Dodany: 01.11.2014 19:20|Autor: AnnRK

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Pixel
Tóth Krisztina

3 osoby polecają ten tekst.

Bogactwo możliwości


Nazwisko, które polskiemu czytelnikowi nie mówi nic. Okładka nienachalna - projekt świetny, minimalistyczny, ale i niewalczący o uwagę czytelnika. Węgierska pisarka Krisztina Tóth debiutuje w Polsce zbiorem „Pixel” i mam nadzieję, że ten debiut nie przejdzie bez echa. Trzydzieści krótkich opowiadań zasługuje na uwagę jako całość, ale i odrębne opowieści.

Tylko wnikliwe przyjrzenie się drobiazgom pozwala poznać coś od podszewki.
Tylko zestawienie owych drobiazgów w spójną całość daje szansę oceny tego, co one budują.
„Pixel” pozwala na jedno i drugie.

Tytuły poszczególnych rozdziałów biorą się od nazw części ciała. Jest tu historia ręki, ucha, pępka, penisa, brody czy karku. Ta ręka puszcza drugą niespodziewanie, to ucho słyszy wrzaski zza ściany i woli klipsy niż kolczyki. Pępek jest dzieckiem odciętym od pępowiny, niechcianym. Penis to także rozstanie. „Samotność, lęk, uczucie wyobcowania, którego nie potrafi uśmierzyć obecność drugiego człowieka”[1]. Świadomość niemożności poczęcia dziecka w homoseksualnym związku. Tymczasem broda, to przynależność do rodziny, kark znaczą tatuaże przypominające dzień narodzić, zaś nie uwzględniające nieuchronnej śmierci.

Każda część ciała okazuje się punktem, wokół którego snuje się historia. Łączą się te wysnute nici, plączą, krzyżują, przenikają, dotykają delikatnym muśnięciem lub tworzą nierozerwalnie sploty. Ich bohaterowie, bywają bohaterami także cudzych historii. Niekiedy przemykają w tle, innym razem zjawiają się na pierwszym planie. Czasami między ich spotkaniami mijają lata. Dawni kochankowie spoglądają na siebie niepewnie, prowadzą już przecież nowe życia. Są i tacy, którzy spotkawszy się po siedmiu latach znów razem lądują w łóżku. Ona ma krótkie włosy i smutek w oczach, on pije zbyt dużo, ale wciąż ją kocha. Gdy sięga pod jej bluzkę, wyczuwa bliznę po mastektomii. Czas nie oszczędza nikogo.

Krisztina Tóth pisze lapidarnie. Nie potrzebuje długich, zawiłych opisów, by oddać emocje, nakreślić sylwetki bohaterów, ukazać ich myśli, troski, niepokoje. Czasami opowiada o rzeczach trudnych (rozstania, śmierć), niekiedy zabawnych (mężczyzna mdlejący na widok zużytych plastrów z woskiem do depilacji), innym razem nieco abstrakcyjnych, jak wtedy, gdy ręka kilkuletniego Davida niestrudzenie rysuje kredą kręgi po blacie stołu. Malując je nieskończenie cierpliwie, nieskończenie długo, mógłby w ten sposób stworzyć stożkowaty kształt, przestrzenną figurę, której otchłań wciągnie wszelkie troski.

„Inwentarz możliwych rzeczywistości jest bogaty, a poszczególne historie, toczą na naszych oczach, lub pozostają niewidoczne wraz z ich bohaterami”[2]. Stąd też, te przenikające się opowieści, życiorysy i sceny, doczekują się rozmaitych interpretacji. Oto nudząc się w środku komunikacji publicznej, obserwujemy kobietę. Kim jest, co robi, jak wygląda jej życie? I jakie jest prawdopodobieństwo, że nie będąc cwanym detektywem z Baker Street będziemy w stanie choćby zbliżyć się do prawdy? Tóth udowadnia to, o czym często zapominamy, choć właściwie nie wiem dlaczego. Pokazuje, jak ocena sytuacji z zewnątrz może być skrajnie odmienna od prawdy. Jak łatwo wydajemy opinie na podstawie mglistych przesłanek.

„Pixel” zawiera w sobie historie zwykłych ludzi. Z jednej strony samodzielnych istnień, z drugiej dopiero wspólnie z innymi, tworzących kompletną całość. Tytułowy bohater, tytułowy pixel, sam w sobie jest skończonym bytem, ale jego istnienie nabiera sensu dopiero w zestawieniu podobnych mu jednostek. Nawiązują się wówczas relacje, tworzą zależności, kiełkują uczucia.

W zbiorze opowiadań Krisztina Tóth zachwyca przede wszystkim język. Celność sformułowań, metafor, zwięzłość tak świetnie oddająca sens danej historii. Nie jest to łatwa sztuka, tak dosadnie, a przy tym z pewnym dystansem, opowiadać cudze życiorysy, wydobywając z nich jedynie sedno, bez zbędnych opisów, mnożenia słów i dzielenia włosa na czworo. Bez dodawania zbytecznych scen i odejmowania uroku. Styl węgierskiej pisarki i poetki, łączy w sobie matematyczną precyzję wyrażania myśli i poetycki urok nadawania im znaczenia.

Narratorka puszcza czasami do czytelnika oko. Wie znacznie więcej niż mu przekazuje. Niektóre sceny i fragmenty opowieści zostawia dla siebie. Czasami urywa myśl, każe samodzielnie snuć wizję do końca.

Czytajcie więc uważnie. Cieszcie się pięknym językiem, rozpoznawajcie wśród bohaterów znajome twarze. Czasem cofnijcie się o krok lub dwa i spójrzcie raz jeszcze na opisywaną rzeczywistość. Może z tej innej perspektywy, będzie ona wyglądała zupełnie inaczej.


***

[1] Krisztina Tóth, "Pixel", przeł. Klara Anna Marciniak, Wyd. Studio Emka, 2014, s. 119.
[2] Tamże, s. 111.


[Recenzję wcześniej opublikowałam na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1238
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: