Dodany: 14.10.2014 21:37|Autor: AnnRK

Tajemnica Marty


Wszystko zaczyna się w Moskwie, nie bez znaczenia jest wątek amerykański, ale to Warszawa jest głównym miejscem akcji kryminału "Korytarz podziemny "B"" Aleksandra Błażejowskiego, niemym świadkiem miłości, zdrad, kłamstw i tajemnic. A także zbrodni.

"W kapryśnych drgawkach zamierała jesień. Powietrze nagrzane było jeszcze promieniami słońca, ale od strony rzeki dął chłodny wiatr; dotykał ludzi zimnymi palcami, jakby ich ostrzegał, że wkrótce porozpina na ulicach miasta wiszary mokrych mgieł["1].

To jeszcze nie Warszawa. Poznali się bowiem w sowieckiej Rosji, w kawiarni Filipowa, pełnej tytoniowego dymu, hałaśliwego jazzu zagłuszającego rozmowy, pięknych kobiet, czujnych spojrzeń i nadstawionych uszu. Właśnie kogoś aresztowano, gdy przy pobliskim stoliku oni prowadzili konwersację. On zmęczony, ale nie na tyle by nie wpatrywać się z coraz większym zachwytem w swą nową znajomą. Ona swobodna, nieco tajemnicza, z kapeluszem naciągniętym na twarz tak mocno, że ledwie mógł dojrzeć barwę jej oczu. Dosiadła się do niego. W kawiarni, a także i później. W życiu. I jak to się zwykło w podobnych sytuacjach mówić: dalej już nic nie było takie same.

Inżynier Stefan Barczyński się zakochał. Od pierwszych słów i spojrzeń. Jakże bowiem inaczej nazwać ten stan, który kazał mu szaleńczo biegać w poszukiwaniu tajemniczej Marty, gdy ta, jeszcze tego samego wieczoru nagle znika mu z oczu? Nie ma w tym bajkowego romantyzmu Kopciuszka uciekającego o północy, w pędzie zrywającym obuwie ze stóp. Martę porwano, dotkliwie pobiwszy przy tym jej nowo poznanego towarzysza.

"Rzuciłem się na pomoc. Szarpałem twarde szynele żołnierskie, uderzałem na oślep. Ale mocny cios pięści powalił mnie na bruk. Kilka podkutych butów zaczęło mnie kopać i wciskać w jezdnię. Ostry ból przeszywał mi piersi i stawy. Osłabłem. Widziałem tylko jak przez mgłę, iż omdlałą Martę wrzucono do wnętrza samochodu"[2].

Barczyński powinien wracać do Polski. Jednak jego kolejne dni, to nerwowe poszukiwania porwanej kobiety, a trzeba zaznaczyć, że nie były to czasy, w których ot tak, samowolnie, można było przekroczyć termin pozwolenia pobytu na terenie Rosji. Odważne to było i głupie, na szczęście inżynierowi los sprzyjał, bo nie tylko udało mu się nie ponieść konsekwencji niesubordynacji, ale i spotkać Martę... w pociągu jadącym do Polski. Okoliczności spotkania były niezwykłe, ale to tylko początek owej niezwykłości zdarzeń.

Marta skrywa w sobie tajemnice i niedopowiedzenia. To jest, to znów znika. To kocha, to nie daje znaku życia. Barczyński miota się i cierpi, jednocześnie coraz bardziej ciekaw, co też przed nim zataja piękna kochanka. W międzyczasie, w Warszawie, spotyka przyjaciela ze szkolnych lat - Janka Bieniarza. Jan wrócił niedawno z Ameryki i właśnie pracuje nad czymś niezwykłym. Jego amerykańska historia pozwala Stefanowi oderwać się choć na chwilę od niewesołych rozmyślań o Marcie (przyjdzie? nie przyjdzie? czekać? łudzić się? zapomnieć?).

Odświeżenie przyjaźni z Jankiem, nie pozostanie bez znaczenia dla znajomości z Martą. Trudno było jednak przypuszczać, jak paskudny kształt przybierze cała historia, tym bardziej nieprzyjemna, im bardziej w niej grzebać. Póki co, Barczyński prowadzi życie dość spokojne, choć niepozbawione dziwnych zbiegów okoliczności i tajemnic. Im usilniej będzie chciał zrozumieć to, co dzieje się wokół niego, tym mocniej zaczną się zaciskać kleszcze niebezpieczeństwa.

Aleksander Błażejowski, autor m.in. "Czerwonego błazna" określanego pierwszą polską powieścią kryminalną, opowiada zajmująco, nawet jeśli odsuwa na bok kryminalną nić, po której powoli zmierzamy do wybuchowego finału. Pisarz dba o tło, szczegółowo buduje całą otoczkę, by wprowadzić czytelnika w odpowiedni nastrój, pozwolić mu przyjrzeć się bohaterom i ich losom. Wszystko to jest nie bez znaczenia dla kluczowego wątku, choć mogłoby się zdawać, że autor zbyt wiele czasu poświęca Bieniarzowi, a za mało Marcie. Mylne to odczucie, bo Błażejowski doskonale wie, co robi, a przy tym tworzy nie tylko kryminał, ale interesującą powieść obyczajową. Autor ma umiejętność opowiadania w taki sposób, że nawet gdy wolno zmierza do sedna, nie zdoła swojego czytelnika znużyć.

Powiem więcej - warstwa okołokryminalna zaciekawiła mnie nawet bardziej, niż sam kryminalny wątek, może dlatego, że ten jest dość przewidywalny (choć do końca się łudziłam, że pisarz pozwoli mojemu ulubionemu bohaterowi tej historii na ułożenie sobie życia). Mimo to, książkę czytałam z dużym zainteresowaniem, a to tylko świadczy o tym, że Aleksander Błażejowski jest dobrym opowiadaczem.

Kryminał, którego pierwsze powojenne egzemplarze niedawno trafiły w ręce czytelników, łączy w sobie dwie książki, pierwotnie wydane pod tytułami "Zemsta Grzegorza Burowa" (t. 1) i "Korytarz podziemny "B"" (t. 2). Czy warto go przeczytać? Oczywiście. Choćby i po to, by spojrzawszy głęboko w oczy Marty, wydobyć z niej kilka słów brutalnej prawdy.


***

[1] Aleksander Błażejowski, "Korytarz podziemny "B"", Wyd. CiekaweMiejsca.Net, 2013, s. 5.
[2] Tamże, s. 22.


[Recenzję wcześniej opublikowałam na moim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 854
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: