaczonej Temudżynowi córce Szołoja. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Odbiór opowieści psuły mi drobne zgrzyty – po pierwsze: mało skrupulatna korekta, po drugie: niedopasowanie słownictwa i brak stylizacji języka. Nie wydaje mi się, żeby w XII-wiecznej Azji mówiono, że „dziewczyna dostanie okres”; „pierwsze krwawienie” brzmiałoby chyba lepiej. Podejrzewam, że koczownicy obrzucali się mniej lub bardziej wyszukanymi obelgami, ale wulgaryzmy jakby nie z tej epoki typu „ośli fiucie”[3] chyba nie licują z godnością wojownika. Nie wiem, ile z nietrafionych sformułowań jest sprawą przekładu, lecz żeby oddać sprawiedliwość tłumaczom podkreślę, że w książce można znaleźć też rzetelniej dobrane słowa: „Tatar wrzasnął, gdy klinga przeszyła mu wątpia, zaś strzała, którą zdążył wystrzelić, świsnęła tuż nad głową Temudżyna (…)”[4].

Gdybym miała napisać, że „Zdobywca” Conna Igguldena przyjemnie mnie zaskoczył, chyba dłoń zawisłaby mi nad klawiaturą. W czytaniu o okrucieństwie, rozgrywkach politycznych czy intrygach władców Kin przyjemności nie znajduję, niemniej zaskoczenie było. Ostrzegam jednak czytelników o słabych nerwach: w powieści znajdują się sugestywne opisy Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu. Gdy w filmie pojawia się straszna scena, można zasłonić oczy (i/lub ałłakować), a co zrobić podczas czytania? „Narodziny imperium” są jak kumys – mocna rzecz, ale nie każdemu musi smakować.


---
[1] Conn Iggulden, „Narodziny imperium”, przeł. Anna Fejdych, Jarosław Fejdych, wyd. Papierowy Księżyc, 2014, s. 527.
[2] Tamże, s. 427.
[3] Tamże, s. 14.
[4] Tamże, s. 391.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1423
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: