Dodany: 08.12.2014 21:31|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Nadal depresyjnie na Unter den Linden


Recenzuje: Jerzy Lengauer

Smutek jest tematem tej krótkiej powieści. Z każdej strony wyziera poczucie winy. Poczynając od okładki, której symbolikę odkrywa czytelnik dopiero po spotkaniu się z Hansem Frambachem, pracownikiem wymyślonego przez Hanikę niemieckiego urzędu zajmującego się archiwizowaniem świadectw ofiar Trzeciej Rzeszy – Instytutu Zarządzania Przeszłością, czegoś na wzór polskiego Instytutu Pamięci Narodowej. Hansem Frambachem, który pozostał sam na ulicach Berlina, sam w pedantycznym gabinecie ministerstwa wspomnień, sam w mieszkaniu z telefonem i winylowymi płytami z przeszłości; być może jest sam od urodzenia.

Okładkę zajmują w całości jedynie szara kostka brukowa i szyny – tramwajowe, jeśli ma przedstawiać stolicę Berlina. Szyny są częściowo zardzewiałe, częściowo – wypolerowane kołami tramwajów. A może pociągów przywożących co rusz transporty do Auschwitz? Czyste jak niemiecka dokładność, skrupulatność, prężność w wykonywaniu zadań i rozkazów. Gdy czytelnik przerywa lekturę, zamyka książkę. Odkłada ją właśnie tą okładką do góry. Szyny i bruk przyciągają wzrok. Berlin czy Auschwitz? W trakcie czytania oba te słowa nabierają związku, uzupełniają się, uzależniają od siebie, w końcu się zlewają i rozmywają w niemieckości. Bo autorka nie mówi nic o hitleryzmie, nazizmie czy narodowym socjalizmie. Pozostają tylko Niemcy– zjednoczone po upadku Muru Berlińskiego. Zjednoczone w bólu, smutku i poczuciu winy. Niemcy, w których podróż metrem przypomina wywózkę do obozu koncentracyjnego. Kraj między Berlinem a Auschwitz. Przynajmniej tak to odczuwa urzędnik Frambach. Dusi go tłum w wagoniku podziemnej komunikacji miejskiej. Przyprawia wręcz o histerię dotyk rozbawionej młodzieży, nieprzejmującej się minioną lata temu historią, niezdającą sobie sprawy z traum pozostałych po własnych przeżyciach czy przejętych z archiwalnych dokumentów jak z wpatrywania się codziennie w swoje lustrzane odbicie. A tak właśnie Hans traktuje każdy dokument wyjęty z pudełka. Dokument, który musi przeczytać, opisać, skatalogować i wprowadzić do systemu ogromnego archiwum.

Iris Hanika próbuje europejskim czytelnikom opowiedzieć o dramacie współczesnych Niemiec. Nie wiem tylko, czy pokazuje wymierające jednostki tego środkowoeuropejskiego bogatego państwa, które mają być dla ofiar dowodem, że kraj ów jest wielkim więzieniem, po którym, jak po spacerniaku, snują się ostatni winni? Czy może woła do sąsiadów pokrzywdzonych przez Tysiącletnią Rzeszę?

Powieść, uhonorowana w 2010 roku Nagrodą Literacką Unii Europejskiej i Nagrodą im. Hansa Fallady (autor „W moim obcym kraju: Dziennik więzienny 1944”, tragiczna ofiara własnego kraju), wpisuje się w próby rozliczenia państw niemieckojęzycznych z winy rozpętania II wojny światowej, dokonania – szczególnie w Europie Środkowej i Środkowo-Wschodniej – rzezi, która zmieniła na dziesiątki lat psychikę narodów i stosunki międzynarodowe, etniczne, religijne, kulturowe. Oczywiście Iris Hanika, jak każdy z autorów owego nurtu, na swój sposób radzi sobie z poczuciem winy i konsekwencjami przede wszystkim dla własnego narodu. Czytelnik, który zna twórczość Herthy Müller, Thomasa Berharda czy Elfriede Jelinek, wie o tym doskonale. Rzecz jasna autorka nie zamyka się wyłącznie w obszarze kultury niemieckiej, aby ją przypomnieć w kontekście często zadawanego na świecie pytania: jak miliony ludzi mógł spalić w krematoriach naród, który wydał na świat Schuberta? Odwołuje się w tekście do Primo Leviego, szuka tłumaczenia u Arystotelesa, Tomasza z Akwinu, Rolanda Barthes’a, Józefa Flawiusza, T.S. Eliota, zdaje się, że w kulturze całego świata i w ciągu wielu wieków. Próbuje pokazać, że głowa potomków winowajców chyli się w pokorze choćby za sprawą artysty Guntera Demniga. Straszliwe się miota. Tragicznej przeszłości nie da się poukładać ot, tak sobie, jak układa się dokumenty w archiwum. Jednak chyba nie dramatyzuje. Histeria pojawia się tu sporadycznie. Głównie wyziera z kart melancholia zmieszana z bezsilnością i bezradnością, ze świadomością, że w zasadzie nic nie można uczynić. Trzeba po prostu jakoś trwać. Czasami samotnie, uznając to za karę. Innym razem czerpiąc radość z istnienia jednego tylko przyjaciela, jak dzieje się w obrazującym to związku Hansa i Grazieli. Przyjaciela na długą rozmowę telefoniczną, krótkie spotkanie i niekiedy wspólną kolację. Przyjaciela, który ma swoje życie, swoje sprawy, swoje wielkie uczucia.

Czy Niemcy będą jeszcze kiedykolwiek miały przyjaciół w tej części Europy? Czy już odkupiły winy? Czy uzyskały przebaczenie od wszystkich? Chciałbym, żeby tak było. Chciałbym, żeby Hans Frambach nie układał depresyjnie teczki i płaszcza w swoim biurze, przestał walczyć ze swoją wrogością wobec pani Kermer i Marschnera, nie panikował z powodu wyjazdu do Shanghaju. Niemcy, jak i wszystkie inne państwa, nie zmienią swojego położenia na mapie świata, mimo że Auschwitz i Hiroszima zawsze pozostaną pomnikami ofiar. A pamięć o ofiarach to pamięć ich katów.



Tytuł: Istota rzeczy
Autor: Iris Hanika
Tłumaczenie: Ewa Kowynia
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Liczba stron 143

Ocena książki: 4/6


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1551
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: