Dodany: 11.12.2014 19:08|Autor: galenlomiel

Książka: Niewidzialna korona
Cherezińska Elżbieta

2 osoby polecają ten tekst.

Nie tylko korona powinna tu być niewidzialna…


Wyczekiwałam drugiego tomu sagi o Odrodzonym Królestwie z niecierpliwością. Po lekturze „Niewidzialnej korony” stwierdzam, że z chęcią poczekałabym dłużej.

Pierwsza część, „Korona śniegu i krwi”, była bardzo przyjemnym zaskoczeniem. Wrzuciłam ją do schowka zaraz po przeczytaniu zachęcającej recenzji Rbita (Gra o polski tron, czyli o Przemyśle II historia) i z ciekawością zaczęłam lekturę, by po kilku stronach wsiąknąć na dobre. Pełnokrwiści bohaterowie, frapujące łamańce wyczyniane z polską historią, niezłe włączenie elementów fantastycznych w materiał stricte realistyczny, uwspółcześnienie dialogów tak, by z dawno zamienionych w proch postaci czyniły ludzi z krwi i kości, bliższych nam, niż mogłoby się wydawać na wspomnienie lekcji historii, a nawet sympatyczne posłowie autorki – wszystko to zagrało idealnie w „Koronie śniegu i krwi”. Tego wszystkiego brakuje w „Niewidzialnej koronie”.

Na pozór jednak nic nie uległo zmianie. Można z rozpędu wskoczyć w świat „Niewidzialnej korony”, bo autorka stosuje tu prosty zabieg: akcja rozpoczyna się zaraz po momencie, w którym skończyła się część pierwsza. Tu następuje też pierwszy zgrzyt. Elżbieta Cherezińska postanowiła w „Niewidzialnej...” przedstawić dużo większy wycinek czasu niż w „Koronie śniegu...”, więc bohaterowie wydają się nagle postarzali, ich tajemnice spowszedniały, jakby znane już były od lat, a nie zostały dopiero co odkryte. Obfituje w takie rozwiązania zwłaszcza wątek Jakuba Świnki – w „Koronie…” bohatera frapującego dzięki swojej złożoności, balansującego na granicy religii i magii, w „Niewidzialnej…” patriarchy bez wątpliwości, starca, który w niczym nie przypomina młodego księdza z poprzedniego tomu. Niektórzy bohaterowie zachowują się, wybaczcie mój klatchiański, zupełnie „out of character” – jakby wskoczyli w cudze buty. Przede wszystkim zaś jeżdżą z miejsca na miejsce i ględzą, ględzą, ględzą...

Nie zrozumcie mnie źle, nie mam nic przeciwko wartkim dialogom, skrzącym się dowcipem i pozwalającym akcji przyspieszać. Tyle tylko, że tutaj ten dowcip ledwo zipie, a bohaterowie rozmawiając ze sobą, streszczają aktualną sytuację historyczną! Celują w tym zakonnice-Piastówny. Gawędzą tak, jakby czytały podręcznik do rozszerzonej matury z historii, a nie jak grupa przebywająca non stop ze sobą i znająca się tak dobrze, że może aż zbyt dobrze (zakon klarysek jest wszak klauzurowy, siłą rzeczy więc są one razem niemal stale). Mechanizm tych rozmów działa mniej więcej tak, pozwolę sobie na niewielkie przekoloryzowanie: „Ach, Jadwigo, czy muszę ci przypominać, że mój brat, a twój kuzyn, Bolesław, przed pięcioma laty najechał kuzyna Katarzyny, mojej stryjecznej wujenki?”; „Ależ skąd, moja droga Elżbieto, jak mogłabym zapomnieć, skoro twój wuj, a mój dziadek w czwartym pokoleniu – syn księcia opolskiego Henryka – ukarał go za to tuż po inwazji mongolskiej, która tak przetrzebiła rodziny Piastów, poległ wszak wtedy mój stryj, będący równocześnie wujem ciotecznej babki twego brata, Jadwigi, na co tak srodze odpowiedział mu mąż mojej siostry, Henryk”. I tak dalej w tym stylu. To streszczanie drzew genealogicznych jest chyba mechanizmem kompensacyjnym: bohaterki właściwie nie mają charakterów, różni je podkreślana nieustannie różnica wieku, ewentualnie pozycja w zgromadzeniu i właśnie stopień pokrewieństwa z innymi bohaterami. Nawet rzucane od czasu do czasu żarciki dotyczące życia seksualnego nawiedzającej je księżnej Elżbiety, znanej nam z pierwszego tomu, nie ubarwiają tych scen.

W ogóle trudno nie zauważyć, że zniknęła gdzieś indywidualizacja postaci przez wypowiedzi, sposób, w jaki mówią. Bez odautorskich komentarzy trudno by było czasami odgadnąć, kto co właśnie powiedział. Najbardziej denerwująca jest ta przypadłość właśnie w wypadku klarysek-Piastówien, które spędzają czas, jako się rzekło, głównie na opowiadaniu sobie, kto jest kim i co aktualnie robi. W żaden sposób nie wpływa to na akcję, za to występuje zamiast konkretnych scen.

Denerwujące może być wprowadzanie wątków, które na siłę mają upodobnić piastowską sagę Cherezińskiej do „Gry o tron” George’a R.R. Martina. Pewne oznaki tego widać już w „Koronie śniegu…”, tam jednak można było mówić bardziej o inspiracji, ubogacającej świat przedstawiony. W „Niewidzialnej” to wrażenie znika. Motyw przygarniętej przez mordercę do wynajęcia dziewczynki może budzić czytelne skojarzenia u czytelników „Gry o tron”, nie jest zbyt wielkim novum w uniwersum Cherezińskiej. Momentów, które przywodzą na myśl bardziej nawet serial niż sagę Martina, jest jednak więcej. Taka „HBO-owska” narracja wkracza na karty powieści bardzo nachalnie: choćby częstotliwość scen seksu, które nie służą właściwie niczemu, nie zacieśniają więzi między bohaterami ani nie pokazują charakteru danej postaci, ale pełnią rolę (ponownie upraszam o wybaczenie za użyty język, lecz to sformułowanie dobrze oddaje charakter zjawiska) „cycków z zaskoczenia”, skłania do takiej refleksji.

Przeskakiwanie do coraz to nowej daty – tak bowiem zorganizowana jest powieść: pod szyldem kolejnych lat – nie przyspiesza akcji, raczej powoduje, że rwie się ona na tych historycznych zakrętach. Trochę tak, jakby autorka chciała przekazać wszystko, czego się dowiedziała, więc nie zważając na to, że ginie gdzieś – tak doceniane w „Koronie…” – prawdopodobieństwo psychologiczne i rozwój postaci, gna naprzód, żeby dotrzeć do daty kończącej „Niewidzialną…” i zapewne punktu wyjścia dla trzeciej części. Cierpi na tym główny bohater – Władysław Łokietek (można się zresztą kłócić, czy faktycznie jest to taki protagonista, jakim dla „Korony śniegu…” był Przemysł) – którego burzliwe losy wygnańca autorka każe nam śledzić w dość sztampowo opisanych kolejnych miejscach. Nie pomaga drużyna towarzysząca Łokietkowi, poza dwójką bohaterów właściwie tak samo bezbarwna jak wspominane wyżej klaryski. Gdzie się podziała swada, z jaką opisywani byli kompani Przemysła? Ano, nie wiadomo. Poskromiona zostaje Mechtylda Askańska, w tomie poprzednim wyrabiająca, co tylko chciała – niestety, czytelnikowi trudno jest czerpać z tego radość, bo poskromicielką staje się córka nieboszczyka Przemysła, Rikissa, nieznośna Mary Sue, która niczego się nie boi, wszystko wie i wszystkiemu da radę. Przechodzi samą siebie w scenie porodu, wywołać mogącej chyba tylko uśmiech ni to zażenowania, ni to politowania na ustach wiernego czytelnika, który dotarł tak daleko, że już żal nie dokończyć książki.

Kolejnym problemem „Niewidzialnej korony” są szwarccharaktery (dwuznaczność zamierzona). Trudno się ich bać, bo wszyscy przedstawieni są, delikatnie mówiąc, karykaturalnie. Jakby zabrakło autorce inwencji, by uczynić ich strasznymi i zachowującymi godność naraz. Obrzydliwy i przygłupi nie znaczy od razu zły – tymczasem obaj Przemyślidzi, Wacław II i Wacław III, są niewyżytymi seksualnie, zwichrowanymi psychicznie maniakami. Zresztą trochę brakuje tu konsekwencji: Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu. Podobnie rzecz ma się z Krzyżakami – trącą nieco zbyt mocno Zygfrydem z powieści Sienkiewicza, a dodanie wątków tajemniczego zakonnika, rodowych pretensji i wątków seksualnych niewiele zmienia sprawę, raczej nadaje jej, nie zawsze udanie, koloryt.

Jeśli chodzi o elementy fantastyczne – na które wielu recenzentów „Korony śniegu i krwi” narzekało – mam dość ambiwalentne odczucia. Nie przeszkadzały mi nigdy ożywione znaki herbowe, w „Niewidzialnej…” ich rola zostaje zresztą nieco zredukowana, może poza jedną, dość kuriozalną sceną z udziałem śląskiego księcia i jego małżonki. Dostajemy za to, niestety, średnio udany wątek smoczy – który poza byciem pretekstem do opisu ekstrawaganckiego pożycia dwójki bohaterów, nie wnosi zbyt wiele do fabuły. Być może w tomie trzecim sytuacja ta ulegnie zmianie. Reszta elementów fantastycznych służy trochę – mówiąc eufemistycznie – do przeprowadzenia zmiany pokoleniowej w wykreowanym przez Cherezińską świecie, a trochę do podtrzymania zainteresowania tam, gdzie w mało twórczy sposób autorka sięga po materię historyczną. Najlepiej widać to niestety w „wątku krzyżackim”.

Posłowie, które tak ujęło mnie za serce w „Koronie…”, tutaj jest ciągiem nie zawsze przekonujących podziękowań. Litania zapewnień o konsultacjach z wybitnymi historykami różnych narodowości i specjalistami w rozmaitych dziedzinach trochę zgrzyta, kiedy przypomnimy sobie niekonsekwencje w powieści. Chociażby używanie przez pisarkę oryginalnych imion postaci – jest zatem Václav zamiast Wacława, ale już jego sługa z niewiadomych powodów został Ondrziczkiem (a nie, jak wymagałaby konsekwencja, Ondřičkiem). Sprawia to takie wrażenie, jakby autorka zatrzymała się w połowie powziętej decyzji: długości tak, ale haczki zdecydowanie nie. I trochę taka jest „Niewidzialna korona” – sporo długości, a za mało haczków, które utrzymałyby zainteresowanie czytelnika.

Oczywiście, że przeczytam kolejny tom. Ale, na Teutatesa, niech więcej w nim będzie bohaterów takich, jakimi ich znamy z „Korony śniegu i krwi”, a nie z „Niewidzialnej korony”! Poczekam na niego nawet dłużej, byleby wydawnictwo dało autorce czas, by mogła go dopracować.



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3562
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 11
Użytkownik: Monika.W 06.07.2015 20:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Wyczekiwałam drugiego tom... | galenlomiel
Właśnie skończyłam Koronę i na gorąco czytam, co też dzieje się dalej, jak się Cherezińska rozwija. Zwłaszcza, że niechęć przełamana, ale przekonania w ciemno nie mam. No i masz Ci los. Gorzej niż lepiej. Nie zachęca Twoja recenzja. Może jednak pozostanę przy Parnickim?
Użytkownik: galenlomiel 06.07.2015 20:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie skończyłam Koronę... | Monika.W
Mnie, jak widać, "Niewidzialna korona" zawiodła, ale to nie znaczy, że nie czekam na trzecią część. Bo to chyba nawet nie tyle kwestia samej Cherezińskiej, co terminów wydawniczych - moim zdaniem to wygląda właśnie tak, że za szybko chciano wydać kolejny tom.
Użytkownik: Rbit 06.07.2015 22:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie, jak widać, "Niewidz... | galenlomiel
Tymczasem zamiast trzeciej części cyklu piastowskiego wychodzi osadzony w XIX wieku Turniej cieni (Cherezińska Elżbieta)
Użytkownik: Monika.W 07.07.2015 06:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Tymczasem zamiast trzecie... | Rbit
Zapowiada się ciekawie.
Na ten temat czytałam świetne wspomnienia zupełnie zapomnianego Grąbczewskiego Kaszgarja: Kraj i ludzie: Podróż do Azji Środkowej (Grąbczewski Bronisław), Przez Pamiry i Hindukusz do źródeł rzeki Indus (Grąbczewski Bronisław) i W pustyniach Raskemu i Tybetu (Grąbczewski Bronisław).
Jeśli Cherezińska korzystała z niego, może być ciekawie. Tylko który styl wygra? Ten dobrze-czytadełkowy z Korony, czy też koszmarkowo-scenariuszowy z Legionu? Dla mnie Cherezińska jest wciąż zagadką. Może zamiast 2 części Korony sięgnę po Chrobrego? Czy poczuję się choć trochę jak przy Srebrnych orłach?
Użytkownik: Chilly 07.07.2015 07:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Zapowiada się ciekawie. ... | Monika.W
Srebrnych orłów jeszcze nie czytałam, ale Gra w kości mi się podobała. Stosując Twoje nazewnictwo styl dobrze-czytedałkowy ;) Ciekawe spojrzenie na początki naszego kraju.
Korona czeka już w kolejce w każdym razie.

Grąbczewski do schowka. Muszę poszukać.
Użytkownik: Monika.W 07.07.2015 09:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Srebrnych orłów jeszcze n... | Chilly
Grąbczewskiego polecam gorąco. Przy czym nie pożyczę, bo miałam swój egzemplarz, ale niestety zaginął bez wieści.

I chyba sięgnę po Grę w kości, zamiast po drugą część Korony. Choć tak na prawdę, to mam ochotę przeczytać obie książki o obu Ryksach, polecane przez Rbita.
Użytkownik: Rbit 07.07.2015 08:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Zapowiada się ciekawie. ... | Monika.W
No nie wiem, niech lepiej Cherezińska pozostanie przy średniowieczu. To jej najlepiej wychodzi. W "Turnieju cieni" spodziewam się sporo zapożyczeń z Powrót króla: Bitwa o Afganistan 1839-42 (Dalrymple William) (fragment dostępny na stronie wydawnictwa: http://www.noir.pl/ksiazka/636/William--Dalrymple-Powrot-krola )
Użytkownik: Valaya 07.07.2015 08:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Zapowiada się ciekawie. ... | Monika.W
A mnie się styl "Legionu" nawet spodobał. Co prawda musiałam pierwszy rozdział przeczytać dwa razy, ale jak już się wciągnęłam, to przeczytałam migiem. Temat też mnie interesuje, tak więc czytało mi się kapitalnie tę powieść. Drugiej części "Korony" jeszcze nie czytałam (czekam na jakąś promocję sensowną, żeby kupić), mam już na czytniku "Sagę Sigrun" i "Grę w kości", tak więc te powieści mają pierwszeństwo. No i nowa powieść też może być ciekawa.
Użytkownik: galenlomiel 07.07.2015 13:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Tymczasem zamiast trzecie... | Rbit
A to jest, moim zdaniem, też pewien problem: Cherezińska pisze bardzo dużo i często wydaje, więc może właśnie na tym też jednak ucierpiała trylogia o odrodzonym królestwie?
Użytkownik: Monika.W 07.07.2015 06:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie, jak widać, "Niewidz... | galenlomiel
Na razie poprzestanę na pierwszym tomie Korony, po co zacierać dobre wrażenie? Dziękuję za ostrzeżenie. No i ani Kingi, ani Mściwoja już nie będzie. A jeśli mała Ryksa ma być jakimś super-cudem, to aż nie chce się czytać.
Kiedy kończy się 2 tom (koronacja Łokietka, czy później lub wcześniej?) i co miało być w 3?
Użytkownik: galenlomiel 07.07.2015 13:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Na razie poprzestanę na p... | Monika.W
Nie mam teraz na półce, żeby od razu sprawdzić, ale wydaje mi się, jeśli mnie pamięć nie myli, że wjazdem Łokietka do Krakowa (a Kazimierza nie ma jeszcze na świecie). Zdaje mi się, że w trzecim tomie dopiero będzie rozpatrywana kwestia jednoczenia i sukcesji.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: